Wśród laboratoryjnej ciszy. Narodziny nowych gatunków
Institute of Neuroscience Chinise Academy of Sciences

Wśród laboratoryjnej ciszy. Narodziny nowych gatunków

Życie na Ziemi rozwijało się przez setki milionów lat. Dzisiaj nowe gatunki mogą powstać w lat zaledwie kilka. Biotechnolodzy dokonują coraz bardziej kontrowersyjnych eksperymentów. W laboratoriach wyhodowali już genetycznie zmodyfikowane kury, małpy z mózgami udoskonalonymi ludzkimi genami, stworzyli hybrydę wiosłonosa i jesiotra. Prowadzą też doświadczenia na ludziach.

Kiedy Karol Darwin w XIX w. sformułował cztery główne twierdzenia, według których świat istot żywych nie jest niezmienny, proces zmian jest ciągły i stopniowy, wszystkie gatunki są ze sobą spokrewnione, a zmiany ewolucyjne są wynikiem doboru naturalnego, zaczęto przyjmować, że do specjacji (łac. species - gatunek), czyli powstawania nowego gatunku, niezbędne są trzy warunki: wyjściowa populacja musi się podzielić na dwie populacje potomne, pomiędzy potomnymi populacjami musi zaistnieć izolacja (brak możliwości wymiany genów), a warunki, w których żyją oddzielone populacje, muszą się od siebie różnić.

Dziś już wiadomo, że nowe gatunki mogą powstawać bardzo szybko i nie jest do tego potrzebny dobór naturalny, ani inne kryteria. Warunek jest jeden - dobrze wyposażone laboratorium.

ZOBACZ: Inwazja obcych. Groźne gatunki dotarły do Polski

Wprawdzie hybrydy, takie jak legrysy (mieszaniec samca lwa i tygrysicy), tyglewy (mieszaniec samca tygrysa i samicy lwicy) czy zebroidy (połączenie samicy zebry z osłem lub koniem), to znane od dawna krzyżówki blisko ze sobą spokrewnionych gatunków i nie była do ich powstania niezbędna zaawansowana technologia genetyczna  - np. legrysy mogły pojawić się naturalnie, pierwsze udokumentowane wzmianki o ich istnieniu pochodzą z początków XIX wieku z Azji, gdzie lwy i tygrysy występują naturalnie, to jednak nawet ich tworzenie jest przez ekspertów zajmujący się ochroną zagrożonych gatunków źle postrzegane.

Choć z jednej strony zebroidy cenione są za odporność na choroby i pasożyty oraz wytrzymałość, a także możliwość łatwego oswojenia, to już tyglewy i legrysy są podatne na choroby bardziej niż gatunki występujące naturalnie.

Osiągające imponujące rozmiary legrysy są oczywiście ozdobą ogrodów zoologicznych i rezerwatów przyrody - największym kotem w historii jest ważący 418 kg legrys Hercules, żyjący w amerykańskim rezerwacie przyrody w Myrtle Beach (Karolina Południowa), ale jednocześnie zajmują miejsce i czas potrzebny na ciążę i wychowanie młodych, które można by poświęcić na rozmnażanie zwierząt tego samego gatunku, przyczyniając się do jego ratowania.  

Legrys Herculeswikimedia.org/ZooFriend
Legrys Hercules

Dodać należy, że hybrydy gatunków ze sobą blisko spokrewnionych, choć wydają na świat potomstwo, to zazwyczaj jest ono bezpłodne  - nie jest to regułą, w przypadku legrysów np. samce są bezpłodne, ale samice są zdolne do urodzenia potomstwa.

Jednak takie krzyżówki różnych gatunków zwierząt wydają się już obecnie niewinne. Dużo poważniejsze jest kojarzenie gatunków, które mogą później przeniknąć do środowiska i rozmnażać się samodzielnie, niestety w sposób niekontrolowany. 

Przypadkowy "struddlefish"

Węgierscy ichtiolodzy prowadzili przed paroma miesiącami eksperymenty, które miały pomóc w uratowaniu jesiotra rosyjskiego (Acipenser gueldenstaedtii), cenionego za sprawą pozyskiwanego kawioru. Prowadząc badania nad gynogenezą (metodą rozmnażania bezpłciowego, polegającą na indukowaniu rozwoju jaja przez plemniki innego gatunku bez procesu kariogamii - zlewania się jąder kopulujących komórek rozrodczych w jedno jądro zygoty) rzekomo nieświadomie użyli nasienia innej ryby - również krytycznie zagrożonej wyginięciem - wiosłonosa amerykańskiego (Polyodon spathula) do zapłodnienia jaj jesiotra. Mieli się nie spodziewać, że dostarczy on również materiał genetyczny.  

