Nowa subkultura
Pixabay

Nowa subkultura

Dla jednych to sposób na pandemiczną nudę, dla innych pretekst do wrzucenia fajnego zdjęcia. Niektórzy jednak widzą w morsowaniu głęboką filozofię życia i sposób na zdrowie. Modna aktywność doczekała się nawet licznych memów, które w ostatnich tygodniach widzimy na każdym kroku. Na czym polega fenomen morsowania?

Jeziorko Czerniakowskie na warszawskim Mokotowie co weekend przechodzi oblężenie. Kobiety i mężczyźni zbierają się w samej bieliźnie, by zażyć zimnej kąpieli. Podobnie jest w wielu innych miejscach Polski. Zamknięte siłownie, kina i restauracje zmuszają do szukania alternatywnych form spędzania wolnego czasu. Mroźna aura nie sprzyja jednak aktywności na świeżym powietrzu, chyba że właśnie tej uzależnionej od takich warunków. Okazuje się jednak, że nie tylko nuda pcha tłum do lodowatych zbiorników i na górskie szlaki. 

Człowiek lodu, czyli guru morsów

O Wimie Hofie po raz pierwszy szerzej usłyszeliśmy w 2000 roku, gdy ustanowił rekord Guinnessa w pływaniu pod lodem i po raz kolejny, gdy siedem lat później podjął nieudaną próbę wejścia, w samych szortach i sandałach, na Mount Everest. W takim stroju udało mu się wspiąć na wysokość 6700 m n.p.m. Z biegiem lat Hof budował coraz szerszą społeczność osób zainteresowanych zimowymi wyczynami. Nie chodzi tu jednak o bicie sportowych rekordów, ale filozofię życia, którą Holender proponuje swoim uczniom. Jego zdaniem każdy człowiek posiada wewnętrzne mechanizmy reagowania na zimno, które stłumiliśmy, nosząc ubrania. Dodatkowo, nasz organizm potrafi sam się uzdrawiać. Hof wprost diagnozuje, że firmy farmaceutyczne lekceważą jego techniki ze względu na strach przed utratą zysków. Mistycznego charakteru tej opowieści dodaje wspomnienie pierwszego morsowania Hofa, gdy doznał duchowej zmiany i rozpoczął nowe, lepsze życia.

ZOBACZ: Śmierć podczas morsowania. Mężczyzna pływał pod lodem. "To po prostu nieodpowiedzialne"

Hof to ponad sześćdziesięcioletni mężczyzna, z długą brodą. Ze względu na wytrzymałość mimo swojej stosunkowo drobnej budowy, bywa nazywanym współczesnym wikingiem. Dziś swoich uczniów ma na całym świecie, również w Polsce, gdzie rośnie nie tylko popularność zimnych kąpieli, ale także ekspozycja na zimno poprzez wejścia w góry czy spacery po lesie w samej bieliźnie. Organizuje liczne szkolenia, wyprawy i tworzy fora dla swoich sympatyków. 

Satysfakcja i wspólnota 

Tajemnicą popularności zimowych wyzwań jest budowanie zaangażowanej społeczności, która wspiera się w przezwyciężaniu barier. To szczególnie atrakcyjne w czasie pandemii, gdy możliwość spotkań jest ograniczona. O zaletach kontaktu z zimnem opowiada nam Dawid Dobropolski, autor książki o morsowaniu "Zimna Siła":

Morsowanie, oprócz rozległego wpływu na metabolizm, wiąże się z aktywacją szlaku dopaminergicznego; istnieją również doniesienia naukowe, wskazujące na wyrzut związków popularnie zwanych endorfinami. Podobnie dzieje się w przypadku endokannabinoidów, a także zwiększonego przepływu impulsów nerwowych. Mówiąc po ludzku - te wszystkie rzeczy sprawiają, że czujemy się naprawdę dobrze. To połączenie euforii, poczucia zwycięstwa i satysfakcji. Nie należy jednak zapominać o równie ważnym aspekcie, który towarzyszy morsowaniu: chodzi o relacje międzyludzkie, ruch i kontakt z naturą. Coś, co szczególnie w obecnych czasach, wydaje się być naprawdę deficytowe. Nieprzypadkowo odnajdziemy badania sugerujące możliwe "zimne wsparcie" dla osób cierpiących na depresję.

O tej formie ekspozycji ciała na zimno zrobiło się głośno za sprawą wypadku, która miał miejsce w połowie stycznia na Babiej Górze. GOPR interweniował, ratując turystkę, którą znaleziono na szlaku w samej bieliźnie. Nie było to jednak pierwsze, polskie wejście w tym stylu. O inspiracji Wimem Hofem i pokonywaniu bariery zimna opowiadają uczestnicy wyprawy na Śnieżkę w filmie "Lubię zimno", który na platformie YouTube ma już ponad 300 tys. wyświetleń. Udział w podobnym wejściu wziął Michał Kuciński, wiceprezes stowarzyszenia Morsy Borów Niemodlińskich, który rekonstruuje ją tak:

Zdecydowałem się wziąć udział w wyprawie, bo stała za nią motywacja charytatywna. Zbieraliśmy pieniądze dla chorej Sylwii. To duże wyzwanie nawet dla osoby, która w wodzie morsuje od lat. Potrzebne jest duże przygotowanie. Warunki w górach są specyficzne i bardzo zmienne. Dlatego wyprawy nie planowaliśmy na konkretny dzień. Daliśmy sobie czas na znalezienie okna pogodowego, które pozwoli na wejście w bezpiecznych warunkach.

