O Marjorje Taylor Greene, 46-letniej byłej właścicielce klubu CrossFit zrobiło się głośno zanim jeszcze wygrała wybory w 14. dystrykcie wyborczym obejmującym północno-zachodnią Georgię. Należała do niewielkiej liczby kandydatów do Kongresu, które publicznie propagowały teorie spiskowe nazywane QAnon, popularne wśród skrajnych zwolenników Donalda Trumpa. Najsłynniejsza z nich, na której propagowaniu akurat bezpośrednio nikt nowej polityk nie przyłapał, zakłada istnienie globalnej siatki satanistów-pedofilów handlujących dziećmi i spiskujących przeciwko Trumpowi. Publicznie twierdziła m.in. że: "czarni to niewolnicy Demokratów"; wygrane przez Demokratów wybory w 2018 roku są częścią "islamskiej inwazji"; strzelanina w Las Vegas, w której zginęło 61 osób, to spisek, aby zabrać Amerykanom broń.
Wybory 3 listopada to była tylko formalność. Startowała sama - jej rywal zrezygnował. W tym okręgu Demokrata i tak nigdy nie dostał więcej niż 30 proc. głosów. Jest jedyną zwolenniczką QAnon, która odniosła sukces w wyborach. Po przeprowadzce do Waszyngtonu zajęła się najważniejszym - jej zdaniem - problemem w Ameryce - koronawirusowymi obostrzeniami.
ZOBACZ: Długa tradycja wyborczych wątpliwości
Ograniczenia w działalności sklepów w Nowym Meksyku nazwała "stalinizmem". Na szkoleniu dla nowych parlamentarzystów powiedziała, że "maseczki są formą opresji". Na Twitterze (podobnie jak jej idol Trump tak kontaktuje się ze zwolennikami) pokazała jak trenuje CrossFit w hotelowym pokoju, twierdząc, że siłownie w "okupowanym przez socjalistów" Waszyngtonie zamknęła "tyrania Demokratów" (w rzeczywistości prawo pozwalało na działalność siłowni). Doktor Anthony Fauci odpowiadający za strategię walki z pandemią w USA, kraju, w którym do tej pory na Covid-19 zmarło ponad 260 tys. osób, nazwał jej słowa "bardzo niepokojącymi". Taylor Greene twierdzi również, że w rządzonym przez Demokratów Waszyngtonie jest tak niebezpiecznie, że musi korzystać z ochrony policji.
Due to BLM / Antifa TERRORIST violence, I thankfully had a police escort from the Trump Hotel to my Lyft.
— Marjorie Taylor Greene 🇺🇸 (@mtgreenee) November 15, 2020
The streets of DC were a war-zone, but I was left defenseless bc of anti-gun Democrats who run this city.
I will work every day to END every gun-free zone.#MolonLabe pic.twitter.com/UOWiJS1U3w
W cieniu walki Taylor Greene z maseczkami w Waszyngtonie, w jej rodzimym stanie trwa kampania wyborcza, która zadecyduje o ostatecznym wyglądzie sceny politycznej. W listopadzie w walce o dwa fotele senackie nikt nie zdobył ponad połowy głosów – co oznacza, że 5 stycznia odbędzie się dogrywka. Jeśli oba stanowiska obronią Republikanie, to partia utrzyma władzę w Senacie. To pozwoli na blokowanie inicjatyw prezydenta Bidena i demokratycznej Izby Reprezentantów. Jeśli zostaną one odbite przez Demokratów, to w Senacie będzie równy podział głosów – 50 będą mieli Republikanie, a Demokraci i wspierający ich niezależni drugie tyle. W takim wypadku decydujący głos miałaby wiceprezydent USA, czyli Kamala Harris, a to dałoby Demokratom pełnię władzy. W rozmowie z Tygodnikiem polsatnews.pl Karen Finnley, strateg Demokratów, członkini sztabu wyborczego Joe Bidena i była rzeczniczka kampanii wyborczej Hillary Clinton w 2016 roku mówi:
Gdyby Republikanie utrzymali Senat, to bardzo utrudni pracę Bidenowi i Harris. Szczególnie jeśli chodzi o nominację wymagające zgody Senatu i realizację progresywnych założeń ich polityki.
