W obronie centrów handlowych. Warzecha odpowiada na tekst Śpiewaka
PAP/Mateusz Marek

W obronie centrów handlowych. Warzecha odpowiada na tekst Śpiewaka

Człowiek w swoich wyborach kieruje się wygodą i jest w tym racjonalny. Im więcej zysku im mniejszym wysiłkiem, tym lepiej. Centra handlowe nie dlatego cieszyły się powodzeniem, że ktoś ludzi zmuszał, aby tam chodzili, ale dlatego właśnie, że tej potrzebie wygody odpowiadały.

Jana Śpiewaka i innych ich przeciwników muszę rozczarować: nawet jeśli - czego bym sobie nie życzył - epidemia spowoduje zamknięcie jakiejś części centrów handlowych, to skutkiem tego w Polsce nie będzie renesans miejskiej przestrzeni, a już na pewno nie takiej, jaka ona jest w wizji aktywistów miejskich: zamkniętej dla samochodów, udającej wieś w środku miasta. Bo to jest po prostu niewygodne.

Wygodne centra handlowe

Jan Śpiewak z radością ogłasza śmierć centrów handlowych, wysnuwając z tego wnioski cokolwiek momentami zaskakujące. Tekst opublikowany w Tygodniku Polsat News zaczyna się bowiem od stwierdzenia: "Kres ich potęgi to szansa na to, że życie, lokalna przedsiębiorczość i demokracja wróci do polskich miast". Nie wiedziałem, że centra handlowe skasowały w polskich miastach lokalną przedsiębiorczość, a już tym bardziej demokrację, ale może nie wszystkie zjawiska polityczno-społeczne śledzę wystarczająco dokładnie.

ZOBACZ: Wirus zaatakował sklepy. Polacy zmniejszyli zakupy o ponad 20 proc.

Założenia, na których swoje przewidywania oparł Śpiewak, są równie wątpliwe jak modele epidemiczne, na których opiera się minister Szumowski. Tak, centra handlowe mają obecnie problemy i te problemy będą się ciągnąć. Wynikły one najpierw z przymusowego zamknięcia, a więc niemożliwości zarabiania. Teraz wynikają z obostrzeń, które nadal trzeba w tych obiektach zachować oraz z obaw klientów. Żaden z tych czynników nie będzie jednak trwać w nieskończoność.

Nowe centrum handlowe PAP/Mateusz Marek
Nowe centrum handlowe "Elektrownia Powiśle" w Warszawie

Centra handlowe zostały zbudowane na modelu, który uwzględniał i odpowiadał na wspomnianą potrzebę wygody. Stały się miniaturowymi miasteczkami handlowymi pod dachem - co ma znaczenie w polskim klimacie, przez co najmniej pół roku niekoniecznie przyjemnym. Do centrów handlowych nie szło się na ogół po konkretne zakupy, ale spędzić czas, zjeść, a kupić coś przy okazji. Właściwa proporcja miejsc rozrywki, gastronomii, usług, sklepów i rozrywki sprawiała, że te sektory się wzajemnie napędzały. Jednocześnie o każdej porze roku panowała optymalna temperatura, nie padały deszcz czy śnieg oraz - co stawało się coraz ważniejsze w miarę, jak lewicowa ideologia transportowa czyniła kierowców mieszkańcami drugiej kategorii w największych polskich miastach - dawało się bez problemu zaparkować.

Luddystom się nie udało i Śpiewakowi też się nie uda

Można się na ten model zżymać, jak robi to Śpiewak, ale co to zmienia? On się sprawdzał, bo ludzie tego chcieli. Okazało się, że model dotychczasowy - czyli handlowej ulicy - jest najzwyczajniej mniej komfortowy. Robienie biznesowi zarzutu z tego, że dobrze odczytał potrzeby konsumentów i zaspokaja je w umiejętny sposób, jest kuriozalne.

Można się spierać co do lokalizacji poszczególnych centrów handlowych, choć akurat w Warszawie - poza może Złotymi Tarasami przy Dworcu Centralnym - nie powinna ona budzić większych wątpliwości. Nie jest też prawdą, że nie ma wśród centrów handlowych udanych realizacji. Łódzka Manufaktura na przykład - zresztą pomysł Szwajcara z polskim rodowodem - ocaliła od niechybnej ruiny dawny kompleks fabryczny Izraela Poznańskiego. Manufaktura jest czymś więcej niż zwykłym centrum handlowym, ponieważ nie obejmuje jednej zamkniętej przestrzeni. Pomiędzy kilkoma budynkami jest też odkryty, bardzo obszerny rynek, na którym odbywało się wiele imprez kulturalnych, organizowanych przez miasto. Można tam też znaleźć niewielkie muzeum, pokazujące historię łódzkiego włókiennictwa z wciąż działającym mechanicznym krosnem liczącym sobie około stu lat.

ZOBACZ: Cyfrowi proletariusze, łączcie się!

Tak, to prawda, że Manufaktura przyczyniła się do handlowego upadku Piotrkowskiej. Ale to nie znaczy, że była sprawcą jedynym, a nawet głównym. Na Piotrkowską - podobnie jak na wiele innych głównych ulic w miastach z Nowym Światem w Warszawie włącznie - oraz na rynki czy place koncepcji nie mieli włodarze. Proces koncentracji handlu pod dachami centrów handlowych był nieunikniony, a na opuszczane przez sklepy miejsca należało mieć inny pomysł, na przykład dając tam preferencyjne warunki małym zakładom rzemieślniczym. Dziś ewentualny upadek Manufaktury nie reanimowałby Piotrkowskiej, za to skutkowałby powstaniem w sercu miasta wielkiego, martwego, popadającego w ruinę obszaru, w dodatku w części zabytkowego.

