Franciszek i związki partnerskie. "Milionom katolików należy się wyjaśnienie"
PAP/EPA/VATICAN MEDIA HANDOUT

Franciszek i związki partnerskie. "Milionom katolików należy się wyjaśnienie"

Papież zalecił, aby osoby homoseksualne pozostawały "w rodzinie". Czy to znaczy, że mają nie podlegać wykluczeniu przez swoje rodziny, w których się urodziły i wychowały? Czy chodzi o prawo do zakładania własnych, małych komórek społecznych? Użycie w następnym zdaniu formułki "prawo do związku cywilnego" wskazywałoby na to drugie.

To paradoks, ale pandemiczny kataklizm wcale nie zdjął z porządku dziennego tematów związanych z religią, z Kościołem i z wyborami etycznymi opartymi na światopoglądzie takim czy innym. Do czerwoności emocje Polaków rozpalił werdykt Trybunału Konstytucyjnego delegalizujący aborcję ze wskazań eugenicznych. Z drugiej strony pełen uników wywiad kardynała Stanisława Dziwisza dotyczący pedofilii w Kościele utwierdził portret polskiej hierarchii katolickiej jako mało empatycznej korporacji.

Co powiedział papież?

Na tym tle przekaz o wypowiedzi papieża Franciszka na temat związków jednopłciowych, do filmu Jewgienija Afiniejewskiego, pozornie jest bardziej odległy. Pozornie, bo przecież o status par gejowskich i lesbijskich kłócimy się w Polsce zawzięcie. A kwestia interpretacji różnych papieskich wypowiedzi i zaleceń mobilizuje polskich konserwatystów i liberałów (także tych katolickich) do sporów, niemal od początku tego pontyfikatu. 

ZOBACZ: Wojna kulturowa już się odbyła. Kto przegrał?

Wątpliwości co do tego, co papież naprawdę powiedział, też są tradycyjne. Zalecił, aby osoby homoseksualne pozostawały "w rodzinie". Czy to znaczy, że mają nie podlegać wykluczeniu przez swoje rodziny pierwotne, w których się urodziły i wychowały? Czy chodzi o prawo do zakładania własnych, małych komórek społecznych? Użycie w następnym zdaniu formułki "prawo do związku cywilnego" wskazywałoby na to drugie. Ale ci, którzy nie chcą dopuścić, że papież powiedział co powiedział, podważają to - poddając egzegezie każde hiszpańskie słowo. Te związki mają nie być związkami rejestrowanymi, a po prostu związkiem ze społeczeństwem.

Logiczniejsza jest jednak taka interpretacja, że papież wypowiedział się na temat rozwiązań państwowych. Przysługują one także tym, którzy nie kierują się nauką Kościoła. To podkreślają duchowni i komentatorzy, którzy wskazują: "Nadal nic się w nauczaniu Kościoła nie zmieniło".

Związki partnerskie czymś naturalnym

Zacznę od tego, że specjalnie mnie takie stanowisko nie bulwersuje. Kiedyś uważałem, że wszelkie formalizowanie związków gejowskich i lesbijskich nie służy społeczeństwu. Choćby tym, którzy próbują seksualnych kontaktów jednopłciowych z ciekawości, dla eksperymentu. To ich zachęca. Ale dziś, kiedy zachęca ich co trzecia reklama i co drugi serial Netfliksa, hamowanie czegokolwiek, to iluzja. Mniejszości seksualne wyszły z ukrycia. Nikt ich nie zagoni na powrót do katakumb.

Jeśli państwo nie narzuca każdemu obywatelowi jednego światopoglądu, takie pary mogłyby mieć, moim zdaniem, prawo do rozmaitych prawnych udogodnień. Choć bałbym się zrównywać je, choćby przywilejami podatkowymi, z małżeństwami. Bo te przywileje są nadawane nie samym parom, a rodzinom, choćby potencjalnym. Łączy się z tym intencja posiadania potomstwa. Oczywiście receptą wydają się w takiej sytuacji gejowskie lub lesbijskie małżeństwa z prawem adoptowania dzieci. Temu jestem przeciwny. I mam świadomość, że pierwszy krok, czyli owe związki, może pociągnąć za sobą żądanie drugiego. Nikt tego zresztą nie ukrywa. To mnie z kolei do tych związków zniechęca. Ale mam poczucie, że to fala.

