Mogłoby się wydawać, że po aferze związanej ze szczepieniem poza kolejnością znanych osób, problemem będzie to, kiedy nadejdzie nasz czas na przyjęcie preparatu przeciwko COVID-19. Tymczasem wciąż istnieje inny problem, który niestety nie zajmuje ostatnio należnego miejsca - kilkadziesiąt procent Polaków deklaruje, że w ogóle się nie zaszczepi.
Lęk przed szczepionkami nie jest jednak tylko domeną Polaków, nie jest też lękiem nowym. Zaczęło się już 14 maja 1796 r., kiedy angielski lekarz Edward Jenner wbił pierwszą igłę i wstrzyknął 8-letniemu Jamesowi Phippsowi pierwszą szczepionkę, która miała go uodpornić na ospę prawdziwą.
"Krowie przydatki" na ciele
Już temu przełomowemu wydarzeniu w historii medycyny towarzyszyły kontrowersje. Dziecku podano bowiem szczepionkę z materiałem zakaźnym ospy tzw. krowianki. Chłopiec przeszedł ją łagodnie, a po ponownym zaszczepieniu - już materiałem zakaźnym ospy prawdziwej - nie zachorował, zyskał odporność.
Jednak podanie dziecku wirusa krowianki, choroby występującej u bydła domowego i świń, wywoływało falę krytyki. Zobrazował to satyryk James Gillray. 12 czerwca 1802 r. opublikowano jego rysunek przedstawiający scenę ze szpitala w St. Pancras, na którym szczepionkę przeciwko krowiance przyjmują przerażone kobiety, a z ich ciał wyrastają "krowie przydatki" na ciele.
Ówcześni antyszczepionkowcy, kiedy u osób przyjmujących preparat nie zaobserwowano widocznych gołym okiem zmian, zaczęli głosić inną teorię, a mianowicie: miały się u zaszczepionych rozwijać cechy bydła. Mówiąc wprost - ulegali zbydlęceniu.
Po obawach przed szczepionką przeciw ospie pozostała jedynie karykatura, która znajduje się w Bibliotece Kongresu w Waszyngtonie.
Natomiast ospa prawdziwa, którą cechuje śmiertelność około 30 proc. (niektóre postacie tej choroby zabijają nawet 95 proc. zakażonych), a u osób szczepionych spadła do zaledwie 3 proc., zniknęła.
Starsze osoby pamiętają jeszcze epidemię, która latem 1963 roku wybuchła we Wrocławiu. Ospę prawdziwą przywlókł do Polski wracający z Azji Bonifacy Jedynak, oficer Służby Bezpieczeństwa. Pierwszą śmiertelną ofiarą była pielęgniarka, córka salowej, która miała styczność z zakażonym. Stan epidemii ogłoszono 17 lipca. Światowa Organizacja Zdrowia przewidywała, że potrwa ona dwa lata. Komunistyczne władze podjęły radykalne kroki, odcięły miasto od reszty kraju kordonem sanitarnym. Zaszczepiono wówczas 98 proc. mieszkańców Wrocławia. Epidemia wygasła 19 września, po 25 dniach od jej wykrycia.
Zamiast kilku tysięcy zachorowań odnotowano jedynie 99 przypadków, 7 osób zmarło. Była to ostatnia w Polsce i jedna z ostatnich w Europie epidemia ospy prawdziwej.
Ostatni przypadek ospy prawdziwej miał miejsce w 1978 r., a choroba została uznana za całkowicie zwalczoną w 1980 r.
Umierały miliony ludzi
Kolejnym milowym krokiem było wynalezienie szczepionek przeciwko wściekliźnie. 6 czerwca 1885 r. do francuskiego chemika Louisa Pasteura zgłosiła się matka z dzieckiem, które pogryzł chory pies. 9-letniemu Josephowi Meisterowi zaaplikowano serię szczepionek podawanych wcześniej jedynie zwierzętom. Eksperymentalna kuracja okazała się być skuteczna także w przypadku ludzi - szczepionka uratowała życie chłopca.
ZOBACZ: Szef WHO: do Afryki nie dotarła ani jedna zachodnia szczepionka
Medycyna, a konkretnie wakcynologia, czyli dziedzina zajmującej się szczepieniami ochronnymi zarówno w fazie badań naukowych nad opracowaniem nowych szczepionek, jak i ich późniejszym stosowaniem, wyeliminowała w późniejszych latach kolejne choroby zakaźne, które pochłaniały miliony ludzkich istnień.
Szczepionki zmniejszyły skutki gruźlicy, błonicy, krztuśca, tężca, duru wysypkowego, żółtej gorączki i grypy. Po II wojnie światowej dzięki szczepionkom udało się opanować odrę, świnkę, różyczkę, ospę wietrzną, wirusowe zapalenie wątroby typu B i wirusowe zapalenie wątroby typu A. Nie udało się jedynie opanować ludzkiego strachu przed samymi szczepionkami.
Wszyscy Chińczycy chcą się zaszczepić
- Jest to przerażające – przyznaje psycholog Magdalena Chorzewska. Dodaje, że za wszystkim stoi uwielbienie w teorie spiskowe
A jeżeli raz ktoś uwierzy w teorie spiskowe - są takie badania - to jest mu później o wiele łatwiej uwierzyć w to, że w szczepionkach są mikroczipy, albo jest w nich coś tajemniczego, co może człowiekowi zaszkodzić.
