"Wojna elit z przyrodą. Ostatni alarm dla Polski"
Podlaska Policja

"Wojna elit z przyrodą. Ostatni alarm dla Polski"

Nie ma już czterech pór roku. Mamy porę zimną i ciepłą. Lekko wilgotną i suchą. Pożar biebrzańskich mokradeł wiosną jest ostatnim sygnałem alarmowym dla Polski. Elity - polskie i światowe - od dekad prowadzą wojnę z przyrodą i wodą. I tę wojnę wygrywają. 

Jedno z najcenniejszych przyrodniczo miejsc w kraju i Europie - Biebrzański Park Narodowy - o tej porze roku było pełne wody. Po bezśnieżnej zimie i suchej wiośnie trzciny i trawy zamieniły się w zapałki. Wystarczyła iskra, żeby spłonęły.

Bezpośrednią przyczyną pożaru tysięcy hektarów traw i trzcinowisk najprawdopodobniej odpowiada wypalanie traw, ale nie byłoby to możliwe, gdyby nie globalne ocieplenie klimatu i nasza krajowa destrukcyjna działalność. Politycy i lokalni decydenci ignorują od lat wszystkie znaki na niebie i ziemi, które wskazują, że zmierzamy prosto w stronę katastrofy. Czy musi zabraknąć wody w kranach, żeby się obudzili?

Nowa normalność

W Polsce od kilku lat trwa w Polsce susza. Z roku na rok sytuacja robi się coraz trudniejsza. Eksperci mówią o suszy pięćdziesięciolecia albo nawet stulecia. Podobnych możemy spodziewać się w każdym kolejnym roku. To już nie jest susza, to jest nowy stan normalności. To susza klimatyczna wywołana działalnością człowieka, jego chciwością i głupotą. Nie ma już czterech pór roku. Mamy porę zimną i ciepłą. Lekko wilgotną i suchą. W tym roku ciężko poczuć wiosnę. Chociaż natura budzi się do życia, wydaje się być ono przygaszone. Wiosna nie pachnie. Nie ma owadów. Jest koszmarnie sucho.

Na większości połaci kraju pokrywa śnieżna tej zimy nie utrzymała się ani razu dłużej niż na dwadzieścia cztery godziny. W grudniu i styczniu spadło w niektórych polskich województwach nawet o 60 proc.mniej opadów, niż wynikałoby to z długoletniej średniej normy. Brak śniegu zimą przyjęliśmy z zadziwiającą obojętnością. Jakby widok dzieci lepiących bałwany z błota był codziennością. Sucha zima przyszła po wyjątkowo gorącym roku. Rok 2019 był najcieplejszy w historii pomiarów. Poprzedni historyczny rekord ustanowiony został raptem dwanaście miesięcy wcześniej. W czerwcu upały sięgały nawet czterdziestu stopni w cieniu.

ZOBACZ: Pokolenie luxmedu nie ma szans w starciu z kryzysem

Co roku jest coraz więcej słonecznych dni, coraz mniej chmur na niebie. Oznacza to, że zwiększa się parowanie wody z gleby. Zmienia się też charakter opadów. Zamiast długich równomiernych deszczy, coraz więcej jest nawałnic. Takiej wody wysuszona gleba nie jest wstanie przyjąć. Co nas czeka w tym roku? Wszystko wskazuje na to, że będzie znacznie gorzej. Od połowy marca w Polsce praktycznie nie padało. Prognozy meteorologów na nadchodzące tygodnie też nie przewidują żadnych opadów.

