Odmrażanie Polski. "PiS będzie musiał robić to na siłę"

Odmrażanie Polski. "PiS będzie musiał robić to na siłę"

Wiele wskazuje na to, iż najpoważniejszy, najtrudniejszy dla polityków i  budzący największe namiętności konflikt 2020 roku właśnie się dopiero zaczyna. I wkrótce ogarnie tak Polskę, jak i niemal całą demokratyczną Europę i Amerykę.

Niewykluczone też, że za jakiś czas przybierze szczególnie dramatyczny obrót także w niektórych krajach trzeciego świata, gdzie wyzwanie głodu i nędzy miewa często cięższą wagę niźli ryzyko choroby i śmierci na skutek zarazy. Jak nietrudno się domyślić - będzie to konflikt o to czy odmrażać, czy nie odmrażać? A dokładniej, kiedy odmrażać cokolwiek, a czego przez długi czas absolutnie nie odmrażać? Ostre i spektakularne starcie pomiędzy demokratycznym gubernatorem Nowego Jorku a republikańskim prezydentem USA może służyć za symboliczną figurę rozpoczynającej się wielkiej awantury. Andrew Cuomo zapowiada, że gotów złamać amerykańskie prawo w obronie zdrowia mieszkańców Nowego Jorku, jeśli  to ostatnie miałoby zostać wystawione na szwank za sprawą decyzji  Donalda Trumpa. "Gdyby mi nakazał otworzyć ponownie stan w taki sposób, który by zagroził zdrowiu publicznemu, to nie zrobiłbym tego" - mówi gubernator w wywiadzie dla telewizji CNN.

ZOBACZ: Koronawirus zabije około 60 tysięcy Amerykanów. "Nie czujemy, że najgorsze już za nami"

Tymczasem Trump perswaduje, iż: "Ameryka musi być otwarta, wielka i tętnić życiem tak szybko jak to tylko możliwe". Czyli nie mówi nic innego od tego, co od dobrych paru dni mają na ustach niemal wszyscy polityczni przywódcy krajów demokratycznych.  W drugi dzień Wielkanocy  Emmanuel Macron wygłasza telewizyjną mowę do Francuzów, której głównym wątkiem jest kwestia konieczności ponownego otwarcia szkół i żłobków, jak planuje prezydent – od 12 maja. Piarowsko sprawny Macron nie mówi jednak Francuzom po prostu, że szkoły trzeba otworzyć, gdyż rodzice muszą iść do pracy, nawet jeśli całkiem liczni spośród nich mieliby paść ofiarami zarazy, gdyż w przeciwnym razie Francja nie wytrzyma gospodarczej rywalizacji na śmierć i życie, jaka rozpocznie się w Europie i świecie dzień po jakim takim opanowaniu wirusa. Argumentuje natomiast wartościami, o których wiadomo, że są drogie egalitarnym Francuzom: im dłużej zamknięte są szkoły, tym silniejsze stają się - zdaniem prezydenta - nierówności społeczne. Jednak media francuskie reagują w większości na plany Macrona sceptycznie, a ton nowej debacie nadają głosy rodziców zaniepokojonych tak o zdrowie swoich dzieci, jak i o swoje własne.

Prezydent Marcon w czasie wideokonferencji z liderami G7EPA/GONZALO FUENTES
Prezydent Marcon w czasie wideokonferencji z liderami G7
 

Europejska "awangarda"

Nieco odmienny charakter mają doniesienia prasowe płynące z Austrii. Kanclerz Sebastian Kurz stał się w Europie pionierem starań o „odmrożenie”, zaś Wiedeń jako pierwszy w Unii zaczął liberalizować już teraz niektóre dolegliwości lockdownu. Ponowne otwarcie 14 kwietnia znacznej części sklepów, w tym m.in. supermarketów budowlanych, natychmiast oblężonych przez klientów,  media austriackie ochrzciły mianem „superwtorku”, cytując przy tym głosy ludzi mówiących o „wyzwoleniu”. Sam kanclerz ogłaszając te decyzje uderzał w ton patetyczny, zapowiadając „odradzanie się Austrii”.

