Zaremba: Nowak nie może być nowym Dochnalem
PAP/Radek Pietruszka

Zaremba: Nowak nie może być nowym Dochnalem

W internetowych komentarzach powtarza się pytanie, dlaczego na temat aresztowania Sławomira Nowaka nie przemówił jeszcze Donald Tusk. Ta złośliwość nie jest wbrew pozorom taka całkiem absurdalna.

W początkowym okresie ośmioletnich rządów PO Nowak był nie tylko szefem gabinetu nowego premiera Tuska, ale jedną z jego najbardziej zaufanych osób, członkiem jego kilkuosobowego "dworu", czyli grupy która przesiadywała u niego w gabinecie. Na co skarżyli się interesanci mający poczucie, że odmawia im się rozmowy w cztery oczy.

Co więcej, w latach 2007-2009 mówiło się nawet, że Tusk widzi Nowaka jako swojego potencjalnego następcę. Dziwiło to nawet samych platformersów, bo widzieli w pyskatym trzydziestoparolatku głównie arogancję i dygnitarskie zamiłowanie do luksusu. Po latach Tusk zrealizował zresztą swój zamysł namaszczenia kogoś niedorastającego sobie do pięt - przez wskazanie jako następcy Ewy Kopacz.

Sam Nowak odsunięty z Kancelarii Premiera w roku 2009 na fali afery hazardowej, został przywrócony w rok później, a w roku 2011 zrobiono go konstytucyjnym ministrem transportu, budownictwa i gospodarki morskiej. Stał się wtedy jednym z symboli stylu rządzenia tamtej partii. Dlatego warto zacząć ten komentarz nie od dnia dzisiejszego, a od wspomnień.

Minister od infrastruktury

Miał być wtedy personalnym symbolem sukcesu: młody wilczek szykujący Polsce lepszą infrastrukturę na Euro 2012. I trudno zaprzeczyć: miał pewne sukcesy. Ale z wielkiej akcji budowy autostrad można też było zapamiętać co innego: krzywdę firm będących podwykonawcami przy tych inwestycjach. Nie płacono im miesiącami, za to żądano szybkiej spłaty VAT. Nowak osobiście faworyzował główne firmy wskazane przez rząd. Drobniejszym graczom szykował ruinę.

ZOBACZ: Mandaty muszą być wyższe

W tej sytuacji opowieść, jak to na samym początku urzędowania kazał przebudować w ministerstwie gabinet, tylko po to żeby przysporzyć "swojej osobie" splendoru, to tylko dygresja. Został zdymisjonowany w roku 2013 w następstwie "afery zegarkowej". Często ją w ostatnich latach deprecjonowano zestawiając z prawdziwymi skądinąd nieprawidłowościami z czasów PiS. - Co to takiego wielkiego, że facet nie wpisał do oświadczenia majątkowego zegarka? - powtarzało się jak mantra.

W rzeczywistości opowieść o zegarku, a właściwie o kilku drogich zegarkach, które wypatrzono na jego ręce (wymieniał się z zaprzyjaźnionymi biznesmenami, a ten własny podobno dostał w prezencie), to tylko wierzchołek góry lodowej, o czym się zapomina. Publikacje tygodnika "Wprost" opowiadały o jego zażyłych związkach z trójmiejską firmą Cam Media. Realizowała ona rozmaite zlecenia Platformy, ale obsługiwała także PKP będącą we władztwie ministra.

Polityk wielokrotnie odwiedzał ekskluzywny klub założony przez Cam Media, bezpłatnie jedząc i pijąc. Autorzy krytycznych wobec niego artykułów przypominali, że wiceszef NFZ trafił do aresztu w następstwie jednej kolacji za 680 złotych ufundowanej mu przez szefa firmy farmaceutycznej.

Ukraiński drogi 

Nowak był ewidentnie elementem układu polityczno-biznesowego zajmującego się załatwieniem kontaktów i kontraktów, którego nie złapano za rękę, poza wskazaniem owego zegarka. Tym bardziej zdumiewające było zaproszenie go jesienią 2016 roku przez poprzednie władze Ukrainy do kierowania agencją Ukrawtodor mającą budować w tym kraju autostrady. Robiło to wrażenie wprowadzania lisa do kurnika.

Co o tym zdecydowało? Wiara Ukraińców w nieomylność Leszka Balcerowicza, który przetarł Nowakowi drogę na Ukrainie, a dziś woła o "policji politycznej PiS"?  A może nieufność ukraińskich polityków wobec tegoż PiS, co kazało z kolei zaufać jego polskim wrogom, bo przecież to oni mieli symbolizować prawdziwą "modernizację"?

ZOBACZ: Zdalna dehumanizacja. Zaremba o przyszłości uczelni

Z tej modernizacji już jesienią roku 2019 zostały tylko kolejne nieprawidłowości w oświadczeniach majątkowych Nowaka i zainteresowanie nim ukraińskiej prokuratury. Dziś politycy PO co prawda nie najbardziej donośnym głosem, ale oskarżają służby specjalne PiS o montowanie kolejnego śledztwa politycznego. Tylko dlaczego materiałów "na Nowaka" nie wykorzystano przed wyborami prezydenckimi? Snują też rozważania o tym, że z kolei obecna administracja prezydenta Zełenskiego chce obciążyć nadużyciami poprzednią ekipę Poroszenki. Interes obu władz miałby być zbieżny.

