Podróż w czasie. W Warszawie wypożyczysz... kasety VHS
Fot. Wiktor Kazanecki

Podróż w czasie. W Warszawie wypożyczysz... kasety VHS

- Mam klienta, który fascynuje się kasetami VHS i wypożycza je, bo przy oglądaniu filmu charakterystycznie szumią, a na ekranie są zakłócenia – zdradził właściciel jednej z ostatnich w Polsce wypożyczalni filmów, działającej na stołecznych Bielanach. Po drugiej stronie Wisły można skorzystać z kolei... z kafejki internetowej.

Tego miejsca nie widać od razu. Idąc ze stacji metra na Młocinach, musiałem zejść z głównej drogi i wkroczyć między bloki na osiedlu Wrzeciono. Dopiero wtedy zobaczyłem, że okno przy wejściu do jednej z klatek schodowych zdobi kilka okładek płyt i napis "Wypożyczalnia DVD". Ale wypożyczyć można tu nie tylko płyty. Dla koneserów dostępne są też kasety VHS.

Fot. Wiktor Kazanecki

Podróż w czasie

Wszedłem do środka i przeniosłem się w czasie. Znalazłem się w małym pomieszczeniu z czterema tysiącami równo ułożonych płyt DVD, rozstawionych w kilkunastu rzędach na drewnianych regałach. Nowsze produkcje zajmowały stolik i stojak, a w powietrzu unosił się zapach, który poprzedni raz czułem w dzieciństwie.

Ściany zdobiły stare filmowe plakaty, a nad całością górował stary telewizor z "nastroszoną" anteną. Na kilku najwyższych półkach leżały kasety VHS. Wśród nich "Wodny świat", "12 małp", "Jaś Fasola na wakacjach" i "Bad Boys".

ZOBACZ: Kontrola i niewidzialna przemoc. Instagram jako źródło cierpień

- Niektóre VHS-y pamiętają początek lat 90. - opowiadał Piotr Sadowski, właściciel wypożyczalni. To właśnie wtedy, w 1991 roku, otworzył swój punkt i do dziś prowadzi go w tym samym miejscu. 

Jego zdaniem, w tamtych latach zainteresowanie filmem było znacznie większe.

W połowie dekady pojawił się nawet "boom" na wypożyczalnie. Najbliższą konkurencję miałem 20 metrów dalej. Co prawda nie pamiętam, by zdarzyło się u mnie oblężenie klientów, ale niekiedy kilka osób stało w kolejce - wspominał.

Na początku wypożyczał tylko VHS-y, bo wtedy takie nośniki były dostępne. Wśród nich były tytuły tylko dla dorosłych. - Miałem kilka kaset z filmami erotycznymi, ale ze względu na niewielką powierzchnię lokalu i małe zainteresowanie, zniknęły z repertuaru - powiedział.

Fot. Wiktor Kazanecki

Stali bywalcy

Na przełomie wieków pojawiły się odtwarzacze DVD, a Polacy zafascynowali się kinami domowymi.

- To ożywiło rynek, także ze względu na lepszą jakość nagrań. Jednak pojawił się też problem, bo "wypadła" część tytułów, którą miałem wyłącznie na VHS-ach. Musiałem szybko to nadrobić - wspominał.

Według Sadowskiego, wszystko tąpnęło ok. 2012-13 roku, gdy z rynku zniknęły sieciowe wypożyczalnie.

Odnalazłem się w nowej rzeczywistości ze względu na inne obowiązki, a ta praca ułatwia mi je pogodzić. Do dziś mam stałych klientów, którzy przychodzą po konkretny tytuł albo nadrobić zaległości... i najczęściej pojawiają się tylko oni, raz na miesiąc czy kwartał. Obecnie wypożyczonych jest 12 płyt.

Niektórzy goście wypożyczalni zapadają w pamięć.

- Mam klienta, który fascynuje się VHS-ami i wypożycza je, bo przy oglądaniu filmu charakterystycznie szumią, a na ekranie pojawiają się zakłócenia. To podobna pasja, jak w przypadku chociażby płyt winylowych starszej generacji i adapterów - stwierdził.

Piotr Sadowski nie tylko wypożycza płyty i kasety, również je sprzedaje. -  Są osoby, które na strychu odnalazły odtwarzacz, naprawiły go i okazało się, że działa - powiedział.

