Poczucie krzywdy nie usprawiedliwia barbarzyństwa. Zaremba o akcji aktywistów LGBT
Marta Bogdanowicz/East News

Poczucie krzywdy nie usprawiedliwia barbarzyństwa. Zaremba o akcji aktywistów LGBT

Aktywiści LGBT "udekorowali" tęczowymi flagami kilka warszawskich pomników. Uwagę przykuło potraktowanie posągu Chrystusa Króla przed kościołem na Krakowskim Przedmieściu. Szczególnie starszym pokoleniom kojarzy się on ze zdjęciem z końca II wojny światowej. Chrystus leżał wtedy przed ruinami świątyni, stając się symbolem męczeństwa Polaków.

Nie sądzę, aby autorzy tej akcji mieli podobne skojarzenia. Zapowiadają, że będą "nadal prowokować". Chrystusowi nie tylko wręczyli flagę, ale przesłonili jego twarz różową bandaną. Ma być ona symbolem rewolucji. Zrobiono więc z człowieka-Boga aktywistę LGBT.

Treść zamieszczonego na cokole (na szczęście nie wymalowanego) na nim tekstu brzmi:

To szturm! To atak! To Tęcza! Pamięci poległych w walce z codzienną nienawiścią, tych, którzy mieli siłę by skoczyć w ciemność. Dodająca wiary w lepszą przyszłość osobom, którym państwo zabrało wolność i bezpieczeństwo. Wzywająca do otwartej wojny przeciw dyskryminacji. Nakazująca nie prosić, nigdy więcej nie błagać o szacunek i litość. To miasto jest nas wszystkich. J****ć się ignoranci.

Na akcję mocno reagują politycy prawicy i publicyści. Głos zabrał premier Morawiecki. To, co zrobili aktywiści, nazwał "aktem wandalizmu".

Każda ze stron wielkiego ideologicznego sporu naszych czasów, który narasta na całym świecie, i którego skutki odczuwamy również w Polsce, musi zrozumieć, że są pewne nieprzekraczalne granice poziomu agresji. I nie mówimy tu wyłącznie o agresji fizycznej, ale przede wszystkim medialnej, werbalnej - w sferze kultury, symboli i ideologii, bo dziś tego rodzaju agresja posiada dużo większą siłę oddziaływania na społeczeństwa - napisał.

I dalej: "W Polsce nie popełnimy błędów Zachodu. Wszyscy widzimy, do czego prowadzi bezwarunkowa tolerancja wobec pseudointelektualnego barbarzyństwa. Tolerancja oznacza również wzajemność. Bez poszanowania ideałów większości wszelkie mniejszości zamiast zjednywać sobie zwolenników - przysparzają wyłącznie wrogów".

ZOBACZ: "Akty wandalizmu; mają podzielić społeczeństwo". Premier o tęczowych flagach na pomnikach

Człowiek-Bóg jako sojusznik LGBT

Zawahałem się, czy poprzeć nazwanie tego zdarzenia przez szefa rządu "profanacją". Z tego, co zrobili owi "bojownicy" od różowej bandany, wynika, że chcą przedstawić Człowieka-Boga jako swojego sojusznika. Nie uszkodzili, ani nie ubrudzili rzeźby, a przystroili w swoje symbole. Zarazem tekst ich manifestu jest wojowniczy. Mają świadomość, że to nie tyle próba swoistego pożenienia dwóch jaskrawo różnych sposobów postrzegania świata, co recepta na sprawienie tradycyjnym katolikom przykrości.

Mocno jednak przebija się dziś szantaż: jeśli uważasz użycie tęczowej flagi za profanację, znaczy: pogardzasz nią. Taka myśl pobrzmiewa nie tylko w pozostawionym przez nich tekście, ale w niezliczonych debatach, jakie toczą się w sieci. Wątek współczucia dla tej manifestacji pojawił się także pośród liberalnych katolików, z publicystami "Więzi" na czele.

