Matura 2020. "Młodzi walczyli samotnie"
KFP/East News

Matura 2020. "Młodzi walczyli samotnie"

Pod zasłoniętym maseczką nosem zaklął co czwarty maturzysta, który 11 sierpnia odebrał wyniki egzaminu dojrzałości. To, że 26 proc. uczniów nie zaliczyło matury, media nazywają porażką, rządzący - normą, a nauczyciele i uczniowie - niczym zaskakującym. Być może jednak pytanie czy 26 proc to mało, czy dużo, powinniśmy zastąpić pytaniem, kto tak naprawdę oblał egzamin?

Na początek garść faktów: 74 proc. uczniów zdało egzamin maturalny. W ubiegłym roku odsetek szczęśliwców wynosił 80,5 proc., a w 2018 - 79 proc. Dopiero w 2015 roku wyniki były porównywalnie złe - wówczas matury również nie zdało 26 proc. uczniów, lecz prawo do poprawki miało 19 proc., a tylko 7 proc. nie zaliczyło więcej niż jednego egzaminu. W tym roku szans na poprawę nie ma aż 8,8 proc. uczniów. Średni wynik z polskiego i matematyki na poziomie podstawowym jest dokładnie taki sam i wynosi  52 proc. Rok temu średnia z języka polskiego także wynosiła 52 proc., a z matematyki 58 proc. W 2018 było to kolejno 58 proc. i 61 proc.

Średnia prawdy

Szef Centralnej Komisji Edukacyjnej Marcin Smolik podczas wtorkowej konferencji prasowej nie wydawał się zaniepokojony tegoroczną maturą.

Średnie wyniki, jeśli popatrzeć na egzamin maturalny w skali 16-letniej, niczym nie odbiegają od tego, co mieliśmy w latach ubiegłych. Warto podkreślić, że wyniki średnie nie pokazują całej prawdy, tylko średnią tej prawdy – mówił, dodając na pocieszenie, że wśród absolwentów była spora grupa uczniów zwolnionych z egzaminów z powodu olimpiad.

Z kolei minister edukacji Dariusz Piontkowski, zapytany o to, dlaczego w roku ubiegłym maturę zdało aż 6,5 proc. uczniów więcej, wskazał kilka przyczyn, które według niego mogły mieć na to wpływ. Po pierwsze uczniowie - nie wszyscy podeszli poważnie do egzaminu, choć mieli miesiąc "extra" na przygotowanie. -  Być może część maturzystów nie wykorzystała dobrze tego dodatkowego czasu - powiedział.

ZOBACZ: Wojna kulturowa już się odbyła. Kto przegrał?

Wskazał również na minusy nauczania zdalnego, takie jak brak kontaktu z rówieśnikami czy ograniczone możliwości mobilizowania i dyscyplinowania uczniów przez wychowawców. Padły też słowa, które w środowisku nauczycielskim wywołały wiele kontrowersji. Minister edukacji odwołał się do zeszłorocznego strajku nauczycieli. Wówczas przez kilka tygodni w szkołach nie odbywały się zajęcia. - Być może część materiału nie została dobrze przyswojona i nie było jakiegoś większego powtórzenia - stwierdził.

Minister edukacji narodowej Dariusz Piontkowski (L) oraz dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej Marcin Smolik (P) PAP/Paweł Supernak
Minister edukacji narodowej Dariusz Piontkowski (L) oraz dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej Marcin Smolik (P)

"Zaorani materiałem"

Maturzyści przyczynę osłabionych wyników wskazują niemal jednogłośnie.

- Wszystko przez nauczanie zdalne. E-lekcje były prowadzone na odwał, nieporadnie i nieefektywnie. Część znajomych mówi, że nie zdążyli przerobić całej podstawy programowej, a co dopiero zacząć ją powtarzać? - mówi maturzystka Kaja, której udało się zdać wszystkie egzaminy. Jak twierdzi, jest to zasługa umiejętności samodzielnego organizowania sobie czasu pracy. - Jeśli ktoś nie jest mega ogarniętą osobą i nie potrafi uczyć się samemu, nie miał żadnych szans - podsumowuje dziewczyna.

Maturzystka Milena z warszawskiego liceum także wskazuje na mankamenty systemu zdalnego. Jej znajomi wielokrotnie chwalili się, że "hakują" kamerki w taki sposób, by być widoczni na ekranie, mimo że dawno odeszli od biurka.

