"Jak nie u psychologa, nie u księdza, to do wróżki"
Pixabay

"Jak nie u psychologa, nie u księdza, to do wróżki"

Cytowano mi Biblię, porównywano do demonów, mówiono, że jestem opętana. Ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, jaka to ciężka praca. Ile pieniędzy włożyłam w moją edukację, książki, karty - to są bardzo drogie rzeczy - opowiada wróżka Oriana. Naukowcy twierdzą, że wróżki to "skuteczni praktycy wpływu społecznego". A one? Robią swoje - mają masę klientów i nie zamierzają przekonywać niedowiarków.

Nie da się wszystkich zajmujących się ezoteryką wrzucić do jednego worka. Pod hasłami "wróżbita" czy "wróżka” jest całe spektrum usług. To bardzo szeroka branża. Każdy ma swoją specjalizację - są tarociści, ci, którzy wróżą z kart klasycznych, medium, jasnowidze, astrologowie... Są też tacy, którzy zdejmują klątwy, oczyszczają, odprawiają świeckie egzorcyzmy.

Na początek garść statystyk. Ponad 45 proc. Polaków czyta horoskopy - wynika z danych CBOS z 2018 r. To mniej niż w poprzednich latach (odpowiednio 58 proc. w 2016 r. i 55 proc. w 2011 r.). Co siódmy Polak posiada talizman przynoszący szczęście.

W tym samym badaniu co dziewiąty ankietowany (11 proc.) przyznał, że korzystał z usług wróżbity raz. Regularne chodzenie do wróżki deklaruje zaledwie 1 proc. badanych, choć już 10 lat temu tylko z ezoterycznego telebiznesu korzystało 3 mln klientów.

To dane oficjalne. 

Kto przychodzi po wróżby?

- Przychodzą do mnie różni ludzie, także tacy z wieloma tytułami przed nazwiskiem, których środowisko nie zakłada chwalenia się tym, że się chodzi do wróżki. To może rodzić hejt, ocenę. Może paść pytanie, co ci wróżka powiedziała, a to są często bardzo prywatne sprawy. Większość wizyt u mnie to "tajne przez poufne". Często nie wie rodzina, najbliżsi, a już znajomi na pewno. Chodzi bardzo dużo osób, a bardzo dużo się nie przyznaje – mówi wróżka, tarocistka Anna Kempisty.

Kto przychodzi po wróżby?  - Bardzo, bardzo różni ludzie. Kobiety, mężczyźni, w różnym wieku. Zgłaszają się z wątpliwościami, problemami, przychodzą z ciekawości. Trudno to uogólnić. Przychodzą nauczycielki, lekarze, prawnicy – podkreśla wróżka Dominika Lis.

 - Czasami ci ludzie potrzebują wsparcia, które najlepiej uzyskaliby u psychologa, jednak nie każdy chce oraz nie każdego stać na taką pomoc. Moja rola sprowadza się nie tylko do pokazania trendów przyszłości, ale też wsparcia, pokazania im możliwości jakie mają i tego, że ich życie leży w ich rękach – mówi z kolei Wróżka Dla Ciebie Izabela.

ZOBACZ: Katastrofa widmo. Encyklopedie milczą, mówić zaczęli świadkowie

Potwierdza to też wróżka Oriana Bukartek. - Są trzy rodzaje klientów. Przychodzą ludzie po "błękitną pigułkę" na całe zło tego świata. Myślą, że rozwiąże każdy ich problem, powiem, że będzie cudownie, wspaniale, ja i karty przeżyjemy życie za nich - podkreśla Oriana. Drugi typ, to osoby, które potrzebują rozmowy.

Jest takie powiedzenie: jak nie u psychologa, jak nie u księdza, to do wróżki. Ten typ klienta najbardziej lubię, bo jak kładziemy karty, to po prostu rozmawiamy.

I dodaje: "ludzie są tak bardzo samotni". - Nawet mając wokół siebie ludzi, zupełnie nie mają z kim porozmawiać. Nie mają osoby, która popatrzy na ich problem z boku, doradzi. To jest klient świadomy - to bardzo często kobiety, które dużo przeszły w życiu, stoją na rozdrożu. Rozwód, dzieci, szarpanie się z byłymi mężami - to są sprawy bardzo przyziemne, ale dotykające w tej chwili prawie każdego – zdradza Oriana.

