Gdzie jest prawica, a gdzie lewica?
PAP/Wojciech Olkuśnik

Gdzie jest prawica, a gdzie lewica?

Sytuacja stoi dzisiaj na głowie: określenia "lewica" i "prawica" nie są przypisywane poszczególnym siłom politycznym ze względu na to, jakie są ich działania i program. Jest odwrotnie - dana siła najpierw określa się jako prawica lub lewica, a potem bezrefleksyjni komentatorzy i zwolennicy uznają, że lewica i prawica to właśnie to, co owe ugrupowanie reprezentuje.

Na początku 1789 r. król Ludwik XVI, zmuszony do tego pogłębiającym się kryzysem państwa, postanowił zwołać - po blisko już 200 latach przerwy - Stany Generalne. Gdy te zebrały się na początku maja owego roku na tymczasowo przystosowanym do tego obszernym podwórzu siedziby Menus-Plaisirs du Roi (departamentu odpowiadającego za królewskie rozrywki) w Wersalu, zgromadzenie podzieliło się według klucza stanowego. Później jednak, zwłaszcza w komisjach, doszło do podziału, który wyznacza nam dzisiaj spektrum politycznej debaty - na prawicę, co do zasady broniącą dawnego porządku lub przynajmniej jego podstawowych założeń, i coraz bardziej radykalną lewicę.

PiS wciąż uważa się za partię prawicową

Echa tamtych zdarzeń brzmią do dziś, gdy używamy określeń "lewica” i "prawica". Tyle że sytuacja stoi dzisiaj na głowie: określenia te nie są przypisywane poszczególnym siłom politycznym ze względu na to, jakie są ich działania i program, ale odwrotnie - dana siła najpierw określa się jako "prawica" lub "lewica", a potem bezrefleksyjni komentatorzy i zwolennicy uznają, że lewica i prawica to właśnie to, co owe ugrupowanie reprezentuje. Najnowszą odsłonę tego odwrócenia logicznego porządku widzimy przy okazji awantury o "piątkę dla zwierząt", gdy PiS twierdzi, że w projekcie nie ma nic lewicowego - choć powtarza on słowo w słowo całą lewicową retorykę i opiera się na lewicowych założeniach (kwestia humanizacji zwierząt). PiS wciąż uważa się sam za partię prawicową.

ZOBACZ: "Nie myśl, że jesteś lepszy". Antyelitarny trend w polityce

Można założyć z dużym prawdopodobieństwem, że ten upór, z którym partia w istocie klasycznie socjaldemokratyczna nazywa sama siebie prawicą, nie jest bezpodstawny. Wyborcy bowiem reagują na takie właśnie hasła, samemu nie przeprowadzając krytycznej weryfikacji programów oraz działań i nie dopasowując ich do klasycznych wzorców. Czyli jeśli ktoś chce się sam uważać za prawicowca, zagłosuje na tego, kto się sam nazywa prawicą. Kto chce być lewicowcem, zagłosuje na tego, kto nazywa się lewicą. Gdyby rządzący otwarcie powiedzieli o sobie, że są partią socjaldemokratyczną o patriotycznym odcieniu, mogliby stracić wiele głosów.

Co mówią testy?

Zrobiłem eksperyment. Rozwiązałem kilka popularnych testów poglądów politycznych, starając się odpowiadać tak, jak odpowiadałby polityk lub twardy wyborca PiS. Zaznaczałem zatem m.in., że protekcjonizm jest OK, korporacje trzeba ograniczać z powodu ich zagrożenia dla środowiska, bogaci nie płacą wcale zbyt wysokich podatków, państwo jest w wielu sprawach skuteczniejsze niż prywatna inicjatywa, kontrola inflacji jest mniej istotna od kontroli bezrobocia, protekcjonizm jest w handlu konieczny, dopłacający nie powinni mieć większego dostępu do służby zdrowia, postęp technologiczny, ułatwiający inwigilację, jest groźny tylko dla "ludzi złej woli", większy dostęp do broni nie jest potrzebny, zarobki prezesów dużych firm powinny być ograniczone, bezpłatną opiekę zdrowotną powinien zapewniać rząd, a płaca minimalna jest zdecydowanie dobrym rozwiązaniem. Na pytania światopoglądowe odpowiadałem także zgodnie z linią PiS.

