Zaremba: zanim wymażemy kard. Gulbinowicza z historii, należą się wyjaśnienia
PAP/Maciej Kulczyński

Zaremba: zanim wymażemy kard. Gulbinowicza z historii, należą się wyjaśnienia

Precyzyjniejsze wyjaśnienia należą się nie tylko tym, którzy pamiętają dawnego Gulbinowicza. Jeśli rzeczywiście był źródłem takiego zgorszenia, jak głoszą ci, którzy cieszą się z jego ukarania, jako z dobrego precedensu na przyszłość, chyba powinniśmy poznać rozmiary jego złych czynów. Nie nazwiska ofiar, ale mechanizmy. Choćby ku przestrodze.

Śmierć 97-letniego kardynała Henryka Gulbinowicza, tuż po nałożeniu przez niego kar kościelnych przez Watykan, zamyka w teorii całą historię. Ale czy powinna zamykać?

Ukazuje się właśnie książka dr. Rafała Łatki z IPN dokumentująca gry kościelnego dostojnika z komunistyczną Służbą Bezpieczeństwa. Zarazem padają pytania o uzasadnienie kościelnych decyzji. Zwięzły komunikat w "L’Osservatore Romano" mówi o pedofilii, "czynach homoseksualnych" oraz współpracy z SB. Czy to wystarczy?

Pytania Frasyniuka

Że nie wystarczy, uważa Władysław Frasyniuk, legendarny lider dolnośląskiej "Solidarności", a od lat antyklerykalny polityk, którego z hierarchą związał stan wojenny i lata 80. Cały czas bronił arcybiskupa. Teraz nazywa go "postacią pomnikową".  - Odszedł ukarany bez uzasadnienia - upiera się Frasyniuk. - Mam nadzieję, że władze miasta wystąpią o ujawnienie raportu z dochodzenia nuncjatury - apeluje dawny polityk.

Na niego samego sypią się już w mediach społecznościowych ataki, a nawet inwektywy. Te jego wystąpienia naruszają podział na ideologiczne bańki. Krytycy Kościoła i PiS powinni przecież zakładać a priori winę każdego duchownego.

ZOBACZ: "Łotr" McCarrick i klimat klerykalizmu

Kontrastuje z apelami Frasyniuka zachowanie nastoletniego Franka Brody, siostrzeńca premiera Morawieckiego. Wychował się w środowisku wrocławskiej opozycji, gdzie Gulbinowicz był lubiany, ceniony i obdarzany wdzięcznością. Ale być może Broda jest za młody, żeby to na niego działało.

Kiedy Frasyniuk publikuje swoje apele, on pali na ulicach Wrocławia znicze dla domniemanych ofiar Gulbinowicza. Trochę to dziwna manifestacja, zważywszy, że nikt nie oskarża hierarchy o spowodowanie czyjejś śmierci. Ale bardzo w poetyce obecnej wojny kulturowej, gdzie Kościół jest kreowany na oprawcę i krzywdziciela. Przyznajmy, poszczególni jego przedstawiciele dają powód, a może pretekst do takich uogólnień.

Dlaczego warto uzasadnić?

Sprawa uzasadnień jest jednak istotna. Także dla mnie, który pokoleniowo bliższy jest Frasyniukowi. O autorytecie Gulbinowicza wiem nie tylko z filmu Waldemara Krzystka "80 milionów", w którym to jedna z głównych postaci, grająca na nosie esbekom, pomaga "Solidarności" w ukryciu związkowych pieniędzy. Pamiętam tego kardynała jako jednego z najbardziej pryncypialnych wobec PRL duchownych. Kontrastującego z dużo ostrożniejszym prymasem Józefem Glempem i większością Episkopatu. Jego głos umacniał opór we Wrocławiu. A docierał i do Warszawy. Czy można zdmuchnąć jego reputację paroma formułkami?

Ale oczekiwanie na precyzyjniejsze wyjaśnienia należą się nie tylko tym, którzy pamiętają dawnego Gulbinowicza. Został on ukarany najsurowszą karą, jaka spotkała polskiego hierarchę. Jeśli rzeczywiście był źródłem takiego zgorszenia, jak głoszą ci, którzy cieszą się z jego ukarania, jako z dobrego precedensu na przyszłość, chyba powinniśmy poznać rozmiary jego złych czynów. Nie nazwiska ofiar, ale mechanizmy. Choćby ku przestrodze.