Są też tacy klienci, którzy przychodzą tylko z ciekawości.

Pytia delficka

- Za każdym razem, kiedy widzimy jakieś zjawisko społeczne, dobrze jest zadać sobie pytanie, jaką korzyść otrzymuje człowiek, który w określony sposób się zachowuje. Jesteśmy do pewnego stopnia sensownymi stworzeniami, nie robimy rzeczy, które nie dawałyby nam jakichś, przynajmniej chwilowych, korzyści. Taką korzyścią, którą otrzymują ludzie udający się do wróżek, jest przede wszystkim zwiększenie poczucia kontroli, tego, że ma się wpływ na własne życie - mówi psycholog społeczny dr hab. Tomasz Grzyb, prof. Uniwersytetu SWPS we Wrocławiu.

ZOBACZ: Po torturach spłonęła na stosie. Współczesne polowania na czarownice

Jak tłumaczy, "życie składa się z bardzo wielu niewiadomych. Jest bardzo wiele kwestii, które mogą się potoczyć w wiele możliwych stron, mogą wystąpić zdarzenia, na które kompletnie nie mamy wpływu i dla bardzo wielu z nas przyznanie tego, że tylko w ograniczonym stopniu jesteśmy w stanie wpływać na własne życie, jest rzeczą dość bolesną".

Wróżka to wszystko wyjaśni. Powie, skąd się to wszystko bierze, jest w stanie także powiedzieć nam co będzie za jakiś czas. Zrobi to trochę jak Pytia delficka - cokolwiek by się nie wydarzyło w naszym życiu, będziemy w stanie dostrzec jakiś element prawdomówności wróżki. To daje nam bardzo duże poczucie tego, że my to życie na powrót kontrolujemy. Nie chodzi o to, że musimy na wszystko wpływać, zapobiegać jakimś wydarzeniom, ale sam fakt, że wiemy, że tak będzie, to jest rzecz, która przywraca nam poczucie kontroli.

Nie mówią o śmierci

Każda z wróżek, z którymi rozmawiam ma swoje "zasady BHP".

- Dobra wróżka nigdy nie powie klientowi co ma zrobić. Karty mają wskazywać podpowiedzi, kroki, to dywinacja, czyli prognozowanie. Wróżby prognozują najbardziej prawdopodobny bieg wydarzeń. Ja mam takie powiedzenie, że przeznaczenie to jest 20 do 30 proc., a cała reszta to nasze decyzje i nasza praca, i to od nas zależy, w którą stronę pójdziemy. Nie ma złych decyzji, są tylko konsekwencje decyzji – podkreśla Oriana.

- Zawsze powtarzam, że karty to tylko wskazówki, każdy o swoim losie decyduje sam, zawsze można go zmienić, bo mamy wolną wolę. Bliskim i rodzinie nie wróżę. Nie chcę wiedzieć co ich czeka. Jestem związana z nimi emocjonalnie, trudno mi o jasność umysłu i interpretację pewnych zdarzeń. Chyba, że dzieje się coś ważnego, że bliski nie może sobie z czymś poradzić, to mogę postawić karty, ale trzymam się zasady, żeby tego nie robić – zaznacza Dominika Lis.

Nie mówi też o zagrożeniu życia, jeśli nie można tego zmienić. - To bardzo ważne. Spotykam się z osobami, które wróciły od innych wróżek czy jasnowidzów, gdzie usłyszeli, że zostaną młodymi wdowami czy szybko umrą. Nie można takich rzeczy mówić, profesjonalni tarociści tego nie robią. To bardzo ważna dla mnie zasada – dodaje.

Jednak wróżki podkreślają, że gdy klient uważnie słucha wróżby, nierzadko może mu ona uratować życie.