Zauważył przy tym, że w gronie pojawiających się w wypożyczalni bywają młodzi ludzie. - Często są to dzieci stałych klientów, które przychodzą do mnie "od zawsze". Ale trudno określić, jaki dokładnie typ klienta zazwyczaj odwiedza moją wypożyczalnię, bo próba jest za mała - wyjaśnił.

Odskocznia od komputera

Wypożyczenie jednej płyty kosztuje 5 zł. Po zapłacie zabieramy ją do domu, gdzie mamy tydzień, aby obejrzeć nagrany na niej film. Oczywiście, można wziąć kilka tytułów naraz.

ZOBACZ: Gdzie diabeł rzuca monetą, czyli jak przygotować się do teleturnieju

- Dzięki temu, przychodząc raz do wypożyczalni, można skomponować repertuar na siedem dni. To zupełnie inaczej, jak np. w latach dwutysięcznych, gdy opłatę pobierało się za jedną dobę, a za zwłokę naliczano dopłatę - mówił właściciel.

Według niego, wycieczka do jego punktu jest odskocznią od komputera. - Można przejść się, przebierać w tytułach i zostać "autorem" swojej formy rozrywki. Kiedy uważnie oglądamy film, jest on elementem pracy nad sobą i swoistą terapią rozwoju - podkreślił.

Film pt. "Życie"

Teraz kinomaniacy mogą skorzystać z porad Piotra Sadowskiego, ale podczas lockdownu, musiał zawiesić działalność. Gdy tylko było to możliwe, ponownie otworzył filmową bibliotekę na Bielanach.

Wyliczył, że to, co uda się zarobić na Wrzecionie, wystarcza na opłaty, chociażby prąd. - Ten rok, z powodu pandemii, jest jeszcze trudniejszy. Cieszy każdy klient, ponieważ społeczeństwu lockdown odbił się na kontach - powiedział. 

Fot. Wiktor Kazanecki

Koronawirus "dotknął" też samą procedurę wydawania płyt klientom. Otrzymują je, jak zawsze, w zastępczych opakowaniach, ale po zwrocie są dezynfekowane.

Zapytałem Piotra Sadowskiego, w jaki sposób, mimo tylu przeszkód, udało mu się w tym roku utrzymać działalność.

- To zasługa mojej pasji do filmów, a także pokolenia, które reprezentuję. Ono wychowało się na filmach oglądanych grupowo w jednym mieszkaniu, ponieważ odtwarzacz VHS czy magnetowid były wydarzeniem na skalę osiedla - odpowiedział bez wahania.

Zapewnił, że od początku wypożyczalnia działa legalnie. - Nie wiem, ile lat jeszcze przetrwa. Wiem na pewno, że przez te niemal 30 lat poznałem wielu wspaniałych ludzi i jest to fabuła mojego filmu pod tytułem "Życie" - podsumował.

Jedno z ostatnich takich miejsc w Warszawie

Być może wśród klientów Piotra Sadowskiego znalazła się osoba, która wolała wcześniej ustalić, który film wybierze. Możliwe również, że nie miała komputera, ale znalazła na to radę.

Wystarczyło, że pojechała do Galerii Wileńskiej na stołecznej Pradze-Północ i odnalazła w niej Internet Cafe - jedną z ostatnich kafejek internetowych w Warszawie, a być może i w Polsce.

Jeżeli interesujący tytuł wyszuka w kwadrans, zapłaci 1,5 zł. 30 minut dostępu do sieci będzie ją kosztowało 2,5 zł, a cała godzina - 4 zł.

Gdy zjawiłem się w Internet Cafe, połowa z piętnastu stanowisk komputerowych była zajęta. Pozostałe albo czekały na chętnych, albo były niedostępne ze względu na pandemię SARS-CoV-2 i konieczny dystans społeczny.

Galeria Wileńska/materiały prasowe

Po każdym kliencie dezynfekujemy klawiaturę, myszkę i biurko. Dbamy też o ich bezpieczeństwo "wirtualne". Na wszystkich urządzeniach zainstalowany jest program antywirusowy, posiadamy także specjalny system, który czyści historię przeglądarki, usuwa "ciasteczka" i przywraca sprzęt do początkowych ustawień, tak, aby jak najlepiej dbać o prywatność - wyjaśnił Sławomir Zielony, właściciel kafejki.

