Samotność rodzica. „Nie widziałem córek od 81 dni”
Pixabay

Samotność rodzica. „Nie widziałem córek od 81 dni”

Jeszcze nigdy wykorzystywanie alienacji do walki między zwaśnionymi rodzicami nie było tak proste. Dziś wystarczy hasło „koronawirus”, „pandemia”, „niebezpieczeństwo”, by jeden z rodziców odciął dzieci od drugiego.

Tomasz Szewczyk jest 5 lat po rozwodzie. Ma dwie córki, 6- i 15-letnią. Ostatni raz widział je w lutym. Potem przyszła pandemia. - Była żona oznajmiła, że narażę dzieci na koronawirusa. Nie pomagają zapewnienia, że spędzimy czas w domu. Walczę, by móc je przewieźć moim własnym samochodem z punktu A do punktu B. Tylko tyle - zaznacza. - Co jeśli pandemia jeszcze potrwa i stracę możliwość kontaktu z córkami na kolejne miesiące? - zastanawia się.

Tomasz nie zrezygnował z wyjazdów do Łomży, w której mieszka była żona i ich córki i w ustalonych terminach stawia się pod ich domem. - Nie jestem wpuszczany. Dwa razy wezwałem policję. Po ostatniej interwencji jeden z policjantów rzucił: „pan to sobie zbiera". I dodał, że oni nic nie mogą zrobić. Nawet, gdy moja była żona, z którą udało im się porozmawiać potwierdziła, że zabrania kontaktów.

Mężczyzna dziś może prowadzić rozmowy video z młodszą córką na zasadach wyznaczonych przez matkę: dwa razy w tygodniu po 40 minut. Mówi, że rozmowy takie nie są w stanie zrekompensować mu wspólnego weekendu. Tym bardziej, że już na początku kwietnia Ministerstwo Sprawiedliwości poinformowało, że w mocy pozostają wszystkie postanowienia wydane przez sądy w sprawie kontaktów dzieci z rodzicami, z którymi na co dzień nie mieszkają. - Mojej byłej żony to najwyraźniej nie dotyczy - mówi.

ZOBACZ: "Wojna elit z przyrodą. Ostatni alarm dla Polski"

Takich jak on, rodziców, którym dziś nie pozwala się na spotkania z dziećmi, tłumacząc to zagrożeniem epidemicznym, w Polsce są setki, a może nawet tysiące.

Sytuację, w której utrudnia lub uniemożliwia się dzieciom spotkania z drugim rodzicem, mimo rozstrzygnięć sądowych, a raczej wbrew ich postanowieniom, nazywa się alienacją rodzicielską.

Walka o dzieci

Dołączam do facebookowej grupy, jednej z wielu poświęconych temu problemowi. Piszę, że planuję artykuł o alienacji rodzicielskiej, ze szczególnym uwzględnieniem czasu pandemii. W ciągu kilku godzin dostaję kilkadziesiąt wiadomości, a w nich historie:

„28 lutego uprawomocniło się postanowienie sądu oddalające wniosek matki o zakaz kontaktów. Sąd nie uznał wniosku matki, więc wzięła sprawy w swoje ręce i sama zarządziła zakaz kontaktów. Oficjalnie >>na pandemię<<”.

„Pracuję w aptece i to jest powód, dla którego nie mogę zobaczyć 13-letniego synka mieszkającego z ojcem 100 metrów ode mnie”.

„Nie widzę córki od 6 marca, nie wiem gdzie jest, czy żyje...”.

Franciszek, tata 8-latka, opowiada: Jestem pracownikiem naukowym, 7 marca miałem ostatnie zajęcia na uczelni. Siedzę sam w domu, pracuję zdalnie, a mimo to, według matki mojego syna, stanowię dla niego zagrożenie. Od 9,5 tygodnia nie pozwoliła mi na spotkanie. Nie trafia do niej argument, że mam dom z ogrodem, nieopodal lasu. Wolała trzymać dziecko przez 43 dni w mieszkaniu, bez jakiejkolwiek możliwości wyjścia z bloku, niż pozwolić mi zabrać syna do siebie.

