Od kilku dekad nie opuszcza pierwszej piątki najbogatszych i najchętniej czytanych pisarzy na świecie. Zmieniają się mody, literackie gwiazdy kolejnych sezonów popadają w zapomnienie, rosną nowe pokolenia, a mistrz powieściowej grozy, (choć przecież nie tylko grozy), wciąż nie traci formy. Począwszy od 1974 roku napisał ponad 80 książek, (które sprzedały się w ponad 350 mln egzemplarzy), a znaczna ich część doczekała się ekranizacji. Niektóre nawet więcej niż raz. Jest bodaj najczęściej przenoszonym na ekran pisarzem, a o prawa do adaptacji jego książek, studia filmowe biją się już na etapie ich pisania. Tak od ponad 40 lat.
Stephen King wydaje książki w tempie, za którym tylko najbardziej zaangażowany fan nadąży. Minęło siedem miesięcy od opublikowanego we wrześniu 2019 r. „Instytutu”, a już uraczył nas kolejnym tytułem. „Jest krew” to powrót pisarza do krótszej formy, do opowiadań, choć tytułowe, (liczące ponad 200 stron) w przypadku innego pisarza byłoby osobną powieścią.
To właśnie ono, choć nie łączy się bezpośrednio z fabułą „Outsidera”, stanowiąc samodzielną opowieść, jest zarazem jego przedłużeniem. Także poprzez postać Holly Gibney, znanej prócz „Outsidera” także z trylogii o Billu Hodgesie. To zarazem centralna historia tego złożonego z czterech opowiadań tomu.
"Jest krew, są czołówki"
Jak przyznaje autor w posłowiu, pomysł na tę opowieść nosił w głowie od lat. „Jest krew, są czołówki” mawiają dziennikarze tabloidów, stąd jej tytuł.„Zacząłem zauważać, że istnieje pewna grupa korespondentów telewizyjnych, którzy jakimś cudem zjawiają się wszędzie tam, gdzie dochodzi do koszmarnych tragedii: katastrof lotniczych, masowych strzelanin, zamachów terrorystycznych, śmierci sławnych ludzi” - tłumaczy King.
Historia rozgrywa się w grudniu 2020 roku, a więc w przyszłości. Do Holly dociera wiadomość o potężnej eksplozji w jednym z gimnazjów w Pensylwanii. Ginie wielu uczniów, jeszcze więcej jest rannych. Człowieka, który dostarczył bombę, filmują kamery monitoringu. Wydarzenie na bieżąco relacjonuje lokalny dziennikarz, którego z czasem Holly zacznie kojarzyć z tragediami z przeszłości. Mężczyzna zawsze jest w pobliżu, gdy do nich dochodzi. Siódmy zmysł podpowiada jej, że to nie przypadek. Tak odkrywa, że ma do czynienia z istotą, która karmi się cudzym bólem, ze stworzeniem, (jasne, ze nadprzyrodzonym, w końcu to King), które czerpie siłę z ludzkiej agonii.
To jej nowy outsider, za którym będzie podążać, z tą samą determinacją, jaka doprowadziła ją do celu w teksaskiej jaskini.
- Nowy „potwór” może być jakimś dalszym kuzynem poprzedniego – tłumaczy ma nagraniach adresowanych do Ralpha Andersona, które dotrą do niego pocztą miesiąc później. Ralpha nie ma w tej opowieści, pojawia się jednak za sprawą jej wspomnień i owych nagrań. Większość z nas ma jeszcze świeżo w pamięci zaadaptowanego na serial HBO „Outsidera” ze świetnymi rolami Bena Mendelsohna (Ralpha) i Cynthii Erivo (Holly).
