Zwolennicy Joe Bidena z jego spotkań wyborczych najbardziej zapamiętali pewien marcowy wieczór: kandydat na prezydenta przemawia na wiecu w Los Angeles, a scenę szturmuje niezauważona przez ochronę para aktywistów. Protestują przeciwko polityce branży mleczarskiej. Szczególnie agresywna jest młoda kobieta. Nim jednak zdoła dotrzeć do Bidena, jego żona zasłoni męża własnym ciałem i stanowczo odepchnie kobietę.
Dopiero wtedy na scenie pojawi się ochrona. Kamera zdąży jeszcze zarejestrować, jak Jill Biden - drobna, niewysoka, za to szalenie rezolutna blondynka, wtula się w ramiona męża i głaszcze go po policzku.
- Taka właśnie jest Jill Biden - skomentują potem to zdarzenie przyjaciele państwa Bidenów. Stanowcza, obdarzona temperamentem, gdy trzeba gotowa jak lwica walczyć o swoją rodzinę, a jednocześnie - troskliwa i czuła. Mimo to, niezwykle wymagająca wobec innych i siebie.
Złożyła nas na nowo. Oddała mi moje życie i rodzinę. Bez niej nie wyszlibyśmy z traumy jeszcze przez lata – wyznał publicznie Joe Biden.
Nauczycielka przez całe życie
Jill Biden z całą pewnością nie będzie typową pierwszą damą. W wywiadzie dla stacji CBS, jeszcze podczas kampanii, przyznała, że nie znosi konwenansów i od dziecka była buntowniczką. I choć trudno wyobrazić sobie, by okazywała ten bunt łamiąc dobre obyczaje, to już pomysł kontynuacji obecnej pracy zawodowej brzmi rewolucyjnie. Nie zdarzyło się bowiem dotąd, w całej historii Stanów Zjednoczonych, by żona prezydenta po jego zaprzysiężeniu, kontynuowała pracę poza Białym Domem.
- Cóż, więc będę pierwsza - oświadczyła z wdziękiem w wywiadzie dla wspomnianej stacji, po ogłoszeniu przewidywanych wyników wyborów. Na pytanie dlaczego koniecznie chce pracować, odpowiada:
Chcę, by ludzie doceniali rolę nauczycieli, to co wnoszą do społeczeństwa, rangę tego zawodu. A poza tym, on mnie definiuje.
To dlatego na swoim profilu na Twitterze ma napisane: "Lifelong educator" (Nauczycielka przez całe życie).
Obowiązki pierwszej damy nie są zapisane w amerykańskiej konstytucji. Od żony prezydenta wymaga się towarzyszenia mężowi w publicznych wystąpieniach i zajmowania się organizowaniem okolicznościowych imprez. I oczywiście działalnością charytatywną.
ZOBACZ: Długa tradycja wyborczych wątpliwości
Tym ostatnim Jill Biden zajmuje się z sukcesem od lat. Przez dwie kadencje prezydentury Baracka Obamy, jej mąż był przecież wiceprezydentem, a ona pełniła rolę drugiej damy. Wtedy także, w towarzystwie ochroniarzy z Secret Service, których zmuszała do udawania studentów, każdego dnia pojawiała się w Northern Virginia Community College, by wykładać literaturę angielską.
Po powrocie z college’u popołudniami pełniła zaś obowiązki drugiej damy. Wydawała przyjęcia, na których gościli dyplomaci, których nie mógł przyjąć prezydent Obama, pracowała przy programie Book Buddies, zapewniającym dostęp do książek uboższym dzieciom, a wspólnie z mężem w Fundacji Biden, zajmującej się zapobieganiem przemocy wobec kobiet i przestrzeganiem praw osób LGBTQ.
Jill jest duszą obu organizacji. Nie bez powodu Joe Biden na sierpniowej konwencji demokratów przedstawił się jako "mąż Jill Biden", robiąc ukłon w stronę działalności żony.
Przywódczyni stada
Jill Tracy Biden (wcześniej Jacobs) urodziła się w Hammonton w hrabstwie Atlantic, w 1951 roku. Jej ojciec wychował się we włoskiej rodzinie Giacoppów, którzy po wojnie zmienili nazwisko na Jacobs, by łatwiej się zamerykanizować. Mama była gospodynią domową.