Na pierwszym froncie walki z suszą są polscy rolnicy. Wiosna to najważniejsza dla nich pora roku. Teraz sadzą rośliny, które powinny się ukorzenić i rozpocząć wzrost. Bez wody tego nie zrobią. Brzmi to jak porada trenera osobistego, ale woda to życie, bez niej nie ma egzystencji, nie ma roślin i nie ma zwierząt. Wzrosną ceny produktów spożywczych, a wielu rolników zbankrutuje. Polskie elity przyglądają się temu z radosną obojętnością. Dlaczego radosną? Bo trudno się oprzeć wrażeniu, że z niszczenia przyrody i życia czerpią pewnego rodzaju sadomasochistyczną przyjemność. Niestety zbiorniki nie zaczną się wypełniać wodą w tempie ofiarowanych za darmo piosenek Zbigniewa Hołdysa. Nie pomoże tu również konstancińskie podziemie antykomunistyczne. Z pustego nawet Tomasz Lis nie naleje.

Woda? Twój wróg

Polskie elity przez ostatnie kilkadziesiąt lat robiły wszystko, żeby problem braku wody pogłębić. Dociskały gaz do dechy jadąc pod prąd na autostradzie. Pod topór szły drzewa, które wiążą wodę w glebie, dają cień i są siedliskiem tysięcy stworzeń. Drzewa przy drogach? Pod topór. Rzucają się na polskich kierowców znanych na świecie z bezpiecznej i odpowiedzialnej jazdy. Drzewa w miastach? Panie, jak ja mam tutaj wybudować kolejne osiedle deweloperskie, jak tu zagajnik rośnie? Drzewa w lasach? Można, jak najbardziej. Drzewo to pieniądz, a lasy to fabryki kasy i plantacje sosny. Wytnijmy nawet stupiędzięcioletnie drzewa z Puszczy Karpackiej, bo przecież już się  wystarczająco narosły.

Woda? Twój wróg. Od czasów PRL-u trwa melioracja terenów podmokłych, osuszanie bagien i pól. Dzisiaj wrogiem wody są nawet europejscy eurokraci w drogich garniturach. Polityka rolna jest tak skonstruowana, żeby rolnicy tworzyli jak największe areały uprawne. Każde oczko wodne, każdy podtopiony hektar to dla nich strata. Więc zasypujemy i osuszamy, żeby dostać unijne dopłaty.

ZOBACZ: Epidemia koronawirusa. "Rozerwanie łańcuchów dostaw to szansa na złoty wiek polskiej gospodarki"

Bruksela dopłaca też do przemysłowego chowu zwierząt, który pochłania gigantyczne ilości wody. Dotowane z naszych podatków mięso, które bywa w sklepach tańsze od pomidorów, to wodna dziura bez dna. Na jeden kilogram wołowiny idzie 14,5 tys. litrów wody. Polska w ostatnich latach stała się prawdziwym eldorado dla zachodnich firm spożywczych, które przejmują wyniszczony przez pomór świń i ptasią grypę rynek. Duńskie i holenderskie koncerny mięsne kolonizują kraj korzystając z braku regulacji i słabej pozycji lokalnych producentów. Wszystko po to, żeby polski konsument w zachodnich sieciach handlowych mógł kupić szynkę za 12 złotych za kilogram.

Wojna z wodą ma też węglowe oblicze. Zamiast tworzyć nowe rezerwaty skutecznie niszczymy istniejące tereny chronione. Polski rząd prze do budowy kopalni węgla kamiennego Jan Karski (sic!) obok bagien Poleskiego Parku Narodowego. Kolejna kopalnia odkrywkowa węgla kamiennego ma powstać w najbardziej suchym centralnym regionie Polski pod Złoczewem niedaleko Bełchatowa. Protestują rolnicy, protestują ekolodzy - kopalnia działa jak wielki lej depresyjny wysysający wodę z okolicy. Od dwudziestu lat nie powstał żaden nowy Park Narodowy.

Zabetonowane miasta

Samorządowcy również prowadzą wojnę o zabetonowanie wszystkiego, co się da. Historyczna katastrofa jaką jest polska myśl urbanistyczno-architektoniczna prowadzi do zniszczenia wszelkich form życia zarówno w miastach, jak i terenach podmiejskich. Każdy metr kwadratowy powierzchni jest betonowany. Chaotyczna zabudowa deweloperska zaburza cyrkulację powietrza.

