Pomyłki, imprezy, samolot i... panie lekkich obyczajów. Zaprzysiężenia prezydentów USA
PAP/EPA/JUSTIN LANE

Pomyłki, imprezy, samolot i... panie lekkich obyczajów. Zaprzysiężenia prezydentów USA

Zaprzysiężenia prezydenta Stanów Zjednoczonych na pewno nie można zaliczyć do nudnych uroczystości. W amerykańskiej historii zdarzały się tego dnia huczne imprezy suto zakrapiane alkoholem, ucieczki prezydenta z Białego Domu, a nawet zaprzysiężenie w samolocie z ciałem poprzednika na pokładzie.

Dziś niemal wszyscy wiedzą, że zaprzysiężenie prezydenta Stanów Zjednoczonych odbywa się w samo południe 20 stycznia w Waszyngtonie. Tę datę ustalono w 1937 roku, na mocy 20. poprawki do Konstytucji, nazywanej... "Poprawką Prezydenta Kulawej Kaczki". Mówi ona, że jeżeli 20 stycznia przypada w niedzielę, prezydent składa przysięgę prywatnie i powtarza ją następnego dnia publicznie. Pierwszym prezydentem, który przysięgał 20 stycznia, był Franklin Delano Roosevelt. Wcześniej amerykańskiego przywódcę zaprzysięgano najczęściej w marcu i kwietniu.

Przysięgi i ślubowania

Pierwszy prezydent Stanów Zjednoczonych – George Waszyngton - żadnej oficjalnej ceremonii nie chciał. Został właściwie do tego zmuszony przez kongresmenów i Senatorów, który uznali, że prezydent nie może objąć urzędu po cichu. Uroczystość odbyła się 30 kwietnia 1789 roku, w Nowym Jorku, gdzie urzędował ówczesny Kongres. Waszyngton jako pierwszy wygłosił słowa przysięgi zapisanej w Konstytucji:

Uroczyście przysięgam, iż będę wiernie pełnić urząd Prezydenta Stanów Zjednoczonych; oraz, wedle najlepszej mej umiejętności, dochowam, strzec będę i bronić Konstytucji Zjednoczonych Stanów. 

Od siebie dodał: "tak mi dopomóż Bóg". Tego zdania używali później niemal wszyscy prezydenci. Ale nie wszyscy przysięgali. Niektórym zabrania tego religia. Na przykład kwakrom – niegdyś popularnemu, dziś już marginalnemu odłamowi protestantyzmu. Kwakrem był Franklin Pearce i to on jako jedyny, w 1841 roku, nie "przysięgał" lecz "ślubował".

Z ręką na Biblii

Prezydenci elekci składają przysięgę trzymając rękę na Biblii. Z reguły to Pismo Święte przyniesione z domu (tak zrobił Donald Trump), jakaś Biblia historyczna(Obama przysięgał z Biblią Abrahama Lincolna) lub Biblia... Masonów. Tak się bowiem złożyło, że pierwszy prezydent – George Waszyngton - w organizacyjnych zamęcie zapomniał własnego Pisma Świętego i nie miał go nikt w pobliżu. Posłano więc do pobliskiej tawerny, gdzie spotykali się wolnomularze (a także sam Waszyngton, który również był Masonem) i przyniesiono Biblię pełną wolnomularskich znaków, zdobień i rysunków.

Z Biblią też był wyjątek. W 1825 roku John Quincy Adams złożył przysięgę trzymając dłoń na Kodeksie Praw USA.  Do dziś jest jedynym prezydentem, który nie przysięgał na Pismo Święte.

Pomyłki, powtórki i teczka

Samo składanie przysięgi jest niby proste: prezydent powtarza słowa wygłaszane przez sędziego. Jednak co najmniej osiem razy doszło do pomyłek. W 1929 r. William Howard Taft,  zamiast słowa "chronić", powiedział "zachowywać". Błąd wychwyciła w radiu... uczennica szkoły podstawowej, 13-letnia Helen Terwilliger. Taft przyznał się do błędu, ale uznał, że przysięga i tak jest ważna.

Ostatnia pomyłka miała miejsce w 2009 roku, kiedy urząd obejmował Barack Obama. Prezes Sądu Najwyższego John Roberts tak się pomylił w treści, że przysięgę uznano za nieważną i Obama musiał powtórzyć ją następnego dnia w Białym Domu. 

Prezydent USA Barack Obama, jego żona Michelle wiceprezydent Joe Biden i jego żona Jill podczas zaprzysiężenia w 2009 rokuAFP/EAST NEWS
Prezydent USA Barack Obama, jego żona Michelle wiceprezydent Joe Biden i jego żona Jill podczas zaprzysiężenia w 2009 roku

Do dziś najbardziej radykalnie przeciwnicy Obamy twierdzą, że nigdy nie był prawowitym przywódcą Stanów Zjednoczonych, bo nie złożył należytej przysięgi. To właśnie w momencie jej złożenia prezydent staje się pełnoprawnym przywódcą Stanów Zjednoczonych.