Szwecja nie wprowadziła dotąd większych obostrzeń w związku z pandemią koronawirusaEPA/Anders Wiklund
Szwecja nie wprowadziła dotąd większych obostrzeń w związku z pandemią koronawirusa

 

Więc jeśli prasa wiedeńska prawdziwie oddaje nastroje Austriaków, to wygląda na to, że są one dziś na antypodach tego, co coraz częściej i głośniej wypowiadane jest w Szwecji. Bardzo liberalna (co w tym przypadku nie bez znaczenia) sztokholmska gazeta „Dagens Nyheter” publikuje właśnie list 22 naukowców, ostro krytykujących liberalną wobec zarazy politykę tamtejszego lewicowego rządu i domagających się wprowadzenia restrykcji. Autorzy nie kryją przy tym twardego poglądu, iż rząd ma swój udział w fakcie, że w Szwecji śmiertelność z powodu koronawirusa jest dwukrotnie wyższa, aniżeli w sąsiedniej Finlandii, gdzie szkoły, restauracje, sklepy pozostają zamknięte.

ZOBACZ: Telewizja w czasie epidemii

Przykłady Wiednia i Sztokholmu pokazują, że w niektórych społeczeństwach działać może znana w mechanice życia społecznego reguła „akcji i reakcji”. Tam, gdzie (jak w Austrii) zaordynowano mocny lockdown sanitarny, tam odmrożenie traktowane jest częściej, jako coś na kształt wyzwolenia. I odwrotnie: tam gdzie (jak w Szwecji) lockdownu w zasadzie w ogóle nie ma, tam narasta pretensja do władz, iż zbyt lekko ważą sobie kwestie ludzkiego zdrowia. Ale i tak nie ma wątpliwości, że w tej materii w ogóle nie istnieje taka polityka, która mogłaby równoważyć oba trendy. I niezależnie od tego, jaką strategię przybrałby rząd jakiegoś kraju, to i tak będzie narażony na poważny konflikt społeczny i oskarżenia o podjęcie decyzji błędnej.  O ile w pierwszej fazie nakładania restrykcji można było stosunkowo łatwo zyskać niemal powszechną aprobatę nieco zdezorientowanych społeczeństw, o tyle  podejmowane teraz próby odmrażania nieuchronnie napotykać będą w wielu krajach na społeczny opór. Zwłaszcza dlatego, że powszechnie dostępne i studiowane z zapałem niemal przez wszystkich statystyki zachorowań i zgonów, dziś - gdy rządy mówią o odmrażaniu - wyglądają pod względem nagich liczb znacznie bardziej przerażająco niż wyglądały wtedy, gdy te same rządy przekonywały nas o konieczności zaprowadzenia drastycznych restrykcji. Trzeba dopiero zawiłych konstrukcji logicznych i matematycznych argumentów na temat sensu wybrzuszeń i spłaszczeń kartezjańskich współrzędnych, aby jakoś podać w wątpliwość ową oczywistość rosnących liczb i tłumaczyć, iż ryzyko zachorowania, które każdego dnia wygląda na coraz większe, w istocie jednak może być traktowane, jako nie aż tak wielkie jak parę tygodni temu. Trudno nie zauważyć, że w masowej propagandzie takie zawiłości nigdy nie robią dobrego wrażenia.

