Jan Śpiewak: zabierz boomersowi dowód!

Jan Śpiewak: zabierz boomersowi dowód!

Bardzo dobre wyniki Hołowni i Bosaka wśród młodych nie świadczą o tym, że młodzi Polacy są skrajnie konserwatywni, czy skrajnie prawicowi, ale o tym, że są skrajnie antypopisowi i chcą odzyskać wpływ na rzeczywistość.

Wybory prezydenckie okazały się przełomowe pod jednym względem: aktywnością i postawą młodych ludzi. Frekwencja wyborcza w grupie wiekowej 18-29 lat wyniosła 62 proc. i była prawie o połowę wyższa niż w wyborach parlamentarnych rok temu. Więcej młodych zagłosowało na Szymona Hołownię i Krzysztofa Bosaka niż na Andrzeja Dudę i Rafała Trzaskowskiego. Młodzi przyszli do urn nie z zamiarem umacniania hegemonii PO i PiS-u, ale z zamiarem jej rozwalenia. 

"Z duopolem można żyć, Amerykanie robią to od wielu dziesięcioleci i jakoś sobie z tym radzą. (...) Ja obserwuję te wszystkie próby zdemolowania, czy wprowadzenia nowych sił na polityczną scenę i one bardzo dobrze wyglądają na początku, a potem zderzają się z taką szarą rzeczywistością" - w taki sposób komentował wynik pierwszej tury wyborów prezydenckich Grzegorz Schetyna u Roberta Mazurka w RMF FM. Z duopolem mamy żyć nie lata, ale całe następne dekady. Dla Schetyny walka między PO a PiS-em jest już stałym i niemal zinstytucjonalizowanym elementem polskiego krajobrazu. Polska nie ma większościowej ordynacji wyborczej, ale od 2005 roku wybory wygrywają tylko PiS i PO.

W ostatnich wyborach wzięli udział ludzie, którzy mieli trzy lata, gdy premier Kazimierz Marcinkiewicz wykrzykiwał na konferencji prasowej słynne "Yes! Yes! Yes!". Mieli osiem lat, gdy w katastrofie pod Smoleńskiem zginął prezydent Lech Kaczyński. Mieli dziewięć lat, gdy Donald Tusk został drugi raz premierem. Mieli trzynaście lat, gdy władze po ośmiu latach przerwy odzyskała formacja Jarosława Kaczyńskiego. Mamy całe pokolenie młodych ludzi, którzy nie znają żadnej innej rzeczywistości, niż tej wyznaczanej przez konflikt między starymi kolegami z Solidarności i ich politycznymi wychowankami.

To nie jest nasza wojna 

- powiedzieli młodzi i zagłosowali na Hołownię i Bosaka. I zrobili to wyjątkowo licznie. 

Zabierz babci dowód

W 2007 roku młodzi ludzie utorowali drogę do władzy Platformie Obywatelskiej. Wówczas na formację Donalda Tuska zagłosowała blisko połowa młodych wyborców. PO reprezentowała wówczas sobą młodość, dynamizm i zmianę po dwóch latach rządów Kaczyńskiego. PiS był partią "moherowych beretów" - zapatrzoną w przeszłość i spory sprzed dekad. Stała się symbolem "obciachu" i "naftaliny". Tusk obiecywał otwarcie na Europę, zachodnie pensje, autostrady, akwaparki i awans społeczny. Konflikt pokoleniowy był otwarcie wykorzystywany przez strategów Platformy Obywatelskiej. Efektem była akcja "zabierz babci dowód". Młodzi mieli odzyskać wpływ na rządy, które zdominowali polityczni emeryci, i przestawić Polskę na europejski kurs.