W ewentualną szkodliwość szczepionki wierzy bardzo duża część społeczeństw. Polskie należy niestety do tych niechętnych szczepionkom. Poddanie się szczepieniu przeciwko COVID-19 zadeklarowało od 84 do 88 proc. Brazylijczyków, Australijczyków, Anglików i Koreańczyków (badania Ipsos na zlecenie Światowego Forum Ekonomicznego w okresie od 24 lipca do 7 sierpnia 2020 r.). Nie mówiąc już o Chińczykach, niemal wszyscy obywatel Państwa Środka chcą przyjąć preparat przeciwko COVID-19 - a dokładnie 97 proc. ankietowanych.
Polacy znaleźli się - razem z Węgrami - w gronie największych sceptyków (44 proc. zadeklarowało w tym badaniu, że podda się szczepieniu) . Większymi przeciwnikami byli jedynie Rosjanie (46 proc.).
Wprawdzie z najnowszego styczniowego sondażu przeprowadzonego przez CBOS wynika, że chętnych do szczepień przybywa – chęć przyjęcia szczepionki zadeklarowało 56 proc. badanych - to jednak za wcześnie na optymizm. Szczepić chcą się bowiem osoby starsze z grupy podwyższonego ryzyka. Taki zamiar wyraża zdecydowana większość respondentów w wieku 65 lat i więcej (74 proc.), zdecydowanie mniej chętne są osoby najmłodsze, raptem 37 osób w wieku 18–24 lata zadeklarowało udział w szczepieniach.
- Edukacja, edukacja i jeszcze raz edukacja – mówi psycholog Magdalena Chorzewska pytana, co robić, by zwolenników szczepień było więcej. Przekonuje, że powinno się postawić na bardzo przemyślaną, spójną kampanię społeczną, by pokazać ludziom, że nie mają się czego bać. - Tylko edukacja zmienia postawy społeczne – podkreśla.
"Brakuje lidera, za którym poszliby ludzie"
Kampania społeczna zdaniem psycholog powinna pokazywać "dowody, że to jest bezpieczne, że ma pozytywne działanie, może zmienić sytuację – chociażby ekonomiczną – że dzięki szczepieniom możemy wrócić do swojej pracy, podróżować po świecie i żyć normalniej".
Akcentuje, że taka akcja musi być spójna, gdyż na razie, jak mówi Chorzewska:
Mamy niespójny przekaz od naszych władz. Można wymienić choćby naszego prezydenta, który mówi, że on tam się nie szczepi. Brakuje lidera, za którym poszliby ludzie.
Żałuje również, że nie wykorzystano afery ze szczepieniami znanych Polaków, którzy zrobili to poza kolejką, a jedynie "narosła masa wrogich postawach".
- Aktorzy mogli zadziałać jak influencerzy, można by było z tego skorzystać, ale ktoś bardzo źle tym zarządził, jeśli chodzi o przekaz społeczny – wyjaśnia psycholog. - Ludzie zobaczyliby, że elity chcą się szczepić jak najszybciej. Ale znowu wyszło, że są równi i równiejsi, a Polak nie lubi czuć się gorszy – dodała.
- My w ogóle nie jesteśmy posłuszni. Z jednej strony mamy małą wiedzę i jesteśmy ignorantami, a z drugiej "co chatka to zagadka", można spotkać na ulicy wielu ludzi i każdy z nich będzie miał inne zdanie i będzie przekonany o własnej racji. Polak lubi mieć rację – mówi psycholog. - A jeśli czegoś nie wie, to dopisuje sobie do tego jakąś ideologię, w zależności od tego, kogo słucha, jakie media ogląda, czyta, w co wierzy – wyjaśnia Chorzewska.
Jej zdaniem od szczepień nie ma ucieczki. Z badań naukowych wynika wprost, że szczepionki to najskuteczniejszy sposób zapobiegania chorobom. Ewentualne skutki uboczne są bez porównania mniej groźne niż efekty powikłań po chorobach, których można uniknąć dzięki szczepieniom.
- W moim odczuciu medycyna bardzo się rozwinie. Coś, co kiedyś robiło się bardzo długo, teraz robi się krócej. Niektórzy ludzie będą odczuwali skutki uboczne, tak jak odczuwają skutki wzięcia APAP-u, czy zrobienia botoksu, bo każdy człowiek jest inny, ma różny organizm i może różnie zareagować. Ale jeżeli dopuszczono szczepionki do sprzedaży i cały świat się szczepi, to nie dlatego, że akurat nas chcą otruć, albo wszczepić mikroczipy i sterować nami z Chin – podsumowała.
Lata kampanii społecznych
Bez względu na to, jak długo potrwają szczepienia Polaków przeciw COVID-19 i jak skutecznie przebiegną, już teraz powinno się pomyśleć o promujących je kampaniach. I to kampaniach obliczonych na lata. Nie jest bowiem wykluczone, że szczepienia będzie trzeba powtarzać każdego roku, podobnie jak przy grypie. Nie jest bowiem jasne, na długo odporność na koronawirusa będzie się utrzymywała po przyjęciu któregoś z preparatów, które zostały dopuszczone do użycia.
W przeciwnym razie może wystąpić znany mechanizm, który pojawił się przy innych chorobach zakaźnych - nie chorujemy na choroby, przeciwko którym są szczepionki, w związku z czym przestajemy się bać tych chorób, więc przestajemy się szczepić. - Mechanizm, który ma zapobiec danemu problemowi, jest tak skuteczny, że sam sobie zaczyna szkodzić - ocenia Piotr Stanisławski, bloger popularnonaukowy i współautor książki "Fakt, nie mit".
Ten efekt zaobserwowano już przed pandemią. W ostatnich latach zanotowano gwałtowny wzrost zachrowań na choroby, które - jak się wydawało - przestały być problemem. Spora w tym zasługa osób nawołujących do zaprzestania szczepień obowiązkowych.
Komentarze