Postać Holly, (w literackim pierwowzorze biała, w serialu HBO ciemnoskóra, ku niezadowoleniu części powieściowych fanów), doczekała się jeszcze innego, ekranowego wcielenia. Zagrała ją bliższa (fizycznie) opisowi postaci przez Kinga Justin Lupe w „Panu Mercedesie”, równie udanej ekranizacji pierwszej części trylogii o Billu Hodgesie. Które z wcieleń bohaterki bliższe jest dzisiaj pisarzowi? Czytając opowiadanie „Jest krew, są czołówki”, można odnieść wrażenie, że właśnie ta z „Outsidera”. Zniknęła bowiem w opowiadaniu nieśmiała, zahukana za sprawą matki dziewczyna, jej miejsce zajęła magnetyczna, nowa Holly. Pewna swego. Widać, że King lubi tę postać. W posłowiu przyznaje: „Kocham Holly. Miała być pomniejszą postacią w „Panu Mercedesie”, ot, ekscentryczną statystką. A skradła moje serce. (…) Ilekroć do niej wracam, oddycham z ulgą, kiedy widzę, że nadal bierze Lexapro i nie pali. To pierwszy solowy występ Holly i mam nadzieję, że oddałem jej sprawiedliwość.”
ZOBACZ: "Nie ma szczęśliwych Kennedych". Amerykańskie media znów piszą o klątwie słynnego rodu
„Solówka” Holly pokazuje emocjonalną głębię postaci, która widzi i słyszy więcej niż większość ludzi. Jej samotna walka z nowym outsiderem, obserwowanie, jak pokonuje przeszkody, w tym własny strach i niełatwą przeszłość, jest jedną z głównych przyjemności książki.
Motywem przewodnim niemal wszystkich utworów Kinga jest zło, które przyjaciel Holly opisuje tu jako "dużego, uszarganego, lodowatoszarego ptaka", który wlatuje w czyjąś głowę, zmuszając do okrutnych czynów. Stale obecne jest jednak też przeciwieństwo zła, u Kinga przybierające często postać przyjaźni. Tak jest w tytułowym opowiadaniu. Przyjaźń unicestwia strach.
Telefon zza światów i twórcza niemoc
Zupełnie inne w konwencji, pozornie bliższe realizmowi, jest opowiadanie otwierające tom "Telefon pana Harrigana”. Jego sercem jest przyjaźń między młodym chłopcem i zarazem narratorem Craigiem, a Johnem Harriganem - emerytowanym miliarderem, dla którego pracuje, czytając mu powieści. Akcja rozgrywa się na amerykańskiej prowincji w 2007 roku. Miliarder na urodziny i święta przysyła chłopcu zdrapki, z których jedna trafia główną nagrodę. W ramach podziękowania Craig kupuje mu model iPhone'a, jakiego używa. Sceptyczny dotąd starszy pan, daje się uwieść technologii i jej możliwościom. Ale nawet gdy uzależnia się od urządzenia, widzi jego niebezpieczeństwa: ”Internet jest jak pęknięta magistrala wodociągowa, z której chlustają informacje zamiast wody” - mówi chłopcu.
Wkrótce Harrigan umiera, a Craig na pogrzebie wsuwa mu telefon do kieszeni marynarki. Pan Harrigan z telefonem w trumnie dwukrotnie zdaje się „interweniować” zza światów, gdy chłopiec - telefonicznie - pożali się na okrucieństwo konkretnych osób z otoczenia. To, że telefon wciąż działa, w prosty sposób informatyk wyjaśni częstymi błędami oprogramowania, ale co z resztą?
Na głębszym poziomie King dotyka kwestii całkiem nietechnologicznych, bo duchowych połączeń, które bywa, że nawiązujemy, pomimo iż pozornie wydają się one niemożliwe.
„Życie Chucka” to z kolei najbardziej wyrafinowana pod względem formalnym i najoryginalniejsza opowieść w trzech aktach. Zbyt wiele kart trzeba by odkryć, by ją przybliżyć przyszłym czytelnikom. Zdradźmy więc tylko, że opowiadana jest… wstecz! Nieco surrealistyczna narracja skupia się na tańcu, (King kocha taniec), muzyce, kwestii ludzkiej śmiertelności, i na pięknie. Bo Chuck, jak każdy z nas ma wiele twarzy.
