Nazwa "foliarze" wywodzi się od czapeczek z folii aluminiowej. Mają one rzekomo odbijać promieniowanie elektromagnetyczne, którym podejmowane są próby zawładnięcia umysłami ludzi. Nazywa się tak jednak wszystkie osoby wierzące w różne teorie spiskowe, zjawiska paranormalne, czy teorie pseudonaukowe.
Zginął na oczach fanów
Założone w 1956 r. Towarzystwo Płaskiej Ziemi (Flat Earth Society) głosi:
Dowody na płaską Ziemię pochodzą z wielu różnych działów nauki i filozofii. Najprostsze jest poleganie na własnych zmysłach w celu poznania prawdziwej natury otaczającego nas świata.
Pierwsi wyznawcy stowarzyszali się już w XIX wieku za sprawą angielskiego wynalazcy Samuela Birley'a Rowbothama.
Swoim zmysłom postanowił zaufać m.in. Amerykanin Mike Hughes, który w lutym po raz kolejny podjął próbę udowodnienia, że Ziemia jest płaska. Wystrzelił się w napędzanej parą rakiecie własnej konstrukcji, by dotrzeć do linii Kármána, czyli na wysokość 100 kilometrów ponad powierzchnią Ziemi. Udało mu się jednak potwierdzić tylko, że istnieje grawitacja.
Po starcie rakiety w Barstow w hrabstwie San Bernardino w Kalifornii, doszło do przedwczesnego otwarcia spadochronu. Hughes poleciał dalej z rakietą i zginął chwilę później, uderzając w ziemię na oczach fanów i kamer telewizji Science, które miały rejestrować przebieg historycznej misji.
Miliony wyznawców
Również polscy przedstawiciele Towarzystwa Płaskiej Ziemi (tak, tak, w Polsce jest spora rzesza wyznawców płaskoziemców - zamknięta grupa na Facebooku liczy ponad 30 tys. członków), podejmowali próby udowodnienia, że Ziemia to płaski dysk otoczony przez ocean lub ściany lodu.
Przed trzema laty zbierali pieniądze na zakup bezzałogowego drona badawczego. Maszyna o rozpiętości skrzydeł 35 metrów miała się wznieść na 26 kilometrów wraz ze specjalistycznymi urządzeniami pomiarowymi i dokładnie przeanalizować ruch Słońca oraz Księżyca nad Płaską Ziemią oraz ich wpływ na pory dnia i roku.
Na wybudowanie drona rodzimi płaskoziemcy potrzebowali 1,5 mln zł. Ale zbiórka w serwisie crowdfundingowym zakończyła się fiaskiem, bo po wielu tygodniach zgromadzili zaledwie... 500 zł.
ZOBACZ: "Trump symuluje". Teorie spiskowe wokół choroby prezydenta USA
Teoria płaskiej Ziemi towarzyszy ludziom od tysięcy lat. Dla najstarszych ludów Mezopotamii świat był płaskim dyskiem otoczonym przez ocean. Jeszcze bardziej pomysłowi byli Egipcjanie, którzy byli przekonani, że świat jest kwadratowy. Chińczycy myśleli podobnie, z tą różnicą, że dla nich okrągłe niebo było nasadzone na Ziemi za pomocą filarów.
Najwcześniejsze sugestie o kulistości Ziemi odnotowano ok. 600 lat przed Chrystusem i były one rozpowszechniane przez wyznawców doktryny Pitagorasa. Poszli oni jeszcze dalej i sądzili, że Ziemia wcale nie stanowi centrum Wszechświata, co do czasów Kopernika było nie do pomyślenia.
Ludzkość ostatecznie przekonała się o tym, że Ziemia nie jest płaska dopiero w 1959 roku, kiedy pierwsze zdjęcie błękitnej bańki (choć wtedy jeszcze w kolorze czarno-białym) wykonał satelita Explorer-6, a dwa lata później Jurij Gagarin został pierwszym człowiekiem, który na własne oczy potwierdził kulistość Ziemi.
To jednak nie przeszkadza milionom ludzi, po upływie półwiecza, nadal uważać, że Ziemia jest płaska. Według wielu badań ponad 15 proc. Amerykanów sądzi, że żyje na płaskiej planecie lub dopuszcza taką możliwość. Podobnie jest zresztą w innych krajach.
Jaszczury przejęły władzę nad ludźmi
Wyznawcy Płaskiej Ziemi twierdzą, że to rządy utrzymują ludzi w błędzie. Ich zdaniem Australia nie istnieje, jej mieszkańców udają wynajęci przez NASA aktorzy. A turyści, którzy niby odwiedzają ten niby kontynent, są tak naprawdę wywożeni gdzieś do Ameryki Południowej. Nie wiadomo jednak, jakim celom miałaby służyć ta wielka mistyfikacja.
