Powrót do szkół. Wyzwanie, które warto podjąć

Powrót do szkół. Wyzwanie, które warto podjąć

W pandemii jak na wojnie - nie ma rozwiązań idealnych. Ostateczne decyzje zawsze są rachunkiem zysków i strat. Mimo, że to brutalna perspektywa, tak też jest w przypadku powrotu uczniów do szkół. Dla jednej trzeciej dzieci w Polsce nauka zdalna była fikcją i doprowadziła do wykluczenia edukacyjnego wielu z nich. W skrajnych przypadkach najmłodsi całkowicie zniknęli ze szkolnych radarów.

Decyzja o powrocie do stacjonarnej nauki dla wielu będzie ogromnym organizacyjnym wyzwaniem. Jednak, przy zachowaniu obostrzeń, warto podjąć ten wysiłek dla dobra samych uczniów.

Ważenie zalet i wad

W pierwszym tygodniu sierpnia minister edukacji narodowej Dariusz Piontkowski ogłosił, że od września uczniowie wrócą do szkół wywołując tym szeroką dyskusję na temat wad i zalet tego rozwiązania. Decyzji towarzyszyło przedstawienie wytycznych, które w życie wprowadzić mają dyrektorzy szkół. Mimo organizacyjnych ułomności, kierunkowo jest to dobra decyzja.

Eksperyment, jakim było przeniesienie nauki do domów, można oceniać różnie. Przede wszystkim dlatego, że dużo zależało od jej organizacji w konkretnej placówce. O powodzeniu decydowało zaangażowanie konkretnych nauczycieli, rodziców i uczniów. Wielu z nich ze swoimi zdaniami poradziło sobie znakomicie. Jednak systemowe decyzje powinny uwzględniać nie tylko doświadczenia tych, którzy odnieśli sukces, ale przede wszystkim tworzyć rozwiązania dla tych, którzy, z różnych powodów, napotkali problemy w realizacji swoich obowiązków. Takich osób niestety nie zabrakło.

Wykluczenie nie jedno ma imię

Pierwszym i najbardziej podstawowym problemem, jaki pojawił się przy wprowadzaniu zdalnej edukacji były kłopoty z dostępem do komputera. Z raportu przygotowanego przez Centrum Cyfrowe wynika, że nawet milion dzieci, czyli około 25 proc. wszystkich uczniów, nie posiada własnego urządzenia. W skrajnych wypadkach oznacza to zupełny brak możliwości uczestnictwa w zdalnych lekcjach. W pozostałych - konieczność dzielenia komputera z rodzeństwem i rodzicami.

Kolejnym, technicznym problemem, z którym zmierzyć się musieli zarówno nauczyciele, jak i uczniowie, był dostęp do sieci, który w największym stopniu dotknął uczniów mieszkających na obszarach wiejskich. W praktyce prowadził do tego, że część uczniów nie brała udziału w lekcjach prowadzonych online, a ich nauka sprowadziła się do samodzielnego odrabiania zleconych zadań.

ZOBACZ: Matura 2020. "Młodzi walczyli samotnie"

W ostatnich miesiącach barierą w edukacji stały się również warunki lokalowe. Prawie pół miliona dzieci i młodzieży uczy się w dwupokojowym mieszkaniu, które dzieli z rodzeństwem. Jeśli dołożymy do tego fakt, że część rodziców także pracuje zdalnie, w domu robi się naprawdę ciasno. Takie warunki nie tylko nie sprzyjają komfortowej pracy, ale przede wszystkim rodzą liczne napięcia i frustracje, z którymi najmłodsi, poza codziennymi obowiązkami, muszą sobie radzić.

Zdalna nauka obliczona jest na dużą aktywność i samodzielność uczniów. W wielu przypadkach polegała na przesyłaniu materiałów przez nauczycieli i kontrolowaniu ich realizacji. Problemem nie jest tu lenistwo czy brak zaangażowania, ale techniczne problemy nauczycieli, którzy wcześniej nie mieli doświadczeń z nauczaniem zdalnym. Samodzielna nauka i systematyczność to trudna sztuka. Nie każdy uczeń potrafi działać w ten sposób. Brak bezpośredniego kontaktu z pedagogiem, który w razie kłopotów wyjaśni omawiane zagadnienia, ma kluczowy wpływ na pogłębianie nierówności między uczniami. W tej sytuacji odpowiedzialność za obserwacje i wyłapywanie ewentualnych problemów z przyswojeniem materiału spada na rodziców. Ci jednak nie zawsze potrafią przyjść z pomocą. Często w przypadku starszych klas materiał z konkretnych przedmiotów bywa trudny i to, że rodzic omawiał je kilkanaście czy kilkadziesiąt lat wcześniej nie oznacza, że będzie potrafił je wytłumaczyć. Po drugie, w wielu przypadkach ich również postawiono przed zupełnie nowymi wyzwaniami zawodowymi, które wymagają dodatkowego czasu na wdrożenie.

