Przez ostatnie lata polski wzrost gospodarczy był w dużej mierze oparty na konsumpcji, do czego społeczeństwo było z sukcesem zachęcane. A nikt tak nie konsumuje jak pokolenie młodych dorosłych. W szczególności ci, którym po studiach udało się złapać nieźle płatną pracę przeszklonym biurowcu z anglojęzycznymi nazwami firm zawieszonymi w lobby. Banki chętnie oferowały karty kredytowe, zdjęcia z Instagrama przekonywały, że dla wszystkich wokół zagraniczny wypad jest standardem i nikomu nie przychodziło do głowy, że to eldorado – czyli finansowe bezpieczeństwo, może kiedyś się skończyć. Jeszcze przed trzydziestym rokiem życia pensja przewyższająca dochody rodziców po 30 latach pracy w powiatowym mieście budowała w młodych mylne przekonanie o zasobności własnego portfela.
"Życie pełną piersią"
Wielu może poczuć się taką oceną urażonym, ale za taką opinią stoją twarde dane, które pokazuję skalę społecznych konsekwencji tej niefrasobliwości. Dane nie tylko mówiące, że Polacy generalnie konsumują na kredyt nieproporcjonalnie dużo na tle Europy - zajmując czwarte miejsce w Unii Europejskiej – ale przede wszystkim, że już wcześniej mieli problemy z regulowaniem zobowiązań. Mimo, że już w 2018 roku mówiło się o nadchodzącym spowolnieniu gospodarczym to w 2019 roku zadłużaliśmy się najszybciej od 7 lat, pożyczając coraz większe kwoty – średnio 8 tys. zł. Kwoty te zwiększały się szybciej, niż rosły dochody – poczucie finansowego bezpieczeństwa tworzyło coraz szerzej otwierające się finansowe „nożyce”.
ZOBACZ: "Jeśli to nie koronawirus ich zabije, zrobią to inne choroby"
Kupowaliśmy masowo meble, AGD, sprzęt RTV, samochody. Jednak największe problemy z regulowaniem płatności i spłacaniem rat i kredytów ze wszystkich grup, mają najmłodsi dorośli. Ci, którzy nie zdecydowali się jeszcze na kredyt hipoteczny, bo nawet nie myślą o wiązaniu się na stałe, dziś – przy scenariuszu utraty dochodów miesiąc do miesiąca - nie posiadają majątku i oszczędności, który mogliby przeznaczyć na spłatę zobowiązań, co sami przyznają w badaniach instytucji finansowych. Filozofia „Życia pełną piersią”, albo bardziej klasycznie carpe diem i c'est la vie, może teraz wiele kosztować.
"Od zera"
Niecałe dwa miesiące temu w internecie zrobiło się głośno o polskiej wersji amerykańskiego trendu „How much is your outfit” w której warszawscy nastolatkowie prezentowali przed Złotymi Tarasami ceny swoich markowych ubrań, które na siebie włożyli. Nagranie zrealizował 17-letni Piotr Czupryn prowadzący dwa youtubowe kanały z ponad 100 tys. l subskrybentów. Nastolatkowie prezentowali ubrania warte nawet kilkanaście tysięcy złotych od projektantów, których większość nazw Monclera, Balmaina, Supreme czy Balenciaga niewiele mówi przeciętnemu odbiorcy. Rekordzista miał na sobie ciuchy warte 31 tys. zł. To skrajny przykład, bo przecież nastolatkowie nie zarobili na nie sami, ani tym bardziej nie wzięli na nie kredytu. To jedyna skrajna wersja konsumpcjonizmu, która wśród młodych w różnym stopniu stała się dominującym modelem życia. Zjawiskiem o którym rapuje jeden z najpopularniejszych dziś artystów portretujący to pokolenie Taco Hamingway. W utworze „od zera” rapuje:
Muszę coś zbudować od zera
Bo już nie mogę polegać na tych umowach o dzieła
A mówiłem ci, jaka jest następna stacja:
Te sześć zer tam gdzie +48 22
Oddycham Wisłą. Wcześniej rok nad Tamizą
Powrót do kraju, czeka na mnie całe stado awizo
Powrót do kraju i przyglądam się tym białkoholikom
Sto na godzinę w raju, rano widzą saldo i kwiczą
Albo w utworze „Białkoholicy”
Wielcy bossowie tu balują za hajs kolegów
Połowa ludzi to GIFy w kółko powtarza swe błędy
Druga połowa stoi w miejscu, to kraj JPG'ów
WWA jest rajem sępów
Rozwodzą się ze stylem i nie płacą alimentów
Niektórzy żyją tylko i wyłącznie dla weekendów
Codziennie tuzin zaproszeń na tuzin różnych eventów
Już od dawna toczyły się w Polsce dyskusje co jest powodem wydłużonego okresu młodzieńczego i wchodzenia w dorosłość młodych Polaków. Jedną z tez było wydłużenie okresu studiów, które są w Polsce bezpłatne i często przy niskim poziomie zaangażowania stanowią często sposób na przedłużanie sobie młodości. Znajomy wykładowca ostatnio dzielił się anegdotą o jednym ze swoich studentów, który nigdy nie był na jego zajęciach. Po podjętej próbie kontaktu z nim okazało się, że kierunek w ramach którego odbywały się zajęcia, są dwunastym programem studiów, który rozpoczął na tej uczelni - nie licząc dwóch już ukończonych. Oczywiście być może jest to student nad wyraz ambitny. Jednak w dużej części przypadków kolejne kierunki rozpoczynają studenci, którzy mają problemy z ukończeniem tych już wcześniej rozpoczętych, chętnie korzystając z programów stypendialnych typu Erasmus, najczęściej wybierając niekoniecznie pobyt w krajach i miastach o renomowanych uczelniach, ale kierunki południowe, żeby przy okazji wygrzać się na tamtejszych plażach i zakosztować imprezowego stylu życia.
