"Bardzo się starałeś, lecz z gry wyleciałeś". Hugo od kulis
Polsat

"Bardzo się starałeś, lecz z gry wyleciałeś". Hugo od kulis

- Hugo zapytał się małej dziewczynki, co dzisiaj zjadła na śniadanie. Zaczęła wymieniać: jajecznicę, parówki, omlet... dosyć dużo dań. A Hugo odpowiedział jej: toś się nieźle naw... najadła. Wtedy padliśmy ze śmiechu – wspominał Wojciech Asiński, pierwszy prowadzący legendarny teleturniej z uszatym trollem w roli głównej. 3 września minęło 20 lat od pierwszego odcinka "Hugo" na antenie Polsatu.

Zanim cofniemy zegar o dwie dekady, wróćmy do tegorocznych wakacji. Dla Andrzeja Niemirskiego nawet one były naznaczone historią telewizji. Wraz z dorosłymi dziećmi i kilkudziesięcioma innymi osobami wyjechał na Mazury. Były żaglówki, było ognisko.

- Nagle córka mówi: "Weź, powiedz coś głosem Hugo". Więc powiedziałem: "Witajcie na mojej wyspie wulkanicznej". Nagle zrobił się szum - powiedział Niemirski.

ZOBACZ: Nowa broń atomowa. Trwa wojna... na aplikacje

Zamieszania pewnie nie byłoby, gdyby nie to, że dwadzieścia lat temu w Polsacie zadebiutował teleturniej "Hugo". A dokładnie stało się to 3 września 2000 roku o ósmej rano. Chwilę wcześniej antenę zajmował magazyn religijny, a później widzowie zobaczyli serial animowany "Godzilla".

Kto pamięta, który owad wygra?Polsat
Kto pamięta, który robaczek wygra?

- Przed pierwszym odcinkiem był stres, szczególnie, że to szło na żywo. Do tego używaliśmy nowego, kompletnie nieznanego wcześniej sprzętu – wspominał Wojciech Asiński. Wraz z Andrzejem Kruczem prowadził "Hugo" przez pierwsze cztery lata emisji.

Odezwał się jak Hugo, a dziewczynka... wpadła w płacz

W trolla wcielał się właśnie Andrzej Niemirski. Pamięta, że na początku "było mnóstwo niedociągnięć”.

Nie wiedzieliśmy, z której strony "ugryźć" format. Ponadto, głos głównego bohatera w pierwszym programie nie był taki, jak później. Dopracowywałem go przez kolejnych kilka odcinków. Szukałem charakterystycznego zaśpiewu, który wyróżniałby Hugo od innych "bajkowych" postaci.

Andrzej Niemirski - pierwszy polski głos HugoAndrzej Niemirski
Andrzej Niemirski - pierwszy polski głos Hugo

Aktor przekonał się, że z głosem trolla musi uważać. - Na sopockim molo Asińskiego i Krucza "napadły" dzieci, które chciały autografów. Stałem obok i w pewnym momencie odezwałem się jak Hugo. Mała blondyneczka rozglądała się, gdzie on jest, zobaczyła mnie… i się rozpłakała. Starałem się więcej tego przy dzieciach nie robić.

"Magiczny" kask hokeisty

Mowa to jedno, a co z gestami? Hugo mrugał, ruszał rękami, obracał głową, a jego usta układały się tak, jakby kolejne słowa faktycznie wypowiadał telewizyjny stworek.

Rąbka tajemnicy uchylił Mariusz Czajka, który animowaniem tej postaci zajmował się od 2005 do 2009 roku.

Miałem specjalny kask, który przypominał te noszone przez hokeistów. Wyposażono go w czujniki zbierające grymasy z mojej twarzy. Posiadałem też joysticka do kierowania głową Hugo i specjalny czerwony guzik, dzięki któremu Hugo mrugał.

Mariusz Czajka, który wcielał się w Hugo w ostatnich latach emisji programuWikimedia Commons/Daniel Kruczyński
Mariusz Czajka, który wcielał się w Hugo w ostatnich latach emisji programu

Niemirski dodał, że ten sam system wykorzystywany był m.in. przy "ożywianiu" postaci w światowym hicie "Władca Pierścieni".

Przy realizacji "Hugo", posługujący się nim aktorzy siedzieli początkowo… w studiu "Informacji", czyli poprzednika "Wydarzeń". Natomiast prowadzący zajmował miejsce, gdzie prezentowano prognozę pogody. W późniejszych latach realizację teleturnieju przeniesiono do studia z "blue boksem".

ZOBACZ: Ostatnia deska ratunku dla rodziców. Top 5 gier na tablet

Wchodzących w skórę trolla nie było widać na ekranach. Mimika każdego z nich "teleportowała się" na twarz animowanej postaci. Dzięki temu mógł rozmawiać z dzwoniącymi dziećmi. Ale program nie kończył się na pogaduszkach. Jego esencją było kilkanaście gier, z którymi mierzyli się uczestnicy. Ich zestaw był ograniczony, ale co jakiś czas się zwiększał.

