Pierwsze europejskie slumsy
Grecja przyjęła do tej pory 115 tys. uchodźców i migrantów. Największe grupy są na wyspach Lesbos, Chios, Samos, Kos i Leros. Jest tam prawie 40 tys. osób, choć infrastruktura była przeznaczona dla zaledwie 6 tys. Resztę stanowią prowizoryczne namioty lub szałasy z drewna i metalu zrobione przez mieszkańców.
ZOBACZ: Kryzys nie zwalnia nas od bycia obywatelami!
Tak samo jest w Morii, położonej na Lesbos, tuż przy tureckim wybrzeżu. Pierwotnie, to miejsce zostało zaadaptowane z bazy wojskowej i przekształcone w obóz uchodźców dla 3 tys. osób. Dziś na azyl oczekuje tu ich osiem razy więcej. Pochodzą głównie z Afganistanu, Syrii i Afryki. Moria to pierwsze europejskie slumsy.
Read najbardziej obawia się o córkę i przeszłego wnuka lub wnuczkę. - Za kilka dni urodzi. Dziś błagałem policję, by mogła jechać do szpitala. Usłyszałem, że może jutro pozwolą jej pojechać samej autobusem - opowiada. - Jedna z kobiet urodziła wczoraj w nocy, dzięki pomocy Afganek. Dziecko na szczęście żyje - dodaje.
Ogromny problem w obozie to higiena. - Jesteśmy zamknięci i skazani na siebie. W warunkach funkcjonowania obozu nie ma mowy o higienie. Brakuje wody, nie mówiąc już o mydle. Jeśli już jest woda, to czeka się na nią wraz z setkami innych osób. Mówię o umyciu rąk albo o zimnym prysznicu - dodaje Omid, afgański aptekarz. O ciepłej wodzie można pomarzyć.
- O marne porcje jedzenia i picia musisz walczyć i czekać na nią w kilkometrowych kolejkach. Większość i tak przejmie mafia. I tak codziennie. Do tego jest zimno, zarówno w dzień, jak i w nocy. W naszym namiocie mamy jeden koc na 4-osobową rodzinę. Nie wiem, kiedy był ostatnio prany - opowiada Omid. - Tak samo z ubraniami. Tu nie ma nawet wody dla ludzi, a co dopiero do prania - dodaje. Mężczyzna w Morii jest od czterech miesięcy.
Poza strasznymi warunkami sanitarnymi i zimnem mieszkańcy Morii żyją w ciągłym strachu. Rządzi tu wspomniana mafia. Służby porządkowe działają tylko za dnia. Obóz to „niebezpieczna dżungla”.
- Zmagamy się z przemocą i afgańską mafią, która dezorganizuje życie obozu. Oni kradną wszystko co masz, a później sprzedają to w swoich sklepach. Gwałcą nasze kobiety, ranią, a nawet zabijają. Po zmroku nie można nawet wyjść do toalety. Jeśli bym opuścił namiot, to naraziłbym życie mojej całej rodziny. My w nocy nie śpimy, tylko czuwamy broniąc naszych bliskich - podkreśla Omid.
ZOBACZ: Pokolenie luxmedu nie ma szans w starciu z kryzysem
- Ostatnio mafia najpierw okradła, a następnie spaliła szkołę ufundowaną przez Stand by me Lesvos. Sprzedawali jej wyposażenie z perfidią w swoich obozowych sklepach. To podli ludzie – dodaje Read.
Ogromna zmiana
W ostatnich dniach nastąpiły pewne przełomy, jeśli chodzi o warunki sanitarne. MCAT we współpracy z organizacjami Starfish Foundation i Stand By Me Lesvos zadbali o to, by przy wejściu do obozu stanęły stacje z kranami do mycia rąk wraz z mydłem. - To ogromna zmiana. W planach są następne stacje - w głębi obozu – mówi Raed.
Dzięki inicjatywie MCAT zorganizowano wielkie sprzątanie. Po miesiącu niewywożenia śmieci, uchodźcy usypali z nich górę śmieci. W tym tygodniu w końcu udało się pozbyć odpadów. Przy pomocy koparek wywieziono je z obozu. Pieniądze zebrane przez MCAT i norweską organizację Plastfritt Hav pozwolą na wywożenie odpadów przez kolejne dwa miesiące.
- Te małe kroki są ważne, ale żaden z tych projektów nie będzie działał i nie przetrwa, dopóki nie rozwiąże się tu problemu bezpieczeństwa. To ono jest tu najważniejsze - ocenia Thomas Osten Sacken, konsultant organizacji Stand by me Lesvos.