Stephen King czyta fragment swojej najnowszej książki "Jest Krew ..."
Ostatnie opowiadanie „Szczur” powraca do leitmotivu prozy Kinga: do skomplikowanej natury pisania. Jego bohater, Drew Larson, jest zmagającym się z własną niemocą pisarzem. Napisał pół tuzina opowiadań i trzykrotnie próbował, ale nie zdołał ukończyć powieści, przy czym każda porażka niosła ze sobą coraz większe psychiczne urazy. „Szczur” opowiada o desperackiej próbie doprowadzenia powieści do końca. Osamotniony Larson przekonuje się, że sztuka jest mieczem obosiecznym, który może prowadzić do radości, albo przeciwnie do rozpaczy, a w skrajnych okolicznościach nawet do szaleństwa. Pisarz idzie na układ faustowski, by spełnić własne ambicje, a halucynacyjna wręcz narracja Kinga sprawia, że wybrzmiewa on mocno.
Skazany na Hollywood
O Kingu mówi się, że to najlepszy scenarzysta wśród pisarzy, choć w jego dorobku jest tylko jeden scenariusz - do serialu „Sztorm stulecia”. Jeśli jednak uświadomimy sobie, że w oparciu o jego prozę powstało 90 filmów i seriali, nie można mieć wątpliwości, że to prawda.
Co takiego jest w jego powieściach, że filmowcy rzucają się na nie? Otóż autor „Misery” myśli obrazami. Nie cyzeluje słów, nie sili się na wyrafinowany język. Przeciwnie w krótkich, prostych zdaniach opowiada swoje HISTORIE. Czytając powieści Kinga mamy tak detalicznie opisany „świat dookolny” bohaterów, że odnosimy wrażenie, iż ktoś wyświetla nam przed oczami zdarzenia. Dlatego Hollywood tak szybko poznało się jego prozie.
Trzeba jednak przyznać, że King miał też szczęście, bo po jego książki sięgali od początku mistrzowie. Począwszy od pierwszej wydanej powieści „Carrie”, zekranizowanej przez Briana De Palmę z młodziutką Sissy Spacek. I co istotne - najlepsze filmy według jego prozy wcale nie są wiernymi adaptacjami. Przeciwnie.
Kto nie wierzy, niech porówna znakomite „Lśnienie” Stanleya Kubricka z literackim pierwowzorem, albo uważanych za najlepszą ekranizację jego prozy „Skazanych na Shawshank” Franka Darabonta, z opowiadaniem ze zbioru „Cztery pory roku”. Obraz nominowany do 7 Oscarów, od lat zajmuje też 1 miejsce na liście najlepszych filmów wszech czasów na największym serwisie filmowym na świecie - imdb.com.Znamy go wszyscy. To historia bankiera Andy’ego, (Tim Robbins), który trafia do więzienia o zaostrzonym rygorze, za morderstwo żony i jej kochanka. Za zbrodnie, której nie popełnił. Dzięki wrodzonej inteligencji, sprytowi oraz pomocy przyjaciela (Morgan Freeman) udaje mu się zachować nadzieję i dokonać zemsty. Reżyser w widoczny sposób przesunął akcenty. Opowiadanie Kinga jest historią o złych ludziach, wśród których poradzić sobie musi dobry człowiek. Film natomiast opowiada o dobrym człowieku, który radzi sobie wśród złych ludzi, choć nie zasłużył na to, by tam być.Tylko tyle? Aż tyle. Darabont nakręcił wspaniałą opowieść o przyjaźni, o tym, że pomocną dłoń można znaleźć nawet w więzieniu o zaostrzonym rygorze. To wbrew wszystkiemu film pełen nadziei, inaczej skomponowany, z innym niż w tekście Kinga zakończeniem. Niezbyt obszerne opowiadanie zamieniło sie w blisko dwuipółgodzinny dramat więzienny.
