- Zabili moją mamę, a także trzech braci i siostrę. Wychodzili z kamieniami, kijami i maczetami. Wszystkie kupował im Félicien Kabuga. I wszyscy o tym wiedzieli - mówi żyjący od lat poza krajem, cudem ocalały Rwandyjczyk z plemienia Tutsi.
To właśnie Kabuga jest odpowiedzialny za uzbrojenie ekstremistów z Hutu, którzy w ciągu 100 dni - od 6 kwietnia do 31 lipca 1994 roku zabili w Kigali od 800 tys. do nawet 1 mln osób. Zachowały się dokumenty potwierdzające zakup przez niego około 2/3 wszystkich maczet użytych podczas masakry. To z jego biura bojówki odbierały broń. Chodziło o wymordowanie całej populacji Tutsi. Kabuga mówił też ekstremistom, jak mają mordować.
Sprawcy podchodzili do ofiar i przecinali im ścięgna Achillesa, by nie mogły uciekać. Potem rąbali ich na kawałki. Większość zmasakrowanych ciał pozbawiona była kończyn - mówi ocalały z ludobójstwa Gilberto Masengo.
Hutu traktowali wszystkich identycznie, nie oszczędzali kobiet ani dzieci. Widok ciał spalonych żywcem niemowląt do dziś prześladuje tych, którzy widzieli ogrom masakry.
- Kabuga finansował tę zbrodnię. Bez jego pieniędzy do niej by nie doszło - mówi Pierre Prosper, amerykański ambasador misji ds. wojennych, który wyznaczył 5 mln dolarów za pomoc schwytaniu Kabugi. Pracę nad planem pojmania ludzi odpowiedzialnych za ludobójstwo w Rwandzie rozpoczęto w 1994 roku. Kabuga był na szczycie tej listy. - Wyróżniał się okrucieństwem i przewrotnością. To jeden z 5 najbardziej poszukiwanych ludzi na świecie - mówi Prosper.
ZOBACZ: W świecie filmu nie ma równości? O nowych zasadach przyznawania Oscarów
I zarazem jeden z "bohaterów" pięcioodcinkowego, dokumentalnego serialu Netflixa "Najbardziej poszukiwani przestępcy". Prawdopodobnie nie tak znany, jak pozostali - w większości szefowie mafii. Serial skupia się nie tyle na zbrodniach przez nich popełnionych, lecz pokazuje, dlaczego tak długo nie udaje się ich złapać. Wytyka słabości systemów prawnych i politycznych, zdawałoby się potężnych państw, czasem zaniechania, które w konsekwencji prowadziły do tragedii tysięcy ludzkich istnień.
Sponsor ludobójstwa
Ludobójstwo w Rwandzie, wyróżniające się niespotykaną liczbą ludzi zamordowanych w tak krótkim czasie, to największą porażka ONZ w historii jej istnienia. Pomimo informacji, które udało się zebrać jeszcze przed wybuchem konfliktu, nikogo nie ostrzeżono. Gdy ludobójstwo już się rozpoczęło, państwa zachodnie (szczegóły znały m.in. USA, Anglia, Francja), w ogóle nie interweniowały. Rwanda nikogo nie obchodziła. Była małym i biednym krajem daleko w Afryce, nieposiadającym żadnych złóż. Nikomu nie opłacało się jej pomagać.
Hutu i Tutsi, jako dominujące grupy etniczne w Rwandzie, od dekad rządziły na zmianę krajem. Tutsi uważani są za potomków wojowników, którzy dawno temu najechali ziemie Hutu. Grupy te zawsze pałały do siebie nienawiścią.
Félicien Kabuga był najbogatszym Rwandajczykiem dzięki farmom herbaty w kraju. Z czasem związał się nieformalną grupą ekstremistów Hutu z Rwandy Północnej, która obsesyjnie pragnęła pozbyć się ludzi z plemienia Tutsi. On dysponował odpowiednimi środkami.
Odcinek serialu poświęcony Kabudze, nie bez powodu nosi tytuł "Félicien Kabuga - sponsor ludobójstwa w Rwandzie". Jego udział w zbrodniach nie ograniczał się do kupna narzędzi, które jej posłużyły. Był również współzałożycielem i współwłaścicielem rozgłośni radiowej RTLM w Rwandzie (tzw. Wolne Radio i Telewizja Tysiąca Wzgórz), nadającej w okresie od lipca 1993 do końca wojny domowej w 1994. Nazywano je "radiem maczeta" lub "radiem nienawiści", bo zagrzewało do ludobójstwa.