Nie dla każdego

Za sprawą tysięcy zdjęć, które oglądamy na portalach społecznościowych można dość do wniosku, że spaceru w stroju kąpielowym po śniegu może spróbować każdy. Taka wyprawa wymaga jednak długoterminowego przygotowania i świetniej kondycji.

- Przygotowanie trzeba zacząć przynajmniej kilka tygodni wcześniej. Ja sam morsuje w wodzie od lat, ale z pewnością nie porwałbym się na taką wyprawę bez dodatkowego treningu. Mimo że wyjście w góry zaplanowaliśmy na połowę grudnia, to od początku listopada narzuciłem sobie dodatkowe wymagania. Raz w tygodniu chodziłem w samych szortach na 4-godzinne spacery po lesie, a dwa razy w tygodniu morsowałem w wodzie. Na dwa tygodnie przed wyprawą skompletowałem cały ekwipunek, tak, żeby mieć co najmniej dwie zapasowe części każdego elementu garderoby i apteczki. Nawet jeżeli nie będą mi potrzebne, to zawsze może zdarzyć się konieczność pomocy innej osobie – mówi Michał Kuciński, członek wyprawy "Zimą w szortach na Śnieżkę, po zdrowie dla Sylwii".

ZOBACZ: Paramotolotniarz wpadł do lodowatej wody. Uratowały go morsy

Okazuje się jednak, że morsowanie nie dla każdego jest zdrowe, żeby bezpiecznie brać w nim udział, trzeba zachować kilka zasad.

- Nie należy postrzegać morsowania jako panaceum na całe zło tego świata, z którego możemy korzystać zawsze i wszędzie, bez względu na wszystko. Istnieją konkretne przeciwwskazania, do których należą w szczególności poważne schorzenia układu sercowo-naczyniowego, ale również epilepsja, czy zaawansowane stadium choroby nowotworowej. Tolerancja na zimno jak i sam przebieg adaptacji do zimna jest też wysoce indywidualny i zależy od ogólnego stanu zdrowia oraz samego podejścia do morsowania. Ekspozycja na zimno to przede wszystkim stres, a dopiero potem moda. Stres, który - o ile wykorzystany rozsądnie i prawidłowo - może pomóc chronić nasze zdrowie, polepszać jakość naszego życia – opowiada doświadczony mors Dawid Dobropolski.

GOPR to nie karetka, która dojedzie do nas w ciągu 15 minut

Nowa forma aktywności bywa wyzwaniem również dla ratowników GOPR, którzy w przypadku zaniedbań w przygotowaniu lub nieszczęśliwych wypadków spieszą z pomocą morsującym po górach.

- Jeśli ktoś potrzebuje pomocy, to nie oceniamy jego zachowania, tylko ruszamy na ratunek. Jednak z pewnością ludzka nieodpowiedzialność sprawia, że akcje podejmujemy znacznie częściej. Osoba przygotowana do wyjścia w góry zwykle jest w stanie sama poradzić sobie na szlaku. Z wyjątkiem sytuacji, gdy przydarzy się jej nieszczęśliwy wypadek. Wychodzenie w góry bez ubrań to nie nieszczęśliwy wypadek, tylko celowe doprowadzenie organizmu do wychłodzenia i niemożliwości działania samodzielnie. Osoba wychłodzona nie jest w stanie dobrze ocenić sytuacji, ubrać się i trzeźwo zareagować - mówi Rafał Ślęzak, ratownik Grupy Beskidzkiej, GOPR i dodaje:

Najważniejsze, żeby ludzie mieli świadomość, że potrzebujemy czasu na zebranie ludzi, sprzętu i dotarcie na miejsce zdarzenia. Nawet jeśli wypadek wydarzy się blisko bazy. Tak było z ostatnią akcją na Babiej Górze. Mimo że było niedaleko, to czas dotarcia wydłużyły warunki atmosferyczne. Ze względu na specyfikę góry nie można było dotrzeć do turystki skuterami, ale na skiturach, które też nieraz zapadają się pod dużą warstwą śniegu. Nieraz do poszkodowanego docieramy na kolanach. Pamiętam akcje, gdzie przy wietrze niemal 100 km/h ledwo dało się iść.

Morsowanie stało się nową subkulturą, z odrębną filozofią życia i grupami, dla których to bardzo istotna aktywność. Jeśli jesteś morsem, stajesz się członkiem pewnej społeczności. Jednak poza najaktywniejszymi fanami morsowania, jest sporo osób, które po prostu próbują nowej formy spędzania wolnego czasu. Te drogi przeplatają się i ostatecznie prowadzą do tego samego zimnego zbiornika.

Karolina Olejak
Sekretarz redakcji polsatnews.pl. Szef działu "Architektura społeczna" na portalu opinii Klubu Jagiellońskiego. Wcześniej pracowała w Instytucie Badawczym NASK, gdzie zajmowała się m.in. projektami związanymi z wykorzystaniem nowych technologii w edukacji.

Komentarze