Budził białoruskość u chłopów. Bohater niewygodny dla Łukaszenki
wikimedia.org

Budził białoruskość u chłopów. Bohater niewygodny dla Łukaszenki

Nie chodził w sukmanie i nie nosił tytułu Naczelnika, ale określenie "białoruski Kościuszko" pasuje do niego jak ulał. Konstanty Kalinowski - z pochodzenia Polak, z zawodu prawnik, z wyboru chłopoman i wielbiciel białoruskiej kultury. Do tego stopnia, że pod bokiem caratu redagował jedną z pierwszych gazet w języku białoruskim - "Mużycką Prawdę" (pol. "Chłopską Prawdę").

Przewodził powstaniu styczniowemu na Litwie, a na jego zeszłoroczny pogrzeb w Wilnie przybyły setki Białorusinów. W związku z tym, białoruskie koleje musiały uruchomić dodatkowe połączenia z Litwą i tylko łukaszenkowski reżim zastanawia się: bohater czy zdrajca?

Potomek szlachty i konspirator

Dzieciństwo Kalinowskiego - urodził się 2 lutego 1838 roku w Mostowlanach (dziś woj. podlaskie) - upłynęło w otoczeniu mieszanym narodowościowo. Wyspy polskości - dwory i miasta - stykały się bowiem na Podlasiu z zamieszkiwanymi przez Białorusinów wsiami, a na mozaikę języków i kultur nakładały się podziały klasowe. Inteligencja, mieszczanie, ziemiaństwo - te warstwy reprezentowali Polacy, a język białoruski najczęściej padał z chłopskich ust. Ust niejednokrotnie pomstujących przeciw biedzie i obarczających nią raz carat, raz "polskich panów".

ZOBACZ: "Gdziekolwiek, cokolwiek, byle przeżyć". Historia Józefa Franczaka, ostatniego polskiego partyzanta

W połowie lat 50. XIX wieku stało się jasne, że pytanie o reformy społeczne na wsi i uwłaszczenie chłopów nie powinno brzmieć "czy", ale "kiedy". Ziemianie z Podlasia i reszty ziem kresowych woleli nie przeciągać struny w kontaktach z włościanami, zwłaszcza, że przed oczami mieli galicyjskie dwory, spływające błękitną krwią podczas tzw. rabacji. Niemniej, ich oferta wobec chłopów długo była uboga w konkrety, a na głosy domagające się większych ustępstw - ze strony inteligentów i mieszczan - pozostawali niewzruszeni. Zmieniło się to dopiero pod wpływem młodego pokolenia radykałów, z Kalinowskim na czele.

Nim jednak Kalinowski wezwał białoruski lud na barykady, wychowywał się w rodzinie o korzeniach szlacheckich - Szymona Kalinowskiego i jego żony, Weroniki z Rybińskich. Choć majątek Kalinowskiego seniora nie mógł równać się z dorobkiem jego przodków, rodziny nie nazwiemy raczej ubogą. Gdyby tak było, Konstanty nie mógłby spędzić lat 1856-1860 w Petersburgu, kończąc prawo na tutejszym uniwersytecie. Czy tam zyskał pierwsze konspiracyjne doświadczenia? Niewykluczone, gdyż to wewnątrz uczelnianych murów poznał Zygmunta Sierakowskiego - w przeszłości zesłańca skazanego przez carat, w przyszłości przywódcę powstańców styczniowych na Żmudzi.

Konstanty Kalinowskiwikimedia.org/Giuseppe Achille Bonoldi
Konstanty Kalinowski

Kalinowski, świeżo upieczony absolwent prawa, powrócił w rodzinne strony, a stamtąd skierował swe kroki do Wilna. Mierzył wysoko, bo starał się o pracę w wileńskiej kancelarii, i to u samego generał-gubernatora - Władimira Nazimowa. Spotkał się jednak z odmową, a już w marcu 1861 roku widzimy go jako konspiratora, założyciela tajnego kółka w Grodnie. Szybko zresztą nawiązał współpracę ze spiskowcami w Wilnie, gdzie działał współpracownik Sierakowskiego - Ludwik Zwierzdowski. Dodajmy, że miasto nad Wilią było wówczas ważnym punktem na konspiracyjnej mapie - tu zatrzymywali się emisariusze podróżujący z Petersburga m.in. do Wiednia i Paryża.