W efekcie powstał nowy gatunek ryby, która nie ma jeszcze oficjalnej nazwy. Na razie badacze określają ją mianem "struddlefish", od zbitki angielskich nazw obu gatunków – "sturgeon" i "paddle fish".    

"Struddlefish" pływa na razie w zbiornikach ośrodka Narodowego Centrum Innowacji i Badań Rolniczych (NAIK). Nie jest jednak wykluczone, że ryba trafi do ekosystemu. Naukowcy zapewniają, że jej przypadkowe uwolnienie jest niemożliwe, ale jednocześnie część węgierskich ekspertów przyznaje, że rozważa celowe zarybienia wód uzyskanym gatunkiem.

- To byłoby godne potępienia - podkreśla Prof. Tadeusz Kaleta z Wydziału Hodowli, Bioinżynierii i Ochrony Zwierząt warszawskiej SGGW. - Podobnie jak nie popieram gatunków inwazyjnych. Każdy gatunek ma swoje miejsce, określoną liczebność, która może funkcjonować. Kiedy wchodzą zwierzęta do tej samej niszy ekologicznej, to się robi niebezpieczna sytuacja - argumentuje.

Wtóruje mu dr Bartłomiej Popczyk z Wydziału Hodowli, Bioinżynierii i Ochrony Zwierząt SGGW, który twierdzi, że wprowadzanie zmienionych genetycznie organizmów do środowiska, to zbyt duże niebezpieczeństwo. - Nigdy nie znamy konsekwencji, które możemy wywołać - mówi dr Popczyk.

Marmozeta z "poprawionym" mózgiem

Naukowcy prowadzą jednak w laboratoriach jeszcze bardziej niepokojące eksperymenty i robią je całkowicie świadomie. Przed zaledwie paroma tygodniami biotechnolodzy z niemieckiego Instytutu Maxa Plancka i japońskiego Central Institute for Experimental Animals przeprowadzili doświadczenie, w którym wykorzystali ludzki gen ARHGAP11B. Jego rolą w rozwoju człowieka jest zwiększenie zdolności poznawczych w korze nowej, czyli najmłodszej części ludzkiego mózgu.

Stanowi ona aż 75 procent całego mózgu i to dzięki niej człowiek wyróżnia się swoimi zdolnościami intelektualnymi, nie tylko od swoich najbliższych krewnych, czyli małp, ale również od wszystkich biologicznych istot żyjących na Ziemi. Pojawienie się genu ARHGAP11B w ewolucji człowieka było czystym przypadkiem. Według badań naukowych, mutacja ta miała miejsce ok. 5 milionów lat temu, czyli na drodze ewolucji po szympansach, ale przed neandertalczykami

Biotechnolodzy chcieli sprawdzić, czy można zwiększyć sprawność mózgu marmozety zwyczajnej (Callithrix jacchus) – małpy szerokonosej z rodziny płaksowatych - za pośrednictwem genu ARHGAP11B. Celem było przyspieszenie w sztuczny sposób ewolucji tych zwierząt. Gen ARHGAP11B umieszczono w płodzie małpy, a później oczekiwano na postępy w rozwoju mózgu. Po 100 dniach okazało się, że eksperyment powiódł się w 100 procentach.

Kora mózgu marmozety powiększyła się, a powierzchnia mózgu stała się bardziej pofałdowana. Po eksperymentach organ zaczął bardziej przypominać ludzki. Naukowcy nie mogli jednak ocenić, czy zwiększyły się również zdolności intelektualne małpy, ponieważ nie doszło do jej narodzin.

Pamięć makaka

Podobne eksperymenty przeprowadzili rok wcześniej naukowcy z Kunming Institute of Zoology Chińskiej Akademii Nauk. W ich trakcie wszczepili małpim embrionom ludzką wersję genu MCPH1, który również odpowiada za rozwój mózgu. Na świat przyszło 11 transgenicznych makaków królewskich (Macaca mulatta), 8 w pierwszym pokoleniu i 3 w drugim.