ZOBACZ: Kościół, czyli zbiór rozedrganych frakcji. Zaremba o sprawie biskupa Janiaka

A zarazem bardziej obawiam się związków partnerskich heteroseksualnych. Bo to gwarancja udogodnień, przywilejów, bez zobowiązań, dla ludzi, którzy mogą być małżonkami. Skoro łatwo taki związek rozwiązać, prawa partnera (częściej kobiety) i dzieci nie są chronione. W przypadku gejów i lesbijek to z kolei paradoksalny krok w kierunku większej stabilizacji. Rejestracja może te pary wiązać bardziej niż kiedy żyją całkiem "na kocią łapę", zadowalając się dorywczym seksem .

I to jest moje zdanie. Problem w tym, czy jak ja napiszę coś takiego, i jak coś takiego powie papież, nasze słowa znaczą to samo?

Papież to firma?

Zwrócę uwagę na to, że Franciszek wypowiada się jako zwierzchnik związku religijnego. Można twierdzić, że robi to jako obywatel, oceniający prawne porządki. Ale takie zastrzeżenie nie padło. W efekcie pokusa, aby uznać to stanowisko jako swoiste usankcjonowanie homoseksualnych związków także na gruncie katolickiej doktryny, nasuwa się samo. Tym bardziej, że w znaczącej większości państw katolickich mniejszości seksualne już się praw do co najmniej związków rejestrowanych dobiły. Mniej to więc debata o tym, jak ma być. Bardziej o tym, co się papieżowi podoba.

Oczywiście, odpowie ktoś, że nie zmienia się tej doktryny paroma zdaniami wywiadu przed kamerami. Ale po pierwsze, masy liberalnych i lewicowych komentatorów sugeruje, że to możliwe. Tych głosów jest coraz więcej. Po drugie, dotychczasowy styl papieża Franciszka także nie upewnia nas, czy on to rozumie.

Wierni są więc skazani na nerwową galopadę myśli, niepewność, także dotyczącą tego, co odpowiadać ludziom spoza wspólnoty. Wygląda to delikatnie mówiąc, mało poważnie. A przypomnijmy, choć Franciszek nie był obsesjonatem tego tematu, to kilka razy wypowiadał się o związkach homoseksualnych krytycznie. Przestrzegał też przed adoptowaniem dzieci przez jednopłciowe pary. I albo zmienił zdanie, albo to nie jest zmiana. W obu przypadkach milionom katolików należy się wyjaśnienie.

ZOBACZ: Zaremba o zmarnowanej szansie Kościoła

Piszę to bez jadu. Wiele razy wyrażałem sympatię dla otwartego stylu Franciszka czy jego zaangażowania w sprawy społeczne (chociaż Paolo Sorrentino wykpił je w "Nowym Papieżu"). Nawet kibicowałem niektórym jego zamiarom, choćby liberalizacji zasad udzielania Komunii Świętej rozwodnikom powtórnie żonatym i zamężnym (o ile są to osoby porzucone). Rozmijałem się w tej sprawie z polskim Episkopatem. Lubię tego papieża, choć jest tak odmienny od Jana Pawła II i Benedykta XVI. Ta różnorodność to wciąż bogactwo Kościoła.

Ale bardziej niż wrażenie rwania doktryny Kościołowi może zaszkodzić reputacja instytucji niepoważnej i nieporządnej. "Papież to jest firma" - mówił Moryc Welt w "Ziemi Obiecanej", i to nie był wyłącznie żart. Czy można być taką firmą dzisiaj, w dobie powszechnej niepowagi? Trzeba się jednak starać.

Skądinąd boję się napięć w Kościele, prowadzących nawet do rozłamu, jeśli takie wypowiedzi odzwierciedlają głębsze przemyślenia i intencje papieża Franciszka. Ale moim pierwszym postulatem jest już to, aby Stolica Apostolska nie była tak chaotyczna i kapryśna jak współczesna popkultura. Bo nie na tym budowała swój autorytet. Taka Stolica Apostolska będzie szczególnie zbędna.

Komentarze