Bez głębszych uzasadnień naukowych nagle część naszych elit zażądała, aby ktoś będący w dokumentach mężczyzną, wyglądający jak mężczyzna, na dokładkę żyjący z kilkoma kobietami (one podobno są lesbijkami albo uważają się za mężczyzn), był traktowany jak kobieta. Choć przecież swoje związki (muszę użyć tego wulgarnego argumentu) też zapewne konsumuje na sposób męski.
Za upór, aby nazywać go mężczyzną, zapłacił posadą prezes radia Nowy Świat, podczas gdy inni dziennikarze wysłuchiwali gromkich pouczeń aktywistów LGBT, jak mają się zwracać do "Margot". Wymiar sprawiedliwości kierujący się dokumentami, został uznany za "homofobiczny" czy może raczej "transfobiczny".
Zacznę od tego, że do tematyki transseksualistów zawsze podchodziłem bardzo ostrożnie. Jeśli istotnie w ciele mężczyzny jest uwięziona dusza kobiety (lub na odwrót), to wystarczający dramat. Nie znajduję słów, aby to ocenić. Chichoty niektórych tak zwanych konserwatystów, raziły mnie. Jak rozumiem jednak, konsekwencją bywa tu operacja zmiany płci - bolesna także dla psychiki bohaterów takich zdarzeń.
Świat bez twardych płci
Odnoszę niestety wrażenie, że ostatnio kibicowanie takim zmianom stało się dla kręgów progresywnych czymś więcej niż konsekwencją uznania, że świat jest skomplikowany. Bo takie zmiany potwierdzają pogląd, że nie ma czegoś takiego, jak pierwotna tożsamość. Wybór płci (nie jednej z dwóch, a z wielu) ma być manifestacją wolności człowieka. Czym więc ich więcej, tym lepiej.
Niesie to ze sobą gigantyczne konsekwencje cywilizacyjne. Prowadzić musi do rewolucji w wychowaniu i modelu międzyludzkich stosunków. Nie wiem, czy wszyscy kibice tych zmian mają świadomość konsekwencji. Ostatnio polityk Lewicy Dariusz Joński ogłosił na Facebooku, że urodził mu się syn. "Dlaczego przesądzacie o płci dziecka?" - wpisał mu się ktoś zgryźliwie. No właśnie.
ZOBACZ: Zdalna dehumanizacja. Zaremba o przyszłości uczelni
Decyzja o zmianie płci jest czymś dramatycznym i godnym szacunku. Co jednak począć z poglądem, że wystarczy własna deklaracja, aby mężczyzna stał się kobietą? Że nie potrzeba żadnych zaświadczeń, choćby od psychologa, który jak podejrzewam ma narzędzia, aby stwierdzić autentyczność tej przemiany? Szacowny Uniwersytet Jagielloński postanowił zdać egzamin z najnowszej, jeszcze nie okrzepłej, poprawności. Zaprawionej na dokładkę polityką - bo "kto za Margot, ten przeciw PiS-owi". Stąd decyzja uczelni, od której zacząłem.
Nie wiem, ilu będzie chętnych, żeby skorzystać. Przypominam jednak szacownym profesorom, że każde zjawisko ma swoje konsekwencje. Z reguły jeden krok pociąga za sobą kolejne.
Co z odczuciami kobiet?
Zwracanie się do siebie tak czy inaczej, to w sumie drobiazg. Pytam jednak, czy student wyglądający jak mężczyzna i zbudowany jak mężczyzna, będzie miał prawo uczęszczać na WF z koleżankami, z czym wiąże się korzystanie ze wspólnych szatni i pryszniców? Jak się będą czuły te koleżanki?
A co z toaletami? Tu i ówdzie na Zachodzie pojawił się pomysł, aby zrezygnować z podziału na męskie i damskie. Czy my zaczniemy od wpuszczenia "czującego się kobietą" mężczyzny, do toalety dla kobiet?
Kiedy "Margot" posłano, przy protestach liberałów i lewicy, do męskiego aresztu, Łukasz Adamski zauważył, że nie patrzy się na problem od drugiej strony. Jak by się czuły więźniarki posadzone w jednej, mało intymnej celi z facetem? Czy wystarczy im jako wyjaśnienie to, co podobno dzieje się w jego głowie? A może w imię wolności jednostki, szykujemy innym coś w rodzaju koszmaru? No, w każdym razie ryzyka.
ZOBACZ: Poczucie krzywdy nie usprawiedliwia barbarzyństwa. Zaremba o akcji aktywistów LGBT
Krążą już w sieci spekulacje, co dalej. Czy ktoś, kto około sześćdziesiątki uzna się za kobietę, będzie mógł pójść na wcześniejszą emeryturę? Dziś takie ewentualności rozważamy jako coś humorystycznego. Ale poza całkowitym zaburzeniem porządku społecznego, czeka nas zmierzenie się z nadużyciami, z trickami, z wykorzystywaniem nowych pojęć, typu "niebinarność".
Czy jesteśmy na to gotowi? Czy nasz system prawny w ogóle przewiduje takie sytuacje? I czy gotowi jesteśmy go zmieniać w imię hipotezy? A może pewna ostrożność byłaby tu wskazana, jeśli nie chcemy się ośmieszyć wraz z naszymi instytucjami?
Senat i rektor UJ śmiało ruszyli w świetlaną przyszłość. A reszta?
Komentarze