Centrum handlowe PAP/Mateusz Marek
Centrum handlowe "Elektrownia Powiśle" w Warszawie

Śpiewak pisze: "Z ulic znikają sklepy i małe punkty usługowe. Lokalni przedsiębiorcy, których stać na wysokie czynsze przenoszą swoje punkty do galerii. Reszta biznesów upada. Centra stają się turystycznymi makietami albo przypominają scenerię z serialu o zombie. To nie koniec wad centrów handlowych. Powodują one wzrost ruchu samochodowego i korki. Wzmacniają nasze uzależnienie od samochodów i transportu indywidualnego, który generuje ogromne koszty dla budżetu samorządów, służby zdrowia i środowiska".

Trzeba się nad tymi argumentami na chwilę zatrzymać. Czy gdyby nie było centrów handlowych, małe biznesy by się utrzymały? Oczywiście - nie. Ich upadek jest skutkiem innych procesów: wysokich czynszów na głównych ulicach, przenoszenia się handlu do sieci, kupowania rzeczy tańszych i o mniejszej trwałości, za to częściej, przy rezygnacji z naprawiania tego, co się już ma. Śpiewak jest jak XIX-wieczni luddyści: chciałby odwrócenia nieuniknionych procesów ekonomicznych. Luddystom się nie udało, Śpiewakowi i jemu podobnym, miejmy nadzieję, także się nie powiedzie.

Samochód będzie jeszcze popularniejszy

Śpiewak, znany antysamochodowy aktywista, odwraca też logikę, gdy idzie o transport indywidualny. To nie centra handlowe wzmacniają uzależnienie od samochodu - centra oferują parkingi i łatwość dotarcia autem, bo tak chcą się przemieszczać i robić zakupy klienci. I mam dla Śpiewaka złą wiadomość: w czasie po epidemii samochód stanie się jeszcze popularniejszy, bo jest zdrowotnie bezpieczniejszy niż transport zbiorowy. A to z kolei może zadziałać na rzecz centrów handlowych.

ZOBACZ: Uzależnieni od Chin. "Potrzebna regulacja i cła zaporowe"

Niedawne badanie Kantaru, dotyczące dopiero co odmrożonych centrów handlowych pokazało, dlaczego klienci nie rzucili się do nich tłumnie, gdy było to już możliwe. Ruch w pierwszym tygodniu ponownego otwarcia był aż o 42 proc. mniejszy niż w podobnym okresie rok temu. To spadek druzgocący, ale wszystko jest kwestią punktu odniesienia. Jeśli wziąć pod uwagę epidemię, obawy o własną sytuację materialną, spadający optymizm konsumentów - co dramatycznie ogranicza popyt wewnętrzny - to być może nie jest to rezultat aż tak kiepski.

Centra się dostosują

Czemu klienci nie wracają tłumnie do centrów handlowych? Boją się koronawirusa (43 proc.), czują się zniechęceni przez reżim sanitarny (31 proc.), przez zamknięcie ulubionych sklepów (25 proc.), niektórych stref - czyli przede wszystkim tych związanych z rozrywką (22 proc.), niemożliwość zjedzenia na miejscu (21 proc.). Przy czym ta ostatnia przyczyna zniknęła już po publikacji badania, choć, jak wiadomo, możliwość spożywania posiłków będzie nieco ograniczona.

Śpiewak uważa, że te wszystkie powody są permanentne i centra handlowe się już nie podniosą. Owszem, niektóre - szczególnie te mniejsze i w mniejszych ośrodkach - mogą zostać zamknięte. Ze szkodą zresztą dla małego, niesieciowego biznesu, który miał w nich swoje miejsce oraz dla polskich często właścicieli. Ale żadna z wymienianych przyczyn nie ma trwałego charakteru. Strach przed koronawirusem będzie malał, a choroba będzie powszednieć. To widać choćby po podejściu do narzucanych ograniczeń. Policja sygnalizuje, że zwiększyła się liczba interwencji związanych z nienoszeniem maseczek - to jasny sygnał, że Polacy w coraz mniejszym stopniu przejmują się epidemią. A w miarę rozkręcania się nowej kampanii wyborczej koronawirus zejdzie dla wielu w ogóle na dalszy plan.

ZOBACZ: Długie oczekiwanie na szybkie testy

Ograniczenia z czasem będą znoszone, a do tych, które pozostaną, ludzie będą się przyzwyczajać. Oczywiście centra handlowe jeszcze przez wiele miesięcy nie będą mogły odtworzyć swojego wcześniejszego modelu funkcjonowania, ale i one się dostosują.

Nawet w czasach pandemii w Polsce powstają nowe centra handlowe.PAP/Mateusz Marek
Nawet w czasach pandemii w Polsce powstają nowe centra handlowe.

Skrajną naiwnością jest natomiast oczekiwanie, że ich kłopoty przywrócą do życia centra miast, handlowe ulice czy targowiska. Te ostatnie zresztą akurat mają się nieźle nawet w dużych miastach, bo pełnią inną funkcję niż centra handlowe. Uzupełniają je, a nie konkurują. Tak, jak do centrów handlowych skierowała klientów wygoda i racjonalne podejście do własnego czasu, tak ich ewentualny upadek - wątpliwy - skieruje ludzi do internetu. I jest to jedyny kierunek.

Chyba, że znajdą się aktywiści, którzy w imię ideologii będą chcieli odgórnie ograniczyć internetowy handel. Wiem, wiem - lepiej nie podpowiadać.

Komentarze