Pochówek zmarłych z koronawirusem. W ostatnią drogę ruszają bez pożegnania
Polsat News

Pochówek zmarłych z koronawirusem. W ostatnią drogę ruszają bez pożegnania

Gdy wchodzi do chłodni, wygląda jak kosmita. Biały kombinezon, przyłbica, czepek, maseczka, rękawiczki. W jednej dłoni trzyma telefon, drugą delikatnie odsłania nasączony środkami dezynfekcyjnymi całun. Za każdym razem boi się widoku, który go czeka- spirytus o takim stężeniu marszczy i zniekształca skórę. Zwłaszcza gdy ciało leży tak przez kilka dni.

„Boże, a jeśli go nie zidentyfikują? Jeśli uprą się, że to nie on?”- myśli pan Jan Szczuciński, współwłaściciel domu Pogrzebowego Służew i włącza aparat w telefonie.

Mija pięć godzin, mija dziewięć, mijają dwa dni

„Tata zmarł w szpitalu jednoimiennym na Wołoskiej nad ranem, we wtorek 19 maja. Główna przyczyna to COVID-19” - tymi słowami prof. Uniwersytetu Warszawskiego Maciej Duszczyk rozpoczyna niezwykle poruszający post dotyczący śmierci swojego 83-letniego ojca. Chce pomóc ludziom, którym przyjdzie przejść przez tę samą drogę, dlatego wprost opisuje niełatwą procedurę pochówku osoby zarażonej koronawirusem. Problem zaczyna się zaraz po otrzymaniu informacji o zgonie. Jak odebrać ciało? Do szpitala przyjechać nie można. Trzeba czekać na telefon z Sanepidu, tylko nikt nie dzwoni.

Mija pięć godzin. Profesor postanawia poszukać informacji na własną rękę. Wybiera numer infolinii podany na stronie Ministerstwa Zdrowia- nikt nic nie wie. Zostaje odesłany do Sanepidu. Jedna, druga, trzecia, ósma placówka i wciąż bez informacji dotyczących procedur pochówku zmarłych z COVID-19.

ZOBACZ: Marek Krajewski: mamy czas próby i powinniśmy go spożytkować jak najlepiej [WYWIAD]

Mija dziewięć godzin. Profesor Duszczyk ponownie łączy się ze szpitalem na Wołoskiej. Tam wreszcie otrzymuje konkretną radę- powinien skontaktować się z zakładem pogrzebowym, który odbierze ciało ze szpitala i rozpocznie organizacje pochówku. Pracownicy pierwszego zakładu nie mają doświadczenia z ofiarami koronawirusa. Pracownicy drugiego zgadzają się, lecz uprzedzają, że jeśli pogrzeb miałby wyglądać tradycyjnie (bez ciałopalenia), będą ubrani w ochronne uniformy. Rodzina nie zgadza się i wybiera kremację. Podpisują umowę- trzeba tylko dopłacić za dezynfekcję samochodu, który zawiezie ciało do krematorium.

Mijają dwa dni. Za trzy- pogrzeb. Zanim ciało zostanie odebrane z Wołoskiej, ktoś bliski musi dokonać identyfikacji. O wizycie w szpitalu jednoimiennym nie ma mowy- pracownik chłodni ma wysłać fotografię MMS-em. Pan Maciej otrzymuje zdjęcie i po raz ostatni patrzy na twarz swojego ojca.

Procedury, procedurami, ale…

Na początku kwietnia Ministerstwo Zdrowia wydało rozporządzenie określające zasady pochówku osób z koronawirusem. Wśród nich m.in. przykaz dezynfekcji zwłok płynem odkażającym, wytyczne dotyczące transportu zmarłego oraz nakaz odstąpienia od procedur mycia, ubierania i okazywania ciała bliskim. Jednak mimo rozporządzenia resortu, wiele osób- tak jak pan Maciej- ma problem z uzyskaniem jednoznacznych wskazówek dotyczących pochówku bliskiego.

ZOBACZ: Jan Komasa: "Pękamy na dwie Polski" [WYWIAD]

- Rozporządzenie Ministerstwa Zdrowia zostało wydane głównie ze względu na naciski Polskiej Izby Pogrzebowej. Jest niejasne i niedookreślone, nie dziwię się, że ludzie są zagubieni- mówi Mateusz Szulc, pracownik prosektorium Centrum Medycyny Sądowej w Warszawie.  - Myślę, że pisała to osoba, która nie wie, jak funkcjonują placówki funeralne. W rozporządzeniu mowa tylko o tym, że ciało nie powinno być okazywane rodzinie, ale nie ma jasno określonych procedur identyfikacji. Nie ma też szczegółowych zasad przygotowania zwłok do umieszczenia w trumnie. Te wskazówki można różnie interpretować, co daje ogromne pole do naruszeń- tłumaczy.