A nominacje wymagające zgody Senatu to ponad tysiąc pozycji, m.in. ambasadorowie, sekretarze w gabinecie prezydenta, prokurator generalny, szefowie sztabów armii.
Niebieska wyspa
Patrząc na wyniki wyborów prezydenckich rozrysowane na mapie, Georgia jawi się jako niebieska wyspa (to kolor Demokratów) pośrodku czerwonego (Republikanie) oceanu na południowym wschodzie Stanów Zjednoczonych.
Georgia *just certified its result for Biden* but prediction markets still give Trump a 9% chance of winning there. Lot of dumb money out there, and I mean that quite literally. https://t.co/qpmkmQfImF pic.twitter.com/tBAwZ2U4SR
— Nate Silver (@NateSilver538) November 21, 2020
Georgia to stan pełen kontrastów. - Jest ciekawy, bo bardzo reprezentuje to, jak zmienia się Ameryka, jej demografia, udział białych i czarnych w wyborach - uważa Karen Finnley. Przed Bidenem, ostatnim demokratą, który tu wygrał, był Bill Clinton w 1992 roku. Jak dodaje:
W 2004 roku to był stan poza zasięgiem Demokratów. W 2016 roku nazwaliśmy go "stanem w zasięgu". W 2008 roku Barack Obama próbował zdobyć Georgię, ale musiał zrezygnować. Jak prowadzisz kampanię wyborczą, to starasz się stworzyć jak najwięcej potencjalnych dróg do 270 głosów elektorskich, które dadzą wygraną. Gdy widzisz, że tu to się nie uda, to zabierasz dolary i idziesz z nimi gdzieś indziej.
Na przedmieściach największego miasta w stanie, Atlanty, znajduje się Stone Mountain. Na tym granitowym, 500-metrowym szczycie w 1915 reaktywowano Ku Klux Klan. Pół wieku później, w setną rocznicę zamachu na Abrahama Lincolna, na jego ścianie odsłonięto największą na świecie płaskorzeźbę przedstawiającą bohaterów Konfederacji z czasów amerykańskiej wojny domowej. W 1996 roku w cieniu góry odbywała się olimpiada, obecnie w obok jest park rozrywki. Afroamerykańskie organizacje nazywają to miejsce "największą na świecie świątynią białej supremacji". To najpopularniejsza atrakcja turystyczna w całym stanie i odwiedzają ją nie tylko biali.
Jadąc dalej na północ od Atlanty, trafimy w region, w którym zwyciężyła Taylor Green. To południowy kraniec Appalachów, gór ciągnących się przez wiele stanów. Terenów tradycyjnie górniczych i przemysłowych, w ostatnich latach dotkniętych biedą. Przez lata ignorowanych przez amerykański mainstream. Na mapy wrócił po tym, jak w opinii wielu, to jego mieszkańcy dali zwycięstwo Trumpowi w 2016 roku. Netflix jest właśnie biczowany za słabą zdaniem recenzentów ekranizację książki "Elegia dla bidoków", jednej z głośniejszych prób zrozumienia ludzi w tym regionie. Jego stereotypowym przedstawicielem ma być biedny, brzydki, biały, jeżdżący starym pick-upem, uzależniony od heroiny albo środków przeciwbólowych i produkujący w szopie metaamfetaminę.
W porównaniu z tym Atlanta jawi się jako miejsce z zupełnie innej planety. Tu jednymi z najpopularniejszych atrakcji turystycznych są te związane z Martinem Lutherem Kingiem - jego dom rodzinny, kościół, w którym nauczał. Tu znajduje się główna siedziba znienawidzonej przez Trumpa i jego zwolenników telewizji CNN. Miastem od 1974 roku rządzą czarni burmistrze, co trzeci mieszkaniec to Afroamerykanin.