"Czwórka" w lewo, "szóstka" w prawo, "dwójka" do góry, "ósemka" w dół

W zależności, którą grę wylosowano, Hugo skakał po lianach, jeździł na strusiu lub w rozpędzonym wagoniku we wnętrzu wulkanu, organizował walkę owadów, a nawet pływał w głębinach oceanu. Sterował nim gracz, naciskając odpowiednie klawisze telefonu: "czwórka" w lewo, "szóstka" w prawo, "dwójka" do góry, "ósemka" w dół.

Po drodze warto było zbierać diamenty, które przeliczały się na punkty, i uważać na rozmaite przeszkody. - To, co się działo, zależało tylko od gracza. Ja mogłem tylko podpowiadać: "prawo", "lewo" - mówił Piotr Galus, prowadzący w latach 2004-2009.

Prosto czy w prawo? Hugo i jego struś cierpliwie czekali na decyzję. Naciskając Polsat
Prosto czy w prawo? Hugo i jego struś cierpliwie czekali na decyzję. Naciskając "0", można było podejrzeć mapę

Gdy pokonało się trasę, czekał wielki finał: wizyta u czarownicy Scylli, która porwała Hugolinę, żonę głównego bohatera, oraz ich dzieci. Można było ich uratować, np. wypijając właściwy eliksir (czyli wskazując odpowiedni klawisz na telefonie). Gdy tak się stało, uczestnik obronił rodzinę i zdobył nagrody.

Dzieci za samo dodzwonienie się dostawały podarunki za około 900 złotych. Opłata była jak za standardowe połączenie. W trakcie rozgrywki miały szansę na rowery, komputer multimedialny, a nawet wycieczkę do Disneylandu – wymienił Andrzej Niemirski.

A dlaczego komputer był "multimedialny"? - Nie wiem - odpowiedział Wojciech Asiński – To był zwykły komputer stacjonarny, ale maksymalnie wyposażony.

Ciii! Gdy będziemy głośno, nie uratujemy Hugoliny i dzieciPolsat
Ciii! Gdy będziemy głośno, nie uratujemy Hugoliny i dzieci

Telefony urywały się od rana

A więc wystarczyło się dodzwonić. Proste? Do czasu, gdy przypomni o sobie matematyka.

Mieliśmy oglądalność na poziomie około 2,5 miliona włączonych odbiorników. Uznajmy, że przed 10 proc. z nich zasiadają dzieci – to jest 250 tysięcy. I niech z tej grupy "tylko" 10 proc. próbuje się dodzwonić; wychodzi 25 tysięcy. Tymczasem w jednym programie wystąpiło sześć, siedem, maksymalnie osiem osób – wyliczył Andrzej Niemirski.

Także Wojciech Asiński pamięta o telefonach "urywających się od samego rana". - Nie sposób było wszystkich przyjąć do programu – pocieszył tych, którym nigdy się to nie udało. Wtedy były to dzieci; dziś to dorośli i mają swoje pociechy.

- Przykładowa sytuacja: idzie mama z trzyletnim synkiem i mówi do niego: "Poznajesz pana? Poznajesz pana?". Dziecko nie ma pojęcia, o co chodzi, ale rodzic kojarzy – powiedział Asiński.

Hugo zbierał diamenty także pod wodąGame Hugo
Hugo zbierał diamenty także pod wodą

"Mamo, to Hugo tatę zjadło!"

Zdaniem Andrzeja Niemirskiego, "dzieci oszalały na punkcie Hugo, bo to tak, jakby rozmawiały z Bolkiem i Lolkiem". – W pewnym odcinku pytam się dziewczynki, jak się nazywa. Ona odpowiada: "Justysia", a ja dopytuję: "Justysiu, a kto siedzi obok ciebie?". Wtedy krzyknęła: "On mówi!".

Inną historią związaną z programem podzielił się Mariusz Czajka. - W roli Hugo występowałem też na imprezach. Zakładałem wielki strój, z ogromną "głową" z wyciętymi oczkami. Kiedyś chciałem zrobić niespodziankę moim córkom. Przebrany za trolla, szedłem im z naprzeciwka. W pewnym momencie ściągnąłem "głowę", a młodsza córka zaczęła uciekać i krzyczała: "Mamo, to Hugo tatę zjadło!" - opowiada.

Z kolei Wojciech Asiński przypomina sobie pewien telefon od małej dziewczynki.

Hugo zapytał się jej, co dzisiaj zjadła na śniadanie. Zaczęła wymieniać: jajecznicę, parówki, omlet... dosyć dużo dań. A Hugo odpowiedział jej: toś się nieźle naw... najadła. Padliśmy ze śmiechu, bo to było na żywo. Rozbawieni byli także rodzice.