- Wydaje się, że to szaleństwo, jak można kartami uratować komuś życie, ale takich przypadków mam naprawdę wiele. Jeśli osoba ma taką wróżbę zapisaną, to odczytuję ją w kartach tarota z daty urodzenia - mówi Anna Kempisty.  

Mówię wtedy: proszę zwrócić uwagę na zdrowie w konkretnym zakresie. Często okazuje się, że ktoś trafia do lekarza, który mówi: "to nowotwór, dobrze, że pan tak szybko do nas trafił, rokowania jeszcze są dobre" albo "dobrze, że przyprowadziła pani ojca, bo za chwilę ten skrzep mógłby się oderwać". Jeśli czegoś się już uczepię, to nie wolno tego lekceważyć.

Pandemia w kartach

Czy wróżki przewidziały pandemię?

- Klienci mi przypominają, że mówiłam, że w 2020 r. będzie przestój, że trzeba będzie zająć czymś ręce, od zaplecza posprzątać to, na co nie było wcześniej czasu, ale że to się przemieli i ruszy dalej. Według moich kart jeszcze na nadchodzącą wiosnę wirus będzie szalał, ale nie mam informacji z kart, że później to jakoś powinno utrudniać ludziom życie – przewiduje Anna Kempisty.

- Pandemii nie przewidziałam, bo ogólnie nie stawiam kart na światowe sprawy. To trudne - mówi z kolei Wróżka Dla Ciebie Izabela. Przyznaje jednak, że z końcem 2019 r. i początkiem 2020 r. zauważyła u klientów duży niepokój o pracę, niepewność finansową i lęk o zdrowie.

ZOBACZ: Wirus egalitarny. Nie oszczędza nikogo

- To wszystko było we wróżbach, ale wtedy tak tego nie łączyłam. Dopiero, gdy przyszła pandemia, zrozumiałam, dlaczego tak wyszło w kartach - tłumaczy.

Jak dodaje, "teraz często klienci pytają, kiedy się to skończy, jak to przejdą, kto to wymyślił". – Odpowiadam jednostkowo. Dla każdego wpływ pandemii na jego życie może się skończyć w innym momencie – mówi Izabela.

Przyznaje też, że zgłasza się do niej więcej osób z dużymi lękami. - To wręcz nerwice dotyczące obecnej sytuacji w Polsce. Szukają rozmowy, pocieszenia, wskazówek co dalej. Zdarza się, że gdy widzę, że stan psychiczny danej osoby jest bardzo zły, polecam jej kontakt z psychologiem - przyznaje.

Wróżka w sieci

Czarownica w zatęchłym pokoiku zgrabiona nad szklaną kulą ubrana w pstrokate szmaty? Żadna wróżka już tak nie wygląda. Te, z którymi rozmawiam, to kobiety wykształcone, z bogatą przeszłością zawodową.

Anna Kempisty jest psychologiem klinicznym, Dominika Lis była socjoterapeutą, Oriana przez wiele lat zarządzała dużym klubem i restauracją w Warszawie. 

Wróżka Dla Ciebie Izabela przyznaje, że podczas 15 lat swojej praktyki jako doradca ezoteryczny miała kilka momentów zwątpienia.

Jestem osobą wykształconą z dwoma fakultetami, mogłabym obrać inną ścieżkę zawodową. Możliwe, że niebawem będę chciała wykorzystać dodatkowo jeden z moich zawodów, ale jednocześnie chciałabym dalej być wróżką.

Usługi ezoteryczne dawno weszły w sferę cyfrową, a już dziesięć lat temu Polacy wydawali na nie miliardy złotych rocznie. Sam ezo-telebiznes w 2010 r. miał być wart ok. 100 mln złotych. Jak podawał wówczas "Dziennik Gazeta Prawna", z wróżek przez internet, telefon i SMS korzystały 3 mln osób.

Dziś wróżki same świetnie radzą sobie w social mediach. Ich profile obserwuje po kilkadziesiąt tysięcy osób, a posty zdobywają setki polubień.

"To bardzo dobrzy obserwatorzy"

Według prof. Grzyba wróżowie i wróżki są bardzo skutecznymi praktykami wpływu społecznego.