Teraz role się odwróciły
Tę i tak tragiczną sytuację w obozie pogorszyła jeszcze szalejąca na świecie pandemia koronawirusa. Uchodźcy zostali sami. Zamknięcie granic utrudnia niesienie im pomocy. Większość pozbawiona jest podstawowych środków do życia, w tym do wody i jedzenia.
Mieszkańcy obozu o zagrożeniu koronawirusem dowiedzieli się z mediów społecznościowych. Omid i Raed wraz z grupą około 20 osób różnych narodowości powołali MCAT (Moria Corona Awarness Team). Inicjatywa powstała na początku marca, by - na ile to możliwe - zabezpieczyć się z przed pandemią Covid-19.
Obozowa rzeczywistość z relacji na FB
Poprzez plakaty i komunikaty głosowe informują o koronawirusie, namawiając do ograniczenia mobilność (o zachowaniu dystansu między osobami nie ma mowy) oraz do mycia rąk (raczej wodą niż mydłem). - Udało nam się dotrzeć do 90 proc. osób mieszkających w obozie i uniknąć masowej paniki – informuje Omid.
Jeszcze miesiąc temu Grecy walczyli z każdym, kto jechał do i z obozu. Uchodźcy, lekarze i pracownicy organizacji pozarządowych byli nawet bici, ich samochody niszczone, a dziennikarzom odbierano obiektywy aparatów i rozbijano o asfalt. Dziś można mówić o paradoksie. Teraz to uchodźcy bronią się przed Grekami, bo po drugiej stronie wyspy już zaatakował Covid-19, są pierwsze ofiary śmiertelne.
W czasach pandemii koronawirusa pozwolenie od policji na wyjazd do oddalonego o 10 km miasta uchodźcy dostają tylko w jedynym przypadku - wizyty w szpitalu.
To będzie koszmar w istniejącym koszmarze
Nikt tu nawet nie wspomina o testach na koronawirusa, o które apelują lekarze na całym świecie. Najbliższe laboratoria znajdują się w Atenach. Raed śmieje się, że chętnie by tam pojechał, by się zbadać. Ale wie, że to nigdy nie nastąpi.
Mieszkańcy Morii są przestraszeni tym, co może się zdarzyć. - To będzie niekontrolowany proces. Wszystko tu jest możliwe. Jeśli koronawirus pojawi się w obozie, to będzie katastrofa, bo lekarzy prawie tu nie ma - martwi się Fereshte, nauczycielka z Afganistanu, która mieszka w Morii.
„Klinika” w obozie to 4-5 namiotów. Prowadzi ją kilku lekarzy-wolontariuszy z różnych krajów. To oni codziennie opatrują rany setki ludzi po nocnych atakach mafii. Uchodźcy przychodzą do nich po pomoc, ale też sporo ryzykują. W kolejkach czeka się kilka godzin. Tu łatwo się zarazić.
Do wybuchu pandemii było to jedyne miejsce, gdzie można otrzymać podstawową opiekę medyczną. Od 28 marca istnieje kolejne. Oficjalnie - to centrum medyczne do badania możliwych incydentów koronawirusa wśród mieszkańców Morii, w praktyce - to jeden kontener z 3 szpitalnymi łóżkami i jeden czysty toi toi przypadający na populację średniej wielkości miasta. Do 3 kwietnia centrum nie otwarto, a przenośna toaleta zniknęła. Mieszkańcy dziwią się, po co ono w ogóle powstało, skoro jest zamknięte.
Uchodźcy w związku z pandemią wzywają społeczność międzynarodową, a szczególnie Unię Europejską, do natychmiastowego działania. Podkreślają, że ich bliscy w takich warunkach i tak umrą. - Jeśli nie koronawirus ich zabije, to inne choroby. Jeśli chcecie coś dla nas zrobić, zabierzcie naszych rodziców i dziadków do bezpiecznych miejsc, by chodź ich chronić - prosi Fereshte. - Jeśli nic się nie wydarzy, będziemy tu siedzieć i patrzeć, jak nasi bliscy umierają – dodaje.
Słowa uchodźczyni potwierdzają przedstawiciele organizacji humanitarnych. - Gdy wirus uderzy w przepełnione obozy w Grecji, konsekwencje będą katastrofalne - mówi Fotini Kokkinaki z HumanRights360. - To będzie koszmar w istniejącym koszmarze, ponieważ system opieki zdrowotnej upadł w poprzednich latach kryzysu gospodarczego. Musimy działać teraz, zanim będzie za późno - dodał.