I oto w Kompasie Politycznym wylądowałem mniej więcej w połowie lewej górnej ćwiartki kwadratu, w którym pośrodku przecinają się dwie osie: pionowa na linii autorytaryzm (na górze) – libertarianizm (na dole), pozioma na linii ekonomiczna lewica i prawica. Innymi słowy - starając się odpowiadać jak wyborca PiS okazało się, że jestem skłaniającym się ku autorytaryzmowi socjalistą. Gdy ten sam test rozwiązałem udzielając własnych odpowiedzi, znalazłem się daleko po prawej stronie gospodarczo z bardzo lekkim odchyleniem w górę, w stronę autorytaryzmu.

W teście IDR Labs znów okazało się, że głosując na PiS i podzielając jego poglądy byłbym w 75 proc. lewicowcem gospodarczym i w 58 proc. komunitarystą. Wypełniając ten sam test i udzielając odpowiedzi według własnych poglądów, ponownie znalazłem się po drugiej stronie spektrum.

ZOBACZ: W Polsce każdy spór jest polityczny. Zaremba o powrocie dzieci do szkół

Bardzo detaliczne i ciekawe wyniki uzyskałem w obszernym teście myPolitics, zawierającym aż 107 pytań. Odpowiadając tak jak w moim przekonaniu odpowiadałby wyborca PiS, dowiedziałem się na koniec, że faktycznie - spośród partii zasiadających w Sejmie to PiS jest moją partią wyboru, a gdybym chciał się znaleźć w młodzieżówce, powinno to być Forum Młodych PiS. Ale uwaga: według autorów testu moją partią wyboru w ogóle powinna być... Komunistyczna Partia Polski.

Osie poszczególnych dziedzin światopoglądu dzielą się w tym teście na trzy części procentowe, środkowa to mieszanka dwóch skrajnych. I tak, wczuwając się w rolę wyborcy PiS, na osi komunizm-kapitalizm osiągnąłem 64 do 33 do 3, co znaczy, że z czystego kapitalizmu zaczerpnąłem jedynie 3 proc., najwięcej zaś z komunizmu. Na osi regulacjonizm-leseferyzm - aż 67 do 31 do zaledwie 2, na osi anarchizm-autorytaryzm - 8 do 33 do 59, na osi ekologizm-antropocentryzm - 33 do 67 do 0 (nie dziwi nic w kontekście ostatnich pomysłów PiS), na osi progresywizm-tradycjonalizm 6 do 34 do 60, wreszcie na osi kosmopolityzm-nacjonalizm - 7 do 35 do 58. Opis całego rezultatu to "utopijny socjalizm".

Rzecz jasna, jak we wszystkich poprzednich przypadkach, odpowiadając zgodnie ze swoimi prawdziwymi poglądami znalazłem się daleko po drugiej stronie (m.in. 83 proc. po stronie kapitalizmu, 69 proc. po stronie leseferyzmu i aż 92 proc. po stronie antropocentryzmu). Nie muszę dodawać, że moją partią wyboru nie był tym razem PiS.

Kryteria prawicowości i lewicowości

Oczywiście tego typu testy to tylko rodzaj zabawy, jednak zabawy opartej na pewnych zasadach. Zbierają one odpowiedzi dotyczące poszczególnych węższych sfer (gospodarka, rola państwa, wolność obywatela, stosunek do tradycji) i sumują je, umieszczając na mapie wyznaczającej lewicę i prawicę. Nie jest przypadkiem, że we wszystkich tych testach poglądy głoszone przez Zjednoczoną Prawicę w Polsce plasują się po lewej stronie. Samozwańcza prawica okazuje się być lewicą. Przy tym moje własne poglądy umieszczają mnie dokładnie tam, gdzie sam deklaruję, że się mieszczę. Tu rozdźwięku nie ma.

Jak to się dzieje? Kryteria prawicowości i lewicowości zmieniały się oczywiście od końca XVIII w., ale to, że się zmieniły, nie znaczy, że zniknęły. Niektóre z nich pozostały na miejscu. Jak mówi anglosaskie powiedzenie - jeśli coś chodzi jak kaczka, kwacze jak kaczka i wygląda jak kaczka, to z pewnością jest to kaczka. Jeśli analiza programu i decyzji PiS pokazuje, że w większości wypełniają one przesłanki lewicowości, to z pewnością mamy do czynienia z lewicą. Niezależnie od tego, jak bardzo politycy partii rządzącej chcieliby to maskować. A chcą. Swego czasu Jarosław Kaczyński wyjaśniał na przykład, że to nieprawda, że politycy jego partii są socjalistami. "My po prostu mamy dużo empatii" - oznajmił.

