Dlaczego tysiące Białorusinów, na co dzień stroniących od polityki, jest gotowych narażać się na pobicie milicyjnymi pałkami, na zatrzymanie, na dziesiątki dni w aresztach, w których nie ma łóżek, tylko drewniane "nary", a marny posiłek wydawany bywa raz dziennie?
Odpowiedź jest dość prosta: Białorusini chcieliby wreszcie zrealizować swoje marzenia. Dwa są najważniejsze: by żyć w normalnym kraju oraz by móc mieć realne nadzieje na dobrą przyszłość dla siebie i swoich bliskich.
A w obecnej sytuacji pojawia się i trzecie marzenie: by pomógł im świat, by pomogli syci i bogaci, chwalący się demokratycznymi tradycjami i głoszący prawa człowieka.
Żyć w normalnym kraju
Pierwszym marzeniem Białorusinów jest chęć, by ich kraj był "normalny". Co to znaczy ta normalność? Zapewne coś takiego jak Polska czy Litwa, bo do tych krajów jest im najbliżej i najwięcej o nich wiedzą.
Normalność ma polegać na tym, żeby państwo funkcjonowało w sposób demokratyczny. Obecnie rządzi "wertykalna struktura", na której szczycie znajduje się Aleksander Łukaszenko. On nie tylko wyznacza premiera i rząd, ale faktycznie też nominuje parlamentarzystów, szefów obwodów (województw), rejonów (powiatów), a także sędziów. Wybory są pozorem, ich wyniki ustalane są w zaciszu gabinetów. Żeby do takiego uprzywilejowanego gremium się dostać, trzeba wykazać się wielkim poparciem dla urzędującego prezydenta i jego ludzi.
ZOBACZ: To może być krwawa niedziela
Syn Łukaszenki, Wiktor (Wiktar), jest jego doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego. Młodszy, Dmitrij (Dzmitryj), kieruje prezydenckim klubem sportowym. Najmłodszy, Nikołaj (Mikałaj), ma 16 lat i kreowany jest na następcę swego ojca. Szef państwa zarządza Prezydenckim Funduszem Rezerwowym, do którego wpływają gigantyczne środki z budżetu państwa. Inna struktura, Gospodarstwo Pomocnicze Prezydenta, też dostaje pieniądze z budżetu i zarabia - z loterii i gier losowych, wynajmu nieruchomości, hotelarstwa, turystyki. Są sugestie, że obie instytucje otrzymują 10 proc. prowizji od dużych transakcji międzynarodowych, w której stroną jest państwo białoruskie czy państwowe przedsiębiorstwa. O wydawaniu pieniędzy decyduje sam Łukaszenko. Dla Białorusinów to nie jest normalne. I trudno się dziwić.
Oczywiście, my mamy wiele pretensji do własnych polityków, do urzędników, do rozmaitych instytucji państwowych. I głośno o tym mówimy. Problem polega na tym, że przeciętny Białorusin nie powinien krytykować prezydenta, premiera, ministrów, deputowanych, czy szefów lokalnych władz. Owszem, może być opozycjonistą, może nawet należeć do opozycyjnej partii, ale wówczas nie będzie mieć dobrej pracy, nie awansuje, nie trafi do wąskiego kręgu "trzymających władzę". Będzie na marginesie. Pod stałą, czujną obserwacją KGB.
A oni by chcieli móc to robić bez przeszkód. Chcieliby też, żeby wydawanie państwowych pieniędzy było przejrzyste. Tyle, że bez odejścia Łukaszenki nie jest to możliwe.
Mieć nadzieję na przyszłość
Na Białorusi sklepy są pełne towarów. W niepamięć odeszły pierwsze lata niepodległości, kiedy to dziennikarz z Polski chcąc względnie tanio i dobrze zjeść w Mińsku, musiał chodzić do jedynej z nielicznych, prywatnych restauracji - "Uzbekistan", gdzie było dokładnie pięć (ale smacznych) dań.
Dziś w Mińsku czy Grodnie w zasadzie jest wszystko. Tylko czemu władze wprowadziły limit wwozu produktów spożywczych na 5 kilogramów? Czemu w białostockich hipermarketach przed pandemią w soboty słychać było głównie język rosyjski, a przybysze zza wschodniej granicy kupowali wszystko co się dało? Bo na Białorusi jest drożej niż w Polsce (do wyjątków należą chleb i wódka), a zarabia się mniej. I jakość białoruskich towarów niekoniecznie jest wysoka. A sytuacja gospodarcza kraju jest fatalna. W 2019 roku wzrost PKB Białorusi wyniósł 1,2 proc., a Międzynarodowy Fundusz Walutowy prognozuje, że w 2020 r. spadek PKB wyniesie aż 6 proc. Gdyby nie wsparcie z Rosji, sytuacja byłaby jeszcze gorsza. Mińsk czerpie zyski na przykład z tego, że kupuje rosyjską ropę o 17 proc. taniej niż wynosi cena rynkowa. Ale daniną za tę pomoc jest coraz głębsze powiązanie Białorusi z Rosją.