Przeskalowane inwestycje drogowe i infrastrukturalne sprawiają, że gigantyczne połacie miejskiej przestrzeni zamieniają się latem w rozżarzoną patelnię zamieniając miasta w gigantyczne piekarniki. Każdy większy deszcz oznacza podtopienia, bo woda nie ma, jak wsiąknąć w glebę. W dodatku przez ostatnie dekady nie robiliśmy nic, żeby zatrzymywać wodę, która spada nam z nieba. W Polsce ledwie 6,5 procent opadów jest retencjonowana. Większość wody spływa do rzek a potem prosto do Bałtyku.

Elity chcą przerzucić problem na nas

Jaka jest odpowiedź rządu? Na retencjonowanie wody i walkę z suszą ma iść w tym roku około pół miliarda złotych. To śmieszne sumy w dodatku są  niewielkie szanse, żeby zostały wykorzystane. Ministerstwo Edukacji Narodowej opublikowała w trakcie gigantycznej suszy film, który przekonuje o korzystnych stronach ocieplenia klimatu. Opłacany z naszych podatków lektor opowiada, że dzięki wzrostowi temperatur będziemy mogli uniknąć klęski głodu. Tymczasem minister rolnictwa ostrzega, że latem może zabraknąć w Polsce wody nawet do indywidualnego spożycia. Apeluje o niepodlewanie trawników. To oczywiście też słuszne działanie, ale nie powiedział ani słowa o ochronie terenów zielonych, czy o ograniczeniu spożycia mięsa, nowych regulacjach dotyczących deweloperów.

ZOBACZ: Świat skoronizowany. Nowy ład ze starymi problemami

Znowu elity chcą przerzucić problem na nas. Bierz krótszy prysznic, to uratujesz planetę. Wszystko po to, żeby korporacjom i możnym tego świata nie spadł włos z głowy. Wielki kryzys gospodarczy wywołany pandemią koronowirusa nie zmienił absolutnie niczego.

Premier Morawiecki chce rozkręcać gospodarkę przeznaczając trzy miliardy złotych na budowę dróg. Oznacza to kolejne setki tysięcy metrów kwadratowych betonu i kolejne setki tysięcy wyciętych drzew. Zamiast przeznaczyć te pieniądze na interwencyjne działania budowanie zastawek na rowach melioracyjnych, budowę małych zbiorników retencyjnych, czy sadzenie drzew, będziemy wylewać asfalt. Jak nazwać ten popęd polityków do śmierci?

Ostatnia szansa 

Za polską i światową cywilizacją śmierci stoją oczywiście ogromne interesy. Walka z suszą to walka z lobby leśników, deweloperów, zagranicznych producentów mięsa i międzynarodowych sieci handlowych. Wszyscy oni żyją z tego, że koszty braku wody ponosi planeta, konsumenci i przyszłe pokolenia. Chociaż mówienie o przyszłych pokoleniach w kontekście najnowszych badań wydaje się być nieco zbyt optymistyczne. Nowe publikacje w "Nature" dają  nam dekadę zanim dojdzie do nieodwracalnych zmian w klimacie. Dojdzie do kaskadowego załamania się ekosystemów, które będą padać jak kostki domina. Zmiany uderzą w nas od razu. Wyparcie złych wiadomości jest naturalnym ludzkim mechanizmem, który jest wspierany przez gigantyczną  korporacyjną propagandę  opłacaną przez ludzi, zarabiających  fortuny na niszczeniu planety.

Obecny kryzys jest może ostatnią szansą na uratowanie naszej cywilizacji, chociaż może tej cywilizacji ratować już nie ma sensu. No chyba, że z odsieczą środowisku przyjdzie opozycja. Pozostaje być przy nadziei, że Małgorzata Kidawa-Błońska, której poparcie w ostatnim sondażu było niewiele wyższe niż szansa opadów w Warszawie, będzie nadal konsekwentnie i stanowczo klaskać, albo zbojkotuje suszę, podobnie jak wybory.

Komentarze