To wspomnienie Hanki Brzezińskiej umieszczone w książce Agnieszki Cubały "Kobiety 44" dobrze pokazuje, że wojna i Powstanie Warszawskie widziane oczyma kobiet były inne niż to, co znamy z najpopularniejszych relacji. Do tej pory rolą kobiet było potwierdzanie opisów heroizmu, walki powstańców z wielokrotnie potężniejszym wrogiem, ale bez przywoływania uczuć, refleksji i doświadczeń sprzed 76 lat, choć te wydarzenia na pewno na zawsze zmieniły życie każdego z uczestników powstania.
W "Kobietach 44" autorka zebrała wyłącznie wspomnienia kobiet. O tamtych dniach opowiadają znane aktorki, pisarki, artystki, ale też nieznane uczestniczki powstania, których relacje pochodzą ze wszystkich dostępnych źródeł, archiwów, książek, rozmów.
Łzy kobiet
Pierwsze wspomnienia są często podobne: uniesienie, że nadeszła wyczekiwana godzina "W". Nareszcie można chwycić za broń i walczyć z wrogiem. Zachowało się wspomnienie dziewczyny biegnącej do punktu zbiórki i wściekłej na siebie, że przebrała białą bluzkę na zwykłą, w kwiatki, bo padał deszcz.
Pierwsze łzy kobiet idących do powstania wywołane były przydziałem do mało zaszczytnych funkcji w kuchni zamiast na pierwszą linię frontu, tym, że nie dostawały broni, bez względu na umiejętności strzeleckie, ale też tym, że spódnice i sukienki tak szybko rozdzierały się w rosnącej ilości gruzu, a komendanci złym okiem patrzyli na przebieranie się w męskie mundury.
Wkrótce jednak na łzy nie było już miejsca. Śmierć zaskakiwała wszędzie, trzeba było się z nią błyskawicznie oswoić, bo miasto wkrótce usiane było trupami cywili, a obok ginęli koledzy powstańcy, łączniczki, sanitariuszki. Poetka, Anna Świrszczyńska, tak to wspominała:
Życie w walczącej Warszawie było upiorne. Miasto zostało pozbawione wody, światła, gazu, żywności. Kanalizacja przeważnie nie działała, szpitale nie miały lekarstw ani czystej wody. Dzień i noc szalały nad stolicą bombowce grzebiąc żywych pod gruzami domów. Przed nalotami ludzie kryli się do piwnic, ale i one nie były bezpiecznym schronieniem. W różnych punktach miasta odbywały się masowe egzekucje mężczyzn, kobiet i dzieci. Niemieckie czołgi, jadące ulicami, szerzyły śmierć i zniszczenie. (…) Ludzie całymi dniami nie jedli, nie spali, nie myli się. Nikt nie wiedział, czy przeżyje następne pięć minut. Na ulicach leżały trupy, z ruin wydzielał się odór rozkładających się zwłok.
Przeżyła pod stertą trupów
W książce jest wiele relacji na temat codziennego życia, które toczyło się w trudnych warunkach: dość licznych porodach, zdobywaniu jedzenia, wody, organizacji schronów, ale też egzekucjach dokonywanych na cywilach.
Autorka opisuje relację Wandy Lurie, nazwanej polską "Niobe", która opowiada o Rzezi Woli. Kobieta wspomina egzekucję, podczas której zginęło jej troje dzieci. Ona, będąc w ciąży, mimo postrzałów przeżyła pod stertą trupów.
ZOBACZ: To może być krwawa niedziela
Akty zemsty rzadko przynosiły satysfakcję. Szczególnie, gdy wróg widziany był z bliska. Wiele kobiet opowiada, że choć strzelały we własnej obronie, zadanie śmierci było traumatycznym przeżyciem.
Z kolei relacje sanitariuszek, pielęgniarek, bezradnych wobec ogromu cierpienia pokazują, w jak ekstremalnej znalazły się sytuacji. Brak leków zastępowały swoim poświęceniem, trwaniem przy ludziach, którym na ogół nie mogły pomóc. Doświadczenia ze szpitala, w którym godzinami siedziały przy konających rannych dzieciach lub wśród rannych nie wiedzących, że za chwilę zawali się na nich budynek, zostały z kobietami do końca życia. Podobnie jak własne operacje - bez znieczulenia - wracające wciąż w bolesnych koszmarach.
Masowe gwałty na Zieleniaku
Udziałem kobiet były też powszechne gwałty. Dochodziło do nich wszędzie tam, gdzie wpadły w ręce wroga. Przez lata nie mówiono wprost o masowych gwałtach na Zieleniaku, choć to dobrze znany fakt. Dziś można zastanawiać się, na ile milczenie wokół tej sprawy pogłębiło traumę tych kobiet.
Zieleniak, czyli targowisko na Grójeckiej, do którego hitlerowcy pędzili ludność Warszawy, stało się miejscem tak masowych gwałtów, że te kobiety, które przeżyły twierdzą, że wszystkie, bez wyjątku, tego doświadczyły. W "Kobietach 44" znajdziemy m.in. wyznanie, które spisano po raz pierwszy po 70 latach od tamtych wydarzeń.
Oczekiwano, że kobiety zapomną, będą milczeć, wieść normalne życie. Dotyczy to zresztą także innych dramatycznych przeżyć związanych m.in. z utratą najbliższych, widokiem śmierci, cierpienia. Na pozór właśnie tak było. Często za cenę zagłuszenia własnych emocji, braku dostępu do swoich uczuć.
Ze wszystkiego co przeżyłam, co widziałam na własne oczy i słyszałam na własne uszy, wynikał niezbicie tylko jeden pewnik, i to uboczny, dotyczący losu jednostkowego. Dzięki powstaniu moje życie stało się większe. Więcej złego, więcej dobrego, więcej cierpień i więcej win - tak ten czas oceniła Irena Jurgielewiczowa "Jurga".
"Kobiety 44" rzucają światło na może najciekawszą, bo chyba najmniej znaną, najprawdziwszą wersję powstania, gdzie heroizm mieszał się z podłością i okrucieństwem. Warto poznać pełny obraz tamtych wydarzeń.
Komentarze