ZOBACZ: Zaremba o zmarnowanej szansie Kościoła

Słyszę, że nuncjatura powierzyła wyjaśnienie tej sprawy warszawskiemu arcybiskupowi kard. Kazimierzowi Nyczowi, któremu kilka lat temu zarzucono osłanianie uwikłanego w pedofilię duchownego w diecezji koszalińskiej. Nie twierdzę, że to mu zamyka drogę do osądzania innych. Tamte zarzuty nie dotyczyły jego własnych grzechów. Może był tylko nieprzewidujący. Ale jeśli to on stoi za komunikatem watykańskim, nie zrobił tego do końca solidnie. Nie tak powinno przebiegać oczyszczanie Kościoła.

Na razie znamy jeden zarzut wobec kardynała. Sformułował go w roku 2019 Przemysław Kowalczyk występujący początkowo pod pseudonimem "Karol Chum".  Hierarcha miał się do niego dobierać 30 lat temu, kiedy ten miał 15 lat i był słuchaczem niższego seminarium. To klasyczna sytuacja "słowo przeciw słowu". A właściwie samo "słowo", bo kardynał nie miał okazji odpowiedzieć. Sprawa została przekazana prokuraturze, ale żadna weryfikacja się nie odbyła. Możliwe, że za późno na nią.

Proszę nie traktować moich uwag jako twierdzenia, że w takiej sytuacji nic się już nie da zrobić. Możliwe, że kościelny dostojnik powinien być poza podejrzeniami tak dalece, że wystarczy samo oskarżenie. Choć to oczywiście bardzo zdradliwe rozumowanie, bo sprzyjające pomówieniom.

Słyszę jednak, że istnieje szereg innych poszlak dotyczących kontaktów seksualnych kardynała. Z ludźmi dorosłymi, ale możliwe, że przymuszanymi, bo przecież w Kościele panuje hierarchia. Kardynał McCarrick powtarzał swoim ofiarom: "Nic się nie stanie, bo ja jestem arcybiskupem". Jeśli Gulbinowicz działał podobnie jak McCarrick, należy się nam ta wiedza. Czy był to jeden, kilka momentów pogubienia, czy cyniczny, uprawiany przez lata proceder? Na ile dotyczył dorosłych, na ile dzieci?

Księdza kardynała obciąża utrwalona w filmie braci Sekielskich historia poręczenia przez niego za księdza, którego przenoszono z Wrocławia, bo był pedofilem. Tyle że podobne praktyki obciążają niestety wielu hierarchów. Surowość kary wskazuje na coś więcej.

Rozmawiał z tajną policją

Jest wreszcie trzeci zarzut: współpracy z komunistyczną tajną policją. Sam autor książki odtwarzającej kontakty hierarchy z SB, doktor Łatka, zaprzecza, jakoby bohater jego publikacji był agentem. Stawia mu zarzut rozmów z tą instytucją poza kardynałem Wyszyńskim. Dzięki temu miał zostać metropolitą wrocławskim. By potem w swojej archidiecezji wyjątkowo mocno stanąć po stronie "Solidarności".

Jak to oceniać po latach? Hierarchowie rozmawiali z SB. Prof. Krzysztof Kawalec, znakomity wrocławski historyk, spytał na Facebooku doktora Łatkę, czy arcybiskup Bergoglio, obecnie papież Franciszek, nie rozmawiał z argentyńską tajną policją, podczas trwania tam wojskowej dyktatury. Przypomnę, że wielu polskich hierarchów było w czasach PRL po prostu zarejestrowanych jako tajni współpracownicy. Kiedy trwała wojna o lustrację, broniły ich środowiska liberalne. Te same, które dziś, z wyjątkami jak Frasyniuk, gotowe są zwalać symboliczne pomniki kardynała Gulbinowicza.

ZOBACZ: Franciszek i związki partnerskie. "Milionom katolików należy się wyjaśnienie"

Nie jestem  zwolennikiem postawy: "Nie wierzę, to człowiek zbyt zasłużony". Może od kogoś należało zacząć rozliczenia. Choć mam wątpliwości, czy zarzut rozmów z SB kasuje zasługi Gulbinowicza dla "Solidarności" i po prostu wolnej Polski. A pojawiły się już żądania pozbawienia go Orderu Orła Białego. Rada Wrocławia właśnie pozbawiła go tytułu honorowego obywatela tego miasta. 

Czasem w człowieku jest dobro obok zła. Pytanie, na ile zło kasuje wszelkie zasługi. W przypadku kardynała Gulbinowicza to dotyczy zwłaszcza domniemanych ekscesów seksualnych. Na ile krzywdził  innych? Od oceny skali tej winy zależy odpowiedź na pytanie, czy i na ile trzeba go wymazać z polskiej historii. Te pytania będą zapewne wracać w przypadku innych, bo jest moda na demaskowanie duchownych. Ale to nie znaczy, żeby zła nie nazywać złem? Tylko dajcie nam do tego narzędzia. 

Komentarze