"Zadają ból, łudzą pozorami". Dobiecki o symbolach, którymi karmi się świat
EPA/DAVID SWANSON

"Zadają ból, łudzą pozorami". Dobiecki o symbolach, którymi karmi się świat

Nie wszyscy się z tym godzą, ale wszyscy już doskonale wiedzą, że jedyną dziś oczywistą oczywistością jest konstatacja, iż nic nie jest przyjmowane jako oczywiste w oczywisty sposób. Mnogości i dowolności interpretacji – które wszystkie są siebie warte i które wzajemnie się wykluczają – nie opierają się żadne zdarzenia, zjawiska ani procesy. Żadne fakty – więc i żadne znaki.

Tych ostatnich mamy zaś w czasach zarazy, nawet (ponoć) słabnącej, wyjątkowo wiele. Mowa o takich, które niosą albo mają nieść ważkie treści; mają lub choćby mogą być odczytane jako referencje, manifesty czy drogowskazy. W tym gąszczu znaczeń nieocenionym przewodnikiem byłby mistrz semiotyki Umberto Eco. Chociaż, rzecz jasna, i jego narracja spotkałaby się albo z bezwarunkową afirmacją, albo z kategoryczną negacją. Albo też, może zresztą najczęściej, ze wzruszeniem ramion. Kto wie, może ta trzecia postawa (rodzaj wyrozumowanego, a choćby i bezrozumnego désintéressement) jest teraz psychicznie najbardziej komfortowa...  Trudno jednak o obojętność wobec znaków, memów, sygnałów i symboli, skoro te atakują nas bezustannie. W realu i "wirtualu", w świadomej percepcji, w podświadomości i w wyobraźni. Jedne utwierdzają nas we własnych racjach, inne przyprawiają o dysonans poznawczy. Niektóre zadają ból. Jeszcze inne łudzą pozorami – jak politycy w rolach medycznych ekspertów i lekarze uprawiający politykę. Oto kilka przykładów.

Amerykańscy policjanci klęczący przed demonstrantami

Scena nieprawdopodobnie nasycona znaczeniami,  a jeszcze wzmocniona hasłem „nie mogę oddychać”, ostatnimi słowami George'a Flyoda. Tu jest i wirus rasizmu, i policyjna śmiertelna przemoc, i dławiąca atmosfera rządów Trumpa. Ale również koronawirus, który zabija odbierając oddech; który zabija odbierając pracę... Zgięte kolano jest wyrazem buntu, jak w oryginale u sportowca Colina Kaepernicka, lecz nie  w przypadku policjantów. W ich wykonaniu to gest solidarności i skruchy, pokuty bez mała. Czy zawsze? Otóż niekoniecznie.

Jakie są prawdziwe intencje klęczących policjantów?EPA/ETIENNE LAURENT
Jakie są prawdziwe intencje klęczących policjantów?

 

Według informacji z różnych źródeł część policjantów reaguje w ten sposób z oportunizmu lub ze strachu przed możliwą agresją protestujących. Są ponoć i tacy, dla których przyklęknięcie nie jest znakiem pokory, tylko imitacją i pochwałą morderczej metody policjanta Chauvina z Minneapolis: to jest wciąż kolano miażdżące szyję Floyda. W takiej interpretacji byłby to znak pokrewny z zachowaniem pewnego mieszkańca Południa USA, który przykładnie zastosował się do sanitarnego nakazu noszenia maski, tyle że w jej charakterze użył szpiczastego kaptura Ku Klux Klanu.

Maska: niezbędnik, śmieć, kod

Ten rekwizyt zostanie z nami już na dobre, znajdzie miejsce w domowych apteczkach obok aspiryny i plastra na skaleczenia. Maska, podobnie jak jednorazowe rękawiczki, zostanie z nami jednak jeszcze bardziej na złe – jako piętrząca się góra nowych odpadów. Konieczność wyposażenia się w te środki ochronne, a potem wyrzucenia zużytych, unieważniła troskę o środowisko, jaka już się chyba zakorzeniała w zbiorowej świadomości. Jakby atak COVID19, następnie zaś imperatyw (zwłaszcza ekonomiczny) „nowej normalności” zwolniły nas ze zobowiązań wobec natury i klimatu.