Równolegle z rozwijającą się konspiracją na terenach za Bugiem, budził się duch obywatelski tamtejszych Polaków. Za demonstrowanie polskości groziły surowe kary - młodzieńców, którzy w maju 1861 odśpiewali w wileńskiej katedrze pieśń "Boże, coś Polskę" aresztowano i wywieziono w głąb Rosji - ale represje nie hamowały wolnościowych manifestacji. Przykładem 12 sierpnia 1861 roku obchody rocznicy unii lubelskiej - na moście pontonowym, łączącym Kowno z Królestwem Polskim, spotkały się 2 procesje, symbolizujące człony I Rzeczpospolitej: "koronna" i "litewska". Z kolei w Wilnie doszło do polskiej zabawy - tańców i śpiewów patriotycznych, z Mazurkiem Dąbrowskiego na czele.

Z chłopami przeciw carowi

Manifestować można było jednak od święta, bieżące działania kresowych Polaków - zarówno jawnych działaczy, jak i konspiratorów - były uzależnione od twardych realiów. Ci pierwsi, głównie ziemianie, zwlekali ze zgodą na danie chłopom ziemi, skupili się zaś na pracy organicznej. Polskie szkoły wiejskie, stypendia dla zdolnych uczniów, reaktywacja Uniwersytetu Wileńskiego - to był ich program, przedstawiany Petersburgowi. Car Aleksander II, orędownik rusyfikacji na tzw. ziemiach zabranych, odpowiadał krótkim "niet" i na tym kończyła się ziemiańska realpolitik, oparta o próby budowy polskich instytucji.

Stronnictwo ziemian przeszło do historii jako tzw. "biali", więc pora na parę słów o "czerwonych", z którymi związał się Kalinowski. Tworzyli oni środowisko konspiracyjne, a  drogę do powrotu Polski na mapę Europy i rozwiązania nierówności społecznych widzieli w powstaniu. O wiele radykalniejsi od "białych", łączyli lewicowość gospodarczą z postulatami niepodległościowymi i z czasem doszło wśród nich do sporu o akcenty. Część konspiratorów na pierwszym miejscu postawiła odrodzenie Rzeczpospolitej, inni, w tym Kalinowski, za ważniejsze uznali zaspokojenie chłopskiego głodu ziemi.

Spór nie miał tylko wymiaru teoretycznego, bo dotyczył powstańczych kadr. "Niepodległościowcy" przekonywali, że kandydatów na powstańców należy rekrutować wśród Polaków, tzn. w przypadku Wileńszczyzny czy Podlasia wśród mieszczan i inteligentów. Kalinowski był natomiast zdania, że "udział szlachty i obywateli w powstaniu nie tylko jest niepotrzebny, lecz i szkodliwy". W jego ujęciu powstanie miało mieć charakter nie tyle narodowowyzwoleńczy, co ludowy i oprzeć się przede wszystkim na chłopach. Szczególnie białoruskich, co widać po lekturze wspomnianej "Mużyckiej Prawdy".

Jej pierwszy numer wyszedł w czerwcu 1862 roku, a do momentu wybuchu powstania ukazało się sześć wydań. Kalinowski redagował ją, co dotychczas niespotykane, w języku białoruskim, wykorzystując łacińskie czcionki i dostarczając pismo pod strzechy guberni grodzieńskiej, wileńskiej i witebskiej. "Prawda" nie owijała w bawełnę i otwarcie występowała przeciw carowi, a także części polskich ziemian. Konstanty, prezentujący się na jej łamach jako "Jaśko hospodar z pad Wilni", głosił, że władca to podatkowy łupieżca, większość dziedziców maltretuje chłopów fizycznie i psychicznie, a służba w wojsku rosyjskim jest przekleństwem.

Swoje stanowisko Kalinowski narzucił większości litewskich "czerwonych" i doprowadził do utworzenia Prowincjonalnego Komitetu Litewskiego. W Warszawie tymczasem dominował "niepodległościowy" punkt widzenia, wyrażany przez tzw. Komitet Centralny, i stało się jasne, że obie strony muszą zawrzeć kompromis. Negocjacji między PKL, a KC podjął się Nestor du Laurans, ale rozziew tylko się pogłębił i omal nie doszło do zerwania między "czerwonymi" Wilna i "czerwonymi" Warszawy. Niemniej, warto podkreślić, że Kalinowski nie był przeciwnikiem wolnej Polski, złożonej z 3 części: Korony, Litwy i Ukrainy (Rusi) - widział ją na horyzoncie, ale priorytetem było wyzwolenie chłopstwa.

