Być albo nie być, czyli dylematy opozycji przed zaprzysiężeniem prezydenta
PAP/Rafał Guz

Być albo nie być, czyli dylematy opozycji przed zaprzysiężeniem prezydenta

Dylematy Platformy Obywatelskiej związane z zaprzysiężeniem prezydenta Andrzeja Dudy odzwierciedliły się zabawnie w wypowiedziach Rafała Trzaskowskiego. W Polsat News ogłosił, że nie przyjdzie na uroczystość. Ale nie z powodu bojkotu, do którego nie zachęca, a dlatego, że musi koniecznie wyjechać z dziećmi.

Widać było, że Trzaskowski usiłuje zadowolić wszystkich. "Twardym" w PO, którzy nie mogli ścierpieć udziału w tej imprezie puścił oko, bo przecież nie pójście z takiego powodu nie jest pryncypialną demonstracją, ale pobrzmiewa w tym lekceważenie. Zadowolił też zwolenników postawy przeciwnej, bo przecież nie postawił niczego na ostrzu noża. Nie odmówił konkurentowi prawomocności, nawet jeśli wybory "nie były równe i wolne", co jest obecnie sloganem Platformy. O wadach tych wyborów mówił zresztą dość niedbale, przypominał niczym dygresję, że stało się coś strasznego, a zarazem jest względnie normalnie.

ZOBACZ: Trzaskowskiego nie będzie na zaprzysiężeniu Dudy. "Obiecałem dzieciom, że się nimi zajmę"

Rozterki Platformy

Według Marcina Makowskiego, komentatora "Do Rzeczy",  wybrał najfatalniejszą drogę, bo wykazał niezdecydowanie. Ja nie jestem tego pewien. Może pokazał elastyczność i na dokładkę wyluzowanie, którego jest w polskiej polityce za mało. Ale oczywiście na logikę, taka taktyka uników, broni się słabo.

W PO i wokół PO odbyła się pewnego rodzaju debata na ten temat. Bartłomiej Sienkiewicz, który na salę poszedł na podstawie ezopowej uchwały klubu, niby rozumiał tych kolegów, którzy nie idą (m.in. liderów partii). A jednak w swoim wpisie przestrzegł, że nieprzejednanie jest w tym przypadku złym doradcą. Bo jest nieprzejednaniem wobec wyborców Dudy.

ZOBACZ: Zaremba: Nowak nie może być nowym Dochnalem

Poza głosami notorycznych awanturników takich jak Roman Giertych, także Ludwik Dorn przestrzegał swój nowy obóz przed połowicznością. I nawoływał do bardziej stanowczego zademonstrowania odmowy prawomocności wyborów.

Ja te rozterki rozumiem z jednego powodu. Zjednoczona Prawica od pierwszej chwili swoich rządów demonstruje, zgodnie z logiką bardziej rewolucji niż normalnego parlamentaryzmu,  że opozycja nie jest jej do niczego potrzebna. Obrady parlamentu nacechowane są restrykcyjnym podejściem do jej wystąpień, zamiarem utrudniania jej życia. To w moim przekonaniu nawet ważniejsze niż domniemane naruszenia konstytucji, które są z reguły nagięciami przepisów mieszczącymi się w granicach różnych prawniczych tricków (choć ułaskawienie Mariusza Kamińskiego przez Andrzeja Dudę przed końcem sądowego postępowania było w moim przekonaniu nadużyciem).

Zarazem sądzę, że przebrana na tęczowo Lewica, PSL czy Konfederacja lepiej czytają znaki stawiając się na prezydencką inaugurację. Nie tylko dlatego, że próba prawnego kwestionowania wyborów Dudy byłaby czystym pieniactwem. Przede wszystkim dlatego, że na dłuższą metę bardzo ciężko jest jednocześnie ciasteczko konsumować i je mieć.

Było to dobrze widać na początku kampanii prezydenckiej. Małgorzata Kidawa-Błońska stała na pewnej uroczystości w Wejherowie obok Andrzeja Dudy. Zaraz po niej pognała do manifestantów, którzy wezwali do "posadzenia prezydenta w więzieniu". Pojawiły się pytania: kim ona tam jest? Elementem oficjalnego państwowego systemu czy zwolenniczką jego totalnego wywrócenia? Jeśli Polska jest taka, jak w niektórych wystąpieniach polityków opozycji, powinni oni czym prędzej złożyć mandaty i tworzyć partyzantkę. A tego nie robią.