ZOBACZ: Pracująca pierwsza dama. Nietuzinkowa i uparta Jill Biden
To właśnie Atlanta i przedmieścia dała zwycięstwo Bidenowi. Jak wynika z analizy serwisu 538, w czasach Trumpa metropolia bardzo przesunęła się w stronę Demokratów. Przez wiele lat nie miała opinii progresywnego miasta - w 2003 roku amerykański historyk Kevin Kruse w książce "White Flight: Atlanta and the Making of Modern Conservatism" (pol. Ucieczka Białych: Atlanta i Powstanie Nowoczesnego Konserwatyzmu) opisywał jak na przedmieściach Atlanty rodziły się idee utożsamiane z neoliberalną myślą konserwatywną - "niskie podatki, prywatyzacja, brak wiary w państwo". Dziś w samym mieście Biden zdobył 65 proc. głosów. Jego wyniki w miejscach z wysokim odsetkiem Afroamerykanów były o kilkadziesiąt punktów procentowych lepsze od Obamy. Mocno poprawił się nawet w uważanych za twierdzę Republikanów "białych" przedmieściach.
Uważa się, że kluczowe dla tego były wybory w 2018 roku, kiedy Stacey Abrams wystartowała w walce o fotel gubernatora stanu. Nikt nie dawał tej doświadczonej w lokalnej polityce Afroamerykance szans, a jednak przegrała zaledwie o 55 tys. głosów. Finnley, która pracowała przy kampanii Abrams, zauważa:
Dostała więcej głosów niż jakikolwiek demokrata w historii stanu. Zwiększyła rejestracje wyborców, frekwencje, i to doprowadziło do tego, gdzie jesteśmy dzisiaj.
Doświadczenia z tamtej kampanii, polegające głównie na mobilizacji czarnych wyborców, zostały wykorzystane w tym roku przez Bidena. Ostatniego dnia przed wyborami do głosowania w tym stanie namawiał nie kto inny, jak Barack Obama.
Milionerzy kontra outsiderzy
Wcale nie oznacza to, że ta strategia pomoże w odbiciu Senatu. Obecnie mandaty parlamentarne znajdują się w rękach Kelly Loeffler i Davida Perdue. Mają wiele cech wspólnych: są milionerami (Perdue to były wiceprezes Reeboka, Loeffler jest najbogatszą osobą w Kongresie, jej majątek z mężem, prezesem amerykańskiej giełdy, szacowany jest na pół miliarda dolarów); wywodzą się z tradycyjnie popierających Republikanów środowisk białej, bogatej klasy wyższej, a nie ruchów pro-trumpowskich; mają niewielkie doświadczenie polityczne (Perdue jest w Kongresie od 5 lat, Loeffler mniej niż rok). Za obojgiem ciągną się oskarżenia o niemoralne zarabianie na pandemii. Loeffler, po tym jak wzięła udział w zamkniętym spotkaniu na temat koronawirusa, wyprzedała udziały w spółkach, które były podatne na obostrzenia i zainwestowała w spółkę dostarczającą oprogramowanie do zdalnego nauczania. Perdue sprzedał niedługo przed spadkami na giełdzie akcje spółki finansowej, a następnie odkupił je dużo taniej i znowu w znakomitym momencie - na chwilę przed tym jak giełda odbiła.
Ich przeciwnicy są zupełnie inni. 70-letni Perdue zmierzy się z Jonem Ossoffem, 33-letnim szefem firmy produkującej reportaże wojenne, m.in. o ISIS. Szerzej opinia publiczna usłyszała o nim w 2017 roku, kiedy wystartował w wyborach do Izby Reprezentantów w Georgii. Przegrał, ale dzięki oddolnej kampanii uzyskał dobry wynik w dystrykcie uważanym za republikański. Z 49-letnią Loeffler mierzy się natomiast 51-letni pastor Raphael Warnock, który naucza w baptyjskim kościele Ebenezera w Atlancie - dokładnie tym samym, co Martin Luther King.