Analizy skanów mózgów pięciu małych makaków, które przeżyły, wykazały, że są one tych samych rozmiarów, co u niezmodyfikowanych braci. Wykazywały się za to dużo lepszą pamięcią krótkotrwałą i krótszym czasem reakcji. Wszystko wskazuje na to, że ludzki gen MCPH1 zwiększył ich sprawność umysłową.

Ze względu na genetyczne i fizjologiczne podobieństwo do człowieka makak królewski jest często wykorzystywany w badaniach z zakresu biologii, medycyny i psychologii jako zwierzę doświadczalne, między innymi w neurobiologii i badaniach nad infekcjami wirusowymi (np. HIV).

ZOBACZ: Biliony skutecznych zabójców. Najgroźniejszy nadciąga do Polski

- Pamiętam, jak wprowadzono do świń genom meduzy, która jest fluorescencyjna, i świnie świeciły. Jestem przeciwny takim zabawom, bo nie ma takiego miejsca, z którego nie da się uciec – wyjaśnia dr Bartłomiej Popczyk. Naukowiec zakłada oczywiście, że nikt nie chce, żeby to się stało i pewnie szansa ucieczki z dobrze strzeżonego laboratorium jest niewielka, ale – jak zauważa - nie każde laboratorium jest super strzeżone.

Przestrzega, trochę żartując, że może się okazać, że po lasach będą biegały świecące dziki, bo ucieknie zmutowana świnia, która się skrzyżuje z dzikiem. - Pojawienie się czegoś nowego w przyrodzie nie zawsze jest dobre, a nawet rzadko kiedy jest dobre – przekonuje dr Popczyk. 

Zhong Zhong i Hua Hua

Doniesienia z chińskich laboratoriów, które bez większego skrępowania prowadzą zaawansowane doświadczenia na małpach, są od lat coraz bardziej intrygujące i niepokojące. Już w 2018 r. naukowcy z Chińskiej Akademii Nauk w Szanghaju "powili" małpy – ponownie wykorzystano makaki królewskie - sklonowane metodą transferu jądra komórkowego. Eksperyment powiódł się po 79 próbach. Stało się to 22 lata po historycznym dokonaniu, sklonowaniu po raz pierwszy ssaka - słynnej owcy Dolly.  

Prowadzący badania naukowcy zapewniają, że eksperymenty mają pozwolić na postęp w badaniach nad ludzkimi chorobami, szczególnie tymi o podłożu genetycznym. Mogą pomóc leczyć nowotwory i choroby autoimmunologiczne.

Po podaniu informacji o sklonowaniu małpek Zhong Zhong i Hua Hua (w języku chińskim "zhonghua" znaczy po prostu Chiny) neurobiolog Chang Hung-Chun przekonywał:

Wkrótce technologia klonowania naczelnych zostanie połączona z narzędziami do edycji genów do badania ludzkich zaburzeń genetycznych.

Prof. Kaletę niepokoi, że w ten sposób zbliżamy się coraz bardziej do sklonowania człowieka, "nad czym od dawna różne zespoły po cichu pracują". - A to budzi jeszcze większy sprzeciw niż modyfikacje genetyczne – dodaje.

Polski naukowiec nie neguje całkowicie badań związanych z modyfikacjami genetycznymi, czy krzyżówkami, ale ma zastrzeżenia. Zauważa, że są zwierzęta tworzone dla celów komercyjnych. - Jest to akceptowane, jeżeli zwierzęta są trzymane w odpowiednich warunkach i jeżeli mają właściwy dobrostan, a zabieg nie upośledza ich życia. W takich wypadkach jest to dopuszczalne etycznie – mówi. 

Cienka granica

Przypomina jednak, że jest to bardzo cienka granica. Jako przykład podaje najważniejsze, wysokoprodukcyjne rasy bydła, które stworzono, by dawały dużo mleka (rasa holsztyno-fryzyjska) lub dla mięsa (rasa błękitna belgijska). - To są już rasy, które upośledzają ich życie – zauważa prof. Kaleta.

Jednocześnie znane są owce modyfikowane genetycznie, by w ich mleku znalazły się związki o charakterze leczniczym. A polski badacz przyznaje, że nie słyszał, żeby taka owca krócej żyła, czy cierpiała.

Podobnie jest z wyhodowanymi w japońskim laboratorium zmodyfikowanymi genetycznie kurami. Mają one składać jaja bogate w interferon beta – rodzaj białka wykorzystywanego w leczeniu zapalenia wątroby, stwardnienia rozsianego i niektórych nowotworów. Interferon jest również odczynnikiem używanym podczas badań nad wirusami. Dzięki jajom od zmodyfikowanych kur cena uzyskania interferonu beta może zostać obniżona dziesięciokrotnie.