W zasadzie podczas e-lekcji mogliśmy robić co nam się podoba. Oglądać filmy, grać, a nawet spać. Czasem nie dało się słuchać, nawet mimo dobrej woli. Szczególnie na matematyce, gdy większość z nas nie rozumiała, co mówi nauczyciel. Zadawaliśmy mu pytania na czacie, ale on nie bardzo potrafił to wszystko obsługiwać.

W jej klasie to właśnie matematyka poszła najgorzej. Milenie udało się zaliczyć, ale kilku nieszczęśników musi podejść do poprawki.

Polsat News

Przemek z warszawskiego technikum zwraca uwagę głównie na ogromne ilości materiałów, przesyłanych przez nauczycieli.

- Nigdy w życiu nie miałem do zrobienia tylu zadań domowych. Byliśmy dosłownie zaorani - opowiada przyszły student. W klasie chłopaka bardzo szybko zorganizowano system wzajemnej pomocy. Na Facebooku stworzono grupę, której członkowie rozdzielali między sobą zadania. Gotowe odpowiedzi udostępniali na platformie.

Czy wyniki zaskoczyły maturzystów? - Nie, a przynajmniej nie negatywnie - mówi Przemek. Według chłopaka uczniowie odetchnęli z ulgą już w czerwcu po napisaniu egzaminów.

Niepewna sytuacja wreszcie się zakończyła i to było najważniejsze. O same wyniki tak strasznie się nie baliśmy. Przeczuwaliśmy, że kolorowo nie będzie i moim zdaniem każdy był z tym pogodzony.

"Masakryczna formalizacja zachowania"

Wśród pedagogów zaskoczenia nie ma. "Nie jest ani źle, ani dobrze - jest dokładnie tak, jak się spodziewaliśmy" - twierdzą zgodnie moi rozmówcy.

Przemek Kleniewski, nauczyciel języka rosyjskiego przyznaje, że matura 2020 do łatwych nie należała, ale nawet gdyby pandemii nie było, wyniki i tak byłyby gorsze niż w latach poprzednich. Dlaczego? Zdaniem dydaktyka egzaminy ułożone są w taki sposób, by zmusić ucznia do samodzielnego myślenia. Z kolei system edukacji na każdym szczeblu uczy raczej działania według ściśle określonego szablonu.

Mamy konflikt, którego pokłosie będą zbierać przyszłe roczniki, ponieważ wyniki matur z pewnością będą coraz gorsze - mówi Kleniewski i dodaje, że lecące w dół procenty, można zatrzymać poprzez zmianę formuły maturalnej. - Gdyby była bardziej schematyczna, oparta na wykuciu wiedzy na blachę, a nie na myśleniu, wyniki pewnie nieco by się poprawiły, ale to nie byłaby dobra zmiana. Trzeba zacząć od uczenia młodych samodzielnego myślenia, a to oznaczałoby zmianę paradygmatu szkoły.

Kleniewski dodaje, że takie przeobrażenia nie dokonują się w jeden dzień, ani w jeden rok. A tym bardziej nie w najbliższy, ponieważ rządzący ogłosili już tzw. "priorytety edukacyjne", w ramach których wszystkie wyjścia z uczniami niezwiązane ściśle z podstawą programową mają być zakazane. Według dydaktyka, takie rozporządzenie jeszcze bardziej zniechęci nauczycieli do podejmowania dodatkowych działań na rzecz uczniów.

Większość kadry nie będzie nawet pytać o możliwość przeprowadzenia lekcji w terenie czy zorganizowania edukacyjnej wycieczki. Po co, skoro kuratorium może się przyczepić? Dokonywana jest masakryczna formalizacja zachowania. Niestety wielu z nas uczy uczniów tego, jak działać według określonego z góry schematu, ponieważ - niestety - wielu z nas działa wyłącznie według takiego schematu.

Dom bez fundamentów

Katarzyna Borowska jest coachem, wieloletnim dyrektorem placówek oświatowych, nauczycielem i pedagogiem. System edukacji porównuje do domu, w którym zawalił się dach. Ale jak miał się nie zawalić, jeśli ściany są zestarzałe, a fundamenty słabe?

Pandemia była testem dla polskich szkół, który podobnie jak matury, nie wypadł dobrze. Okazało się, że wielu nauczycieli nie jest w stanie nauczać on-line, mimo najszczerszych chęci. Po prostu nie są na to przygotowani.

Zdaniem Borowskiej przyczyna tkwi w systemie edukacji. Między innymi na poziomie akademickim. Specjalistka zwraca uwagę na różnicę między starym a aktualnym kształceniem kadry nauczycielskiej.