I ja odpowiem: mogę nawet zrozumieć to rozpaczliwe granie na nosie religii i starej kulturze. W tym się kryje poczucie wielowiekowej krzywdy. Tyle że po pierwsze, dzieje się to w czasach, kiedy lista realnych krzywd gejów i lesbijek to przede wszystkim odmowa uznania ich prawnych żądań. Jeśli pojawiają się w Polsce jakieś incydenty, to w marginalnej skali. Jeśli jest inaczej, proszę o precyzyjny rejestr zdarzeń, a nie ogólniki w stylu: "wszędzie nas w Polsce prześladują". W tym sensie rewolucyjny ton brzmi nieco sztucznie, zwłaszcza w Warszawie.

ZOBACZ: Zaremba: Konserwatyzm nie polega na ignorowaniu realiów

Po drugie i ważniejsze zaś, moja niezgoda na tęczową flagę i różową bandanę na rzeźbie nie wynika wcale z pogardy czy niechęci do nich. Po prostu każde "ubieranie" pomników w symbole z nimi niezwiązane uważam za barbarzyństwo. Za inwazję, uzurpację. Jeśli na dokładkę dotyczy to symboli jakoś tam sprzecznych z bohaterem i z wymową pomnika, jest to tym bardziej drażniące, prostackie.

Posąg jest częścią świątyni, świątynia należy do wyznawców religii, która odrzuca nie ludzi homoseksualnej orientacji, a akty homoseksualne. Sam mogę się z tym zgadzać lub nie. Ale naprawdę wierzycie, drodzy aktywiści, że zmienicie tę naukę happeningiem, zgrywą? Prowokacją? Przecież takie narzucanie się jest niepoważne. Nie wystarczy wam, że wygrywacie w innych sferach, choćby popkultury? Że co drugi serial Netfliksa przyznaje wam rację?

Do tego warto dodać, że Jezus Chrystus jest dla katolików świętością. Nie sama rzeźba, ale postać, którą przedstawia. Może i chcecie go w ten sposób przeciągnąć na swoją stronę, ale nie dziwcie się tym, którzy odbierają jego przebieranie jako świętokradztwo.

Kłopot liberalnych polityków

Liberalni politycy mają z tym zdarzeniem kłopot. Rafał Trzaskowski mówi o wandalizmie. Borys Budka ogłosił w Polsacie, że jego uczuć religijnych to nie naruszyło, ale liczy się z tymi, którzy czują się urażeni. Konserwatywne portale szarpią go za pierwszą część tego stwierdzenia. Mnie wystarczy ta druga, chodzi o to, aby nie traktować własnej wrażliwości jako miary wszechrzeczy.

Pytanie tylko, ile czasu liberałowie przy tym wytrwają? Bo boję się sytuacji, w której katolicy będą się czuli w swoich świątyniach jak w oblężonych twierdzach, poszturchiwani i pouczani, że nie mają prawa czuć się niekomfortowo. Bo to uczucie zarezerwowane jest dla "ofiar" hołubionych przez lewicę: feministek czy działaczy LGBT.

ZOBACZ: "Moich uczuć to nie obraża". Budka o tęczowej fladze na rzeźbie Jezusa

Skądinąd Donald Tusk już teraz zachował się inaczej niż jego krajowi koledzy. Napisał "jako szef europejskich demokratów", że Jezus jest bliższy słabszym i skrzywdzonym niż opresyjnej władzy. No właśnie, znów wraca wątek dowodów na owe prześladowania.

Powiem szczerze, boję się wobec gromkich zapowiedzi "walki", eskalowania jej form. Jutro pomalujecie kościelne mury grafitti (już się to zdarzało), pojutrze spróbujecie zwalić rzeźbę czy zniszczyć obraz? W Polsce zapewne później niż w innych krajach, ale taki moment przyjść może.