Maska na twarzy. Symbol protestu i światowej pandemii koronawiusaEPA/FRANCISCO GUASCO
Maska na twarzy. Symbol protestów i światowej pandemii koronawiusa

 

A generalnie: zakładanie maski lub ignorowanie tego nakazu/zalecenia miałoby być wyznacznikiem stosunku do świata „z całym jego zakłamaniem, znojem i rozwianymi marzeniami” (to z „Dezyderaty”). Ponieważ zdecydowana większość maski zakłada wtedy i tam, gdzie jest to wskazane – czy jej brak na twarzy należy uważać za osobistą manifestację, za kod przynależności do jakiegoś intelektualnego nurtu lub kręgu wtajemniczenia? Do obozu politycznego? No nie, epidemia koronawirusa nie powinna oznaczać epidemii aberracji.

Narodowa prawica gorsza niż liberałowie i lewica

To może być teza do obrony, ale akurat nie na postawie przebiegu zmagań z koronawirusem. Jej prawdziwości pandemia bowiem nie zweryfikowała pozytywnie. Negatywnie zresztą też nie. Nie ma podstaw do wskazywania USA, Brazylii i Rosji jako państw najbardziej dotkniętych przez koronawirusa dlatego, że rządzą nimi „silni ludzi” (względnie uważający się za silnych) o autorytarnych zapędach. Dość przypomnieć – zachowując szacunek dla proporcji – Włochy, Hiszpanię, Francję czy może zwłaszcza Belgię: wszystkie pod rządami liberalno-lewicowymi. Przywódcy rodem z prawicowych formacji nie mieli też monopolu (co skądinąd ich postępowania nie usprawiedliwia) na lekceważenie restrykcji sanitarnych, motywowane interesami politycznymi, pozycją władczą albo i „lepszym bólem”. Owszem, Donald Trump ostentacyjnie nie nosi maski. Angela Merkel też jej nie zakłada, tyle że – jak to ona - bez ostentacji.

Chlorochina (hydroxychlorochina) jako lekarstwo polityczne

Dokładnie: prawicowe. Chyba największa brednia, jaką można było przeczytać i usłyszeć w dyskusjach na temat tego medykamentu. We Francji chlorochinę, skuteczną wcześniej w leczeniu m.in. malarii, ordynował chorym na COVID19 profesor z Marsylii Didier Raoult. Z żadnymi sympatiami politycznymi się nie obnosił. Kiedy jednak preparat zaczęli przyjmować prezydenci USA, Brazylii i Salwadoru – wszyscy z jednego obozu, nielubianego przez obóz drugi – chlorochina dowiedziała się o sobie, że jest prawicowa. Stanowisko Światowej Organizacji Zdrowia w przedmiocie tego leku, jak zresztą w kilku innych przedmiotach, sprawiało nieodparte wrażenie upolitycznienia.

Stanowisko nie było przychylne. Uległo jednak zmianie, kiedy prestiżowy magazyn „Lancet” poczuł się w obowiązku zaprzeczyć konkluzjom własnej wcześniejszej publikacji, w której podważono skuteczność chlorochiny oraz rzetelność metod badawczych i terapeutycznych prof. Raoulta. W efekcie WHO przyzwoliła na dalsze prace nad doskonaleniem tego lekarstwa; być może jego massa tabulettae zostanie uzupełniona o cząsteczki liberalne.

Kwarantanna i dystans społeczny

Jak nas zmieniły? Czego dowiodły? Sami jeszcze tego nie wiemy, ale dumają już nad tym filozofowie, od tego są. Włoch Giorgio Agamben, kojarzony z lewicą, uważa, że pandemia odcisnęła na nas paskudne piętno osobności. Bo – skazując na zamknięcie w domach, a potem na zachowanie odpowiedniej odległości od bliźniego – doprowadziła do zerwania więzi między ludźmi, już i tak wcześniej nadszarpniętych. Innego zdania jest Francuz Alain Finkielkraut, z lewicą niekojarzony.

ZOBACZ: Marek Krajewski: mamy czas próby i powinniśmy go spożytkować jak najlepiej [WYWIAD]

Według niego respektowanie nakazu izolacji, później noszenia masek w zamkniętych miejscach publicznych dowiodło poczucia troski o innych. Czyli istnienia i rozumienia ludzkiej solidarności... Proszę sobie wybrać właściwą wykładnię, pamiętając wszakże, że nic już nie jest przyjmowane jako oczywiste w oczywisty sposób. Szczególnie w czasach zarazy, ponoć słabnącej.    

Komentarze