Republikanie starają się przedstawić Ossoffa i Warnocka jako radykalnych komunistów. Demokraci uderzają w Loeffler i Perdue jako bogaczy zainteresowanych zarabianiem na pandemii. Ostatnio kampania skupiała się wokół Dnia Dziękczynienia - np. Warnock i Loeffler byli wolontariuszami w bankach żywności.
Co ciekawe, w kampanię mało zaangażowani są radykalni zwolennicy Trumpa. Taylor Greene ograniczyła się raptem do kilku tweetów poparcia, woli się skupić na walkach z maseczkami. Inni, jak Sidney Powell, prawniczka, która formułowała tak absurdalne oskarżenia w kwestii fałszowania wyborów (jej zdaniem wykorzystano do tego oprogramowanie stworzone na zlecenie Hugo Chaveza, zmarłego wenezuelskiego przywódcy), że odcięła się od niej nawet ekipa Trumpa, publicznie ich krytykuje. Powodem ma być zbyt małe wsparcie Trumpa w walce wyborczej.
Loeffler i Perdue dołączyli się do grona republikańskich polityków nawołujących do rezygnacji sekretarza stanu w Georgii Brada Raffenspergera (również Republikanina) po tym, jak certyfikował wyniki wyborów (po ponownym przeliczeniu głosów nie znaleziono większych uchybień, Biden wygrał o ponad 12 tys. głosów; Trump domaga się trzeciego liczenia głosów), ale zostało to odebrane jako mało wiarygodna próba przypodobania się bardziej radykalnym wyborcom Trumpa. Z kolei syn Trumpa, Donald Jr. na Twitterze napisał: "Widzę, dużo osób, które mają być po naszej stronie mówiących, żeby nie głosować na Loeffler i Perdue. To nonsens, ignorujcie ich".
W przemówieniu z okazji Dnia Dziękczynienia głos w tej sprawie zabrał sam Donald Trump. Ponownie podważył wynik wyborczy w Georgii, a Raffenspergera nazwał "wrogiem publicznym". Zapowiedział też, że przyjedzie wesprzeć Loeffler i Purdue 5 grudnia i jeśli czas pozwoli, to będzie starał się odwiedzić Georgię w trakcie kampanii drugi raz.
ZOBACZ: "Porażająco dysfunkcyjna". Bratanica prezydenta USA o rodzinie Trumpów
Zainteresowanie styczniowymi wyborami jest duże - do tej pory wpłynęło - rekordowe - ponad 760 tys. wniosków o pakiet do głosowania korespondencyjnego (to dobra wiadomość dla Demokratów, bo ich zwolennicy preferują taki sposób głosowania). W grę wchodzą też wielkie pieniądze. Już teraz kandydaci wydają na reklamy w radiu i telewizji 2 miliony dolarów dziennie. W sumie na ich promocję przeznaczone będzie co najmniej ćwierć miliarda dolarów. Sondaże wskazują, że walka będzie wyrównana, chociaż nieco większe szanse dają kandydatom Republikanów. Trudniejsze zadanie na drodze do zagwarantowania pełni władzy dla Bidena ma mieć przed sobą Ossoff.
A co, jeśli się nie uda? Finnley:
W tym miejscu przydać się może doświadczenie Bidena i Harris z Senatu. Trzeba będzie się dogadać z mniej radykalnymi Republikanami. To może być trudne, nie będą chcieli głosować z Demokratami, bo ich los zależy od zwolenników Trumpa. Można też próbować osiągnąć cele rozporządzeniami. Obamie udało się tak z aktem DACA (regulującym kwestię dziecięcej migracji -red.), Trump wykorzystywał to bardzo często, ale chyba bardziej, żeby się pokazać.
Komentarze