"Łotr" McCarrick i klimat klerykalizmu
1995r., Newark, New Jersey, USA Fot. The Star-Ledger / Polaris/East News

"Łotr" McCarrick i klimat klerykalizmu

- Prawdziwy łotr tutaj jest tylko jeden, to jest Ted McCarrick - powiedział kard. Timothy Dolan, arcybiskup Nowego Jorku, po przeczytaniu 460-stronicowego watykańskiego raportu. Ale "drugim złoczyńcą tutaj, musimy - obawiam się - powiedzieć, jest klimat, który stawia kapłanów ponad prawem, uprzywilejowując ich do robienia rzeczy bez ponoszenia odpowiedzialności - to, co nazywamy klerykalizmem".

Myślę, że te słowa to najtrafniejsze podsumowanie tej historii. Przypomnę: Watykan odtworzył w raporcie mechanizm, który pozwolił amerykańskiemu duchownemu zrobić oszałamiającą karierę pomimo wieloletnich plotek o jego homoseksualnych związkach z młodymi mężczyznami, w tym klerykami, a więc ludźmi od niego zależnymi. Kluczowym jest moment wahań, czy zrobić go metropolitą Waszyngtonu.

Papież, bohater negatywny

Są to wahania Jana Pawła II, który staje się dziś głównym bohaterem negatywnym tej historii, przedmiotem ataków i inwektyw. Swoją rolę odegrał w niej również ówczesny sekretarz papieża - kard. Stanisław Dziwisz (wówczas biskup), któremu McCarrick tłumaczył się w liście. Zapewniał go, że to wszystko nieprawda, że jako duchowny żył cały czas w czystości.

George Weigel, wielki rzecznik pamięci o Janie Pawle II i autor jego biografii, podkreśla, że jest to historia oszukania papieża Polaka. Ludziom, którzy tłoczą się dziś, aby burzyć pomniki i strącać polskiego świętego z piedestału radziłbym, aby przynajmniej wzięli te słowa pod uwagę. Nie musicie się z nimi zgadzać. Ale uczciwy osąd nakazuje branie różnych okoliczności pod uwagę, wysłuchiwanie drugich stron itd. Zdaje się, że to dziś norma zanikająca. Mamy kandydatów na sędziów rozstrzygających o sprawie bez jej porządnego zbadania.

Dla tej historii kluczowe jest odtworzenie krok po kroku tego, co zrobił Watykan, aby sprawdzić zarzuty wobec McCarricka. Co oznaczało wówczas, że "zarzuty się nie potwierdziły"? Czy zrobiono wszystko, aby dotrzeć do dowodów i faktów? Czy Watykan miał odpowiednie narzędzia? W raporcie pełnej odpowiedzi na to nie znajdujemy, mimo jego obszerności.

ZOBACZ: Franciszek i związki partnerskie. "Milionom katolików należy się wyjaśnienie"

Przypominam, że McCarrick, reprezentant liberalnego amerykańskiego katolicyzmu, uchodził za autorytet. Nie tylko wśród duchownych, ale i wśród świeckich, często odległych od Kościoła m.in. kilku kolejnych amerykańskich prezydentów, nie tylko tych konserwatywnych. Dla Jana Pawła II był to z pewnością ważny argument. Widzę tu analogię z bolesną historią wrocławskiego kardynała Henryka Gulbinowicza, człowieka naprawdę zasłużonego wobec Polski. Plotki na jego temat puszczali mimo uszu - i duchowni, i świeccy.

Warto brać pod uwagę argument, który o dziwo przekonał dziennikarza "Gazety Wyborczej" Wojciecha Czuchnowskiego. Piszę "o dziwo", bo polska "debata" polega na ogół jedynie na powtarzaniu stereotypów produkowanych we własnej "bańce" medialnej czy towarzyskiej. Czuchnowski przypomniał to, co wcześniej inni, kontekst czasu i osoby. Karol Wojtyła znał z Polski przypadki gromadzenia fałszywych lub przynajmniej podrasowanych rewelacji na niekorzyść duchownych przez ludzi totalitarnej władzy.

Klimat klerykalizmu

Czy powinien przenosić te doświadczenia na całkiem inną rzeczywistość amerykańską? Pewnie nie, ale powracamy znów do pytania: błąd czy premedytacja? Czy Wojtyła powinien prześwietlać innych wzrokiem podobnym do rentgenowskiego, czy miał prawo nie obejmować skali problemu seksualnych patologii w świecie katolickich struktur? Zwłaszcza, kiedy dominowała postawa: nie mówimy o tym, nie zauważamy tego.

Pisząc to, nie mam zamiaru nikogo wybielać. To, co mówi obecny kardynał Dolan o klimacie "klerykalizmu", który utrudniał szukanie prawdy, jest sednem sprawy. Ktoś, kto chce być oszukiwany, będzie oszukany łatwiej. Defekty wyobraźni mówią wiele o czasach, ale oczywiście decyzje zawsze podejmują konkretni ludzie.

ZOBACZ: Zaremba o zmarnowanej szansie Kościoła

To dotyczy różnych sfer rzeczywistości, łącznie z trafnym lub nietrafnym doborem przez Jana Pawła II współpracowników. Kard. Stanisław Dziwisz obwiniany jest dziś o dużo świeższy przypadek tolerowania krzywdy związanej z seksualnym molestowaniem. Dodam, że jak wielu innych hierarchów, którzy nota bene równie łatwo usprawiedliwiali upadki swoich kapłanów, często skandaliczne i niekończące się zadośćuczynieniem, w przypadku współpracy z dawną Służbą Bezpieczeństwa.

To akurat środowisk polujących dziś na pedofilów nie oburzało. Przeciwnie, tam człowiek "miał prawo być ułomny", a czasy komunizmu usprawiedliwiały największe draństwa. Przypomnę przypadek księdza biskupa Wielgusa bronionego pospołu przez "Gazetę Wyborczą" i Radio Maryja.

Nie będzie następnego "pokolenia JP II"

Przerwę jednak ten wątek, bo uderzanie się w cudze piersi nie jest żadną metodą. Czy więcej było błędów, czy premedytacji, Kościół płaci dziś swoim autorytetem. Świat nie będzie ani lepszy, ani szczęśliwszy, jeśli zwalimy pomniki Jana Pawła II, dla mnie zresztą jego historyczne dokonania wciąż czynią go autorytetem. Ale poza złośliwą satysfakcją środowisk, które katolicyzmu nie znoszą, jest jeszcze naga prawda.

W moim mniemaniu, w tej konkretnej historii McCarricka, wciąż nie znamy prawdy do końca. Ale nikt z zewnątrz tych skandali przecież na ogół nie produkuje i nie wymyśla. Może się to zdarzyć, jak w przypadku wsadzonego do więzienia i wypuszczonego australijskiego kardynała Pella, ale to jednak pojedyncze sytuacje. Nie wiem, jak Kościół sobie z nimi powinien radzić, zresztą w znacznej mierze jest już za późno na naprawienie czegokolwiek.

Wiem jedno: nie będzie następnego "pokolenia JP II". Co dla mnie jest bolesne i trudne do przyjęcia, podczas gdy inni się cieszą. Nie będzie jednoczącego znaczną część Polaków autorytetu, będzie bijatyka coraz bardziej agresywnych "baniek". Czy tak być musiało? Tych, którzy bełkocą dziś o "spisku przeciw Kościołowi", poproszę o alternatywne scenariusze.

Komentarze