Bliscy zmarłych na Covid-19 maja problem z uzyskaniem wskazówek co do pochówku swoich bliskich Centrum Medycyny Sądowej
Bliscy zmarłych na Covid-19 maja problem z uzyskaniem wskazówek co do pochówku swoich bliskich

 

Zdaniem pracowników branży pogrzebowej, dziś nietrudno o nieuczciwe traktowanie rodzin zmarłych. W środowisku słyszy się o naciąganiu na dodatkowe opłaty za okazanie czy ubranie ciała zmarłego z koronawirusem. Dla wielu przedsiębiorców każde dodatkowe środki są na wagę złota, ponieważ utrzymanie reżimu sanitarnego nie jest tanie. Koszty prowadzenia prosektorium, w którym pracuje pan Mateusz, od początku marca wzrosły niemal pięciokrotnie. Nie każdy może pozwolić sobie na takie wydatki, dlatego część placówek funeralnych zostało zamkniętych, a spośród tych działających, nie wszystkie przestrzegają zasad bezpieczeństwa.  

- Niedawno trafiło do nas ciało mężczyzny z aktywnym koronawirusem. Trzeba było przeprowadzić sekcję, by upewnić się, czy przyczyną śmierci był COVID-19, czy zawał serca. Gdy sekcja została przeprowadzona, po ciało zgłosił się jeden z zakładów pogrzebowych. Pracownicy przyjechali w normalnych ubraniach. Nie mieli maseczek ani kombinezonów. Chcieli zabrać zwłoki na noszach, bez odpowiednich zabezpieczeń. Powiedzieliśmy, że nie wydamy ciała, póki nie będą odpowiednio przygotowani do transportu. Żeby zaoszczędzić, byli gotowi narazić nas i siebie na zarażenie- mówi Mateusz Szulc.

Na testy pośmiertne procedur brak

Bezpieczeństwo pracowników branży funeralnej to dziś palący problem. Pracując przy zwłokach, ryzykują zarażeniem, nie mniej niż medycy.

- Od początku trwania pandemii, przywieziono nam wielu zmarłych z podejrzeniem koronawirusa, którym jednak nikt nigdy nie przeprowadził testów, gdyż przyczyna śmierci była niezależna od ewentualnego zarażenia- mówi szefowa Centrum Medycyny Sądowej, biegła Anna Kisiel. – Dzwoniłam w tej sprawie do różnych placówek Sanepidu, prosząc o zlecenie pośmiertnych testów na obecność COVID-19. Tłumaczyłam, że chodzi nie tylko o bezpieczeństwo moje i moich pracowników, ale także wszystkich osób, które kontaktowały się ze zmarłym jeszcze przed śmiercią. Za każdym razem słyszałam, że Sanepid nie ma standardowych procedur na takie okoliczności, więc nic nie da się zrobić, ale gdybym jakimś cudem, przeprowadziła testy na własną rękę, a wynik okazałby się dodatni, mam natychmiast ponownie się z nimi skontaktować- tłumaczy.

ZOBACZ: Samotność rodzica. „Nie widziałem córek od 81 dni”

Dlatego Anna Kisiel każdego zmarłego traktuje tak, jakby był zarażony. Specjaliści przeprowadzający autopsję ubrani są w kombinezony ochronne, prosektorium jest nieustannie odkażane, a podczas sekcji, zamiast wody, używa się środków dezynfekujących. Po wszystkim rodzina identyfikuje ciało w tzw. Pokoju Pożegnań, gdzie na ekranie telewizora wyświetlane jest zdjęcie twarzy nieboszczyka.

- Nawet gdy u zmarłego nie podejrzewa się koronawirusa, rodziny i tak wolą nie identyfikować ciała bezpośrednio, ale przez ekran. W wielu przypadkach zmarli przebywali wcześniej w placówkach medycznych. Każdy ma na uwadze swoje bezpieczeństwo- podsumowuje biegła.

Wkład chłonny i całun ze spirytusem

Bezpieczeństwo ma na uwadze także Jan Szczuciński, współwłaściciel Domu Pogrzebowego Służew. Niezależnie od tego, czy on i jego pracownicy odbierają ciało z prosektorium, czy ze szpitala (gdy sekcja nie jest wymagana), mają ze sobą całun nasączony intensywnymi płynami dezynfekcyjnymi.