Tego, że PiS gospodarczo i socjalnie jest zdecydowanie po lewej stronie - nie trzeba chyba udowadniać. Sam Mateusz Morawiecki w lipcu 2019 r. w Siemianowicach Śląskich wyznał: "PiS ma swoje źródła także w tej lewicowej, PPS-owskiej myśli. Jest również spadkobiercą myśli socjalistycznej i robotniczej". Agresywna redystrybucja, otwarta nieufność wobec ludzi, którzy dorobili się większych majątków, keynesizm w makroekonomii, niechęć wobec rozwiązań takich jak podatek liniowy, głęboka regulacja rynku, ograniczenie wolności handlu i wiele podobnych rozwiązań - wszystko to rozwiązania z asortymentu socjalistycznego. Tu nie ma o czym dyskutować.

ZOBACZ: Politycy nie chcą być ministrami. O rekonstrukcji przed rekonstrukcją

Ciekawsze i dla wielu mniej oczywiste są kwestie światopoglądowe czy relacja państwa z obywatelem. Zamieszanie może wynikać z tego, że wolność osobista obywateli, której PiS przesadnie nie ceni, jest błędnie kojarzona z tym, co uznaje się - niesłusznie - za charakterystyczny dla lewicy skrajny indywidualizm. W rzeczywistości mówimy tutaj nie o indywidualizmie, ale o podważaniu wartości wspólnoty, a to całkiem co innego. Zwolennikami skrajnie indywidualistycznego spojrzenia i kontestatorami instytucji państwa jako takiego są natomiast libertarianie, z którymi PiS jako żywo nie ma nic wspólnego.

Konserwatywne, prawicowe podejście do wolności oznacza tymczasem tyle, że obywatel porusza się w możliwie szerokich ramach, wyznaczonych przez wspólnotę i jej podstawowe - ale, podkreślmy, właśnie podstawowe - potrzeby, poza tym zaś cieszy się wolnością i ponosi za swoje wybory odpowiedzialność. Dobrym wzorcem kierunku lewica-prawica jest tutaj amerykańska scena polityczna, na której zwolennicy rozbudowanego rządu federalnego mieszczą się bezsprzecznie po lewej stronie. To zarazem nie przeszkadza amerykańskim konserwatystom podkreślać roli wspólnoty. Silna wspólnota nie musi bowiem wcale oznaczać wszechmocnego, wtrącającego się we wszystko rządu.

Wszystko w państwie, nic przeciw państwu

PiS wyznacza całkiem inny kierunek: wszystko w państwie, nic przeciw państwu. Jak największa centralizacja, lekceważący stosunek do codziennych wolności obywatelskich, przejawiający się również w przeregulowaniu codziennego życia oraz przekonanie, że to państwo musi obywatelem kierować, bo jest zbyt głupi, żeby robić to samemu.

ZOBACZ: Zaremba: Nowak nie może być nowym Dochnalem

Jest jeszcze oczywiście wątek obyczajowy, tradycjonalistyczny i patriotyczny, ale to nie wyznacza prawicowości. Wszak przedwojenna PPS była ugrupowaniem jednoznacznie patriotycznym, co nie przeszkadzało jej być zdecydowanie po lewej stronie. Gdy zaś idzie o kwestie obyczajowe, PiS w istocie niczego tu nie ruszył. Retoryczna zawziętość ugrupowania Kaczyńskiego jest odwrotnie proporcjonalna do faktycznych dokonań. Nie tknięto przecież przez pięć lat sprawy aborcji eugenicznej, kwestię konwencji stambulskiej odesłano w ramach ostentacyjnego uniku do Trybunału Konstytucyjnego, a w zamian zajęto się zwierzętami w całkowitej zgodności z postulatami najklasyczniejszej lewicy.

Dlaczego w ogóle zajmować się określeniami "lewica" i "prawica", skoro wielu komentatorów uznało, że mają znaczenie jedynie umowne? Warto je naprostowywać, ponieważ jest to zwyczajnie nieprawda, że nie mają żadnego znaczenia. Fakt, że są w Polsce (i nie tylko) używane niezgodnie ze swoim znaczeniem powinien nas tylko skłaniać, aby ten stan rzeczy zmieniać. Niech głosujący na patriotyczną "prawicę" zorientują się w końcu, że głosują na patriotyczną lewicę - tak jak pan Jourdain dowiedział się po latach, że mówi prozą.

Komentarze