Powstanie, czyli jak pogodzić "czerwonych" z "białymi"

Wprawdzie przeciwnicy redaktora "Mużyckiej Prawdy" zarzucali mu słowa, że "Litwa powinna wykorzystać spór Polski z Rosją i zdobyć niezawisłość", ale w procesie przed sądem historycznym nie miałyby one wielkiej wartości. Zapisał je przedstawiciel Kremla, śledczy Wasyl Ratcz, w którego interesie leżało oczernianie Kalinowskiego, a po czynach widać w miarę zgodną linię Warszawy i Wilna. Nieprzypadkowo manifest ogłoszony przez Prowincjonalny Rząd Tymczasowy (nowa nazwa PKL) uznawał rozporządzenia caratu za niebyłe, "bo to ziemia polska, nie moskiewska", a Kalinowski pisał w lutym 1863, w odezwie do zabużan: "Krew, która za Niemnem się leje, woła nas do broni!"

Oczywiście, nie byłby sobą, gdyby w tych i innych dokumentach nie przemycił akcentów społecznych. Wystarczy sięgnąć po tzw. "Instrukcję powstańczą", przewidującą, że "dla przykładu wobec zgromadzonych gmin" kilkoro, najbardziej antychłopskich ziemian sądy wojenne skażą na śmierć. Tymczasem - jesteśmy w lutym 1863 roku - powstanie na Litwie przybierało na sile i mogłoby się wydawać, że carat jest w odwrocie. Niestety, nic z tego - do oddziałów wciąż napływali ochotnicy, ale niedobory broni i amunicji zmuszały żołnierzy do defensywy, tzn. ciągłego ukrywania się przed wojskami rosyjskimi.  

Rozwój powstania wpłynął na postawę "białych", zwłaszcza na Litwie - nie tylko poparli walczących i byli skłonni poprzeć uwłaszczenie (aczkolwiek w okrojonej wersji), ale zgłosili akces do Prowincjonalnego Rządu Tymczasowego. W ręku mieli argumenty, których "czerwonym" brakowało - pieniądze, kontakty dyplomatyczne na Zachodzie, znajomości wśród reprezentantów rosyjskiej elity itd. Efekt? Nie tyle reorganizacja, co całkowita przebudowa gabinetu, stanowiącego odtąd polityczne zaplecze "białych". Kalinowski, uznający "za zgubę i zdradę rewolucji oddanie steru w ręce kontrrewolucjonistów", mógł protestować, ale nie zdołał zmienić biegu wydarzeń. Objął funkcję komisarza powstańczego w Grodnie.

ZOBACZ: Specjalista od łamania szyfrów. Historia cichego bohatera Bitwy Warszawskiej

Czy Konstanty, ostrzegający "czerwonych" przed przekazaniem władzy w ręce ziemian i przekonujący, że ten krok skompromituje powstańczy program i zniechęci do walki litewskich i białoruskich chłopów, miał rację? W jakiejś mierze pewnie tak - chłopi ze wschodniej Grodzieńszczyzny i Mińszczyzny pozostali głusi na apele dowódców, gdzieniegdzie doszło nawet do wystąpień antyziemiańskich. Z drugiej strony, nie sposób nie wspomnieć o oddziale Sierakowskiego na Żmudzi, złożonym z tamtejszych włościan. "Wszyscy powstańcy byli ubrani w żmudzkie sukmany, czarne czapki i pasy skórzane, oficerowie i żołnierze dzielili niewygody życia obozowego, jedząc razem z kotła […], a niemal we wszystkich batalionach kosynierów komenda była litewska".

Co z Kalinowskim? Jako grodzieński komisarz, dalej walczył o względy białoruskich chłopów z caratem - nie tylko poprzez odezwy, ale i kolejne numery "Mużyckiej Prawdy". Nie zamierzał przy tym biernie przyglądać się poczynaniom "białych" na Litwie i pokusił się o zamach stanu, ale jego rządy mogły tylko odwlec klęskę powstańców. Ostatecznie, wpadł w Wilnie, w styczniu 1864 roku i po krótkim śledztwie został skazany na śmierć. Ostatnie tygodnie życia Kalinowskiego to świadectwo jego godności - nie wydał carskim organom nikogo, a do Białorusinów skierował testament polityczny, czyli słynne "Listy spod szubienicy". Nawet pod stryczkiem dał wyraz swoim poglądom oświadczając, że "nie ma szlachty! Wszyscy są równi!".