- Całunem owijamy nieboszczyka, by mieć pewność, że wirus nie przetrwa. Dopiero tak przygotowane zwłoki transportujemy do chłodni- tłumaczy Szczuciński i dodaje, że zwłoki zmarłych ze stwierdzonym koronawirusem powinny przebywać w odosobnieniu- chłodni szpitalnej lub chłodni w zakładzie pogrzebowym- przez co najmniej trzy dni. Dopiero po tym czasie wirus przestaje być aktywny.

- Trzy dni to czas, w którym obumierają wirusy znajdujące się na skórze zmarłego, jednak w płynach, krwi, kale czy moczu, wirus jest aktywny nawet przez 12 dni. Dlatego przed umieszczeniem ciała w trumnie, nie tylko dokładnie owijamy je folią, ale samą trumnę wyściełamy 5-centymetrowym wkładem chłonnym, który zatrzyma ewentualne wycieki- mówi Szczuciński.

Tak przygotowana trumna zostaje szczelnie zamknięta, zdezynfekowana po zewnętrznej stronie i wieziona na miejsce ceremonii. Jednak zanim to nastąpi, zmarłemu trzeba zrobić zdjęcie, by rodzina miała pewność, że nie doszło do pomyłki.

- Bardzo nie lubię tego momentu- przyznaje właściciel domu pogrzebowego.

– Do chłodni wchodzę w kombinezonie, odwijam całun z twarzy i wykonuję fotografię. Skóra zmarłego jest pomarszczona od środków dezynfekujących. Czasem boję się, że rodzina nie pozna swojego bliskiego. Bardzo mi przykro, że nic więcej nie mogę dla tego ciała zrobić.

Jak przeprowadzić bliskiego przez ostatnią drogę?

Pan Maciej Duszczyk swój post dotyczący śmierci ojca zakończył apelem do rządu. Jego zdaniem w Polsce powinna powstać infolinia dedykowana rodzinom zmarłych, którzy byli zarażeni koronawirusem. Dzięki temu pogrążone w żałobie osoby, wiedziałyby, co je czeka i jakie działania powinni podjąć, by pochować bliskiego.

Centrum Medycyny Sądowej
"Pokój pożegnań" to miejsce gdzie w komfortowych warunkach można dokonać identyfikacji bliskich

 

Zdaniem Jana Szczucińskiego, póki takiego rozwiązania nie ma, warto pytać o wszystko pracowników wybranego zakładu pogrzebowego. – To są eksperci, którzy powinni służyć radą. Rodziny zmarłych mają prawo dopytywać o procedury i o wszelkie dodatkowe koszty, by nie zostać oszukanym. Obowiązkiem pracowników zakładu jest wyjaśnienie takich kwestii, jak np. cena dezynfekcji samochodu przewożącego ciało, która zwykle nie powinna przekraczać 250 zł. Ważne, by rodzina czuła się doinformowana i wiedziała, za co płaci i co czeka ich bliskiego.

Jan Szczuciński dodaje, że pracownicy wybranego zakładu pogrzebowego powinni potrafić odpowiedzieć na pytania, dotyczące złożenia ciała do trumny oraz kremacji. Choć ta druga procedura zalecana jest w przypadku zmarłych z COVID-19, nie zawsze może zostać przeprowadzona.

ZOBACZ: Ostatnie pożegnanie w windzie. O umieraniu w samotności

- Niejednokrotnie zdarza się, że zmarli z aktywnym koronawirusem mają wstawiony rozrusznik serca, którego bateria wybucha w czasie kremacji, uszkadzając piec i stanowiąc zagrożenie. Żeby spopielenie mogło się odbyć, pracownicy szpitala muszą wyjąć rozrusznik z ciała, a na to mało kto się zgadza- tłumaczy Szczuciński.

Z kolei Mateusz Szulc, pracownik Centrum Medycyny Sądowej, zwraca uwagę na to, jak ważny jest wybór odpowiedniego zakładu pogrzebowego.

- Wybierając zakład pogrzebowy telefonicznie, najlepiej od razu zapytać, czy wcześniej organizowali już pochówek zmarłego ze stwierdzonym koronawirusem. Jeśli nie, radziłbym znalezienie takiego zakładu, który przechodził tę procedurę- mówi Mateusz Szulc i dodaje, że warto zwrócić uwagę na budżet wybranej placówki.

– Zalecałbym raczej wybór większych zakładów, których sytuacja finansowa nie budzi wątpliwości. To nie może być placówka oszczędzająca na procedurach ochronnych. Przeprowadzając bliskiego przez ostatnią drogę, należy myśleć o bezpieczeństwie tych, którzy go żegnają.

Komentarze