Ponad 20 lat temu, gdy przechodziliśmy przez studium nauczycielskie, uczyliśmy się elastyczności, indywidualnego podejścia do ucznia i radzenia sobie w najróżniejszych sytuacjach. Istniały tzw. szkoły i przedszkola ćwiczeń, w których praktykowaliśmy pod okiem metodyków. Dziś kształcenie odbywa się na żenująco niskim poziomie. Młodzi nauczycielem dostają marne wynagrodzenie. Co z tego, że będą mieć wakacje, jeśli codziennie po pracy będą udzielać korepetycji, by spiąć domowy budżet?

Jej zdaniem zawód ten z roku na rok wiąże się z coraz mniejszym prestiżem. W opinii publicznej pedagogikę wybierają młodzi ludzi, którzy nie dostali się na inne wymarzone kierunki, a tych z pasją i powołaniem można policzyć na palcach jednej ręki. Poza tym pasja to za mało, by zrobić zakupy, jechać na wczasy i po prostu godnie żyć.

Zapewne w całej debacie na temat wyników tegorocznych matur za winnych zostaną uznani właśnie nauczyciele. Będziemy kozłami ofiarnymi, które "nie stanęły na wysokości zadania". Prawda leży jednak znacznie głębiej. Nauczyciel daje uczniowi dokładnie tyle, ile sam ma. Warto zadać sobie pytanie, co należy dać nauczycielom, by mogli tym obdarować dzieci młodzież. Moim zdaniem: szacunek i dobre wykształcenie - podsumowuje.

Młodzi walczyli samotnie

Gdyby spór o kiepskie wyniki maturalne odbywał się w sali sądowej, na ławie oskarżonych zabrakłoby miejsca. Musieliby zmieścić się tam zarówno uczniowie i nauczyciele, jak i wykładowcy akademiccy i politycy. Większość "oskarżonych" wskazywałaby sędziemu na konieczność globalnych zmian w systemie edukacji, których efekty społeczeństwo zobaczyłoby dopiero po kilku latach. Pytanie, czy można było zrobić coś "tu i teraz", by wesprzeć maturzystów?

ZOBACZ: "Malował po ścianach krwią z odciętego palca". Czy to koniec kariery Johnny’ego Deppa?

Dydaktyk i psychoterapeutka od dzieci i młodzieży Monika Winek zwraca uwagę, że na psychikę każdego człowieka ogromny wpływ miało społeczne zawieszenie, jakie dokonało się w ostatnich miesiącach.

Człowiek jest tak skonstruowany, że potrzebuje jasnego domknięcia różnych życiowych etapów, zwłaszcza tak ważnych, jak zakończenie szkoły. W tym roku nie było żadnego pożegnania, kwiatów, apelu… Było odebranie świadectw w maseczkach z zachowaniem bezpiecznej odległości i oczekiwanie na maturę, która "nie wiadomo, czy w ogóle się odbędzie". Te surrealistyczne okoliczności musiały mieć ogromny wpływ na to, jak młodzież traktowała swój egzamin dojrzałości. Dla wielu osób matura, w całym tym zamieszaniu, musiała jawić się jako coś nierzeczywistego. 

Zdaniem Winek czynniki psychologiczne kompletnie nie sprzyjały nauce do ostatniej chwili. Specjalistka maturzystów porównuje do sportowców w czasie niekończącej się rozgrzewki. Są w ciągłej gotowości przed jednym z najważniejszych meczów w życiu, ale gwizdka nie słychać. - Bycie w nieustannym zawieszeniu odbiera motywację, męczy i obciąża psychicznie, bez względu na to, kto jak poważnie traktuje maturę - wyjaśnia.

Winek ocenia, że młodzież w tym trudnym czasie pozostała zupełnie sama. Podczas ostatniego miesiąca nie tylko nie mieli dostępu do wsparcia szkolnego na poziomie edukacyjnym, ale także psychicznym. Idąc dalej w meczowej analogii: trenerzy byli nieobecni, a kibice zajmowali się swoimi sprawami.

Każdy rodzic przeżywał własne problemy zawodowe i finansowe, a nauczyciele dostępni byli on-line, co niosło za sobą wielkie ograniczenia komunikacyjne. W tym roku matura stała się wyłącznie prywatną sprawą młodych, którzy musieli przejść przez nią nie tylko podczas totalnego chaosu dziejowego, ale także w pełnej samotności.

Komentarze