Państwo Jacobs mieli trzy córki - Jill, Jan i Bonny - 10 lat później pojawiły się także bliźniaki. Jill jako najstarsza, była przywódczynią stada, wyjątkowo skuteczną. Bali się jej nawet okoliczni chłopcy, po tym jak przyłożyła pięścią koledze, który znęcał się nad jej młodszą siostrą, Bonny. Krwawiący nos chłopaka stał się namacalnym dowodem jej przewagi, a Jill zdobyła wianuszek wielbicieli, których przyciągała już nie tylko jej subtelna uroda, ale i mniej subtelne pięści.
Prócz tego, że się świetnie uczyła, miała fioła na punkcie pływania. W gorące, letnie noce w Willow Grove, gdzie przeprowadzili się gdy miała 13 lat, wymykała się z domu i… włamywała do klubu pływackiego na przedmieściach Filadelfii. W domu się nie przelewało i rodziców nie było stać na członkostwo. Dziś ze wstydem wyznaje, że nigdy nie przyznała im się do tych "wypraw". W wywiadzie dla "Vogue'a" powiedziała:
Moi rodzice dali nam piękny prezent - wychowaliśmy się w domu, w którym było tyle wzajemnej miłości i wsparcia, że mimo biedy czuliśmy się szczęśliwi i bezpieczni. Mieli ogromny wpływ na moje życie i na zawsze dali mi pewność siebie.
Rodzeństwo Jacobsów zawsze było z sobą blisko. To też zasługa rodziców, którzy nikogo z tej piątki nie wyróżniali i uczyli odpowiedzialności za siebie nawzajem. Jedyny facet w tym gronie, Frank Jacobs , wyznaje: "Nasza czwórka jest zdumiona: ojej, nasza siostra ma być pierwszą damą! Ale… skoro było do niedawna drugą damą to dla niej naturalne przejście".
Jill już w wieku lat 15 pracowała jako kelnerka. Potem zajmowała się także całkiem serio i z sukcesem modelingiem, dorabiając do skromnego stypendium.
Po raz pierwszy zakochała się szaleńczo jako osiemnastolatka, podczas studiów, na uniwersytecie Delaware. Jej wybrankiem był futbolista Bill Stevenson, którego wkrótce poślubiła. Ich małżeństwo skończyło się pięć lat później. W swoich wspomnieniach Jill przyznaje, że martwiła się wówczas, iż nigdy nie znajdzie wielkiej miłości, która łączyła ich rodziców.
W marcu 1975 roku jej kolega Frank Biden, umówił ją na randkę w ciemno ze swoim bratem Joe, młodym senatorem. Trzy lata wcześniej jego żona i córka zginęły w wypadku samochodowym. Mówił, że Joe jest najsmutniejszym człowiekiem na świecie, a ona ma dobry wpływ na ludzi.
To właśnie miłość
Miała 24 lata i była na ostatnim roku studiów. On miał 33 i od roku był senatorem Delaware. Umówili się w jej ulubionej knajpce. Jill szła na spotkanie bez przekonania, ale 9 lat od niej starszy senator ujął ją sposobem bycia i manierami.
Był kompletnie inny od kolegów ze studiów. Wydał jej się człowiekiem z innej epoki. To ją urzekło. Zaiskrzyło między nimi. Po powrocie do domu Jill powiedziała do mamy: "chyba spotkałam prawdziwego dżentelmena".
Opowiedział jej jak przez trzema laty, tuż przed Bożym Narodzeniem, jego 30-letnią żonę Neilię i 13-miesięczną córeczkę Naomi zmiotła z drogi ciężarówka przewożąca kukurydzę. Chevrolet żony wyglądał jak zgnieciona harmonijka, gdy wyciągał ją z wraz z małą Naomi. Obie zginęły na miejscu. Siedzący z tyłu dwaj synowie, Joseph "Beau" i Robert zwany Hunterem, przeżyli.
Joe chciał wtedy zrezygnować z fotela senatora. Rodzice i bracia przekonali go, by tego nie robił. Przysięgę senatorską składał w szpitalu, przy łóżku chłopców, którzy dochodzili do zdrowia pod opieką lekarzy.
Dwa lata i pięć propozycji małżeństwa później, Jill i Joe wzięli ślub. Aż pięć, bo Jill musiała mieć stuprocentową pewność, że w wieku 25 lat i na początku swojej kariery jest gotowa zostać żoną i matką dwojga synów Bidena, którzy przeszli przez piekło. Musiała być pewna, że ona tej rodzinie piekła nie zgotuje, że nigdy nie zawiedzie. Oświadczając się po raz piąty, Joe ostrzegał, że następnych oświadczyn nie będzie. Tym razem Jill się zgodziła.