Płaskoziemcy są wyznawcami jednej z najstarszych teorii spiskowych, ale nie jedynej. Tych jest bowiem niezliczona ilość i wciąż powstają nowe.
Wśród nich znajdziemy np. reptilianów, którzy wierzą, że pochodzące z kosmosu jaszczury przejęły władzę nad ludźmi. Mają nimi być najbardziej wpływowe osoby na Ziemi, między innymi brytyjska królowa oraz amerykańscy prezydenci.
Teoria o reptilianach rozwinęła się za sprawą Brytyjczyka Davida Icke’a. To były zawodowy piłkarz, reporter, telewizyjny prezenter sportowy, a także były rzecznik brytyjskiej partii Zielonych, który w 1990 r. zajął się głoszeniem teorii spiskowych. Do niego jeszcze wrócimy.
Nikomu nie trzeba chyba przypominać, że Elvis Presley wciąż żyje. Choć od śmierci legendarnego piosenkarza minęło przeszło 40 lat, to miliony jego fanów wciąż nie przyjmują tego do wiadomości. Wierzą, że uciekł przed ludźmi i schronił się, by wieść spokojne życie, a pomogły mu w tym tajne służby. Ich wiarę do dziś podtrzymują, choć coraz rzadziej, bulwarowe pisma, które donoszą o kolejnych miejscach jego pobytu. Obecnie podobno jest na Kubie.
Tak, niektóre z teorii spiskowych brzmią zabawnie, a ich wyznawcy nie są zbyt groźni - no chyba, że dla samych siebie. Ale są również foliarze, którzy mają znaczny wpływ na życie innych ludzi, a nawet zagrażają ich zdrowiu.
Edukacja, strach i nuda
Do takich bez wątpienia zaliczają się antyszczepionkowcy, homeopaci i - ostatnio - antycovidowcy. Liczni zwolennicy teorii, że szczepienia są szkodliwe, bo prowadzą do wielu chorób, wśród których najczęściej wymieniają autyzm - oczywiście nie posiadają jakichkolwiek badań, które by to potwierdziły.
Tymczasem z badań naukowych wynika wprost, że szczepionki to najskuteczniejszy sposób zapobiegania chorobom. Ewentualne skutki uboczne są bez porównania mniej groźne niż efekty powikłań po chorobach, których można uniknąć dzięki szczepieniom. Szczepieniom, które sprawiły, że powszechne niegdyś choroby udało się niemal całkowicie wyeliminować (choćby polio, odra, tężec, błonica czy wirusowe zapalenie wątroby typu A i B). Ale do czasu, bo w ostatnich latach notuje się gwałtowny wzrost zachrowań. Spora w tym zasługa osób nawołujących do zaprzestania szczepień obowiązkowych.
Tak samo jest w przypadku epidemii koronawirusa, której dla wielu po prostu nie ma, wymyśliły ją rządy kilku mocarstw w zmowie z miliarderami, głównie Billem Gatesem. Celem jest zaczipowanie ludzkości. Poszczególne odłamy foliarzy w różny sposób tłumaczą spisek i jego cel. Tylko efekt jest jeden - II fala epidemii na całym świecie i gwałtowny wzrost zakażeń.
ZOBACZ: Inwazja obcych. Groźne gatunki dotarły do Polski
Skąd biorą się ludzie wierzący w spiski, w przeczące nauce mity? - Fundamentalnym problemem jest edukacja. To że nie uczy krytycznego myślenia i kompletnie nie uczy różnicy między opiniami a faktami - przekonuje Piotr Stanisławski, bloger popularnonaukowy i współautor książki "Fakt, nie mit".
Stanisławski przekonuje, że nauka rozróżnienia opinii od faktu jest za bardzo zaszyta w programie nauczania. Do tego dochodzą złe przykłady z domów. - Bo rodzice sami mają z tym czasami bardzo poważny problem, bo się tego nigdy nie uczyli - mówi popularyzator nauki. - Z tego wynikają fundamentalne problemy, że nie jest ważne źródło danej informacji, tylko ważne jest, czy ta informacje pasuje do mojego światopoglądu, do przekonań - wyjaśnia.
Drugą sprawą jest na pewno strach i nuda. To szczególnie teraz wyszło w kontekście epidemii koronawirusa. Ludzie jednak się nudzili, jakby na to nie patrzeć. Oczywiście niewielu procentowo siedziało sobie w domu i pracowało zdalnie na komputerze, w komfortowych warunkach, bo mnóstwo ludzi jeździło do pracy. Ale i tak się nudzili, bo ograniczyły się kontakty społeczne. To, w zestawieniu ze strachem, spowodowało, że ludzie zaczęli kombinować, wymyślać, szukać różnych rozwiązań.