"Ufam, że Bóg pomoże nam w wyrżnięciu tej gorszej rasy" czy "Te karaluchy, Tutsi, to źli ludzie, musimy się ich pozbyć. To kanibale, żywią się ludzkim mięsem. Zbierzmy się i zabijmy ich wszystkich, musimy ich wszystkich wytępić” - nawoływano w rozgłośni.
Tutsi byli oskarżani w radiu RTLM o wszystkie możliwe zbrodnie. Dochodziło też do prowokacji. Zamaskowani mężczyźni Hutu gwałcili i mordowali swoje kobiety, by winę zrzucić na Tutsi. Fałszywe informacje docierały do mediów, które nawoływały do zemsty. Zdaniem ambasadora Prospera, ludobójstwo w Rwandzie nie przybrałoby takich rozmiarów, gdyby nie "radiostacja maczeta".
ZOBACZ: Cena dziecięcej sławy, czyli historie wielkich dramatów
I choć minister informacji groził, że radio zamknie, jeśli nie zmieni przekazu, że nie ma miejsca dla nienawiści w Rwandzie, tak się nie stało. Minister wraz z całą rodziną zostali zamordowani za to, że polityk walczył z Kabugą.
Sprawcy ludobójstwa w Kigali zaczęli uciekać z kraju, gdy w czerwcu 1994 roku władzę przejął Rwandyjski Front Patriotyczny zdominowany przez Tutsi. Blisko dwa miliony Hutu, obawiając się odwetu Tutsi, uciekło przez granice na tereny obecnie Demokratycznej Republiki Konga. I nie był to jeszcze koniec piekła. Nienawiść etniczna rozlała się na obszar Kongo, wywołując pierwszą i drugą wojnę domową w tym kraju.
Tymczasem Kabuga uciekł z rodziną dwoma samochodami wyładowanymi kosztownościami do Szwajcarii.
Wolny ludobójca
Były agent szwajcarskiego wywiadu - Jacques Pitteloud, otrzymał sygnał od uchodźcy z plemienia Tutsi, iż do jego kraju przybył Kabuga z rodziną i poprosił o azyl. Miał mnóstwo pieniędzy, nikt go nie zatrzymał, choć był na czarnej liście Departamentu ds. Zagranicznych. W Bernie bez problemy wynajął hotel. Azylu co prawda nie dostał, ale szwajcarski rząd opłacił mu nawet bilet do Konga. Zdążył też opróżnić bez przeszkód swoje szwajcarskie konta.
- Powinniśmy go aresztować - mówi Pitteloud. - To był akt tchórzostwa. Rząd nie chciał brać na siebie procesu w sprawie pogwałcenia praw człowieka w dalekim kraju - dodał.
Szwajcarski reporter Philippe Ceppi jest wściekły.
Władze kraju, w którym swoją siedzibę ma ONZ, ojczyzna praw człowieka, nie zdecydowały się zatrzymać Kabugi. To dla mnie niepojęte. Zwłaszcza po kompromitującej bezczynności ONZ w obliczu ludobójstwa - mówi.
W Demokratycznej Republice Konga Kabuga zamieszkał w stolicy kraju, w Kinszasie. I właśnie tam namierzyli go szwajcarscy reporterzy. Bez trudu zaaranżowali spotkanie, na które się chętnie zgodził. Niepozornie wyglądający czarnoskóry mężczyzna, w okularach korekcyjnych, zupełnie nie wyglądał na wcielenie zła, które uosabiał. Opanowany, zapewniał, że nie ma nic wspólnego z ludobójstwem, że jest biznesmenem, który inwestował w rwandyjskie radio. Reporterzy wiedzieli, że mowa o tym radiu, które otwarcie wzywało do ludobójstwa.
Wkrótce Pierre Prosper sformował grupę śledczą, która zdołała namierzyć i aresztować kilku uciekinierów z otoczenia Kabugi w Kongo. On sam przebywał już wtedy w Nairobi, w Kenii. Państwo to stało się "przytułkiem" dla grup biznesowo-politycznych, mających na sumieniu zbrodnie i przekręty. W 1997 roku Międzynarodowy Trybunał Karny ds. Rwandy aresztował siedmiu przedstawicieli ludobójczego reżimu, a wśród nich Kabugę.
Niestety, na krótko.
Prawo czy bezprawie?
