Bronię Szumowskiego. I pytam Szumowskiego
PAP/Radek Pietruszka

Bronię Szumowskiego. I pytam Szumowskiego

Całkiem niedawno minister zdrowia Łukasz Szumowski zapowiadał, że będziemy maseczki nosili półtora roku, do czasu wynalezienia szczepionki. Teraz  nadal utrzymuje, że wirus pozostanie z nami „przez długi czas”. Ale ta uwaga służy uzasadnieniu czegoś całkiem przeciwnego.

W rozmowie z dziennikarzem Polsatu Bogdanem Rymanowskim, pytany o szczególnie krytykowane przez niektórych lekarzy zezwolenie na wesela „do 150 osób”, odpowiedział pytaniem: Mamy tego odmawiać ludziom przez rok?

Lockdown nie do utrzymania

Te wiraże są zbyt drastyczne, żeby wielu ludzi nie zaczęło tego punktować. Chciałoby się zawołać: panie ministrze, za wiele publicystyki, wtedy i teraz. Co powiedziawszy spokojnie,  nie krzycząc, spróbuję jednak zrozumieć kręty kurs rządu Morawieckiego. Tym bardziej, że do tej pory raczej się wstrzymywałem z ocenami metod, jakimi walczy się z pandemią. Spór budził wielkie emocje, tym większe im mniej fachowe osoby się wypowiadały. Ja także nie pretenduję do miana fachowca. Próbuję wyprowadzać wnioski ze spójności argumentów.

ZOBACZ: Wiedział, co będzie po śmierci

Premier Mateusz Morawiecki powiedział niedawno na spotkaniu z naczelnymi kilku gazet, że lockdown służył przede wszystkim przetrzymaniu pierwszego ataku wirusa, do czasu, kiedy władza nie będzie pewna, że dysponuje respiratorami i miejscami w szpitalach. Dziś chorych wciąż przybywa, na co wskazuje opozycja i niektórzy eksperci. Ale mamy przynajmniej gwarancję, że system opieki nad nimi się nie rozsypie. A lockdown w pełnej postaci był na dłuższą metę  nie do utrzymania. Z powodu wytrzymałości gospodarki, finansów państwa i wytrzymałości ludzi.

Oczywiście, wyborcze wyrachowanie prawicy ma tu swoje znaczenie. Ale mam wrażenie, że każda władza szłaby zygzakowatą drogą. Stąd choć opozycyjne partie wciąż powtarzają, że robi się zbyt mało testów (akurat ostatnio jest ich więcej), nie mają odwagi kwestionować otwarcie odmrożenia. Tak jak nie miały pokusy aby podważać powszechnie akceptowany przez lekarzy lockdown.

Spójność rządowych wypowiedzi jest oczywiście do oceny, podobnie jak skutek poszczególnych cząstkowych decyzji, z owymi weselami na czele. Jednak poprzednia strategia zostawiła przecież swoje ślady. Polaków mocno wystraszono. Wszędzie ludzi jest znacząco mniej, i będzie mniej jeszcze przez długie miesiące. Co niewątpliwie jest okolicznością hamującą lawinowe zachorowania.

Prawdziwe odmrożenie może nastąpić jesienią. O ile druga fala tego nie zniweczy, ale tu możemy na razie liczyć najwyżej na proroków.

Prymusi czy karni uczniowie?

Jest coś jeszcze. Z jednej strony pandemia ujawniła iluzoryczność globalizacji. Ratowanie się w ramach państw narodowych okazało się najbardziej naturalnym kierunkiem. Dopiero w przyszłości Unia Europejska może walkę z pandemią na powrót umiędzynarodowić -  masowym programem wspierania gospodarek swoich członków. A jednak globalność ludzkich zachowań okazała się decydująca w innej sferze.

Przy różnicach w czasie reagowania i poszczególnych metodach państwa europejskie, ze znamiennym i coraz mniej przekonującym wyjątkiem Szwecji, poszły jednak drogą podobną. Poszły w chwilowym zamrożeniu, i teraz w rezygnacji z lockdownu.

PiS z premierem i ministrem Szumowskim mogą się ogłaszać prymusami, ale tak naprawdę okazali się karnymi uczniami maszerującymi w szeregu. Nie dałoby się, zwłaszcza w polskich warunkach brutalnej politycznej polaryzacji uzasadnić, że nie zamrażamy, skoro tak decydują główne stolice. I nie dałoby się – chyba -  obronić  teraz dalszego trzymania ekonomii, ludzkich biznesów, a więc także rynku pracy, w totalnej lodówce.