Ale w tym momencie oczy wszystkich wcale nie są zwrócone na niego! Wzrok kierujemy na żołnierza z teczką, w której znajdują się kody do wyrzutni rakietowych z głowicami jądrowymi. Kiedy zmienia się głowa państwa, żołnierz dyskretnie opuszcza odchodzącego prezydenta i przesuwa się bliżej nowego.

Osiemnaście ofiar przemówienia

Po zaprzysiężeniu prezydent wygłasza inauguracyjne przemówienie. Standardowo obiecuje, że będzie przywódcą wszystkich Amerykanów, wzywa do jedności i do wspólnej pracy na rzecz ojczyzny. Do historii przeszły słowa Abrahama Lincolna, który obejmując urząd tuż przed wojną secesyjną, w 1961 roku, powiedział:  

Nie jesteśmy wrogami, ale przyjaciółmi. Nie możemy być wrogami. Chociaż więzy naszej przyjaźni zostały nadszarpnięte, nie możemy ich przerwać. Mistyczne akordy pamięci rozbrzmiewają ponownie, a stanie się to na pewno za sprawą lepszej strony naszej natury.

Do dziś inspiracją dla ludzi na całym świecie są słowa Franklina Delano Roosevelta z 1933 roku: "Nie mamy się czego bać, oprócz samego strachu". Z przemówienia inauguracyjnego Johna Fitzgeralda Kennedy’ego pochodzi słynne zdanie: "Nie pytaj, co twój kraj może zrobić dla Ciebie. Pytaj, co ty możesz zrobić dla swojego kraju!"

Najkrótsze przemówienie wygłosił w 1793 roku George Waszyngton. Liczyło dokładnie 173 słowa. Najdłuższą przemowę inauguracyjną miał… najkrócej urzędujący prezydent Stanów Zjednoczonych - William Henry Harrison. 4 marca 1841 przemawiał przez niecałe dwie godziny (dla porównania - Barack Obama 20 minut), mówiąc o Stanach Zjednoczonych, starożytnych Atenach, Imperium Rzymskim, Szwajcarii, narodzinach życia na Ziemi i Układzie Słonecznym. Przemówienie napisał samodzielnie i liczyło dokładnie 8 445 słów. Było tak długie... po skróceniu. Przed wygłoszeniem mowy Harrison poprosił o pomoc przyjaciela Daniela Webstera (tego od słowników Webstera). Webster skrócił tekst, przyznając, że było to zadanie niezwykle trudne. "Zabiłem siedemnastu rzymskich prokonsulów" - oświadczył. Osiemnastą ofiarą przemowy był sam prezydent. William Harrison ubrany był zbyt lekko jak na marcowy chłód. Historycy spierają się, ale większość popiera opinię, że to właśnie podczas inauguracji prezydent nabawił się przeziębienia. Wdały się powikłania i Harrison zmarł. Stało się to 31 dni po objęciu prezydentury.

William Henry Harrison w 1841 rokuwikimedia.org/The Metropolitan Museum of Art
William Henry Harrison w 1841 roku

Upili się, połamali meble i ukradli srebrną zastawę

Po przemówieniu inauguracyjnym następują wspólne modlitwy, deklamacja ulubionego wiersza prezydenta i odśpiewanie hymnu. Im popularniejszy prezydent, tym większa gwiazda. Obamie śpiewały między innymi Beyonce i Aretha Franklin, Trumpowi... i tak nie znacie. Później następują jeszcze parady i występy, a wieczorem rozpoczynają się prezydenckie bale.

Pamiętacie imprezę z "Nieoczekiwanej zmiany miejsc", na której  w luksusowym domu bezdomnego Eddiego Murphiego, który nieoczekiwanie staje się bogaczem, pojawiają się jego "kumple z dzielni" i kompletnie demolują mu dom? Dokładnie taka historia przydarzyła się prezydentowi Andrew Jacksonowi w 1829 roku. Jackson, kreujący się na prostego człowieka, zaprosił wszystkich obywateli na inauguracyjną imprezę. I stało się to, co dziś z nieostrożnymi ogłoszeniami o imprezie na Facebooku. Do Waszyngtonu przyjechało ok. 20 tys. farmerów, robotników, praczek, a nawet pań lekkich obyczajów. Całe to towarzystwo bawiło się w Białym Domu. Wypili wszystko, co było do wypicia, połamali meble, ukradli srebrną zastawę i generalnie bawili się świetnie! Źle bawił się tylko gospodarz. W środku nocy świeżo upieczony prezydent uciekł tylnymi drzwiami (bądź jak twierdzą niektórzy historycy - oknem) z Białego Domu i spędził resztę imprezy śpiąc w pobliskiej karczmie. Andrew Jackson zapłacił z własnej kieszeni za szkody wyrządzone przez jego gości.

Andrew Jackson w 1845wikimedia.org
Andrew Jackson w 1845

Na szczęście większość inauguracyjnych wieczorów wygląda inaczej. Prezydent i Pierwsza Dama objeżdżają bale wydawane na ich cześć w różnych hotelach Waszyngtonu. Z reguły tańczą kilka razy, rozmawiają krótko z ich uczestnikami i znikają na kolejne przyjęcie. Na takie imprezy wjazd jest z reguły płatny, zaproszenia kosztują od kilku do kilku tysięcy dolarów.

