Kościół, czyli zbiór rozedrganych frakcji. Zaremba o sprawie biskupa Janiaka
Polsat News

Kościół, czyli zbiór rozedrganych frakcji. Zaremba o sprawie biskupa Janiaka

Biskup kaliski Edward Janiak zaatakował prymasa Wojciecha Polaka. Gdyby kilkadziesiąt lat temu ktoś powiedział, że dojdzie do publicznej wymiany zdań między biskupem, a prymasem Hlondem, Wyszyńskim, czy nawet Glempem, zostałby uznany za wariata.

Sprostujmy od razu potoczne wyobrażenie: prymas nie jest szefem innych biskupów. Nie jest nim i arcybiskup Polak, to funkcja czysto tytularna. Ale w polskiej tradycji dawni prymasi uchodzili za nieformalnych przywódców polskich katolików. Ostatnich kilku już nie. Niemniej Kościół polski dbał przynajmniej o przestrzeganie zasad własnej etykiety.

Paradoksalna nowoczesność

Biskupi mówili o sobie nawzajem dobrze albo wcale. Okazywali respekt tytułom i symbolicznym hierarchiom. Teraz ten czas się kończy. To paradoksalny przejaw nowoczesności. Ba, ktoś mógłby powiedzieć o demokratyzacji. Oto jeden z wielu hierarchów diecezjalnych rzuca wyzwanie "pierwszemu wśród równych" (primus inter pares).

Pisałem  już,  że konserwatyści katoliccy w ferworze różnych polemik od dawna podważali takie wartości jak posłuszeństwo, czy choćby formalny szacunek wobec hierarchów. Robili to na równi z katolickimi liberałami. Atakowali i atakują papieża, a także niemiłych sobie biskupów, z takim zapamiętaniem, że o postawie synowskiego posłuszeństwa dla tytułu i rangi trudno mówić.

Kościół zaczął się zmieniać w zbiór ustawicznie rozedrganych frakcji. Tym niemniej nie dotyczyło to w zasadzie relacji biskupów między sobą. Jeśli pojawiały się dyskusje w ich gronie, to prowadzone przy użyciu cienkich aluzji i niedomówień. A tu nagle cios między oczy. Hałas, krzyk!

ZOBACZ: Pochówek zmarłych z koronawirusem. W ostatnią drogę ruszają bez pożegnania

Przy czym biskup kaliski nie broni żadnej konserwatywnej wartości. Broni samego siebie. Ale dążąc do tego, aby "było tak jak dawniej", zarazem podważa ciągłość, status quo. Przyczynia się do wrażenia, że już nie Kościół "na dole", a Episkopat, jest skłóconą federacją lobbies.

Efektem jest dodatkowe podważenie autorytetu całej instytucji. Janiak w imię upominania się o nią, bezceremonialnie ją niszczy. Bo ona wymaga istnienia różnych tabu. Poza pretensjami do prymasa, że go atakuje i że wszedł w układ z "wrogami Kościoła" braćmi Sekielskimi, biskup kaliski oznajmił, że Episkopat odrzucił zrazu projekt powołania kościelnej fundacji pomagającym ofiarom molestowania przez duchownych. Zmienić miał zdanie, bo abp Wojciech Polak powiedział coś innego mediom. Mamy więc zarazem ujawnienie, że biskupi nie chcieli w sprawie pedofilii cofnąć się krok w tył, jak i zarzut manipulacji wynikiem głosowania.

Samobójcza szarpanina Janiaka

Kiedy zaś sekretarz Episkopatu stwierdził, że biskup Janiak się myli, bo fundację powołano prawidłowo i od razu, sam autor listu stanął w cieniu podejrzenia o kłamstwo. Nie jedyne zresztą. Bracia Sekielscy twierdzą, że nie spotkali się z prymasem przed emisją ich filmu "Zabawa w chowanego". Żaden z wrogów Kościoła nie musi nic więcej robić. Sami ludzie Kościoła zadają sobie celne ciosy. Janiak nie rozumie, że niszcząc tabu autorytetu prymasa i Konferencji Episkopatu Polski, niszczy też resztki własnej sakry.

ZOBACZ: Jan Komasa: "Pękamy na dwie Polski" [WYWIAD]

Przypomnijmy: w ostatnim filmie Sekielskich zarzucono biskupowi oschłą reakcję na skargi rodziców jednej z ofiar molestowania, co potwierdziło nagranie. Miał przez wiele lat tolerować występki pewnego księdza jedynie przenosząc go lub odwołując z funkcji proboszcza, ale nie próbując ukrócić jego postępowania. Uczestniczył też w przenoszeniu innego księdza pedofila z diecezji wrocławskiej do bydgoskiej, gdzie biskup wcześniej pracował. To w zasadzie wystarczy, aby przestać mówić o jego autorytecie. On jednak tak nie uważał. Tyle, że samobójczą szarpaniną obryzgał się błotem po raz kolejny.

