30 lat religii w szkołach. "Często problem jest w katechecie"
East News/Piotr Kamionka/REPORTER

30 lat religii w szkołach. "Często problem jest w katechecie"

- Nauczanie religii jest dla pasjonatów i to jest sedno sprawy. Chcielibyśmy, żeby lekcja religii była pasjonująca. Taka, która otwiera na świat, na sprawy religijne, duchowe, ale w szerokim kontekście. Często problem jest w katechecie - mówi ksiądz Damian Wyżkiewicz CM. Od trzydziestu lat trwa spór o obecność religii w szkołach, która - według wielu - dyskryminuje uczniów niebędących katolikami.

W Polsce nawet podczas zaborów religia miała swoje miejsce w systemie oświaty. Lekcje religii znalazły się w szkołach także po wojnie. Wyjątkiem był okres prawie 30 lat w PRL.

Choć od końca lat 40. lekcje religii były stopniowo wypychane ze szkół, systemowo usunięto je dopiero w 1961 r. Katechizacja przeniosła się do salek przy parafiach.

Po upadku komunizmu  na wniosek Konferencji Episkopatu Polski ówczesny minister edukacji Henryk Samsonowicz w sierpniu 1990 r. wydał instrukcję przywracającą religię do szkół. Dotyczyła ona także lekcji religii wyznań innych niż rzymskokatolickie.

ZOBACZ: Kościół, czyli zbiór rozedrganych frakcji. Zaremba o sprawie biskupa Janiaka

Katechizacja miała odbywać się w szkołach podstawowych i średnich w wymiarze dwóch godzin tygodniowo. Chęć uczestnictwa w lekcjach musieli wyrazić rodzice lub pełnoletni uczniowie. Tak jest do dzisiaj.

We wrześniu 1990 r. taką wolę wyraziło 95,8 proc. uczniów i rodziców. Choć ogromna część społeczeństwa była za powrotem religii do szkół, to pojawiły się protesty. Podnoszono m.in., że religia w szkołach może naruszać zasadę wolności sumienia i wyznania. Ówczesna rzecznik praw obywatelskich Ewa Łętowska zaskarżyła do Trybunału Konstytucyjnego instrukcję ministra.

Trybunał orzekł jednak, że w nowych przepisach "nie dopatrzył się naruszenia zasady oddzielenia Kościoła od państwa i zasady świeckości i neutralności państwa oraz związanej z tym zasady niedotowania kościołów ".

Najsłabsze ogniwo

W ciągu ostatnich 30 lat spór o religię w szkole gasł i rozpalany był na nowo.

- Fundamentem jest pytanie, czy mamy wolność religijną "od " czy "do ". Jeśli mamy wolność "od " religii, to mamy państwo zlaicyzowane, ale Konstytucja o takim czymś nie mówi. Więc mamy wolność religijną "do", a to znaczy możliwość realizowania religii w świeckiej szkole - mówi ksiądz Damian Wyżkiewicz CM, filozof i teolog, duszpasterz młodzieży i katecheta wyróżniony w konkursie "Nauczyciel Roku 2019".

Przedstawiciele Kościoła w Polsce są zgodni, że powrót religii do szkół był najlepszym pomysłem. 

- Początki na pewno były trudne. Brakowało kadry, a teraz znów jej brakuje - zauważa ksiądz Wyżkiewicz. - Mam wrażenie, że po zmianie sytuacji politycznej w Polsce lekcje religii nie nadążały za rzeczywistością i to jest główny problem - dodaje.

Lekcje w salce ludzie wspominają jako miłe. Pogadali sobie z księdzem, coś upichcili, to może było fajne, ale nic nie wynieśli ponad dobre wrażenie. Dlatego mamy teraz problemy, bo nie poszła za tym wiedza teologiczna i etyczna. To ewidentnie widać w dzisiejszych czasach - uważa katecheta.

Według księdza "jest pewien mit, że jak lekcje religii wrócą do salki przy parafii, to będą na nie chodzić tłumy młodzieży ". - To nieprawda. W latach 70. i 80. na religię w salkach chodziło 20 proc. wszystkich uczniów, a obecnie mamy między 50 do 100 proc. - podkreśla Wyżkiewicz.