Udało się. Chłopcy pokochali ją tak bardzo, że sami poprosili, by mogli mówić do niej: "mamo". Wniosła w ich życie prócz miłości, jaką oferował im ojciec, radość i optymizm. Gdy jej mąż mówi, że po traumie, jaką przeszli "złożyła ich na nowo", Frank, brat Jill dodaje: "Ocaliła tę rodzinę".
Cztery lata po ślubie na świat przyszła córka pary, Ashley. Będąc mamą trójki dzieci, Jill skończyła studia i została wykładowczynią na Delaware Technical Community College. Swój pierwszy tytuł magisterski (ma ich aż 4!) obroniła, będąc w pierwszej ciąży. Stopień doktora na University of Delaware otrzymała w 2007 roku, a swoją pracę doktorska opublikowała pod nazwiskiem Jill Jacobs. Nie chciała rozgłosu.
13 lat uczyła w publicznej szkole średniej, pracowała też z dziećmi z zaburzeniami emocjonalnymi w szpitalu psychiatrycznym. Najważniejszą z jej licznych specjalizacji jest praca z młodzieżą, mających kłopoty z nauką czytania. Uwielbia zajęcia w niedużych college'ach lokalnych, które przedkłada ponad słynne, prestiżowe uczelnie.
Lubię pracować z uczniami, którzy dzięki szkole i nauce mogą zapewnić sobie całkiem nowe, lepsze życie.Często widzę jak to się odbywa. Wiem, że mogę im pomóc, pokierować i dać im pewność siebie. Dla nauczyciela z powołania nie ma nic wspanialszego.
Razem na dobre i na złe
Jill Biden wspiera męża nie tylko wtedy, gdy on chwali jej przymioty i odnosi sukcesy. Tragedia z 1972 roku nie była jedyną, która dotknęła rodzinę Bidenów.
W 2015 roku po ciężkiej chorobie, na raka mózg zmarł najstarszy, 46-letni syn Bidena, Beau. Pierworodny, prokurator generalny Delaware i jak marzył Joe - przyszły następca. Młodszy Hunter, za sprawą uzależnienia narkotykowego, z którym się zmaga, w polityce nie ma szans (Trump wykorzystywał go do ataków na Bidena podczas kampanii).
Po jego śmierci Biden chciał odejść z polityki, ale żona odwiodła go od tego zamiaru. Po raz pierwszy od lat rzuciła wtedy na kilka miesięcy pracę, by go podtrzymać na duchu. To także ona miała być spiritus movens jego ponownego wyścigu o prezydenturę. Przypominano wtedy słynną historię sprzed lat - gdy w 2004 roku sprzeciwiając się polityce Busha Jr i wojnie w Iraku, Biden chciał startować w wyborach, na spotkaniu organizacyjnym jego sztabu Jill Biden miała założyć kostium kąpielowy, a na brzuchu w proteście przeciw tej decyzji, umieścić wielki napis: "NIE".
Tym razem uznała, że ponowny wybór Trumpa, wymaga rewizji jej prywatnych oczekiwań, zaś nominowanie Joe na kandydata Demokratów, postawiło kropkę nad i.
Jill stała także twardo przy mężu broniąc go, gdy niespodziewanie Tara Reade, pracownica biura senatora Bidena w latach 1992-93, oskarżyła go o molestowanie seksualne (po 27 latach, dokładnie wtedy, gdy demokraci namaścili go na swojego kandydata). Wkrótce lista oskarżeń wydłużyła się do siedmiu kobiet, zarzucających Bidenowi napaść seksualną lub "zbytnie spoufalanie".
Żadna z tych spraw nie trafiła do sądu, bo żadna z kobiet (prócz Tary Reade) nie zdradziła okoliczności zajść. Z perspektywy czasu trudno ocenić prawdziwość zarzutów. Faktem jest, że Biden - niczym wujcio na weselu po kilku głębszych - potrafi zachowywać się nader poufale wobec kobiet. "Całowanie po włosach, przytulanie do twarzy, drapanie po nosku" - takie zachowania, zdaniem zatrudnionych przez niego pań, były codziennością.
Sam Biden zapewniał, że jego zachowania nie miały w żadnym razie seksualnego podtekstu, raczej "ojcowsko- córczany", bo panie były sporo młodsze od niego. Oficjalnie odniósł się do stawianych zarzutach w rozmowie z Miką Brzeziński (córką Zbigniewa Brzezińskiego), dziennikarką telewizji MSNBC.