Potrzebna przebudowa na szczycie

Prymas Polak tłumaczy, że zrobił, co musiał. Przekazał sprawę Watykanowi. Niektórzy publicyści katoliccy buntujący się przeciw małoduszności reakcji hierarchów, w zasadzie niemal cieszą się z tego listu. Brudna piana wylała się na zewnątrz. Może to sygnał do bardziej generalnego oczyszczenia?

Ale przecież opowieść o odrzuceniu przez biskupów idei stworzenia fundacji pokazuje, że nie bardzo jest na czym budować. Podobne wnioski może nasuwać fakt, że właściwie żaden z biskupów, poza stwierdzającym formalne fakty sekretarzem Episkopatu, nie zabrał głosu. Żaden nie broni prymasa Polaka. A mógłby się choćby odwołać do zasady wewnątrzkościelnej grzeczności. Co sądzić o tym, że biskupom brak języka, aby reagować w takich sytuacjach? Czy nie dlatego, że wielu z nich ma podobne, jak Janiak, historie na sumieniu?

ZOBACZ: Rywal Hołowni czy Dudy? Zaremba o kandydaturze Trzaskowskiego

Zapewne także i dlatego, że hołdowali przez lata zasadzie: "ukrywajmy swoje brudy u siebie". Bo jak się rozkręci falę rozliczeń, Kościół jako całość zapłaci swoim prestiżem i możliwością oddziaływania na wiernych. Przyjmowano tę zasadę także, gdy broniono księży dawnych agentów SB. Tyle, że posługując się nawet cynicznymi  racjami można orzec, że mleko się już wylało. To nie prymas Polak to spowodował, a natura coraz bardziej otwartego społeczeństwa. Z kolei zaś to biskup Janiak wybrał taktykę wywlekania brudów na zewnątrz. Są to inne brudy, sprowadzające Kościół hierarchiczny do roli brutalnej korporacji, jeśli nie mafii.

Ostatni film Sekielskich został nakręcony z nieco innej perspektywy niż pierwszy. Pomimo antyklerykalnych tyrad pokrzywdzonych, a trochę i autorów, dopuszczono tym razem do głosu w nim kościelnych konserwatystów: Tomasza Terlikowskiego i księdza Tadeusza Isakiewicza- Zalewskiego. To nawet wzbudziło słabo skrywane niezadowolenie części lewicowych i liberalnych sojuszników Sekielskich. Wywody o homoseksualnym lobby w Kościele kojarzy się z wojną ze środowiskiem LGBT. Ale zarazem to dodało filmowi wiarygodności w oczach wielu katolików. Może ich reakcja będzie jednak szansą na oczyszczenie?

Wspólnota jak partia

Reakcja biskupów na list Janiaka pokazuje, powtórzmy, że szanse na to są słabe. Kościół katolicki kiepsko się reformuje "od dołu". Reforma wymaga przebudowy na szczycie. Tworzenie ruchów świeckich typu austriackiego "Wir Sind Kirche" to recepta raczej na rozbicie instytucji, przemianę jej w zbiór klubów dyskusyjnych, gdzie ostatecznie podważy się i dogmaty, i dotychczasowe zasady kościelnego nauczania, na rzecz wybierania z wiary tego, co wygodne. Terlikowskiemu i księdzu Isakowiczowi-Zalewskiemu nie o to przecież chodzi. Mogłoby chodzić liberalnym duchownym, ale oni coraz częściej Kościół po prostu opuszczają. Szeregi katolików otwartych też się kurczą. Łatwiej stracić wiarę, niż szukać jej pogodzenia z zasadami liberalnego społeczeństwa.

ZOBACZ: Marek Krajewski: mamy czas próby i powinniśmy go spożytkować jak najlepiej [WYWIAD]

Przy takich ludziach jak Janiak będzie trwać coraz węższa grupa katolików tradycyjnych, uważających, że da się zagłuszyć oskarżenia propagandą. Traktujących wspólnotę wiernych jak partię polityczną, której broni się za każdą cenę. Ale język tej grupy staje się także coraz mniej wiarygodny dla zwykłych wiernych. A biskup kaliski sam im nie pomaga. Bo odczarowuje Kościół. To już nie jest zbiór tajemnic za spiżową fasadą. Wszystkie zostaje odkryte, w atmosferze awantury.

To oczywiście jedna z wielu przyczyn fali sekularyzacji - w Polsce pozostającej wciąż krajem w sferze poglądów relatywnie konserwatywnym. W każdym razie - bardziej konserwatywnym niż Zachód. Mamy teraz fenomen wiernych nie wracających do świątyń po pandemii. Ludzie nawet o względnie tradycyjnych poglądach przestają potrzebować kapłanów. I całkiem nie wiadomo, co z tego wyniknie dla życia społecznego.

Komentarze