Choć katecheta nie ukrywa, że często najsłabszym ogniwem lekcji religii są jej nauczyciele. - Jest problem mentalności katechetów. Wydaje mi się, że na dłuższą metę religia mogłaby być bardzo fajnym przedmiotem, pod warunkiem, że nie byłoby dziwnych sytuacji i napięć - mówi ksiądz.

Nauczanie religii jest dla pasjonatów i to jest sedno sprawy. Chcielibyśmy, żeby lekcja religii była pasjonująca. Taka, która otwiera na świat, na sprawy religijne, duchowe, ale w szerokim kontekście. Często problem jest w katechecie. Wszystkie badania mówią, że młodzież wypisuje się z religii z dwóch powodów - albo konkretnie przez katechetę, albo zwyczajnie nie chce im się chodzić, bo to zawsze jest zaoszczędzenie czasu - tłumaczy.

Filozofia i etyka albo bajeczki

Według badania CBOS, odsetek uczniów chodzących na religię systematycznie spada od 2010 r. Dziesięć lat temu uczestnictwo w religii deklarowało 93 proc. uczniów, w 2013 roku - 89 proc., w 2016 roku - 75. proc., a w 2018 roku - 70 proc.

Z kolei z najnowszych danych Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego wynika, że w roku szkolnym 2019/2020 na lekcje religii w Polsce uczęszczało ogółem 87,6 proc. uczniów.

ZOBACZ: Zaremba o zmarnowanej szansie Kościoła

Religii uczy ok. 30 tys. osób.  Niemal 60 proc. z nich to świeccy, ponad 30 proc. księża, a ok. 10 proc. to zakonnicy i zakonnice. 

 Pytanie też - czego uczymy na tej religii. Ja zauważam bardzo duże braki w podstawach filozofii i etyki, a bez tego nie da się w ogóle ruszyć tematów religijnych. Inaczej młodzież będzie to traktowała jak bajeczki. Potrzeba jest też psychologii, a tego w ogóle nie ma - podkreśla Wyżkiewicz.

Poza statystyką

Polska jest krajem względnie jednolitym religijnie - przeważa religia katolicka. Jednak na wniosek rodziców szkoły powinny organizować lekcje także dla wyznań mniejszościowych.

RPO w 2018 r. zwrócił uwagę, że "szkoły rzadko powiadamiają rodziców i uczniów o możliwości zorganizowania na ich życzenie lekcji religii mniejszości wyznaniowych i lekcji etyki ". Według rzecznika dyrektor powinien mieć obowiązek informowania o tym rodziców i uczniów.

Lekcje religii w szkole dla wyznawców religii mniejszościowych często są "w szkole" tylko z nazwy, a MEN nie prowadzi dokładnych statystyk, z których w sposób jasny wynikałoby, jakie wyznania objęte są nauczaniem w ramach lekcji różnych wyznań i ilu uczniów z tego korzysta. Resort uzasadnia to obawą przed nieuprawnionym przetwarzaniem danych osobowych.

Prawosławni i muzułmanie wśród katolików

Sokółka - miasto powiatowe w woj. podlaskim, w Polsce znane głównie z Sanktuarium Cudu Eucharystycznego. Tu obok siebie żyją wyznawcy katolicyzmu, prawosławia i islamu.

Jak tu wyglądały lekcje religii innej niż katolicka? - Trwały normalnie 45 minut, ale były prowadzone na plebanii i odbywały się poza szkolnym planem zajęć. Grupy były kilkuosobowe. W czasie religii katolickiej mieliśmy tzw. okienko - mówi Karolina Markowska, prawosławna.

Z kolei Jakub Daniel Miśkiewicz, Tatar, lekcje islamu zaczął w wieku 8 lat, w drugiej klasie szkoły podstawowej. - Lekcje odbywały się w każdą sobotę w wynajętej sali przy szkole podstawowej, a moim pierwszym nauczycielem był mój wujek, imam w Kruszynianach. Podzieleni byliśmy na trzy grupy wiekowe: najstarsza, średnia i najmłodsza. Każda z nich liczyła mniej więcej 10 osób - opowiada.