Tacy odlegli od PiS eksperci jak Witold Jurasz twierdzą, że Narodowe Biuro Antykorupcyjne Ukrainy ma dobrą reputację, że uznawane jest za bardziej niezależne niż inne organy skądinąd pogrążonej w klanowych rozgrywkach Ukrainy. Ten sam Jurasz powątpiewa, aby Ukraińcy chcieli pomagać PiS-owi. Sam domniemany mechanizm wyciskania pieniędzy za kontrakty przez Nowaka i jego kolegów został już dość precyzyjnie opisany. Więc…

Oczywiście zawsze kiedy represje spadają na polityka, pojawia się pytanie o to, czy nie używa się ich jako narzędzia w rozgrywce. Pamiętamy, jak SLD-owska ABW zamknęły na chwilę prezesa Orlenu w rytmie biznesowej intrygi. Za PiS prokuratura kilka razy przynajmniej wybierała nieprzypadkowy termin uderzenia w ludzi poprzednich ekip, a okazywała się ślepa i głucha, gdy podejrzenia dotyczyły postaci bliskich obecnemu establishmentowi.

ZOBACZ: Kto się dowie o próbie samobójczej? "Przepisy nie chronią przed plotkowaniem"

Ale też nie zwalnia nas to z pytania, czy same zarzuty są prawdziwe, czy nie. Na razie ciężko komukolwiek je podważyć. Pozostaje odwoływanie się do emocji. Balcerowicz mówi o policji politycznej, sam Nowak o… Berezie Kartuskiej. O tym, że wielu podchwytuje takie emocje świadczą masowe internetowe napaści na dziennikarkę TVP, kiedy zadała liderowi PO Borysowi Budce kilka oczywistych pytań.

Pegasusem w opozycję? 

Platforma próbuje skierować spór na inne wątki. Skoro Nowak był podsłuchiwany przez pomocy izraelskiego systemu Pegasus, padają pytania, czy przy okazji nie inwigilowano go jako członka sztabu Rafała Trzaskowskiego. Warto tu jednak przypomnieć, że podczas kampanii politycy PO nie chcieli się w ogóle przyznać do obecności Nowaka w sztabie, jakby się go wstydzili. Teraz nagle okazuje się dysponentem najbardziej istotnych kampanijnych tajemnic.

Plemienny model polskiej polityki ma swoje prawa. Polityk opozycji z definicji musi być ofiarą reżymu, choćby na naszych oczach wyjął komuś z kieszeni portfel. Mnie bardziej martwi co innego.

Nie wiemy, jaki jest stopień determinacji ukraińskich służb. Może chcą doprowadzić sprawę do końca (mówi się nawet o wniosku o ekstradycję). Równie dobrze może im jednak wystarczyć efekt wizerunkowy. Obryzganie Poroszenki może być dla nich jedynym pożądanym efektem. Pytanie więc, czy przyłożą się do końca. I jakie dowody naprawdę zgromadziły.

Z kolei w sprawności polskich służb też pokładam średnie zaufanie. Nawet najbardziej oczywiste sprawy korupcyjne rzadko kiedy kończyły się definitywnym skazaniem. Pamiętacie wieloletnią szamotaninę z biznesmenem i lobbistą z czasów AWS i SLD Markiem Dochnalem?

Nowak nie może stać się Dochnalem bis 

Za PiS jest podobnie, tyle że wkłada się więcej wysiłku o odtrąbienie różnych "zwycięstw". W lutym 2019 roku opisywałem trzy sprawy dokonujące się dzień po dniu: aresztowania Bartłomieja Misiewicza, skądinąd człowieka PiS, zatrzymania byłego prezesa Lotosu Pawła Olechnowicza i postawienia prokuratorskich zarzutów Stefanowi Niesiołowskiemu. Pytałem wtedy, czy nie poprzestanie się na potrzebnych w danej chwili  fajerwerkach. Po półtora roku żadna z tych historii nie zakończyła się sądowym zamknięciem.  Czy dlatego, że tego typu historie są z natury arcytrudne? A może nasze instytucje wymiaru sprawiedliwości są tak nieudolne, że zdolne tylko do gonienia króliczka?

Sławomir Nowak nie może zostać Dohnalem bis, pisze Piotr ZarembaPAP/Radek Pietruszka
Sławomir Nowak nie może zostać Dohnalem bis, pisze Piotr Zaremba

Możliwe więc, że Nowak jednak wyjdzie z aresztu szybciej niż się wydaje. Gdyby zaś miał być trzymany latami w celi jak Dochnal - pierwszy zaprotestuję. Każdemu należy się domniemanie niewinności, więc szybki proces. Jeśli sprawa się rozpłynie, będzie to zła nauka. Niech PiS wówczas się nie dziwi, że podejrzenia o wyłącznie polityczne intencje tylko się nasilą.

ZOBACZ: Kościół, czyli zbiór rozedrganych frakcji. Zaremba o sprawie biskupa Janiaka

Swoją zaś drogą taki koniec kariery Nowaka przypomina o tym, że chyba nie ma już powrotu do epoki Donalda Tuska. Polityka o wiele zdolniejszego od kolegów, ale też otaczającego się postaciami tego typu – Mirosław Drzewiecki i Zbigniew Chlebowski to dwaj inni moi ulubieni reprezentanci tamtych kręgów. Oni się kojarzyli z atmosferą jeszcze lat 90., kiedy liberalizm utożsamiano z łatwą i czasem szemraną osobistą karierą.

Nowak był młodszy, to on przyprowadził budującej się Platformie Obywatelskiej organizację Młodzi Demokraci. To znamienne, ale wyrwał ją wtedy nieporadnej, ale etosowej Unii Wolności. Ten koniec jego politycznej drogi jest więc równie symboliczny jak początek.

Komentarze