Co w zamian?

Powrót do szkół powinien zakładać szczególną ochronę uczniów i nauczycieli, których wiek i stan zdrowia kwalifikują jako grupę podwyższonego ryzyka. Dlatego zgodnie z wytycznymi Ministerstwa Edukacji Narodowej w przypadku uczniów ze zmniejszoną odpornością na choroby, szkoła zobowiązana jest do stworzenia możliwość zdalnej nauki.

Wytyczne nie dają jednak jasnej odpowiedzi, co w przypadku nauczycieli, którzy znajdują się w podobnej sytuacji. O ile w starszych klasach możliwe jest przeprowadzenie zdalnej lekcji z konkretnego przedmiotu, to w klasach młodszych, konieczna będzie organizacja zastępstwa. A to spadnie na barki dyrektorów szkół. 

To oni będą musieli wcielić w życie ogólne zasady bezpieczeństwa. Ich podstawą będzie ograniczanie kontaktów do uczniów z jednej klasy. W praktyce oznacza to rezygnacje ze zmian pomieszczeń w trakcie zajęć, różne godziny rozpoczęcia i zakończenia lekcji, a także przerw.

Takie rozwiązania nie tylko ograniczają ewentualne rozprzestrzenianie się wirusa, ale w przypadku zdiagnozowania choroby nie powoduje automatycznego zamknięcia całej placówki. W wytycznych znalazły się również informacje o konieczności dezynfekcji ławek, krzeseł i przyborów, z których korzystają najmłodsi, a także zapewnienie środków do dezynfekcji i termometrów w każdej szkole.

To jednak najbardziej podstawowy wariant, z którego może skorzystać dyrektor szkoły. Zgodnie z wytycznymi MEN dyrektorzy szkół zyskali również możliwość, wprowadzania za zgodą organu prowadzącego i Państwowego Powiatowego Inspektora Sanitarnego, kształcenia mieszanego, czyli zawieszenia zajęć dla konkretnej grupy lub nawet całej szkoły i rozpoczęcia pracy zdalnej, gdy tylko pojawi się taka konieczność. Dodatkowe restrykcje obowiązywać będą szkoły, które znajdują się w żółtej i czerwonej strefie.

Maseczki, czyli największa kontrowersja

Największą kontrowersją związaną z powrotem uczniów do szkół okazał się brak obowiązku zasłaniania nosa i ust przez wszystkie osoby przebywające na terenie szkoły. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie wpisania takiego rozwiązania do listy wytycznych, problem w tym, że nie miałoby to nic wspólnego z rzeczywistością.  Wyegzekwowanie od grupy, małych dzieci noszenia maseczki przez kilka godzin lekcyjnych jest praktycznie niemożliwe. Żeby nakaz ten miał sens, uczniowie poza noszeniem maseczek powinni powstrzymać się od ich dotykania i poprawiania. To wyzwanie - jak się okazało - nawet dla dorosłych. Wyobraźmy więc sobie klasę pełną ośmiolatków siedzących piątą lekcję w poprawnie założonej maseczce. Każdy, kto miał styczność z taką grupą wie, jak trudne byłoby wcielenie tego obrazu w życie.

ZOBACZ: Sposoby na spokojne wakacje. Kiedy powinna zapalić się "czerwona lampka"?

Nakazy, które obowiązują tylko na papierze, powodują inflacje znaczenia pozostałych zapisów. Lepiej więc na poważnie traktować inne wytyczne, niż dodawać kolejne bez możliwości ich realizacji.

Oczywiście te - jak każde inne wytyczne - obarczone są niedoskonałościami. Ich realizacja zależeć będzie od koordynacji działań i zaangażowania dyrektorów, nauczycieli, uczniów i rodziców. Stawką jest jednak możliwość pogłębienia nierówności, a nawet zupełne wykluczenie z systemu wielu uczniów. Dlatego warto podjąć wyzwanie powrotu do szkół. 

Karolina Olejak
Sekretarz redakcji polsatnews.pl. Szef działu "Architektura społeczna" na portalu opinii Klubu Jagiellońskiego. Wcześniej pracowała w Instytucie Badawczym NASK, gdzie zajmowała się m.in. projektami związanymi z wykorzystaniem nowych technologii w edukacji.

Komentarze