ZOBACZ: Korzenie Hollywood, czyli jak nasi budowali Fabrykę Snów

Po 8 latach role się odwróciły. Platforma stała się  partią obciachu, która nie była w stanie zrozumieć wyzwań przyszłości. Symbolem stały się  słowa Bronisława Komorowskiego "weź kredyt, zmień pracę" skierowane do młodego wyborcy. To była zdaniem prezydenta recepta na niskie pensje i drogie mieszkania. Młodzi ludzie poczuli się opuszczeni przez rządzących. Dlatego w pierwszej turze postanowili pokazać całemu politycznemu establishmentowi środkowy palec i wybrali na prezydenta Pawła Kukiza. To znaczy wybraliby go, gdyby tylko oni głosowali. Stary rockman zgarnął w pierwszej turze wyborów blisko 2/5 głosów młodych ludzi. Większość z nich poparła później Andrzeja Dudę, który zdobył w drugiej turze wyborów 61 proc. głosów wyborców poniżej trzydziestki. To on symbolizował wówczas młodość i zmianę. Tydzień temu Duda przegrał wśród młodych wyborców nie tylko z Trzaskowskim, ale Hołownią i Bosakiem. Co się stało? 

PiS w 2015 roku obiecywał Polakom odblokowanie szans awansu. Okazało się, że beneficjentem programów socjalnych Prawa i Sprawiedliwości były przede wszystkim rodziny z dziećmi i emeryci. Łatwiej było zrobić wszystkim przelewy niż wybudować mieszkania, czy uporządkować rynek pracy. Młodym musiało wystarczyć niskie bezrobocie i rosnące w żółwim tempie pensje. Obietnica awansu wobec młodych nie zmaterializowała się. Wśród nich wciąż królują śmieciowe formy zatrudnienia i mieszkanie kątem u rodziców. W 2015 roku Bronisław Komorowski mógł powiedzieć jeszcze "weź kredyt", dzisiaj większość młodych ludzi nie ma nawet zdolności kredytowej i szans na uzbieranie wkładu własnego potrzebnego do zakupu mieszkania. Blisko połowa ludzi między 25 a 34 rokiem życia mieszka wciąż z rodziną.

ZOBACZ: Zagłada Tokio i ewakuacja Nowego Jorku w 60 dni. Ćwiczenia na wypadek uderzenia asteroidy

Nic dziwnego, że wielu dwudziestolatków i trzydziestolatków uważa się za stracone pokolenie, które wie, że nie będzie w stanie nigdy pójść drogą swoich rodziców: mieć własny dom, stabilną pracę, dzieci i perspektywę na w miarę godne życie na emeryturze. Młodzi ludzie będą mieli gorzej niż ich rodzice. Ale to nie koniec złych wiadomości. Planeta płonie. Dwudziestolatkowie wiedzą,  że mogą doświadczyć dorosłości i starości w świecie, który nie nadaje się do życia. To nie kwestia braku możliwości awansu, ale całkowitej społecznej degradacji. Przyszłość nie wiąże się już z nadzieją, ale ze strachem. Nikt tej społecznej emocji nie zagospodarował. 

Stary udaje młodego, czyli Duda i "cień mgły"

Młodzi zatrzaśnięci w pułapce drogich mieszkań, śmieciowej pracy i płonącej planety nie oczekiwali wiele od polityków, ale chyba nie spodziewali się tego, że dostaną rapującego prezydenta. Andrzej Duda postanowił wziąć udział w #Hot16Challenge2. Prezydent chciał chyba pokazać, że rozumie młodych ludzi i mówi ich językiem. Stało się dokładnie odwrotnie. Niezrozumiałe okazały się strofy i sam sens udziału głowy państwa w całej akcji. Raperzy zastanawiali się jak to jest, że prezydent bierze udział w społecznej zbiórce na szpitale. Przecież służba zdrowia nie powinna być finansowana z datków, ale z budżetu państwa. To państwo powinno zapewnić, żeby wszyscy medycy byli odpowiednio przygotowani do epidemii. "Prezydent naszego kraju nominował premiera naszego kraju do  wzięcia udziału w akcji, której celem jest pomaganie służbie zdrowia, ponieważ nasz kraj sobie nie daje rady.(…) To  zabrnęło za  daleko moje mordy" - skomentował raper Tede.