ZOBACZ: Koniec świata jest codziennie. Chyba, że coś z tym zrobimy
Nie byłoby w tym nic złego, nie chodzi przecież o tak mocne piętnowanie tego okresu życia w którym człowiek nie musi jeszcze zajmować się prawdziwie dorosłymi obowiązkami, ale może poświęcić czas na pozornie nieproduktywne czynności. Problem jest innego rodzaju, to znaczy, naszych młodych dorosłych po prostu nie stać na utrzymanie takiego stylu życia a wydaje się, że właśnie rodzaje tych doświadczeń sprawiają, że potrzeba dobrego telefonu, wypadu do Barcelony i dobrego śniadania w knajpie to coś, co młodzi dorośli chcą poczytywać sobie jako życiowy standard z którego nie chcą rezygnować. Niestety, obok samych problemów ze spłatami zobowiązań z tytułu już samych kosztów, jakie generują to luksusy, pojawia się aspekt, który może jeszcze potęgować czekającą młodych tragedię. Ludziom bardzo trudno rozstać się z poziomem życia, który sobie określili, co oznacza, że część z nich, nawet po utracie dochodów będzie zadłużać się dalej, uspokajając swoje sumienie przejściowością problemów i generować spiralę długów. Pół biedy jeżeli będą one dotyczyć jedynie kredytów konsumpcyjnych a w razie czego w potrzebie pomogą lepiej stojący na nogach rodzice. Gorzej, jeżeli w grę wchodzić będzie problem z regulowaniem zadłużenia kredytów hipotecznych, a niestety tutaj skala wyzwania może być o wiele większa.
12 tysięcy kilometrów bezrobocia
W Stanach Zjednoczonych, w których z niespotykaną wybuchła pandemia w ciągu dwóch tygodni pracę straciło 10 milionów ludzi. Jak obrazowo opisała to agencja Reuters, gdyby wszyscy Ci ludzie ustawili się w jednej linii z wnioskiem o zasiłek dla bezrobotnych, ciągnęłaby się ona przez 7 500 mil, czyli ponad 12 000 kilometrów. To pokazuje skalę załamania amerykańskiej gospodarki. Za główny powód tak dramatycznej sytuacji obwinia się niezwykle elastyczny rynek pracy, czyli między innymi prawo do zwalnianie pracownika bez okresu wypowiedzenia. A w Polsce? Niektórzy ekonomiści o tym co dzieje się w polskich metropoliach nie mówią jako o rynku pracy, ale jako o rynku firm. Skala samozatrudnionych w tym miastach jest gigantyczna i to oni, obok pracowników „na śmieciówkach” oberwą najmocniej. Chociaż różnica między nimi często polega na pułapie zarobków, który osiągają, to kluczowe jest jedno – ryzyko, że zostaną z dnia na dzień bez pracy jest ogromne, różnica polega na tym jak bardzo obniży się ich stopa życiowa i jak wielkim szokiem będzie utrata dochodów.
Oczywiście, Polska nie wygląda tak jak największe polskie miasta w których młodych stać na codzienną kawę za 10 zł. Duża część młodych była zmuszana do pracy na umowach zleceniach, część pensję miała wypłacaną pod stołem, część w ogóle nie miała szansy na dobrze płatną pracę a średnią krajową widziała tylko na ekranie telewizora. Ci ludzie często nie będą w żaden sposób winni swojemu losowi a pandemia spowoduje wielkie szkody w ich życiu. Jednak istnieje – co do tego nie ma żadnej wątpliwości – grupa dobrze zarabiających młodych ludzi, których kryzys brutalnie przerwie ich życie na wysokim poziomie i których dopadnie problem realnego zubożenia. Kto dziś będzie chciał słuchać mówców motywacyjnych zarabiających kilkadziesiąt tysięcy złotych za płatną konferencję, na której opowiadają ludziom, że wystarczy chcieć aby móc? Którą firmę będzie stać na opłacanie instagramerek i youtuberów? Ile firm zwolni lada moment dobrze opłacanych pracowników managementu, którzy potrzebni w czasach wzrostu, stają się obciążeniem w czasach kryzysu? Ilu z tych i pozostałych ludzi, którzy ucierpią na gospodarczym załamaniu ma odłożone pieniądze na minimum trzy miesiące bezrobocia, o których już lata temu nauczyciele przedsiębiorczości wbijali uczniom do głów?
Komentarze