"Między śmiertelnym zagrożeniem a diabelską alternatywą". Kogo wybierze Konfederacja?
PAP/Rafał Guz

"Między śmiertelnym zagrożeniem a diabelską alternatywą". Kogo wybierze Konfederacja?

W Polsce obóz liberalno-lewicowy trzyma się krzepko, broniąc prawicy dostępu zwłaszcza do większych miast. Dlatego rozrost Konfederacji jest dla partii Kaczyńskiego śmiertelnym zagrożeniem. Czy w obawie przed prezesem PiS-u Konfederacja pomoże w zwycięstwie polityka, który najchętniej by ją zdelegalizował? To diabelska alternatywa.

W drugim z kolei numerze "Gazety Wyborczej" po wyborach przeważały złorzeczenia, jak w tekście Waltera Chełstowskiego, upominającego grubymi słowami wszystkich, którzy nie stawili się, aby zagłosować na Rafała Trzaskowskiego. Pojawił się tam również fragment Facebook'owego wpisu Marysi Cywińskiej, przedstawianej jako "socjolog Internetu".

Na tropie faszystowskich ciągot

Artykuł opublikowano pod obiecującym tytułem: "Zrozumieć Bosaka i młodych". Można by pomyśleć: oho, ktoś wychodzi poza świat swoich stałych sympatii i antypatii, a gazeta będąca tych sympatii i antypatii wcieleniem, to drukuje. Ciepłe lub choćby relatywne opinie na temat obozu "na prawo od PiS" kojarzą się oczywiście z wygibasami Rafała Trzaskowskiego i polityków PO, którzy mają chrapkę choć na część jego elektoratu. Ale może znajdzie się tu jakaś głębsza refleksja?

Nie znalazła się. Po konstatacji, że aż 23 proc. młodych ludzi zagłosowało na Krzysztofa Bosaka i że "trzeba ich zrozumieć", nie pojawiły się żadne wnioski. Cywińska ogłosiła, że nie zna tych wyborców i tyle. A o samym Bosaku miała do powiedzenia rzeczy znane i konwencjonalne. "Ale jestem pod wrażeniem, w jaką niszę sobie ten młody człowiek wskoczył i jakie potrzeby zaspokoił swoimi obietnicami, swoją polskością, nacjonalizmem pożenionym z faszyzmem i krótkotrzymaniomordyzmem”.

ZOBACZ: Zaufajmy odbiorcy. Piotr Zaremba o rewolucji w kulturze

A więc nie ma nic o potrzebach młodych, jest za to tropienie faszystowskich ciągot. Bosak to według takich "analiz" rzecznik trzymania za mordę, chociaż w jego kampanii nic na ten temat nie było. I owszem, przeważały akcenty wolnościowe, głównie w sferze ekonomicznej, co ludzi o moich poglądach nie przekonuje. Ale warto to odnotować, jeśli chce się ten elektorat w jakikolwiek sposób analizować. Dzisiejszy Bosak z pewnością nie jest rzecznikiem faszyzmu, nawet jeśli dopuszczał do swojego sąsiedztwa prawicowych ekstremistów, zupełnie jak tradycyjni endecy pożenieni z ONR-owskimi bojówkarzami.

W wywodach Cywińskiej było jeszcze trochę kokieterii ("chciałabym wiedzieć"). Obok Ziemowit Szczerek odradzał Trzaskowskiemu alians z wyborcami Bosaka, także i z powodu wyraźnej obawy przed neoliberalnym skrętem samej, obrotowej w tym względzie, Platformy. Bo przecież właśnie na wspólne poglądy gospodarcze powołał się w wieczór wyborczy prezydent Warszawy.\

Z kolei w "Krytyce Politycznej" lewicowiec Michał Sutowski radził całkiem cynicznie, aby "brać prezydencki Paryż za cenę Konfederackiej mszy". Warto to będzie przypominać, kiedy znów pojawią się oskarżenia, że to PiS hoduje prawicowych ekstremistów.

Walka o głosy 

Ten pragmatyzm jest mocno zabawny, gdy wspomnieć dotychczasowe relacje między środowiskami Konfederacji i kręgami liberalnymi. Może nikt nie rozszyfrował ich lepiej niż pewien internauta, którego wpis zrobił furorę w Internecie: "potem można to faszystowskie g… zdelegalizować, ale teraz potrzeba ich głosów”. A że nie zrobił tego na zamkniętym forum, odegrał rolę bardzo specyficznego "naganiacza". Lepszego sojusznika politycy PiS głowiący się nad tym, jak skierować konfederacki strumień w kierunku Andrzeja Dudy, nie mogli wymyślić.