Falstart Gowina

W Polsce kwestię odmrażania postawił jako temat polityczny Jarosław Gowin. I zrobił to bardzo wcześnie, wskazując termin Świąt Wielkanocnych, jako właściwy czas do rozpoczęcia wychodzenia z lockdownu. Parę dni po tym swoim projekcie musiał się zeń chyłkiem wycofywać, nie znajdując akceptacji w obozie rządowym. Ale po świętach do sprawy wrócił sam twórca strategii twardego lockdownu minister Szumowski, przesuwając w stosunku do Gowina początek rozmrażania ledwie o tydzień: na 19 kwietnia. Dość jednak prawdopodobne, iż rząd winien się liczyć z masowym brakiem akceptacji dla swoich planów. W Polsce na razie nie działa zasada „akcji i reakcji”, a świeży sondaż opinii może się nawet wydać zaskakujący. W badaniach pracowni Social Changes okazuje się, że aż 65% rodaków chce „kontynuacji ograniczeń bez zważania na zakłócenia w gospodarce i życiu społecznym” (w tym aż 70% zwolenników PiS), a tylko 35% akceptowałoby „stopniową rezygnację z ograniczeń wobec osób najmniej zagrożonych zarażeniem” (w tym tylko 30% wśród zwolenników PiS). W tym sondażu odbijają się wyraźnie dwie prawdy o nas samych. Pierwsza to ta, że daliśmy się przekonać Morawieckiemu i Szumowskiemu, iż totalna izolacja społeczna jest najlepszą rzeczą, jaką można zrobić w walce z zarazą. Czyli w kryzysie okazujemy się (jak zwykle w naszej historii) narodem od wielu innych bardziej zdyscyplinowanym i gotowym do czasowych poświęceń. A druga prawda, zapewne ważniejsza – to ta, iż skoro uwierzyliśmy w taką metodę walki z wirusem, to  chcemy teraz iżby państwo bezapelacyjnie przedkładało wartość naszego zdrowia nad wszelkie racje polityczne czy gospodarcze.

"Próba sił"

To zaś oznacza, że rządzący PiS będzie mieć w najbliższym czasie większy kłopot z powrotem do normalności, niźli co niektóre partie rządzące  w innych krajach europejskich. Częścią tego kłopotu będzie także radykalnie niska frekwencja wyborcza, jeśli jednym z pierwszych symptomów odmrażania miałoby się stać przeprowadzenie terminowych wyborów prezydenckich 10 maja.

Jarosław Kaczyński i Jarosław Gowin w czasie posiedzenia SejmuPAP/Leszek Szymański
Jarosław Kaczyński i Jarosław Gowin w czasie posiedzenia Sejmu

 

Nie będzie mieć znaczenia, jeśli rząd „odmrozi” na początek lasy czy parki, których totalne zamknięcie od początku było wątpliwe, także dla przedstawiających swoje racje niektórych lekarzy epidemiologów. Jednak jeśli  zacznie się „odmrażanie” szkół (regionalnie, czy też tylko w najniższych klasach, jak to sugeruje Szumowski), to przy nastrojach wyraziście obrazowanych wspomnianym sondażem, być może, albo nawet niemal na pewno, skończy się to społecznym konfliktem i odmową części rodziców posyłania swoich dzieci do szkół. A z kolei wiadomo, że bez otwarcia szkół przynajmniej w najniższych klasach, nie sposób wyobrazić sobie odmrażania gospodarki. Nie pomogą tu wiele takie akcje, jak powszechny nakaz noszenia masek. I to tym bardziej, że w tej akurat kwestii wiarogodność ministra Szumowskiego jest dość ograniczona, skoro wszyscy obserwowali jego nagłą zmianę frontu,  gdy od początkowego dyskredytowania skuteczności masek  teraz doszedł do wprowadzenia obowiązku ich noszenia nawet podczas nabożeństw w kościołach. Mam więc coraz silniejsze wrażenie, że nieuniknione próby odmrażania, których prawdziwym celem jest przecież ograniczenie recesji i ratunek dla zapadającego się tegorocznego budżetu państwa – PiS będzie musiał robić „na siłę” i „na przekór” większości opinii. I to nie sama zaraza, ale sposób z niej wychodzenia ma szanse stać się dla partii rządzącej źródłem prawdziwego utrapienia.  A być może nawet za jakiś czas – utraty władzy.

Komentarze