W podstawówce nasze lekcje prowadziła matuszka, czyli żona prawosławnego duchownego. Później batiuszka. Lekcje to było głównie wychowanie w wierze. Uczyliśmy się modlitw i podstawowych tematów religijnych nawiązujących do Pisma Świętego. Uczyliśmy się też czytać w języku staro-cerkiewno-słowiańskim. Prowadzący był naszym duchowym przewodnikiem - opowiada Markowska.

Miśkiewicz wspomina, że pierwsze lekcje islamu były głównie nauką alfabetu, pisania i podstawowych modlitw. - Później dochodziły kolejne modlitwy, zajęcia praktyczne. Dla nas te lekcje to zaspokojenie ciekawości, czym właściwie jest islam - mówi.

Oboje różnią się w podejściu do sposobu organizacji ich lekcji. - Uważam, że to było problematyczne i w pewnym stopniu niesprawiedliwe. Skoro w planie zajęć była "religia " powinni to dopasować zarówno do prawosławnych jak i katolików. Inni uczniowie kończyli o 14:00, a my musieliśmy jeszcze iść na plebanię na religię - mówi Karolina Markowska.

Z kolei Jakub Miśkiewicz stwierdza, że "nigdy nie przeszkadzał mu fakt, że musi iść w sobotę na religię". - Wręcz przeciwnie. Ja z ogromną chęcią i radością chodziłem na te lekcje, by znów móc wynieść coś nowego, a kończąc zajęcia nie mogłem doczekać się kolejnych - podkreśla. Przyznaje, że był na kilku lekcjach religii katolickiej, ale wyłącznie jako bierny słuchacz.

Karolina Markowska zwraca uwagę, że na prawosławnych lekcjach nie poruszano trudnych, społecznych tematów. - Były rozmowy na temat małżeństw mieszanych (głównie z katolikami - red.), co z punktu widzenia duchownego prawosławnego było tematem kontrowersyjnym - mówi. Jak dodaje, "do tej pory wśród wyznawców prawosławia takie małżeństwa nie zawsze są pozytywnie postrzegane ".

Również Jakub Miśkiewicz mówi, że na jego lekcjach nie poruszano tematów światopoglądowych.

Oboje na świadectwie mieli ocenę z religii, która wliczała się do średniej.

"Za chwilę wszystko się rozsypie"

Kwestie światopoglądowe są często kością niezgody między uczniami a katechetą na lekcjach religii katolickiej. - To jest ważne, żeby na lekcjach religii poruszać tematy społeczne, wypracowywać poglądy, a nie je narzucać. Młodzi ludzi przychodzą i pytają, jakie ksiądz ma zdanie na ten temat, bo sami są ciekawi. Głos katechety jest brany pod uwagę. Pytanie, czy jest w stanie się z tym zmierzyć - podkreśla ksiądz Wyżkiewicz.

Według niego, "na religii powinno być więcej zagadnień ogólnych ".

Musimy iść bardziej w kierunku dyskusji, pola dialogu, żeby lekcje religii były oazą. Niekoniecznie to musi być religioznawstwo. Jeśli chcemy na religii wpajać wartości chrześcijańskie, to na religioznawstwie się nie zamkniemy - dodaje.

ZOBACZ: Zaremba o Kościele (i kościołach) w czasach zarazy

Jak podkreśla, "dla Kościoła i osób wierzących obecność katechety w szkole to bardzo duża szansa ". - Mam kontakt z ludźmi, którzy nie przychodzą na religię i w kołach dyskusyjnych, na zajęciach pozalekcyjnych tworzy się szansa dialogu. Wychodzi się poza schemat - tłumaczy.

Pytany o wyzwania, jakie stoją przed Kościołem w kwestii nauczania religii, odpowiada: "brakuje kadry, za chwilę się nam rozsypie to wszystko".

- Uczelnie katolickie muszą zadbać o to, żeby to była dobra kadra. Nie każdy teolog musi być katechetą. Jeśli się nie czujesz w tym, to nie idź w tym kierunku, bo narobisz więcej szkody - podkreśla.

Komentarze