Anegdota głosi, że Stephen King sprzedał Darabontowi prawa do ekranizacji swojej noweli za 5000 dolarów. Jednak nie zrealizował czeku. Mimo zmian, film go zachwycił. Oprawił czek w ramkę i wysłał go z powrotem reżyserowi, wraz z podpisem: „W razie gdybyś kiedyś potrzebował pieniędzy na kaucję. Pozdrawiam, Steve”.
Darabont zrealizował jeszcze dwa filmy w oparciu o prozę Kinga - wspaniałą, „Zielona milę” z Tomem Hanksem w roli strażnika bloku śmierci w więzieniu Cold Mountain, i nieudaną „Mgłę”. W obu przypadkach pozwalał Darabantowi na wszystko, tak wielki miał u niego reżyser kredyt zaufania.
ZOBACZ: Koronawirus zabije około 60 tysięcy Amerykanów. "Nie czujemy, że najgorsze już za nami"
Nie zawsze jednak King akceptował zmiany. W przypadku „Lśnienia” można mówić o filmie „na motywach”, tak duże zmiany poczynił Kubrick. Po premierze zmieszał reżysera z błotem. Kubrick, jeden z największych filmowców w historii kina, nakręcił opowieść o złu, które tkwi w każdym z nas i potrzebuje jedynie delikatnej zachęty, by dojść do głosu. Historię pisarza alkoholika, (Jack Nicholson), który pracuje jako dozorca w Kolorado, w hotelu nawiedzonym przez duchy, a te stopniowo doprowadzają go do obłędu, pokazał z innej perspektywy niż pisarz.
Dla Kinga była to opowieść o nim samym, zrodzona w okresie gdy walczył z alkoholizmem, i faktycznie przebywał z żoną i synem w hotelu w Colorado. Przyśnił mu się tam jego trzyletni syn Joe, uciekający hotelowymi korytarzami przed ognistym koniem. Obudził się przerażony, zapalił papierosa. Nim go wypalił, w głowie miał zarys powieści. Nie umiał zaakceptować zmian, choć były częścią wybitnego filmu. Ekranizację niesprawiedliwie nazwał „luksusowym autem bez silnika”.
Wśród najlepszych ekranizacji prozy Kinga nie może zabraknąć „Misery” Roba Reinera. Historię pisarza Paula Sheldona, który wracając do Nowego Jorku trafia na śnieżycę i wypada z drogi, po czym zostaje uratowany przez byłą pielęgniarkę Annie Wilkes, fankę jego powieści (Kathy Bates), znają wszyscy. Kobieta w zamian za opiekę prosi go o możliwość przeczytania najnowszej powieści o Misery Chastein. Gdy odkrywa, że pisarz chce uśmiercić bohaterkę, wpada we wściekłość i postanawia zmusić go do napisania nowej wersji książki. Pastwi się nad nim fizycznie i psychicznie. Wybawienie przychodzi w ostatnim momencie.
Film zrobił furorę, w czym wielka zasługa genialnej Kathy Bates w roli psychopatycznej Annie. Aktorka zasłużenie odebrała za nią Oscara.
Solówka Holly Gibney
Lista ekranizacji Kinga jest tak długa, że poświecono jej już niemal tyle samo książek, ile wyszło spod pióra Kinga. Do tych najlepszych wypada też zaliczyć serial „Outsider” wciąż dostępny na platformie HBO, oparty o jedną z najlepszych książek Kinga.
Czy stacja odpuści cieszącą się tak wielkim powodzeniem produkcję i nie uraczy nas kolejnym sezonem? Pandemia pomieszała szyki także filmowcom, i na odpowiedź przyjdzie nam poczekać. Być może tytułowe opowiadanie z nowej książki mistrza ”Jest krew”, powstało właśnie z myślą o nim? Zwłaszcza, że Holly Gibney awansowała do miana ulubionej postaci pisarza.
Czy zasłużenie warto przekonać się samemu i sięgnąć po książkę, w której gra swoją pierwszą solówkę.
Komentarze