Skądinąd argumenty za tym, aby nie pomagać Dudzie, Bosak i jego ludzie znają dobrze. W części wyłożył go w swoim przewrotnym wpisie Donald Tusk. Jego przesłanie z grubsza brzmi tak: prawda, że wojna ideowa Trzaskowskiego z narodowcami jest gwałtowniejsza, ale to PiS jest bardziej zainteresowany, aby prawicę konfederacką zniszczyć.

W związku z tym obóz Bosaka powinien wybrać perspektywę kolejnej wojny na górze między platformerskim prezydentem i pisowskim rządem zamiast domkniętego na trzy i pół roku układu kierowanego przez Jarosława Kaczyńskiego. Taka wojna na górze ma też inne atrakcyjne dla Konfederacji cechy: pozwala korzystnie się odróżniać kontestatorom na tle "skłóconych dawnych elit". Sama prezydentura Trzaskowskiego uwikłana w zagraniczne alianse, liberalna i politycznie poprawna, jest wygodniejszym punktem odniesienia i celem do bicia, niż powiewający biało- czerwonym sztandarem i hasłem narodowej suwerenności Andrzej Duda.

Oczywiście taki makiawelizm, zakładający zarazem scenariusz wieloletniego marszu tego prawicowego pospolitego ruszenia, nie jest łatwy w realizacji. Grozi dezorientacją części zwolenników, którzy już sobie przypominają pałowanie Marszów Niepodległości za rządów Platformy. Ciężko uchodzić tak zideologizowanym środowiskom za akuszerów prezydentury "proniemieckiego globalisty" i "przyjaciela gejów". Stąd wolty samego Bosaka.

W rozmowie z Robertem Mazurkiem w RMF de facto zapowiedział  głosowanie "przeciw Trzaskowskiemu", a więc za Dudą, posługując się podobną figurą jak Szymon Hołownia, który chce głosować "przeciw Dudzie". Potem jednak przeląkł się wykorzystania tego przez PiS. Klucząc, zaczął używać formułki "może lepszy otwarty wróg niż fałszywy przyjaciel".

Kierownictwo Konfederacji nie chcąc wesprzeć żadnego z kandydatów, ma jeszcze jeden dobry powód takiej decyzji. Bosakowi udało się skupić dość różnorodny, także pod względem motywów elektorat. Lepiej więc nie antagonizować żadnego z jego odłamów.

Lider, który zadziwiał pracowitością

Alians wolnościowców Korwina-Mikke, narodowców i narodowo-katolickich radykałów (typu Grzegorza Brauna) zdawał się trzeszczeć już na drugi dzień po wyborach parlamentarnych. Wszyscy przepowiadali jego szybki rozpad, co zresztą - nawet teraz po odtrąbieniu sukcesu - nie jest niemożliwe w gronie tylu ekscentryków, watażków i weteranów kanapowych wojen. A jednak coś się zmieniło.

Bosaka wystawiono, bo narodowcy, choć niszowi, okazali się bardziej operatywni niż ich rywale wewnątrz Konfederacji. Można go było nie doceniać, jako polityka bez wielkiej charyzmy. Dobiegając czterdziestki ma fizjonomię chłopca i brak sukcesów życiowych na koncie. Ale wyznawcom różnych prawicowych "wyrazistości" zapewnił jedno: poczucie normalnego, zrównoważonego przywództwa. Był liderem, który zadziwiał pracowitością, spójnością wypowiedzi, a nie tym, że jednym publicystycznym paradoksem odstraszy wyborców.

W dyskusji nad jego fenomenem lewicowiec Radek Teklak radził w internetowym serwisie NOIZZ, aby nie przypisywać masowego poparcia młodzieży dla Bosaka jej sympatii do faszyzmu. Kluczem ma być poczucie frustracji młodych Polaków, na  które ten polityk zaproponował skuteczną strategię protestu. Bardziej konsekwentną - to już moja uwaga - niż pluszowe biadania nad partyjnym państwem Szymona Hołowni, nawet jeśli - dzięki statusowi celebryty - otrzymał więcej głosów. 

Bosak zaoferował obietnicę pokoleniowej wymiany (choćby w propozycjach ustrojowych), a przede wszystkim prosty, atrakcyjny program społeczno-gospodarczy. Niby prosty - jak dawne wolnorynkowe tezy Korwina, które zawsze uwodziły jakąś część młodzieży - a jednak nie tak ekstremistyczny. W sytuacji, kiedy cała reszta klasy politycznej przechyliła się w socjalne lewo, to logiczne, że kontestacja przybiera takie barwy.