Kalinowski na opozycyjnym sztandarze

Car nie mógł pozwolić, aby miejsce pochówku Kalinowskiego stało się obiektem kultu i "białoruskiego Kościuszkę" potajemnie pochowano na wileńskiej Górze Giedymina. Jego szczątki, a także kości kilkunastu innych powstańców, archeolodzy odkryli dopiero w 2017 roku - uroczysty pogrzeb odbył się 22 listopada 2019. Do tego jeszcze wrócimy, póki co, cofając się kilkadziesiąt lat wstecz - do epoki sowieckiej Białorusi. Władze na Kremlu i w Mińsku miały bowiem z Kalinowskim dylemat - z jednej strony, antycarski bojownik, zafascynowany chłopami, z drugiej, internacjonalisty w nim za grosz. Wybrano więc połowiczne rozwiązanie, eksponując te wątki jego biografii, które pasowały komunistom.

W interpretacji Sowietów Kalinowski był tym, który rzucił wyzwanie caratowi i burżuazji, czyli rewolucjonistą - dzięki temu mogły stanąć jego popiersia w Mińsku oraz rodzinnej Świsłoczy. To, że w wizji Kalinowskiego odrodzona Polska miała być demokratyczna, nie totalitarna, zgrabnie pominięto, dopuszczono nawet ludowego bohatera na karty literatury. Przykładem poemat "Chamucius" białoruskiego poety Arkadźa Kulaszou, z 1975 roku, w którym antagonistą "białoruskiego Kościuszki" został Michaił Murawjow - generał-gubernator wileński z czasów powstania, za represje wobec styczniowców (niemal 200 osób skazanych na śmierć, do tego zsyłki i konfiskaty) ochrzczony przydomkiem "Wieszatiel".

ZOBACZ: Z niemieckim orłem na piersi. Polak, który zagrał w reprezentacji III Rzeszy

W rzeczywistości Kalinowski okazał się bezradny wobec Murawjowa i jego służb, "Chamucius" ukazuje go jako moralnego zwycięzcę. Po rozpadzie sowieckiego imperium, a zwłaszcza dojściu do władzy Aleksandra Łukaszenki, wizerunek bohatera znowu uległ przeobrażeniom. Na sztandar wzięli go przedstawiciele opozycji - tym razem nie jako rewolucjonistę, ale budziciela świadomości narodowej wśród białoruskich chłopów i zwolennika, jeśli nie niepodległości Białorusi, to jej autonomii w ramach Polski. Powstanie styczniowe zaczęto nazywać "powstaniem Kalinowskiego", a w 2006 roku opozycjoniści protestujący na mińskim Placu Październikowym obwołali go "Placem Kalinowskiego".

Na jeszcze szerszą skalę postać zaczęto propagować w 2013 roku, w 150. rocznicę styczniowego zrywu. W wypowiedzi dla Polskiej Agencji Prasowej jeden z liderów opozycji, Aleksandr Milinkiewcz, powiedział wówczas, że "każdy naród musi mieć swoich apostołów, liderów ducha, i Kalinowski jest dla nas takim człowiekiem". Za tym poszły czyny - opozycjoniści wydali dziesiątki pocztówek z podobizną Kalinowskiego, które rozesłali do więźniów politycznych Łukaszenki. Z jego popularności skorzystała też gospodarka, a dokładniej jedno z białoruskich biur turystycznych - w 2013 roku zorganizowało szereg wycieczek śladami powstania, rozdając ich uczestnikom egzemplarze "Mużyckiej Prawdy".

Dodajmy, że jedno z ogólnobiałoruskich dyktand, przygotowywanych przez środowiska niezależne od 2008 roku, zostało poświęcone "Listom spod szubienicy". Teksty trafiły potem do więzienia w Grodnie, gdzie wyrok odsiadywał lider młodzieżowej organizacji antyłukaszenkowskiej "Młody Front", Źmicier Daszkiewicz. No i zeszłoroczny pogrzeb Kalinowskiego w Wilnie, który przyciągnął setki Białorusinów z biało-czerwono-białymi flagami - nawiązującymi do historycznych barw Białoruskiej Republiki Ludowej (pierwsze białoruskie państwo, powstałe w 1918 roku). Ich zainteresowanie  uroczystością było na tyle duże, że koleje podstawiały dodatkowe składy do stolicy Litwy.