W drodze do raju
Trudna sytuacja dla uchodźców jest też w większych greckich miastach. Tu dużym wyzwaniem jest głód. Na szczęście, mimo pandemii koronawirusa, nadal działają wolontariusze. - Pandemia nie zmieniła moich planów. Opiekuję się ponad 200 migrantami z całego świata m.in. z Maroka, Nigerii, Iraku, Afganistanu. Dostarczam im wodę i jedzenie - mówi Alexander Zawicki, wolontariusz hiszpańskiej organizacji „No name kitchen”, który przyjechał na kilka miesięcy do Patras, trzeciego pod względem wielkości miasta Grecji.
Jego podopieczni mieszkają w sześciu opuszczonych budynkach, rozlokowanych w różnych odludnych częściach miasta. - Pomagam też w podstawowej opiece medycznej, chodź nie jestem lekarzem. Kiedy mieliśmy potencjalny przypadek zakażenia koronawirusem, po konsultacji z hiszpańską organizacją, udało mi się sprowadzić pomoc. Okazało się, że to tylko - i aż - zapalenie płuc. Pacjentowi udzielono pomocy. Wrócił do nas, do swojej rodziny kilka kilometrów piechotą - dodaje.
Hiszpańska organizacja liczy 150 wolontariuszy działających w Bośni, Serbii i Grecji. Codziennie karmią tysiące migrantów. - Gdyby nie moja pomoc, to największym wrogiem dla uchodźców dziś byłby głód, a nie Covid-19 – podkreśla Alexander.
W drodze do raju - Unii Europejskiej - uchodźcy doświadczają ciągłego upokorzenia, przemocy i poniżenia. - Przybyli z tureckiej granicy za pomocą przemytników, zazwyczaj trafiają do Aten czy Tesalonik. Tam wcale nie mieli lepszych warunków. Są narażeni na ciągłą przemoc, a ich system odpornościowy jest bardzo osłabiony. Mimo to, dalej są drodze, kierują się w stronę zachodniej Europy - dodaje wolontariusz.
Organizacje humanitarne twierdzą, że zmuszanie osób ubiegających się o azyl do pozostawania w warunkach, które naruszają ich prawa i są szkodliwe dla ich dobrostanu, zdrowia i godności, nie mogą być uzasadnione względami zdrowia publicznego. - Ponieważ światowi przywódcy przygotowują się na najgorsze w swoich granicach, nie mogą porzucać tych, którzy żyją poza nimi - powiedział w swoim oświadczeniu Jan Egeland sekretarz generalny Norwegian Refugee Council.
Haidar, uchodźca z Afganistanu przebywający w Patras uważa, że teraz tym bardziej wszyscy powinni dać z siebie wszystko, aby działać solidarnie na rzecz wzajemnej pomocy we wspólnej walce o zdrowie. Siła uchodźców tkwi w byciu razem, z rodziną, przy swojej społeczności.
- W humanitarny sposób staramy się traktować migrantów, jak normalnych ludzi. Trzeba pozostać razem. Nieść pomoc - dodaje Alexadner.
Wypuście nas stąd!
Sytuacja zaostrzyła się już pod koniec lutego 2020 roku, gdy władze tureckie ogłosiły, że nie będą już dłużej zatrzymywać uchodźców starających się przekroczyć zamkniętą od 2016 roku granicę z Unią Europejską. Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan ostrzegł, że „miliony” migrantów wkrótce wyruszy do Europy.
W odpowiedzi Ursula von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej na początku marca zapowiedziała, że Unia udzieli Grecji „niezbędnego wsparcia”, która walczy z napływem migrantów. Zapewniła też o 700 mln w ramach pomocy.
Uchodźcy czekają aż kryzys związany z Covidem-19 szybko się skończy i będą mogli wrócić do sytuacji sprzed początku marca, a organizacje humanitarne będą mogły znów działać na terenie obozu.
- Pieniądze nie są najważniejsze. Grecja traktuje uchodźców jak zakładników, dla swoich korzyści, by otrzymywać miliony euro. Te 700 mln euro od Unii jest teraz w rękach Greków, ale oni nic z nimi nie robią – mówi Omid i dodaje, że to nie tylko odpowiedzialność Grecji, ale całej UE.
- Nie doświadczyliśmy od początku marca żadnego polepszenia naszej sytuacji. Dla nas najważniejsze jest, by uwolnić się z tego więzienia. Tu z dnia na dzień jest coraz gorzej. Nie mają nawet dla nas wystarczającej ilości wody - wykrzykuje Omid.
Pozostaje im jedynie nadzieja, że wkrótce w związku sytuacją na tureckiej granicy międzynarodowa społeczność znajdzie rozwiązanie i procedury azylowe przyspieszą. - Ludzie umierają w Morii codziennie z powodu innych chorób niż zakażenie koronawirusem. Wypuście nas stąd! - kończy Omid.
Organizacje działające na rzecz uchodźców w Grecji:
Komentarze