Oczywiście niekonsekwencja jest częścią polityki, czasem nie da jej się uniknąć. Czy postawa tych polityków, także byłych prezydentów i premierów, którzy tym razem (z ważnym wyjątkiem - Aleksandra Kwaśniewskiego) nie przyszli na uroczystość, pomoże PiS w nowym zwycięstwie? Nie wiem. Polacy mają słabą pamięć, a już takich detali zachowań polityków szczególnie nie rozpamiętują.

Problematyczne wsparcie

Większym problemem jest dla opozycji chór intelektualistów, artystów i celebrytów, którzy podczas kampanii mając w najlepsze intencje pomocy swoim faworytom, obrażają całe klasy społeczne. Albo rysują zgoła nieprawdziwy obraz Polski, tak absurdalny, że mobilizujący odruch przekory, chęć zagłosowania wbrew niemu.

Co prawda po kampanii, ale przykładem może być Janusz Gajos. Jako obywatel ma pełne prawo dawać wyraz swojej dezaprobacie wobec polskiej rzeczywistości. Przestaje być "aktorem wszystkich Polaków", ale to jego wybór. Niemniej, kiedy twierdzi, że to, co cechuje rządy PiS, przypomina początek rządów Hitlera, przekracza granice absurdu.

ZOBACZ: Komu i kim wolno pogardzać?

Odpowiedzią jest skupienie się wokół niego środowisk artystycznych. Odpowiedzią są także niemądre, przesadne reakcje polityków prawicy. Należało to obśmiać, a nie obrażać Gajosa, czy co gorsza - wszystkich artystów. Podejrzewam jednak, że po czymś takim w oczach zwykłych Polaków elity są jeszcze bardziej oderwane od rzeczywistości. Nawet jeśli całkiem spore nisze klaszczą bez opamiętania.

Politykom opozycji powinno zależeć na tym, aby się od takich wypowiedzi odróżniać. A jednak tworząc swoistą kulturę bojkotu, raczej do nich zachęcają. Jeszcze gdyby szedł za tą kulturą plan faktycznego podminowania tego systemu. Politycy jednak tylko pogadają, wykonają kilka rejtanowskich gestów i powrócą na swoje miejsca. Pani Kidawa będzie nadal wicemarszałkiem w podobno fasadowym Sejmie. A Rafał Trzaskowski wróci z urlopu.

Pytania o przyszłość

Pewne rzeczy mnie jednak niepokoją. Prawda, że z pewnego punktu widzenia te wybory, ma tu rację wybrany na drugą kadencję prezydent, są świętem demokracji. A wynik odzwierciedla preferencje większości, choć także i podział. Nie da się stwierdzić, że udział członków rządu w kampanii czy brzydka propaganda TVP ten rezultat zasadniczo zdeformowały Znamy wciąż dziesiątki racjonalnych powodów lekkiej dominacji tego obozu.

Ale też możemy stawiać pytanie o przyszłość. Zmasowana kampania telewizji Kurskiego miała wciąż silną przeciwwagę w postaci mediów komercyjnych. Co wtedy, gdy rynek medialny zostanie naprawdę "poprawiony" w myśl intencji rządzących?

ZOBACZ: "Między śmiertelnym zagrożeniem a diabelską alternatywą". Kogo wybierze Konfederacja?

Sądy wciąż sądzą w różny sposób. Nie ma powodu oskarżać Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego, legitymizującej te wybory, bo jest z nadania Krajowej Rady Sądownictwa. Dopiero co pozwoliła opozycji przejąć Senat, a też były wtedy protesty. Będę jednak zaniepokojony o prawa opozycji, jeśli naprawdę zostanie podjęta próba wyczyszczenia sądownictwa z niewygodnych ludzi, a to proponuje minister Ziobro.

W tych kwestiach bez wielkiej nadziei, ale jednak apeluję do prezydenta. Nie wystarczy ładnie mówić o porozumieniu, wyciągać rękę do przeciwnika. Podczas wygłaszania swojego orędzia Andrzej Duda wykonał nawet dosłownie ten gest. Na ile jednak głowa państwa, która wygrała nie ukrywając swoich związków z jednym obozem, podejmie się pilnowania reguł panujących na wspólnym boisku? One nie powinny pomagać jednym w sekowaniu pozostałych.

Komentarze