- Ludzie, którzy zajmują się wróżeniem mają najczęściej pewne doświadczenie, które jest połączone z pewnymi naturalnymi predyspozycjami. Doskonale wiemy, że są ludzie, którzy są bardziej skuteczni w przekonywaniu nas do czegoś i tacy, którzy w tej roli sprawdzają się gorzej. Z takich osób najczęściej rekrutują się wróże i wróżki. Są to ludzie, którzy mają naturalne inklinacje do tego, żeby być skutecznymi – mówi prof. Tomasz Grzyb.

Zwraca uwagę, że swoją rolę odgrywa też doświadczenie. - Jeśli przyjęli już 200 czy 300 osób, to zauważają pewne prawidłowości, że jeśli przychodzi młoda dziewczyna, to najprawdopodobniej ma problem z jakąś niezrealizowaną miłością, wystarczy głęboko spojrzeć jej w oczy, popatrzeć na swojego kota, szklaną kulę, czy przełożyć karty, żeby w magiczny sposób się tego dowiedzieć - mówi i dodaje:

To są bardzo dobrzy obserwatorzy, którzy jednocześnie potrafią wpływać na to, jak ludzie ich postrzegają. Jednym ze sposobów jest budowanie swojego autorytetu, np. bardzo prostą techniką odprawiania co którejś osoby, która przychodzi po raz pierwszy. Wróż czy wróżka mówi, że nie wykona usługi, bo widzi, że osoba, która przyszła jej nie wierzy i za niewykonaną wróżbę nie weźmie pieniędzy. Nie jest to związane z żadnym ryzykiem. Każdy, kto przychodzi do wróżki ma w sobie jakieś pokłady wątpliwości, braku wiary. To buduje autorytet, bo o takich historiach się ciągle opowiada.

Jednak Oriana podkreśla, że każda sesja z klientem jest również sesją dla niej. - Przyszedł taki moment w moim życiu, że usiadłam i mówię: cholera jasna, jakie ja mam dobre życie. Wysłuchuję takich tragedii, o których nie mówią w wiadomościach. Słucham np. historii kobiety, która miała męża bandytę, który podtapiał ją w toalecie. Jednego dnia obsypywał ją złotem, diamentami, miała wszystko, następnego mówił jej: "jesteś niczym", porywał jej dziecko. Słuchanie ludzkich dramatów i tragedii spowodowało u mnie to, że mam w sobie mnóstwo pokory do tego co i kto mnie otacza. Jakie mam szczęście, że mam spokój, rodzinę, przyjaciół, jestem zdrowa i nie miałam nigdy w domu kata, bo to są najczęstsze historie – przyznaje wróżka.

Opętana, demon, piekło

Jednak obecność w sieci wiąże się z ostrą krytyką i hejtem. Jak mówi Oriana, "Żyjemy w katolickim, prawie radykalnym kraju".

Standardowo cytowano mi Biblię, porównywano do demonów, mówiono, że jestem opętana. Temat rzeka. Ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, jak ciężka to jest praca. Ile pieniędzy ja włożyłam w moją edukację, książki, karty - to są bardzo drogie rzeczy. Kształciłam się latami i do tej pory się kształcę. To jest w tej branży nieskończone. Spotykam się często z roszczeniowością, że skoro mam dar, to powinnam to zrobić za darmo.

- Mam swój kanał na YouTube, wielokrotnie dostawałam maile, że pójdę do piekła, że mnie znajdą, że zrobią mi krzywdę, głównie od ludzi mocno wierzących. W Polsce nie mówiłam np. w pracy, że jestem wróżką. Dopiero po wyprowadzce do Anglii zdecydowałam się założyć kanał, pokazać twarz. Tu jest większa tolerancja na takie rzeczy – przyznaje Dominika Lis.

ZOBACZ: Opętanie czy choroba psychiczna? Między wiarą a nauką

Z kolei Wróżka Dla Ciebie Izabela twierdzi, że takich wiadomości dostaje niewiele. - Zdarzają się jakieś krótkie wiadomości, że się będę w piekle smażyć, że Bóg mi tego nie wybaczy. Piszą zagorzali katolicy, którzy nie bardzo rozumieją na czym polega wróżenie i że to nie ma nic wspólnego z wiarą, choć takich osób jest bardzo mało. Ja nie reaguję na takie wiadomości - opowiada.

Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek

Co ciekawe, na popularność usług wróżbiarskich nie wpływa istotnie religijność, która teoretycznie powinna kształtować stosunek do magicznych praktyk.

Co więcej, "osoby uczestniczące w praktykach religijnych kilka razy w tygodniu nawet nieco częściej niż pozostałe przyznają, że chociaż raz skorzystały z usług wróżki lub wróża (23 proc. wskazań)” – podaje CBOS.

Prof. Grzyb przyznaje, że "chodzenie do wróżki bez wątpienia się kłóci z rozsądnie przeżywaną religią, jakakolwiek by ona nie była. To nie jest kwestia tylko katolicyzmu".

Każdy człowiek, który ma w sobie wiarę w siły wyższe, Boga, jakkolwiek by go nazywał i rozumiał, prawdopodobnie wyznaje zasadę, która akurat w religii chrześcijańskiej brzmi "nie będziesz miał bogów cudzych przede mną".

Tłumaczy, że ma to związek z pewnym synkretyzmem, dostrzeganym nie tylko w Polsce, ale także m.in. w Ameryce Południowej.

- Widzimy ludzi, którzy z jednej strony uczestniczą w praktykach religijnych, ale z drugiej traktują różaniec zawieszony na lusterku samochodu raczej jako amulet, a nie coś, co ma im przypominać o wierze. Z tej perspektywy chodzenie do wróżki byłoby realizacją powiedzenia, że Panu Bogu pali się świeczkę, ale diabłu też ogarek przy okazji nie zaszkodzi - mówi profesor.

"Kobieta, u której byłam, to naprawdę jakaś czarownica"

Na profilach wróżek można przeczytać setki komentarzy i wiadomości z podziękowaniami. Zapytałam wśród znajomych, czy ktoś korzystał kiedyś z takich usług i chciałby mi o tym opowiedzieć. Zgłosiły się dwie osoby. Obie zgodnie przyznały, że wszystko, co usłyszały od wróżki sprawdziło się w stu procentach, choć jedna z nich od początku była sceptycznie nastawiona do wróżenia. Ewa twierdzi, że kobieta, u której była to "naprawdę jakaś czarownica": 

Generalnie nie bagatelizuję już takich bajerów, chociaż wiadomo, że jest mnóstwo naciągaczy, którzy plotą, co im ślina na język przyniesie. Ta kobieta, u której byłam, to jest naprawdę jakaś czarownica. Nie wiem, czy to tak rozwinięta intuicja, czy konszachty z zaświatami, w każdym razie na pewno coś.

- Z badań wynika, że znacząca część wróżów i wróżek to nie są ludzie, którzy są zupełnymi hochsztaplerami, czyli ludźmi, którzy roztaczają wizje, w które sami nie wierzą. Bardzo często są to ludzie, którzy naprawdę mają głębokie przekonanie, że potrafią wyczytać coś w gwiazdach, kartach, w przeszłości człowieka, kiedy się do niej dobiorą za pomocą swoich magicznych metod - mówi profesor.

Jak dodaje, "to są ludzie, którzy bardzo często mają przekonanie, że oni tym klientom pomagają, że są trochę jak lekarze, że pomagają innym żyć, podejmować właściwe decyzje, że pomagają rozumieć lepiej życie. Paradoksalnie czasami mają rację".

ZOBACZ: "Wierzyliśmy, że chemia i tak nie pomoże". O konsekwencjach terapii alternatywnych

- Ludzie, którzy przychodzą do wróżek bardzo często są przekonani, że ich życie się poprawiło, że to, co usłyszeli, czego doświadczyli sprawiło, że żyje im się lepiej, prościej, łatwiej, są bardziej pewni swoich decyzji. Z całą pewnością takich wróżek czy wróżów nie należy traktować wyłącznie jako osoby, które są oszustami, a ich głównym celem jest wyciąganie pieniędzy - tłumaczy.