Ludzie nie są gotowi na to, że wiedza się zmienia
Tymczasem nauka jest dość niewdzięczna z dwóch powodów, które wskazuje bloger. - Po pierwsze dlatego, że te wyjaśnienia są trudne, a po drugie dlatego, że są niejednoznaczne. Ludzie oczekują, że wyjdzie bardzo mądry naukowiec i powie: proszę państwa, z tym koronawirusem jest tak i tak, trzeba robić to i to, a jeśli to zrobicie, to będzie wszystko dobrze - wyjaśnił.
Właśnie prostych przepisów ludzie oczekują od nauki. A w nauce wszystko jest zmienne i powinno się to tłumaczyć już dzieciom.
- Każdą najbardziej utrwaloną teorię można obalić. Tyle, że nie 20-minutowym reaserchem na sedesie z telefonem w ręku, ale badaniami, doświadczeniami, publikacjami - zastrzega Stanisławski. Bo mając zaledwie chwilę serfując w Internecie można było natknąć się np. na wywiad na YouTube, w którym guru wielu teorii spiskowych David Icke wyjaśnia, że za epidemią Covid-19 stoi lobby żydowskie, czy też, że nie można zarazić się koronawirusem przez uścisk dłoni. Nie szukajcie tych nagrań, zostały już usunięte przez administrację serwisu. Facebook poszedł jeszcze dalej i całkowicie skasował profil Icke za "wielokrotnie naruszanie zasady dotyczących szkodliwych dezinformacji".
Ludzie wciąż jednak nie do końca są gotowi na to, że wiedza się zmienia. - Mnóstwo osób ma pretensje - to sztandarowy przykład, jaka ta nauka jest głupia - że raz się mówi, iż jajka są zdrowe, a raz, że wręcz przeciwnie. Tak się mówi, bo robi się badania, nowych rzeczy się dowiadujemy. Ale ludzie tego kompletnie nie rozumieją - wyjaśnia bloger.
W związku z tym, to co jest de facto siłą nauki - ta stała zmienność, to, że wiedzę rozwijamy, uzupełniamy, aktualizujemy, ludzie postrzegają jako słabość. Chcieliby, żeby było powiedziane: jest tak i tak. I właśnie takie odpowiedzi daje pseudonauka. Przychodzi jakiś Zięba, albo inny niebezpieczny człowiek, i mówi: proszę, tu jest suplement diety za 300 zł, brać 3 kropelki do herbaty dwa razy dziennie i będą państwo zdrowi. I dziękuję, pozamiatane - zauważa Stanisławski.
Kłopot polega na tym, że ludzie potrzebują prostych rozwiązań, a pseudonaukowe teorie dają im proste rozwiązania. Prostsze do zrozumienia, a jednocześnie pozbawione elementu zmienności i niepewności, który jest wyjątkowo dynamiczny w tej chwili, zwłaszcza jeżeli chodzi o COVID-19, bo bardzo niewiele o koronawirusie wiemy. - Jest od pół roku, a badania nad innymi chorobami trwają od dziesiątek lat albo i więcej - przypomina bloger.
Socjolodzy zwracają uwagę, że w przypadku epidemii doszło do pewnego dysonansu poznawczego. - Ludziom mówi się: uważajcie, siedźcie w domu, chodźcie w maseczkach, ograniczajcie kontakty, a z drugiej strony ludzie muszą iść do pracy. Z maseczkami nie idzie im tak, jakby sobie życzyli, jeżdżą komunikację miejską, kontaktują się w pracy z innymi ludźmi. Po prostu następuje rodzaj samoobrony - albo ludzie muszą uznać, że są źli, nieodpowiedzialni i robią krzywdę swoim rodzinom, albo wykształcą w sobie mechanizm obronny, że to właściwie nie jest takie groźne, że przesadzają z tą całą pandemią - tłumaczy.
Nie ma trupów na ulicach - nie ma pandemii
Stanisławski, który wielokrotnie spotkał się z zarzutem, że przecież nie ma trupów na ulicach, więc co to za pandemia, zwraca uwagę, że bardzo dużo ludzi ucierpiało ekonomicznie np. pracujący w branży gastronomicznej, turystycznej . - I dla nich to jest wciąż niezrozumiałe, dlaczego właściwie to się stało. Przecież nikt znajomy nie umarł, nic się takiego nie dzieje, a ich życie się sypie. Bunt narasta i to jest bardzo dobra pożywka, żeby się skłaniać ku opowieściom, że pandemii nie ma - mówi.