Barack Obama w 2009 roku objechał 10 balów, a na dodatek zaprosił później do Białego Domu grupę najbliższych przyjaciół. Jednemu z nich zwierzył się, że marzy o jednym - żeby pójść spać: "Mogę spać w Holliday Inn, w autobusie, na stojąco. Po prostu chce mi się spać!".

Jeżeli wierzyć plotkom rozsiewanym przez wrogów prezydenta Johna Kennedy'ego, to on zaprosił do Białego Domu w inauguracyjną noc jedynie dwie osoby... luksusowe prostytutki.

Najliczniejsza i najdroższa

Z reguły inauguracja przebiega jednak bez większych skandali. Dochodzi czasem do protestów przeciwników prezydenta obejmującego urząd, ale są one wpisane w amerykańską demokrację. Prezydentowi Georgowi Bushowi juniorowi obrzucano samochód jajkami i ogryzkami, ale wielokrotnie mówił później, że jego dwie inauguracje wspomina bardzo dobrze.

Na uroczystość Donalda Trumpa nie przyszło 28 kongresmenów z Partii Demokratycznej, bo uważali, że został wybrany nielegalnie przy pomocy Rosji. Jego poprzednik, Barack Obama, zgromadził największy tłum w historii wszystkich inauguracji - 1,8 miliona ludzi. Trump zrobił z resztą z tego aferę, podając fałszywą informację, że to na jego inauguracji było najwięcej osób. W tej sprawie Trump kłamał, ale udało mu się pobić inny rekord. Jego inauguracja była najdroższa w historii. Kosztowała w sumie 200 milionów dolarów. Połowa pochodziła z budżetu państwa, wydana na zabezpieczenie imprezy. Resztę dali prywatni sponsorzy.

Inauguracja Donalda Trumpa w 2017 rokuEast News/0000554/Reporter
Inauguracja Donalda Trumpa w 2017 roku

Na pokładzie samolotu z ciałem poprzednika

Warto podkreślić, że tak przebiegają standardowe inauguracje, ale nie zawsze jest taka możliwość. W przypadku niespodziewanej śmierci urzędującego prezydenta, wiceprezydent jest zaprzysięgany na zasadzie "jak najszybciej". Tak więc po śmierci Williama McKinley'a (zastrzelonego przez anarchistę polskiego pochodzenia Leona Czolgosza w 1901 roku) wiceprezydent Theodore Roosevelt został zaprzysiężony w Buffalo w stanie Indiana przez lokalnego sędziego - kiedy tylko znaleziono Biblię, prawnika i... usunięto fotografów, którzy pobili się o najlepsze miejsce do robienia zdjęć.

Niemal dokładnie 62 lata później zastrzelono Johna Kennedy'ego. Ówczesny wiceprezydent Lyndon B. Johnson został zaprzysiężony dokładnie 2 godziny i 8 minut później, na pokładzie samolotu, w którym znajdowało się też ciało zabitego przywódcy. Przy Johnsonie stała Jacqueline Kennedy, wciąż w kostiumie zachlapanym krwią męża. W chaosie Johnson przysięgał trzymając dłoń nie na Biblii, lecz katolickim mszale należącym do Kennedy'ego. Niektórzy prawnicy do dziś spierają się, czy przysięga protestanta na katolicki mszał jest ważna.

 Lyndon B. Johnson składa przysięgę na pokładzie Air Force One dwie godziny i osiem minut po zabójstwie Johna F. Kennedy'ego wikimedia.org
Lyndon B. Johnson składa przysięgę na pokładzie Air Force One dwie godziny i osiem minut po zabójstwie Johna F. Kennedy'ego

Inauguracja w dobie pandemii

Jaka będzie inauguracja Joe Bidena? Na pewno będzie inna niż wszystkie dotychczasowe. Po pierwsze dlatego, że ze względu na pandemię zachowane muszą być wszelkie restrykcje związane z pandemią koronawirusa. Prezes Komitetu Inauguracyjnego prezydenta - Tony Allen -  zaapelował do zwolenników Bidena, aby nie przyjeżdżali do Waszyngtonu. Zaproszenia są rozdawane tylko członkom Kongresu i ich gościom. 

Odwołano parady uliczne i występy. Nie będzie balów prezydenckich. Nie będzie też ustępującego prezydenta. Donald Trump będzie czwartym amerykańskim przywódcą w historii i pierwszym od 152 lat, który nie weźmie udziału w  ceremonii zaprzysiężenia swego następcy. Zapewne będzie w tym czasie w swojej posiadłości Mar-a-Lago na Florydzie. Nie wiadomo, czy będzie oglądał zaprzysiężenie Bidena w telewizji, być może wybierze... swoje zaprzysiężenie na Facebooku, które zorganizowali mu jego najzagorzalsi fani.  

Joe Biden nie ukrywa, nie będzie żałował braku Trumpa. Ale żałuje, że inauguracja nie będzie tak radosna jak zazwyczaj. 

Komentarze