Gdy ruszyło śledztwo okazało się, że Félicien Kabuga ma tak doskonałe relacje z kenijskim rządem, że ten natychmiast podniósł larum o rzekomej "nagonce politycznej" na niewinnego. Po czym zwolnił go z aresztu.
Mając mnóstwo pieniędzy, mógł spokojnie dalej mieszkać w Kenii, wówczas państwie przeżartym do cna korupcją. Za pieniądze kupił nie tylko wolność, ale założył też "legalną" firmę zajmującą się eksportem i importem towarów. Swobodnie poruszał się po kraju. Szybko dorobił się w Kenii kilku domów. Żył beztrosko.
W 2002 roku Prosper powołał do istnienia specjalną infolinię, na którą zadzwonić mógł każdy, kto znał miejsce pobytu Kabugi. To wówczas za informacje pomocne w ujęciu zbrodniarza zaoferowano 5 milionów dolarów.
Pojawił się świadek, który wyznał, że spotkał poszukiwanego i miał pomóc w zasadzce na niego. Młody William Munuhe - dziennikarz pomagający agentom FBI w wytropieniu Kabugi, został jednak zamordowany, tuż przed akcją. Prawdopodobnie doszło do przecieku i zorientowano się, że jest informatorem. Upozorowano samobójstwo, podcinając mu gardło w jego własnym mieszkaniu. Prawdopodobnie w zbrodni brał udział sam Kabuga.
Po śmierci Munuhe w Kenii wiedziano już, że ukrywają zbrodniarza, który nie żartuje. I bez wahania pozbędzie się każdego, kto go wyda. Ślad po nim się urwał. Mówiono, że mieszka z rodziną na Seszelach. Podobno przeszedł też operację plastyczną.
ZOBACZ: Znikające dzieci Atlanty. "Chcemy wiedzieć, kto je zabił"
Za zbrodnie ludobójstwa poszukiwano też zięcia Kabugi - Augustina Ngirabatwarego. Namierzono go w Niemczech, we Frankfurcie nad Menem w 2007 roku. I aresztowano. W chwili zatrzymania korzystał z kafejki internetowej. Miał przy sobie pendrive, którego zawartości nie zdążył skasować. Znalezione na nim adresy i zdjęcia wiodły do szpitala w Tanzanii, w którym jakiś czas temu przebywał główny poszukiwany. Dzięki podrobionemu paszportowi Kabuga mieszkał w Niemczech, ale po aresztowaniu zięcia przepadł.
Dopiero w 2010 roku udało się trafić na jego ślad. Tak przynajmniej myślano.
Niespodziewany finał
Ślad, który doprowadzić miał w 2010 roku francuską policję do Kabugi, wiódł na cmentarz pod Paryżem, gdzie odbywał się pogrzeb jego przyjaciela z radia RTLM. Obstawiono tajniakami okolicę, ale ludobójca nie zachował się jak mafioso. Nie pojawił się. Był za to jego współpracownik z Rwandy, którego "zdjęto".
Zrezygnowany Pierre Prosper zapewnia, że będzie szukał Kabugi do skutku.
Wydaje się nam, że zaraz pojawi się plansza z napisami końcowymi. I taki był chyba zamysł pierwotny twórców, jako, że serial Netflixa opowiada o przestępcach, których złapać się nie udało, mimo gigantycznych starań policji na całym świecie.
ZOBACZ: Korzenie Hollywood, czyli jak nasi budowali Fabrykę Snów
Tymczasem los zafundował im niespodziankę. Wiosną tego roku francuska żandarmeria dostała od Brytyjczyków wiadomość, że jedna z córek Kabugi może ukrywać się w Asnières, niedaleko Paryża. Podsłuchując członków rodziny, ustalono, że wybiera to miasto nie bez powodu.
Szesnastego maja 2020 roku uzbrojony oddział terrorystyczny otoczył dom i piwnicę, gdzie miała się pojawić. Przeczucie nie myliło śledczych. W mieszkaniu przebywał poszukiwany od 26 lat, 84-letni Félicien Kabuga. Potwierdził swoją tożsamość. W ostatniej scenie filmu widzimy, jak zamykają się za nim bramy więzienia.
Drugiego czerwca francuskie władze wydały zgodę na przekazanie Kabugi przed Międzynarodowy Trybunał Karny dla Rwandy, działający pod auspicjami Organizacji Narodów Zjednoczonych. Ten będzie go sądził za zbrodnie przeciwko ludzkości popełnione na Tutsi.
Komentarze