Wcześniej, zgodnie w wyrokiem rozwodowym, z synem spędzałem co drugi weekend, połowę świąt, połowę wakacji. Teraz nawet kontakty zdalne są utrudnione, nie mogłem kupić 8-latkowi telefonu, by móc z nim rozmawiać. I tak matka stała się wyłączną dysponentką mojego syna. Nie mam nadziei, że to się zmieni. Choć i tak w każdym kolejnym terminie spotkania z synem, będę po niego jeździł.

ZOBACZ: Ostatnie pożegnanie w windzie. O umieraniu w samotności

Ale dziś problem alienacji rodzicielskiej to już nie tylko historie z internetowych grup wsparcia dla ojców, którzy po rozwodach walczą o prawa do opieki nad dziećmi. Skalę problemu potwierdza prawniczka Aleksandra Ejsmont, która mówi, że już przed pandemią obserwowała, jak problemy z kontaktami narastają „w tempie zastraszającym”. Na początku pandemii miała nadzieję, że może rodzice się zatrzymają, pojawi się gotowość do współpracy w kryzysowej sytuacji. - Dziś wiem, że epidemia stała się pretekstem do izolacji i takich spraw będzie coraz więcej. Nieustannie dostaję pytania: „co mam zrobić, bo nie widzę dziecka kolejny tydzień?” - podkreśla.

"Pandemia stała się pretekstem do izolacji dzieci od rodziców"Pixabay
"Pandemia stała się pretekstem do izolacji dzieci od rodziców"

 

Zaznacza też, że przed pandemią spotykała się z różnymi pomysłami na to, pod jakim pretekstem ograniczyć dzieciom kontakty z rodzicem, z którym na co dzień nie mieszkają. - Zdarzają się fałszywe oskarżenia o przemoc, o molestowanie. Bywa, że argumentem na „nie” jest fakt, że „dziecko nie chce” spędzać czasu z drugim rodzicem. Dziś do tej puli doszedł koronawirus. Głównym powodem jest pandemia - dodaje.

Argument ten nie powinien być jednak wykorzystywany przez wszystkich. - W sytuacji, gdy rodzic, który ma uregulowane kontakty wykonuje zawód podwyższonego ryzyka, np. jest lekarzem, pracuje w szpitalu jednoimiennym, można rozważyć zmianę formuły kontaktów, bo rzeczywiście ryzyko zakażenia mogłoby być wyższe. Natomiast chodzi o tymczasową zmianę formy kontaktów np. na codzienne za pośrednictwem komunikatora, a nie ich całkowite wstrzymanie. Niestety dzieje się tak, że rodzice wykonujący zupełnie wydawałoby się bezpieczne zawody, pracujący zdalnie też słyszą, że nie mogą się spotkać z dziećmi, bo naraziliby je na niebezpieczeństwo.

Sędzia Wydziału Rodzinnego i Nieletnich: Jestem przekonana, że posypią się wnioski o egzekucję kontaktów.

Ejsmont: Jeżeli miałabym radzić rodzicom, którzy są alienowani, statystycznie dotyczy to częściej ojców, ale są też matki: radzę, by podejmowali działania, rozważali składanie wniosków o zagrożenie ukaraniem. Rodzice, którzy dziś izolują dzieci powołując się na koronawirusa, mimo że nie ma ku temu przesłanek, muszą się liczyć z konsekwencjami.

Finansowy bat

Dziś nierealizowanie postanowień sądu może oznaczać kary pieniężne. Według Ministerstwa Sprawiedliwości w 2016 r. sądy zagroziły taką karą prawie 500 matkom i 80 ojcom. W 2017 r. było to 509 matek i 115 ojców, a rok później 504 matki i 102 ojców.

ZOBACZ: Koniec świata jest codziennie. Chyba, że coś z tym zrobimy

Prawniczka wyjaśnia, że często jest tak, że już ten pierwszy etap, czyli zagrożenie ukaraniem wystarczy, by kontakty wracały do normy i nie było potrzeby przechodzenia do drugiej fazy, jaką jest zasądzanie określonych kwot.