ZOBACZ: Kościół, czyli zbiór rozedrganych frakcji. Zaremba o sprawie biskupa Janiaka

To zresztą nie musi dotyczyć tylko uwodzonych prostotą filozofii antypodatkowej i antyregulacyjnej dziewiętnastolatków. Wobec etatystycznego przechyłu elit, także poważniejsi wiekowo zwolennicy wolnego rynku, nawet przedsiębiorcy, mogli tam szukać spełnienia swoich marzeń. W żadnym zdrowym społeczeństwie rzecznicy takich postaw nie mogą wyparować. Szanse Bosakowi stworzyła łatwość, z jaką PiS wymyślił rozdawnictwo, po części czysto wyborcze, a partie opozycji się wobec niego ugięły.

To prawda, jest to wciąż nisza. Ale trzeba przyznać,  że odwaga z jaką ten polityk nie wchodził w licytację socjalną demagogią, została jakoś tam nagrodzona. Piszę to jako zwolennik części prospołecznych decyzji obecnego rządu i komentator wolny od zachwytu nad neoliberalizmem.

Fenomen Bosaka

Bosak uniknął zarazem licytowania się z PiS-em na fundamentalizmy światopoglądowe. Wypowiadał w kwestii aborcji czy edukacji seksualnej sądy bardziej pryncypialne od rządowych, ale nie stawiał ich na ostrzu noża. Mając gdzieś za plecami Brauna z jego obietnicą "chłostania homoseksualistów", sam wykręcił się od eskalowania tematu LGBT. Skoro prawicowy z nazwy rząd niewiele z tym robi, ja nie będę o tym dyskutował - tak brzmiało jego przesłanie. I ono paradoksalnie się opłaciło przyciągając przedsiębiorców, czy młodzież niekoniecznie przykościelną, czy wychowaną przez ONR.

Te alianse ideologiczne nie zniknęły, ale straciły na znaczeniu. Bosak nie ukrywał swojej postawy antyeuropejskiej, ale przypominał o niej z rzeczowością komiwojażera innych towarów. Oczywiście, wielu liberałów i lewicowców widziało w tym jedynie przebierankę, tak jak w dawnych występach Bosaka w "Tańcu z gwiazdami". Ale kiedy z pomniejszego rywala stał się - zapewne przejściowo -  potencjalnym cichym sojusznikiem  w walce z PiS, dano mu spokój, ba, pozwolono brylować  na Pudelku. Wymijał skądinąd i spory geopolityczne, gdzie Konfederacja ze swoją "realistyczną" postawą wobec Rosji, może budzić rozmaite podejrzenia.

ZOBACZ: Urażanie. Engelking o nowej broni naszych czasów

Jest jeszcze jeden powód popularności Bosaka. To fenomen najmłodszych, mniej wykształconych mężczyzn, często wyśmiewanych przez feministki, że w prawicowych twardościach rekompensują swoje kompleksy. I trochę tak jest. Powtarzają obskuranckie nieraz opinie o ekologii czy prawach kobiet. Ale też warto przypomnieć, że świat staje się dla nich coraz mniej przyjazny. Stawia jednocześnie żądania bycia głową rodziny i uznawania wybujałych aspiracji swoich potencjalnych partnerek. Sędziowie w sporach męsko-damskich chętnie biorą stronę kobiet, a popkultura z upodobaniem ośmiesza facetów.

Diabelska alternatywa

Nie oceniam tego zderzenia generalnie, ale jeśli szuka się przyczyn rozmaitych postaw, warto na sytuację spojrzeć jego oczami. PiS zwracający się bardziej ku starszym pokoleniom, nie daje tym grupom satysfakcji. Ona niekoniecznie musi oznaczać zatracenie się w aktywności bojówkarskiej czy rekonstrukcyjnej. Wystarczy klimat niezgody na polityczną poprawność.

Nie mam generalnej odpowiedzi, czy Bosak z jego miękkim stylem to szczyt możliwości tego obozu, czy zapowiedź wspomnianego już wieloletniego marszu ku większej sile. Czy watażkowie nie zniszczą go odśrodkowymi ruchami?

Gdyby się rozrastał, nie zepchnie chyba PiS-u dalej ku centrum tak ,jak Jobbik zepchnął partię Orbana na Węgrzech. W Polsce obóz liberalno-lewicowy trzyma się krzepko, broniąc prawicy dostępu zwłaszcza do większych miast. Dlatego rozrost Konfederacji jest dla partii Kaczyńskiego śmiertelnym zagrożeniem. Grozi zgniataniem jej z dwóch stron. Czy jednak w obawie przed Kaczyńskim Konfederacja pomoże w zwycięstwie polityka, który najchętniej by ją zdelegalizował? To diabelska alternatywa.

Komentarze