Grzechy Kościoła

Jest jeszcze inny nurt obrony tej prowokacji. Masa "postępowych" internautów, z pisarzem Szczepanem Twardochem na czele, odpowiada wykazem rozmaitych kościelnych win. Arcybiskupa warszawskiego Kazimierza Nycza niepokoi "ból wiernych". A czy nie boli go pedofilia kapłanów? Albo drugi ślub Jacka Kurskiego? Nawet Roman Giertych uderzył w te tony. Zresztą i poważniejsi autorzy, choćby publicysta "Więzi" Stefan Frankiewicz, piszą coś podobnego, oczywiście łagodniej.

Przerzucanie się takimi wypominkami to czysty infantylizm. Kto nie umie odróżnić grzechów ludzi Kościoła jako instytucji od wiary katolików dobrej woli, ten błądzi. Biskupów zawsze można zahaczać za ich obłudę. Ale to nie oznacza, że kiedy ujmują się  za spokojem swoich owieczek, za prawem do niebycia poszturchiwanym, ci sami biskupi nie mają racji. Mają. No i ta licytacja  na "bitych u was Murzynów" ani jest poważna, ani mądra.

ZOBACZ: Zaremba o zmarnowanej szansie Kościoła

Otwartym pozostawiam pytanie o skuteczność takich akcji. W roku 2019 pełne antyreligijnych i wulgarnych akcentów parady równości miały zmobilizować katolickich wyborców. Przegrała Koalicja Europejska, której zwycięstwo stwarzało szanse na zrealizowanie pierwszego postulatu środowisk LGBT: legalizacji związków partnerskich. W tym sensie ekstremiści  tego ruchu, zainteresowani bardziej symbolicznym odwetem na  tradycyjnych Polakach niż polityczną skutecznością, strzelili gola do własnej bramki.

Umiarkowani liberałowie narzekają dziś, że teraz powtarzany jest ten sam błąd. I chyba tak jest, chociaż… Możliwe, że radykałowie inwestują tylko w najmłodsze pokolenia, które przyzwyczajone do takiej poetyki, trwale odrzucą stare więzy. Inwestują razem z Donaldem Tuskiem? Czy jest to rachuba uzasadniona, czy intuicyjne mrzonki, to się okaże. W każdym razie budowanie kultury zgrywy, dotykania czyjejś wrażliwości, deptania po tabu, to dla mnie nic sympatycznego. Nie wyglądam "polskiego Femenu", bo kryje się za jego aktywnością okrutne deptanie uczuć innych "w imię postępu". Nie chcę ani nachodzenia kościołów, ani zwalania pomników narodowych - bo teraz inne sprawy są ważne.

Bez unijnych pieniędzy

Na koniec przypomnę, że ta historia zbiegła się z decyzją struktur Komisji Europejskiej, aby odebrać finansowanie sześciu miastom, które ogłaszały "strefy wolne do LGBT". Od początku byłem przeciwny tej formule, bo źle się kojarzyła. Nawet jeśli konserwatywne samorządy wcale nie zamierzały nikogo wyganiać, zwracały jedynie uwagę na przegięcia programów "seksualnego uświadamiania" młodzieży lub finansowego wspierania organizacji LGBT, które są swoistym, wpływowym już lobby. Nie tak to należało formułować.

ZOBACZ: "Strefy wolne od LGBT" w Polsce. Szefowa Komisji Europejskiej komentuje

Dziś przekonaliśmy się, jak wielki jest dysonans między częścią polskich elit politycznych i elitami europejskimi. Tamci mają rację? Nie mają racji? Trzeba z tym żyć. Cierpliwie tłumacząc o co chodzi polskim konserwatystom, ale jednak próbując innego, mniej wojowniczego języka. Nad tym, a nie nad czczym wygrażaniem Unii Europejskiej powinien popracować choćby minister Zbigniew Ziobro. Nawet jeśli Unia nie ma w tej sprawie merytorycznie racji. Bo w tym przypadku LGBT w intencjach autorów tych uchwał to naprawdę była ideologia, a nie ludzie.

Komentarze