Hugo tłumaczy, jak biec po tęczy, by nie uderzyć... w zwierciadłoPolsat
Hugo tłumaczy, jak biec po tęczy, by nie uderzyć... w zwierciadło

Prowadzący wspominają, że to nie był jedyny "udział" rodziców w programie. Zdenerwowanym ojcom zdarzało się przejmować kontrolę nad grą, gdy dziecku została ostatnia szansa. Niepowodzenia najmłodszych często wynikały z opóźnienia między naciśnięciem klawisza a ruchem trolla na ekranie.

Dzieci naciskały przyciski po dwa razy, bo widziały, że w telewizorze Hugo jeszcze nie skręcił. Sprawdzaliśmy to opóźnienie. Było możliwe, aby sterować postacią z domu, wystarczyła jedynie cierpliwość. Szybciej tę umiejętność łapali dorośli, dlatego orientowaliśmy się, gdy to oni grali – dodał Asiński.

Fascynował się "Hugo". Dekadę później go prowadził

Nawet jeden z prowadzących jako dziecko oglądał "Hugo". Piotr Galus uważnie śledził niemiecką wersję programu, zanim format trafił do Polski.

- Byłem zafascynowany tym programem. Niemieccy prezenterzy, będąc dziećmi, nie oglądali tego, w czym później występowali, a ja miałem taką okazję - wspominał.

To nie była jedyna zagraniczna wersja formatu. "Hugo" zadebiutował w Danii w 1990 roku i od tego czasu pojawił się w ponad 40 krajach.

Dobre rady od tukana Fernando zawsze były w ceniePolsat
Dobre rady od tukana Fernando zawsze były w cenie

Nad Wisłą pamięć o programie żyje do dziś. Wojciech Asiński przyznał, że spotyka w internecie wpisy oskarżające o celowe wprowadzanie opóźnienia, by dzieci nie dostawały nagród. - Nic podobnego. Ono wynikało z uwarunkowań technicznych, wszystko było absolutnie czyste i precyzyjne – zapewnił.

O powrocie do przeszłości, ale w pozytywnym znaczeniu, mówi Mariusz Czajka. Na zajęciach z dubbingu dla dzieci i młodzieży czasami wspomina, że wcielał się w trolla.

Uczniowie pamiętają program z opowieści rodziców i chciałyby, aby wrócił. Gdyby go wznowić, ze współczesną animacją, odniósłby wielki sukces. Nagrody były bardzo atrakcyjne, dzieci świetnie się bawiły i ja również.

"Będziesz w roli właściciela nowej gry lub komputera"

Także Piotr Galus spotyka czasem ludzi, którzy mówią mu: "Skądś cię znam!". - To pokolenie, które mnie oglądało, jest już dzisiaj dorosłe. Poruszamy się po podobnych ścieżkach. To są bardzo miłe rzeczy - stwierdził.

Ponadto, na YouTube wyświetlenia i komentarze nadal zbiera powstała w ramach programu piosenka o Hugo. Śpiewa ją Bartek Wrona, były członek zespołu Just 5. 

Dlaczego, po 11 latach od zaprzestania emisji, nadal pojawiają się postulaty, by wznowić ten teleturniej?

- Myślę, że sentyment jest tutaj kluczowy. Był to program jak na tamte czasy dobrze zrealizowany graficznie, z ciekawymi grami, które nie zawsze były dostępne na co dzień i dający możliwość "pojawienia się" na wizji. A telewizja wtedy była bardzo atrakcyjnym medium dla młodych - mówiła dr hab. Joanna Szylko-Kwas z Wydziału Dziennikarstwa, Informacji i Bibliologii UW.

Jednak jej zdaniem, "Hugo" nie jest już "współczesnym show".

Zmieniła się dostępność mediów, ale przede wszystkim sposób ich użytkowania. Gra przez telefon wydaje się już mało prawdopodobna, bo to on stał się centrum rozrywki. Dostępność i liczba gier jest tak duża, że nie trzeba dzwonić do telewizji, żeby znaleźć interesującą rozrywkę.

Ponad 10 lat bez "Hugo"

"Hugo" widzom słonecznej stacji towarzyszył nie tylko w weekendowe poranki. W pierwszych latach pojawiały się mutacje teleturnieju: "Hugo Express" emitowany popołudniami w dni robocze, który prowadził jedynie animek, a także "Hugo Family", gdzie rywalizowały rodziny.

Ostatnia szansa na uratowanie Hugoliny i dzieci minęła 28 lutego 2009 roku. Tym, co przegapili, Hugo ma coś do powiedzenia:

Wiktor Kazanecki
Dziennikarz polsatnews.pl, wcześniej m.in. w "Forbesie" i Radiu Kampus. Stały pasażer pociągów i komunikacji miejskiej. Z zamiłowania bada i układa rozkłady jazdy, wymyśla teleturnieje i sprawdza, czy szklankę wydmuchano w Krośnie.

Komentarze