ZOBACZ: Pochówek zmarłych z koronawirusem. W ostatnią drogę ruszają bez pożegnania
Zauważa, że to się zmienia, jeszcze miesiąc temu "można było spokojnie rzucić w eter hasło: czy znacie kogoś, kto zachorował, nie znacie, a więc to bzdura". - W tej chwili już tak się nie da. Ja jutro kończę kwarantannę - przyznaje Stanisławski. Potwierdzono u niego zakażenie koronawirusem.
To, że na początku zachorowań było niewiele, było efektem tego, że lockdown zadziałał. To ten sam mechanizm, na którym wywalają się szczepionki - nie chorujemy na choroby, przeciwko którym są szczepionki, w związku z czym przestajemy się bać tych chorób, więc przestajemy się szczepić. Mechanizm, który ma zapobiec danemu problemowi, jest tak skuteczny, że sam sobie zaczyna szkodzić - ocenia Piotr Stanisławski.
Jego zdaniem do tego można dołożyć to, że Polacy mają jakiś narodowy wbudowany bunt przeciw władzy, są ekspertami we wszystkim - w tym w dziedzinie obrony wolności konstytucyjnych - a nakaz zasłaniania ust i nosa traktują jako zamach na wolność . - Mam wrażenie, że tępy opór przeciwko noszeniu masek jest wyjątkowo silny w Polsce - takie podejrzenia prowadzący największego bloga popularnonaukowego w Polsce powziął po rozmowach z wieloma znajomymi zza granicy.
"Nobliści, którym odjechał peron"
Czy liderzy spiskowych teorii, ciągnący za sobą miliony wyznawców, rzeczywiście w nie wierzą, czy też chcą wykorzystać naiwność ludzką i zarobić na tym pieniądze? I to bez względu na to, że często przyczyniają się do dramatów wielu ludzi, którzy np. wierzą w możliwość wyleczenia nowotworów za pomocą witaminy C lub preparatów ziołowych.
A ofiar ich działań jest naprawdę znacznie więcej niż można się spodziewać. - Jeżeli komuś się wydaje, iż coś takiego mu pomogło, to będzie biegał w kółko i o tym krzyczał, a ci wszyscy, którzy umarli, po prostu nic nie mówią. Ich rodziny też nic nie mówią, bo się wstydzą lub często same ich wspierały w takich działaniach - wyjaśnia Stanisławski.
Zwolennicy ruchów antyszczpionkowych, antycovidowych, a także przeciwników technologii 5G i w ogóle telefonii komórkowej, są często popierani przez lekarzy, inżynierów i profesorów renomowanych uczelni.
Stanisławski apeluje, by nie przeceniać tych ludzi. Przekonuje, że opinia pojedynczego fachowca nie ma żadnego znaczenia, jeżeli jest niezgodna z wiedzą naukową. - Mamy liczne przykłady noblistów, którym odjechał peron i opowiadali niestworzone historie. Mówi się nawet o syndromie noblisty, którym często załącza się wszechwiedza i wypowiadają się na każdy możliwy temat - zauważa.
Dlaczego to robią? Tego nie sposób wyjaśnić. Niektórzy naginają fakty do swojego światopoglądu, choć są fachowcami w jakieś dziedzinie, czasami wręcz posługują się nieprawdą.
Czy walka z ludźmi propagującymi pseudonaukowe teorie, a także z tymi, którzy je tworzą, jest w ogóle możliwa? - Przestaliśmy wierzyć w naukę, znacznie bardziej ekscytują nas różne emocjonalne rzeczy. Źle to wygląda - puentuje Piotr Stanisławski.
A opisane teorie spiskowe to tylko kropla w morzu. Są jeszcze te mówiące m.in.:
- że za zamachami na WTC z 11 września 2001 r. stoją rząd amerykański bądź izraelski Mosad;
- o nieśmiertelnej istocie duchowej oraz Xenu, galaktycznym tyranie (scjentolodzy);
- o hipotezie czasu widmowego (teoria Heriberta Illiga z 1991 r.) mówiącej, że okres wczesnego średniowiecza (lata 614–911) nigdy nie miał miejsca, ponieważ za pomocą fałszerstw dokumentów przesunięto kalendarz.
- o czarnych helikopterach - część teorii spiskowej, według której niezidentyfikowane helikoptery, wykonują w niejasnych celach bezgłośne loty nad terytorium USA;
- o chemtrails, czyli smugach kondensacyjnych powstających za lecącym samolotem, które miałyby być wywoływane dystrybucją na wielkich obszarach dużych ilości substancji, które mogą być szkodliwe dla organizmów żywych;
... i wiele, wiele innych.
Komentarze