Jednak profesor podkreśla, że "oczywiście są i tacy".

W Polsce w ciągu ostatnich lat bardzo rozwinął się biznes wróżbiarski, który po prostu polega na tworzeniu pewnej psychologicznej sieci zależności. Jeśli ktoś wyśle smsa na numer, który jest anonsowany w różnego rodzaju gazetach, że można napisać do wróżki Zoi czy wróża Tadeusza, oni odpiszą, przy okazji oczywiście to wszystko kosztuje, to można się spodziewać, że później ta wróżka czy ten wróż będą pisać dwa razy dziennie z tekstami: "zauważyłam w kartach coś, czego jeszcze nigdy nie widziałam, musisz się ze mną koniecznie skontaktować".

- Wyobraźmy sobie człowieka w jakimś kryzysie psychicznym, który po prostu do takiej wróżki pisze, a później jest bombardowany takimi informacjami. Bez wątpienia można stwierdzić, że jest to ordynarne oszustwo, które polega na tym, żeby człowieka usidlić i stworzyć przekonanie, że nie może żyć bez tej wróżki, a żeby do niej napisać musi wydać kilka albo kilkanaście tysięcy złotych - wyjaśnia prof. Grzyb.

"Nie wszyscy powinni chodzić do wróżek"

Kilka stuleci zajęło nam przejście od palenia "czarownic" na stosie, do powierzania im największych sekretów i obaw. Nie zmienia się jedno - ludzie zawsze będą dzielić się na tych, którzy w nadprzyrodzone moce wierzą i tych, którzy nie dają im wiary.

- Niezależnie od tego, jak ludzie podchodzą do wróżb, czy są sceptyczni, niektórzy chcą podejmować decyzje w oparciu o siebie, ja to bardzo szanuję. Nie wszyscy powinni chodzić do wróżek. Jeżeli ktoś bez tego żył i żyje nadal, to super. Ale myślę, że od czasu do czasu warto pójść do wróżki, sprawdzić swoje sprawy, zapytać o nie, żeby wiedzieć na czym się stoi. Absolutnie nie jestem za tym, żeby zwolnić ludzi z myślenia, ale czasem rodzaj nietypowej porady, nietypowego wsparcia, może dać na jakiś czas poczucie komfortu – mówi tarocistka Anna Kempisty.

Z kolei prof. Grzyb pytany czy dostrzega pozytywy w działalności wróżek, odpowiada: "bardzo ostrożnie chciałbym powiedzieć, że ludzie, którzy wychodzą od wróżek, bardzo często odnotowują poprawę nastroju, jakieś zwiększenie kontroli nad własnym życiem".

Natomiast pozostawiam ocenie czytelników, skąd ta poprawa nastroju się wzięła. To nie są racjonalne metody poprawy własnego funkcjonowania w życiu. Jeśli ktoś ma kłopot z jakąś życiową decyzją, z sytuacją, w jakiej się znalazł, to sugeruję, żeby porozmawiał z bliskim przyjacielem albo przyjaciółką, jeżeli jest taka konieczność, poszukał fachowej pomocy u terapeuty albo doradcy małżeńskiego. Myślę, że to będą lepiej wydane pieniądze niż to, co się u wróżki zostawia.

Ale wróżki nie kłócą się już ze sceptykami.

- Jestem bardzo wrażliwa, emocjonalna, jestem choleryczką i często reaguję nad wyraz. Na początku płakałam, przejmowałam się, tłumaczyłam, pisałam elaboraty. Ale są różne typy umysłów, różne typy ludzi. Jak ktoś, kto jest psychiatrą i ma wykształcenie ścisłe, medyczne, i nie ma otwartego umysłu na to, że może być coś "poza", to ja nie będę się z betonem kopała – stwierdza Oriana.

Jak dodaje, "mam swoją ideologię, punkt widzenia, którego nikomu na siłę nie wciskam. Nikogo nie przekonuję, że to jest prawda. Mówię tylko, że ja w to wierzę i to jest najważniejsze. Przekonywanie kosztowało mnie za dużo nerwów i płaczu. Przestałam dyskutować".

Komentarze