Kurtyna milczenia 

Ktoś, kto śledziłby w dniu pogrzebu niezależne białoruskie media, mógłby odnieść wrażenie, że żegnany jest bohater narodowy. Programy specjalne, wejścia na żywo z Wilna, wypowiedzi historyków - Radio Swaboda i telewizja Biełsat uczyniły wiele, aby zrobić z tego wydarzenia news dnia.

Pogrzeb Konstantego Kalinowskiego w WilnieAP/Associated Press/East News
Pogrzeb Konstantego Kalinowskiego w Wilnie

Publiczne środki przekazu? Powiedzieć, że zachowały wstrzemięźliwość wobec pochówku Kalinowskiego i innych powstańców (wraz z nim złożono w kaplicy na Rossie 19 odnalezionych bojowników, w tym Sierakowskiego), to nic nie powiedzieć. Niech za przykład wystarczy materiał telewizyjnych wiadomości, zmanipulowany tak, aby pokazać możliwie najmniej biało-czerwono-białych flag.

Aleksandr Łukaszenka i jego reżim od lat nie wiedzą, jaką postawę przyjąć wobec Kalinowskiego. Z perspektywy historycznej to bohater, ale skoro peany na jego cześć płyną z ust opozycji, nie wypada się nim szczycić. Może przemilczeć? Taką taktykę Mińsk stosował przez wiele lat - widać to po obchodach 150. rocznicy insurekcji. Gdy polski ambasador na Białorusi w towarzystwie dyplomatów z Litwy i Łotwy, składał wieniec pod pomnikiem Kalinowskiego w Świsłoczy, nieobecność białoruskich władz była znamienna. Jeszcze wymowniejsze są wyniki ankiety, którą w świsłockiej szkole - imienia Kalinowskiego właśnie - przeprowadzili w 2013 roku dziennikarze Radia Swaboda. Żaden z uczniów nie potrafił powiedzieć o patronie placówki nic bliższego, jeden stwierdził, że to bajkopisarz (!).

Władze mogły jednak trzymać nad Kalinowskim zasłonę milczenia tylko do pewnego momentu - potwierdzenia, że szczątki spod Góry Giedymina należą do niego. Tym bardziej, że uaktywnili się litewscy Białorusini, którzy poprosili władze w Wilnie o umieszczenie na przygotowywanych nagrobkach powstańców nazwisk w języku białoruskim (pierwotnie przewidziano napisy po polsku i po litewsku). Wreszcie, list otwarty do szefa białoruskiego MSZ, w marcu 2019, skierował pisarz Andrej Horwat, ubolewający nad bezczynnością władz w sprawie pochówku. "Proszę wykonać swoją pracę i na godnym poziomie reprezentować moje interesy […], jak również interesy wielkiej liczby Białorusinów, dla których Kalinowski jest bohaterem" - pisał.

Reakcja Mińska? Z cienia wyszedł rzecznik resortu spraw zagranicznych, Anatol Hłaz, i oświadczył, że "Dla Białorusi Kalinowski to wielka postać historyczna, to nie ulega wątpliwości. […] To wspólna spuścizna, która łączy narody Białorusi, Polski i Litwy". Trzy państwowe delegacje pojawiły się też 22 listopada w Wilnie, aby pożegnać powstańców. O ile Polskę reprezentowali m.in. prezydent Duda i premier Morawiecki, a Litwę prezydent Gitanas Nausėda, to Białoruś przysłała przedstawicieli niższego szczebla, z wyjątkiem wicepremiera Ihara Pietryszenki. Nie mógł on przeoczyć setek biało-czerwono-białych flag, dumnie powiewających przed wileńską katedrą i na Rossie. Tych samych, które dziś towarzyszą Białorusinom walczącym o demokratyzację swojej ojczyzny.

***

Przy pisaniu tekstu korzystałem m.in. z "Powstanie styczniowe” Stefana Kieniewicza, "Konstanty Kalinowski: bohater, buntownik czy obcy?" Andrzeja Tichomirowa i "Wilno. Przewodnik biograficzny" Tomasa Venclovy.

Komentarze