Jego punkt funkcjonuje od 2002 roku. Najpierw mieścił się na Dworcu Wileńskim, by po roku przenieść się do sąsiadującego ze stacją centrum handlowego. - Od tego czasu nieustannie utrzymujemy się na rynku, odnotowując corocznie zbliżoną liczbę osób, które decydują się skorzystać z naszych usług - zapewnił właściciel Internet Cafe.

Przeżytek? "Nic bardziej mylnego"

Zapytałem Sławomira Zielonego, kto kiedyś, a kto teraz odwiedza jego kafejkę. Dodałem, że to ewenement, by w 2020 roku funkcjonował taki punkt.

- W dobie wszechobecnego dostępu do Internetu, zarówno przy pomocy komputera jak i urządzeń mobilnych, wydawać by się mogło, że kafejka internetowa staje się przeżytkiem. Nic bardziej mylnego - odpowiedział właściciel.

ZOBACZ: W świecie filmu nie ma równości? O nowych zasadach przyznawania Oscarów

Jak wyjaśnił, wiele osób w dalszym ciągu przychodzi do jego lokalu, aby wydrukować bilety lotnicze, skserować ważne dokumenty, oprawić pracę dyplomową albo po prostu skorzystać z Internetu. Podkreślił, że stosunkowo duży procent jego klientów stanowią obcokrajowcy, ale także osoby, które nie posiadają w domu komputera i Internetu.

Przyzwyczajenia i potrzeby odwiedzających naszą firmę zmieniają się w czasie, więc staramy się na bieżąco konstruować ofertę. W pewnym momencie okazało się, że samo udostępnianie Internetu nie jest już wystarczające. Postanowiliśmy więc poszerzyć zakres usług o m.in. ksero i bindowanie. Pozytywnie odpowiedzieli na to studenci - ocenił Sławomir Zielony.

W pierwszych latach istnienia Internet Cafe to właśnie młodzież stanowiła najliczniejszą grupę klientów. - Przychodziła do nas, aby wspólnie grać - wspominał.

Już wtedy pracownikom punktu pomagał specjalny system. - Umożliwia on zdalne zarządzanie wszystkimi komputerami. Na pulpitach udostępnionych klientom wyświetla się zegar wskazujący, ile minut pozostało do końca opłaconego czasu - objaśnił właściciel.

Fot. Wiktor Kazanecki

Zauważyłem, że w momencie, kiedy opłacony czas się kończy, klient Internet Cafe otrzymuje odpowiedni komunikat, zajmujący cały ekran.

- Nie oznacza to jednak, że gdy ktoś nie ukończy swojej pracy, utraci wszystko. Po przedłużeniu czasu, blokada natychmiast zostaje zdjęta. W międzyczasie pracownik monitoruje na swoim ekranie, ile czasu pozostało poszczególnym klientom - dodał Sławomir Zielony.

 Zapewnił, że tak długo, jak jego działalność przynosi dochody, będzie ją kontynuował. Przyznał jednocześnie, że w utrzymaniu się na rynku pomaga zlokalizowanie w Galerii Wileńskiej, blisko dworca kolejowego oraz węzła komunikacji miejskiej.

Fot. Wiktor Kazanecki

Z obecności kafejki zadowolone jest także samo centrum handlowe. - Z naszych obserwacji wynika, że usługi Internet Cafe znajdują zainteresowanie wśród klientów. Najwyraźniej oznacza to, że wciąż jest na taki lokal zapotrzebowanie, a my cieszymy się, że możemy na nie odpowiadać - powiedziała Marta Chojnacka, dyrektor Galerii Wileńskiej.

- Nie wyobrażam sobie, że mógłbym utrzymać się gdzieś w centrum miasta - podsumował Sławomir Zielony.

Gdy to usłyszałem, miałem déjà vu. Klika godzin wcześniej właściciela wypożyczalni płyt DVD Piotr Sadowski powiedział mi: "Gdybym zmienił lokalizację na lepszą i posiadał większy metraż, prowadzenie wypożyczalni byłoby całkiem nieopłacalne. Nie miałbym szans utrzymać się np. w lokalu w centrum Warszawy".

Wiktor Kazanecki
Dziennikarz polsatnews.pl, wcześniej m.in. w "Forbesie" i Radiu Kampus. Stały pasażer pociągów i komunikacji miejskiej. Z zamiłowania bada i układa rozkłady jazdy, wymyśla teleturnieje i sprawdza, czy szklankę wydmuchano w Krośnie.

Komentarze