Nagrane przez prezydenta wersy wybuchły mu w twarz. Pokazały słabość państwa i brak wpływu prezydenta na rzeczywistość. Uruchomiły lawinę krytyki pod adresem obozu rządzącego. Artyści, raperzy i piosenkarze młodego pokolenia zaczęli otwarcie uderzać w rząd Prawa i Sprawiedliwości. Po muzycznych zwrotkach przyszedł czas na kampanie profrekwencyjne, które nawoływały młodych do pójścia na wybory. Mobilizację napędzała rozpętana przez rząd nagonka na mniejszości seksualne. Dla wielu to już nie były zwykłe wybory, to była walka dobra ze złem. Do pójścia do urn zachęcali znani youtuberzy, piosenkarze, raperzy i aktorzy. Głosowanie i bycie w opozycji do rządu, tak jak w 2007 roku, znowu stało się modne. 

Bunt młodych bez politycznej reprezentacji 

Bunt młodych w pierwsze turze wyborów zagospodarował Szymon Hołownia i Krzysztof Bosak. Lewica stopiła się z liberałami i stała się elementem politycznego establishmentu. Zraziła siebie młodych antysystemowych wyborców, dla których jedynym wiarygodnym antysystemem stała się Konfederacja. W drugiej turze nie ma jasnego faworyta. Młodzi chcą zmiany, ale ta zmiana po pierwszej turze wyborów nie ma żadnego oblicza i nie może zdobyć żadnej formy. Czy bunt wobec władzy może przejąć Rafał Trzaskowski? Z całego prezydenckiego peletonu on wydaje się być najmniej do tego przygotowany. Fenomenem Platformy jest to, że przez pięć lat bycia w opozycji ciągle jest partią władzy. Władzy może trochę poobijanej, dzisiaj bez tek ministrów, ale ciągle sutej i zadowolonej z siebie partii tysięcy starych układów i synekur. To żadna zmiana. To restauracja ancien régimu. Rafał Trzaskowski znalazł się w niemożliwej sytuacji, w której stara się do siebie przyciągnąć jednocześnie wyborców liberalnych i konserwatywnych, pogodzić ogień i wodę. Chce być reprezentantem politycznego gniewu i gwarantem przywrócenia starego ładu.

PiS zaś przez cały okres rządów próbuje udawać, że jest w opozycji. Walczy ze wszystkimi, rozdziera szaty i woła o pomoc. Czy przekona to młodych wyborców? Zapewne wystarczy, żeby Trzaskowski w tej grupie nie znokautował w drugiej turze Andrzeja Dudy. A o przyszłości młodych ludzi znowu zdecydują ich rodzice i dziadkowie.   

ZOBACZ: Warzecha o tęsknocie za Gierkiem. "Jego długi skończyliśmy spłacać dopiero 8 lat temu"

Żaden z kandydatów nie stał się głosem młodego pokolenia. Zarówno Trzaskowski i Duda traktują młodych po macoszemu. Kwestia klimatu, mieszkań i bezpieczeństwa zatrudnienia znikają w rytualnej naparzance między PO a PiS-em. Za Dudą stoję niezrealizowane obietnice czterech lat rządów PiS. Za Trzaskowskim uśmiechy Kidawy-Błońskiej i Grzegorza Schetyny oraz brak alternatywnej wizji Polski.

Polska klasa polityczna nie rozumie, że dotarcie do młodych ludzi nie oznacza wystawiania młodych i energicznych kandydatów, czy kreowania przekazu za pomocą słabego rapu. Można mieć 40 lat i nadal być boomerem. Można mieć ponad 70 i być nadzieją młodego pokolenia. Przykładem jest Bernie Sanders, który wprawdzie nie dostał nominacji na kandydata demokratów, ale w USA to on stanowił reprezentację polityczną młodych ludzi. I to nie tylko tych, którzy identyfikują się z lewicą. Udało mu się zbudować szeroką koalicję, która połączyła białych robotników, latynosów, farmerów i studentów. Jaka jest różnica między Sandersem a Dudą czy Trzaskowskim? Sanders nie ściemnia, jest wiarygodny i mówi o realnych problemach. Młodzi ludzie nie lubią "ściemy", a polska klasa polityczna nie potrafi bez ściemy uprawiać polityki. Zamiast wiarygodności i konsekwencji, politycy wolą “skracać dystans” i zdejmować krawaty. Młodzi ludzie chcą dokładnie tego samego, co “dostali” boomersi kilkadziesiąt lat wcześniej: publicznych instytucji, mieszkań, poczucia bezpieczeństwa i planu na przyszłość. 

Komentarze