Jedni oglądają się tu na drugich. A prawica, jakby nie była obcesowa w naginaniu różnych przepisów i zwyczajów, wciąż na końcu ogląda się na wyborców. Może i sytuacja epidemiologiczna jest inna w Polsce, i powiedzmy we Francji. Ale to ciężko się tłumaczy ludziom rozżalonym, zmęczonym, wściekłym.

Dlatego choć mam wątpliwości, to jednak rozumiem. Owszem, można debatować nad alternatywą podsuwaną najmocniej przez posła PiS Andrzeja Sośnierza. Wskazuje on na Koreę Południową czy Australię, jako na przykłady państw, które poradziły sobie innymi metodami, precyzyjnego wyławiania zarażonych zamiast zamykania wszystkiego.

ZOBACZ: Marek Krajewski: mamy czas próby i powinniśmy go spożytkować jak najlepiej [WYWIAD]

Intuicyjnie czuję, że mamy zbyt mało sprawne służby państwowe aby coś takiego skutecznie osiągnąć. Że pojawiłyby się pytanie o totalną inwigilację obywateli. Możliwe, jednak że coś przeoczyliśmy. Nawet nie usłyszałem, jak rząd się do tych argumentów Sośnierza odnosi. Ale też nie odniosła się do metody tamtych państw reszta Europy.

Można by powiedzieć, że PiS okazał się tu specem w niewyróżnianiu się. To przyszłość oceni, czy słusznie, Na razie uniknęliśmy wrażenia kataklizmu i – co ważne – odruchów eutanazyjnych, które pojawiły się w wielu państwach Europy, wobec ludzi starszych.

Nie jestem więc chwalcą, ale zalecam ostrożność w osądach. To dotyczy także drugiej kwestii związanej z polską służbą zdrowia. Chodzi o tak zwaną aferę właśnie obronionego przez pisowską większość w Sejmie  ministra Łukasza Szumowskiego.

Czy każdy chwyt jest dozwolony?

Możliwe, że Szumowski, wcześniej próbujący łączyć aktywność naukową z biznesową, okazał się zbyt pragmatyczny. Że przyjmując posadę w ministerstwie nauki, gdy jego brat wciąż biznesowo aktywny, był petentem podległych temu resortowi instytucji, zlekceważył pojęcie konfliktu interesów. Choć przecież zapewnienia, że decyzje w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju zapadały w drodze przejrzystych konkursów, niezależnych od patronatu ministerstwa, brzmią przekonująco.

Nieprzekonująca bywa druga strona, kiedy z kolei paniczne poszukiwanie środków ochrony na początku pandemii obraca przeciw ministrowi – mowa tu o tzw. aferze z wadliwymi maseczkami. Robi to metodami chwilami dwuznacznymi, bo czymże jest umawianie niefortunnego kontrahenta resortu z dziennikarzem „Wyborczej” przez mecenasa Romana Giertycha? Który – wiele na to wskazuje – wyszedł poza swoją rolę adwokata. A już całkiem nie sposób zaakceptować obecności obrzydliwych,  zniesławiających ministra plakatów w gablotach należących do Agory. Jest kampania, ale czy każdy chwyt jest dozwolony?

Przedstawianie tego polityka jako głównego grabieżcy Polski to absurd. Tymczasem każdego dnia przejeżdża on do pracy z Anina pod wiaduktem, na którym widnieje napis „Łukasz Szumowski gangster”.

Choć skądinąd uważam, że Jarosław Kaczyński, gromko broniący ministra, zastanawia się w duszy, czy słusznie wziął sobie kogoś „z rynku”.

A może lepiej było postawić na polityka, komu choć partia  próbowałaby prześwietlić życiorys? Ja nie umiałbym rozstrzygnąć takich dylematów. Szumowski na początku wygasił wojnę PiS ze środowiskiem lekarskim. A teraz, co by nie powiedzieć  o jego kiksach i błędach, szedł w sprawie walki z pandemią wspólną europejską drogą. Dużo to czy mało?