Jill Biden przyznała, że jej mąż dostał nauczkę i czas, by "nauczył się ostrożności w postepowaniu z kobietami". Wyraziła zadowolenie z faktu, że dzisiaj kobiety są odważne. We wspomnianym już wywiadzie dla "Vogue’a" powiedziała:
Większość znanych mi kobiet była w jakiś sposób molestowana. Nie chciały tego zgłaszać, bo bały się utraty pracy, albo nie wierzyły, że to się naprawdę wydarzyło. Uważam, że to dobrze, że kobiety mają teraz odwagę o tym mówić.
Radujmy się, bo zwariujemy
Aż dziwne, że nikt nie zwrócił uwagi, jak bardzo Jill Biden przypomina zmarłą tragicznie, pierwszą żonę prezydenta elekta. Nie tylko dlatego, że też jest ładną, delikatną blondynką i nie dlatego, o czym mało kto pamięta, że Neilia Hunter, także była nauczycielką angielskiego, i też uczenie było jej pasją. Obie bowiem - w przeciwieństwie do poważnego, wiecznie zatroskanego Joe Bidena, natura obdarzyła ogromnym poczuciem humoru.
- Czasy są takie ciężkie i tak trudne, że czasami potrzeba odrobiny lekkomyślności i śmiechu, żeby rozjaśnić świat. Trochę radości, bo bez niej powariujemy - powiedziała Jill Biden niedawno w wywiadzie dla CNN, gdy najmłodszy z jej wnuków zdradził, jak potrafi "rozrabiać" babcia.
Jill jest w bliskim otoczeniu znana z zamiłowania do psot. Tak, "psota" to właściwe słowo. Kiedyś, pragnąc zrobić mężowi niespodziankę podczas służbowego lotu Air Force Two, ukryła się wcześniej… w pojemniku na bagaż podręczny, umieszczonym nad głowami pasażerów. Kiedy Joe Biden wszedł na pokład i zajął swoje miejsce, wyskoczyła z niego, padając mu w ramiona. Wyznała, że nauczyła się tej zabawy od swoich rodziców.
ZOBACZ: "Porażająco dysfunkcyjna". Bratanica prezydenta USA o rodzinie Trumpów
- Ich małżeństwo było… silne, pełne miłości i śmiechu - powiedziała. Po czym dodała: - Mam nadzieję, że nasze też jest takie.
- Jill nie jest taką zwykłą babcią, ale babcią FAJNĄ - wyznały wnuki w programie CNN. Opisując Jill jako "dowcipnisie", która biega szybciej od nich, opowiedziały o tym, jak wrzuciła im do łóżka… martwego węża, którego znalazła w lesie, podczas parokilometrowego biegu.
To ponoć właśnie wnuki Bidenów (a mają ich siedmioro) przekazały im wiadomość o zwycięstwie w kampanii wyborczej. Według stacji NBC News , Joe i Jill Biden siedzieli na swoim patio przed domem, kiedy za ich plecami rozległ się wrzask: "Dziadku! Babciu! Wygraliśmy!". By udokumentować tę chwilę Naomi Biden (córka Beau) udostępniła na Twitterze zdjęcie rodzinnego uścisku, podczas świętowania zwycięstwa.
Skąd mając tyle obowiązków i stresów czerpie energię do wygłupów? Podobno regularne dawki serotoniny dostarcza organizmowi za sprawą…biegania. Zaczęła biegać w wieku czterdziestu kilku lat, aby lepiej radzić sobie ze stresem. Brała udział w kilku wyścigach na Broad Street, (największy 10-milowy wyścig szosowy w Stanach Zjednoczonych, organizowany w Filadelfii) i półmaratonie w Filadelfii. Nie przestała nawet wtedy, gdy Barack Obama wybrał jej męża na wiceprezydenta, a ona została drugą damą.
Mam dzięki bieganiu poczucie spokoju i równowagi. Za każdym razem, gdy przychodzi mi do głowy negatywna myśl, po prostu ją wypycham, zakładam T-shirt, spodenki, adidasy i biegnę przed siebie.
Jill Biden była drugą żoną swojego męża, drugą matką dla jego dzieci, drugą damą Ameryki, gdy mąż pełnił funkcję wiceprezydenta w czasie prezydentury Obamy. Teraz przyszedł czas na zajęcie miejsca pierwszej damy.
Profesor Katherine Jellison, autorka setek publikacji o pierwszych damach Ameryki podkreśla, że Jill Biden już pisze historię, jako pierwsza First Lady z tytułem naukowym doktora. Jako pierwsza pracująca poza Białym Domem (jeśli kupi to Secret Service) ma szansę zapisać się w niej złotymi literami.
Komentarze