Tomasz Szewczyk nie widział swojej córki od blisko trzech miesięcyfot. archiwum prywatne
Tomasz Szewczyk nie widział swoich córek od blisko trzech miesięcy

 

- Jestem w trakcie składania wniosku o ukaranie byłej żony koniecznością wpłacania na moje konto 1000 zł za każde nieodbyte spotkanie. Te pieniądze przeznaczałbym i tak na potrzeby dzieci. Tyle, że wzięta prawnik z dziedziny prawa rodzinnego mówiła mi, że są tacy, którzy zalegają z karami nawet na kilkadziesiąt tysięcy złotych - mówi Szewczyk.

Stąd, zdaniem Aleksandry Ejsmont, wprowadzenie dyskutowanych od jakiegoś czasu zmian w Kodeksie rodzinnym i opiekuńczym jest konieczne. Projekt, który w lutym trafił do senackich komisji: ustawodawczej i rodziny, polityki senioralnej i społecznej zakłada m.in. możliwość ustalenia przez sąd opieki naprzemiennej. W tej chwili przepisy nie przewidują takiej formy sprawowania pieczy.

Jednak dużo bardziej kontrowersyjna wydaje się kolejna z proponowanych regulacji, wprowadzenie penalizacji utrudniania lub uniemożliwiania kontaktów z dzieckiem. - Nie wiem, jaką ostatecznie to przyjmie formę, ale można by rozważać model, jaki funkcjonuje przy niealimentacji. To byłoby dobre rozwiązanie w przypadkach ekstremalnych. Oczywiście, najpierw powinny być wykorzystywane narzędzia, które przewiduje procedura cywilna: zagrożenie ukaraniem, kara finansowa. Jeśli to nie zadziała, pozostawałaby ścieżka karna – mówi Ejsmont.

Póki co rodzice, którzy czują się odcięci od dzieci, mają jeszcze jeden problem: w związku z pandemią sądy orzekają tylko w najważniejszych i najpilniejszych sprawach. Nawet jeśli niebawem zaczną funkcjonować normalnie, zanim na wokandę trafią sprawy dotyczące kontaktów z dziećmi, czy miejsca zamieszkania, minie sporo czasu. Dla rodziców, którzy czują się pokrzywdzeni przez eks partnerów to może oznaczać kolejne miesiące czekania na rozstrzygnięcie. W trudnej sytuacji są także ci, którzy do tej pory mogli spotykać się ze swoimi dziećmi w obecności kuratora. Dziś i to nie jest możliwe, bo praca kuratorów została ograniczona do niezbędnego minimum. Najczęściej nie dochodzi także do spotkań w tzw. miejscu neutralnym, wskazanym w orzeczeniu sądu. Gdyby tym miejscem była sala zabaw, czy restauracja, dziś na wizytę w obu nie ma szans.

Naruszenie praw dziecka”

Biuro Rzecznika Praw Dziecka w odpowiedzi na moje pytania przekazało apel Mikołaja Pawlaka do rodziców, którzy rozstali się i teraz osobno sprawują opiekę nad dziećmi, by w tym trudnym czasie nie przysparzali dzieciom dodatkowego stresu. - Niestety, w ostatnich miesiącach Rzecznik otrzymywał zgłoszenia w sprawie ograniczania kontaktów z dzieckiem przez rodzica drugiemu rodzicowi pod pretekstem zagrożenia koronawirusem. Tak nie wolno postępować i jest to naruszenie praw dziecka - zaznaczono.

ZOBACZ: Cyfrowi proletariusze, łączcie się!

Franciszek powiedział mi, że jak tylko spotka się z synkiem powie mu, jak bardzo go kocha. I jak bardzo za nim tęsknił.

- Jeśli w wyniku długotrwałej izolacji więź rodzica z dzieckiem zostanie zerwana, to jej odbudowanie może się okazać niemożliwe - mówi Aleksandra Ejsmont.

Tomasz przyznaje, że dostaje zapewnienia, że „jak to wszystko" się skończy, to „sobie odbije". - Nawet gdyby tak miało być, w co dziś nie wierzę, to czasu nie cofnę - kończy.

Jego była żona nie zdecydowała się na rozmowę. 

Komentarze