Pandemia zmieni podejście do służby zdrowia

Jeśli mam pytanie – i do Szumowskiego, i do jego formacji, to całkiem inne. Nie da się chyba utrzymać fikcyjnego założenia, że po pandemii podejście do służby zdrowia ma być takie jak przed nią. Możliwe, że znowu myliliśmy  się tu z innymi państwami europejskimi. Przypomnijmy belgijskich lekarzy odwracających się od swojej minister zdrowia. I pewnie PiS szedł tu drogą przetartą przez poprzednią władzę.  Niemniej powinniśmy się uczyć na błędach – swoich i cudzych.

ZOBACZ: Premier odwiedziła szpital. Lekarze odwrócili się do niej plecami

Polacy wymieniają system ochrony zdrowia jako najważniejszy problem wyborczy. Zapewne pod wpływem opozycji, ale i pod wpływem doświadczeń ostatnich dwóch miesięcy. Przesadą było pasowanie wszystkich lekarzy jak leci na bohaterów. To także stało się tematem swoistej licytacji: „Jesteś za medykami, albo za rządem PiS”.  Ale ciężkie warunki ich pracy ujawniły się w całej pełni. Pierwszy problem z brzegu: i lekarze i pielęgniarki są zbyt starzy. A żeby godnie żyć, muszą pracować w kilku miejscach.

Tymczasem wyborcze wypowiedzi Andrzeja Dudy, które można traktować jako listę najświeższych priorytetów PiS, służby zdrowia prawie nie dotyczą. Ostatnia mocniejsza padła przed pandemią, i dotyczyła programu walki z rakiem. Wciąż łatwiejsze wydaje się forsowanie ważnego skądinąd podniesienia zasiłków czy obrona wielkich inwestycji mających polityczną naturę (co nie musi oznaczać, że niepotrzebnych).

To milczenie prezydenta Dudy jest kontynuacją linii Szumowskiego, który nie czując się  na siłach, by wymusić na swoim rządzie generalną zmianę podejścia do tematyki zdrowotnej, próbował uzdrawiać punktowo. Jego programy wzmocnienia kardiologii, onkologii, leczenia ludzi starszych czy psychiatrii spotykały się z pochwałami specjalistów w tych dziedzinach. Zapewne uzasadnionymi. Ale podstawowe bolączki pozostały. Kolejki zasadniczo takie same jak za rządów PO-PSL. I przywołana już nienormalna sytuacja na rynku pracy. Zapaść wielu szpitali powiatowych. Itd. itp.

Służby zdrowia nie można zostawić

To także pytanie do opozycji, która o tym wszystkim mówi, ale oferuje głównie hasła. Mam szacunek dla Władysława Kosiniaka-Kamysza i dla Lewicy, że otwarcie wzywają do podniesienia składki zdrowotnej. Nie możemy być na jednym z ostatnich miejsc w Europie w sumach przeznaczanych na ratowanie zdrowia Polaków. Ale mam wrażenie, że ci opozycjoniści nie zdołali wytłumaczyć tymże Polakom, czego oni powinni się konsekwentnie domagać w tej dziedzinie od rządzących – każdych.

Nic dziwnego, skoro na przykład kampanijne przesłanie Roberta Biedronia sprowadza się do powtarzanego nieustannie zdania: „Jestem jedynym kandydatem postępowym”. Czyli takim od wygrażania Kościołowi i obiecywania praw środowiskom LGBT. A może należałoby zacząć od pytania: „Czy czternasta emerytura dla wszystkich, także zamożnych? Czy może jednak więcej pieniędzy na leczenie seniorów?”. A szerzej od pytania zadanego w książce Łukasza Pawłowskiego „Druga fala prywatyzacji”. Czy najbardziej popularne rozdawnictwo adresowane do obywateli może być realizowane kosztem publicznych usług. Także zdrowotnych.

W tej nieskuteczności kryje się i wyrażane ukradkiem przekonanie, że służba zdrowia to worek bez dna, który pochłonie każde sumy. I obserwacja polityków, że w normalnych czasach chorzy nawet wraz z rodzinami to mniejszościowe lobby. Ale jednak tego nie można zostawić. Choćby dlatego, że wirus może nas nie zostawić.

Ale i dlatego, że niedomogi służby zdrowia wymuszają na lekarzach w szpitalach setki decyzji bliskich eutanazji. Skoro uniknęliśmy tej widowiskowej, z powodu pandemii, spróbujmy uniknąć tej zwykłej, nigdzie nie zapisanej.

Komentarze