ZOBACZ: Czas na rozproszoną promocję Polski. Warzecha o polityce historycznej
Teoretycznie, przeciętny Białorusin może podróżować po całym świecie. Tyle że do bardzo wielu krajów potrzebuje wizy np. do Polski i innych państw Unii Europejskiej. A choć polskie konsulaty pracują jak fabryki wiz, to otrzymanie upragnionej wklejki w paszporcie wcale nie jest łatwe. Na dodatek to kosztuje (wiza Schengen 35 euro). No i trzeba jeszcze przekroczyć granicę, przejść liczne kontrole.
Tymczasem Białorusini chcieliby widzieć dla siebie przyszłość. Chcieliby mieć realną nadzieję, że ich pensje będą rosnąć. Że gospodarka, stojąca jakby w pół kroku między socjalizmem i kapitalizmem, będzie się zmieniać w dobrym kierunku. Że będą mogli bez przeszkód jeździć po świecie, nie kłopocząc się o wizy.
Ale bez zmian na szczycie białoruskiej władzy tego zrobić się nie da. Przyszłości nie widać - na Białorusi trwa "zamrożona" teraźniejszość. Żeby ten kraj "odmrozić", Łukaszenko musi odejść.
Żeby pomógł świat
Białoruś to europejski kraj średniej wielkości. Niecałe 10 mln mieszkańców - nieco mniej niż Węgry, ale więcej niż Austria, Szwajcaria czy Bułgaria. Po wyborach kilkanaście państw świata przesłało Łukaszence gratulacje. Na kogo może liczyć białoruska władza? Na Rosję i większość postsowieckich republik, także na Chiny i Wietnam. Również, co może być zaskoczeniem, na Turcję i Wenezuelę. To bardzo niewiele. Dla polityków w Mińsku wydarzeniem dnia bywa wizyta gubernatora jednego z rosyjskich obwodów, fetowanego jak szefa samodzielnego państwa. Kto inny tu przyjedzie?
Ale nie należy wyciągać z tego mylnego wniosku, że świat Łukaszenkę potępia i że daje temu czynny wyraz. Gdy Białorusini żyjący w Polsce organizowali powyborcze protesty przed ambasadą swego kraju w Warszawie i konsulatami w Białymstoku i Bielsku Podlaskim, niemal błagali płacząc: "pomóżcie! Tam, po drugiej stronie granicy biją i zamykają do aresztów naszych bliskich i znajomych! Ratujcie!"
Polska zareagowała na wydarzenia nad Swisłoczą i Niemnem. Prezydent Andrzej Duda wraz ze swoim litewskim partnerem Gitanas Nauseda wydali ostre oświadczenie, a premier Mateusz Morawiecki wezwał do zorganizowania europejskiego szczytu. Szczytu nie będzie, ale spotkają się szefowie MSZ państw UE, a oświadczenie zapowiadające sankcje wydał szef unijnej dyplomacji. Mniej lub bardziej stanowcze apele wydali prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski (choć Kijów nie śpieszy się z oficjalną oceną białoruskich wyborów), a także m.in. szefowie dyplomacji USA i Kanady.
ZOBACZ: Izrael pogrążony w chaosie
Bo Mińsk nie cieszy się specjalnym zainteresowaniem świata. I nigdy się nie cieszył. USA i Unia Europejska próbowały już "kija" i "marchewki" – ale "kij" był za słaby, a "marchewka" za mała. Łukaszenko nie przejmuje się sankcjami. Owszem, także jego współpracownicy woleliby być przyjmowani na europejskich salonach, jeździć do Paryża czy Londynu, ale ostatecznie mogą się bez tego obyć. Białoruski prezydent rozmowy z Zachodem zawsze traktował jako kartę przetargową w dialogu z Moskwą i największe jego ustępstwo kilka lat temu polegało na wypuszczeniu więźniów politycznych.
Obywatele Białorusi chcieliby natomiast, żeby świat im pomógł. Nie rozumieją, jak w centrum Europy (tak! Jeśli Europa rozciąga się od Portugalii po Ural, to Białoruś, obok Polski, jest w jej centrum) może istnieć dyktatura. Jak mogą być tak jawnie fałszowane wybory, a protestujący przeciwko temu ludzie bici, maltretowani, aresztowani, skazywani? Dlaczego Zachód ogranicza się do dość formalnych protestów i apeli?
Trudno napisać scenariusz
Można, oczywiście, próbować kreślić różne scenariusze, biorąc pod uwagę sytuację geopolityczną. Czy Łukaszenko ma wystarczającą siłę, by utrzymywać się u władzy? Czy jego współpracownicy, a także milicja i wojsko, nie zechcą go porzucić? Co zrobi Rosja, co USA i UE?
Trzeba jednak brać pod uwagę czynnik najważniejszy. Powyborcze protesty na Białorusi mają swoje źródło w marzeniach wielu milionów obywateli tego kraju. A marzenia mają wielką siłę. Zwłaszcza, jeśli nie myśli się o czymś odległym, o bogactwie, niezwykłych podróżach czy przygodach, a o tym, by wreszcie żyć w normalnym kraju i mieć jakąś przyszłość. Wreszcie wyjść ze "skansenu Białoruś".
Komentarze