- Jeżeli zmiany nie mają znaczenia dla zdrowia, kondycji zwierzęcia, to moim zdaniem takie modyfikacje są dopuszczalne – mówi zoolog prof. Kaleta.  

Polskiego naukowca niepokoi jednak, że w końcu dojdzie do sklonowania człowieka. Przypominał próby podejmowane już na początku ubiegłego wieku, kiedy za czasów ZSRR biolog Ilja Iwanow pracował nad hybrydą człowieka i małpy naczelnej.

Iwanow badania nad skrzyżowaniem człowieka z naczelnymi prowadził w latach 1926-1927 w rezerwacie szympansów w Kindla (tereny dzisiejszej Gwinei), a pieniądze na ten cel wykładał m.in. ludowy komisarz oświaty ZSRR Anatolij Łunaczarski. Poszukiwania kobiet gotowych urodzić hybrydę przeraziły jednak Francuzów (terytoria należały do francuskiej kolonii), które postanowiły ukrócić eksperymenty.

Dalszych eksperymentów radziecki biolog dokonywał w ośrodku w Suchumi w Gruzji. Podobno udało mu się nawet znaleźć chętną radziecką towarzyszkę z Leningradu, gotową do poświęcenia w imię nauki. W końcu jednak władze radzieckie, podobnie, jak wcześniej Francuzi, uznały biologa za szaleńca i zesłały go do Kazachstanu, gdzie zmarł w 1932 r., doznając wylewu krwi do mózgu. 

ZOBACZ: Zaremba: święta z męczonymi karpiami wydają się gorsze

Podobne pomysły wciąż jednak rodzą się w głowach naukowców. W 2018 r. prof. Gordon G. Gallup, psycholog z University at Albany, przekazał mediom, że amerykańscy naukowcy z sukcesem skrzyżowali człowieka i szympansa. Hybrydę miała urodzić szympansica zapłodniona nasieniem anonimowego ludzkiego dawcy. Naukowców podobno naszły wątpliwości natury etycznej, aż w końcu stwierdzili, że przekroczyli granicę i hybrydę uśmiercili.  

Niedługo później prof. Gallup wyjaśniał, że krzyżówka szympansa i człowieka powstała w latach 20. ubiegłego wieku w Orange Park na Florydzie, a w końcu przyznał, że ukuł termin "humanzee" (ang. human – człowiek i  chimpanzee – szympans), by móc odnosić się do naukowo możliwej hybrydyzacji ludzi i szympansów. Choć utrzymywał, że takie próby rzeczywiście podejmowano.

Nadal zresztą są podejmowane. W 2019 r. poinformował o nich hiszpański naukowiec Juan Carlos Izpisúa Belmonte. Przekonywał, że z powodzeniem wyhodował pierwszą na świecie hybrydę człowieka i małpy. Miał tego dokonać - gdzieżby indziej - w laboratorium w Chinach.

Według naukowca zarodek hybrydowy był zdolny do życia i mógłby się urodzić, gdyby eksperymentu nie przerwano.

Belmonte już wcześniej podejmował podobne próby. W 2017 r. jego zespół pracował nad chimerą (organizm zbudowany z komórek różniących się genetycznie) człowieka i świni.

Zbyt duża pokusa

Czego możemy spodziewać się w najbliższych latach, a może nawet miesiącach? Prof. Tadeusz Kaleta nie ma złudzeń. - Naukowcy są bardzo wrażliwi na punkcie tego, kto zrobi coś pierwszy, przełamie jakąś granicę. Dlatego, mimo różnych zakazów, pokusa jest bardzo duża, zwłaszcza, jeżeli idą za tym pieniądze. Wielu naukowców nie jest w stanie się tej pokusie oprzeć – podkreśla i dodaje:

Szacunek dla jednostki, dla integralności jednostki ludzkiej, który był dawniej, dzisiaj się zmienił. Może to jest naturalny bieg rzeczy, może tak ma wyglądać ewolucja, ale mnie to osobiście nie odpowiada.

Nie wykluczył, że w przyszłości może w końcu pojawić się człowiek oparty na częściach wymiennych. - Żyjemy w czasach, w których standardy etyczne tracą na znaczeniu – konstatuje naukowiec.

Komentarze