"Najciekawsze odkrycie ostatnich 40 lat". Czy usłyszeliśmy wiadomość od obcych?
ESO/M. Kornmesser

"Najciekawsze odkrycie ostatnich 40 lat". Czy usłyszeliśmy wiadomość od obcych?

"To najciekawsze odkrycie ostatnich 40 lat" - tak astronomowie opisują tajemniczy sygnał, który dotarł do naszej planety z kierunku najbliższej nam, obcej gwiazdy. Czy wreszcie usłyszeliśmy wiadomość od Obcych? Tym razem to raczej nie była mikrofalówka.

Nocą, 29 kwietnia 2019 roku, potężna, 65-metrowa czasza australijskiego radioteleskopu Parkes, skierowała się powoli w stronę Proximy Centauri. Parkes to jeden z najsłynniejszych radioteleskopów świata - jego antena służyła między innymi jako stacja przekaźnikowa podczas amerykańskiego programu Apollo. To przez australijskie obserwatorium docierał na Ziemię sygnał telewizyjny pokazujący pierwsze kroki Neila Armstronga na księżycowej powierzchni. Tym razem teleskop przeczesywał niebo w poszukiwaniu innego, jeszcze ciekawszego sygnału. I być może go znalazł. Odkrycie wyciekło do mediów w połowie grudnia.

Przekleństwo wszystkich astronomów

Gdy antena wycelowała w najbliższą Ziemi obcą gwiazdę, naukowcy szybko usłyszeli coś, co nie przypominało niczego w naturze. Jednostajny, nie modulowany ton docierający do nas na bardzo wąskim paśmie 982.02 MHz, jak kosmiczny sygnał w słuchawce telefonu. To niezwykłe, bo chociaż kosmos w falach radiowych jest głośny jak koncert rockowy na czynnym lotnisku, to większość silnych, kosmicznych transmisji, generowanych przez supernowe czy burze magnetyczne, "hałasuje" na bardzo szerokim zakresie częstotliwości. Cokolwiek nadawało ten konkretny sygnał, robiło to bardzo selektywnie. 

Co więcej, choć sygnał był jednostajny, to zmieniał się nieco - dokładnie tak, jak zmieniłaby się sygnał nadawany z okrążającej gwiazdę planety. To skutek efektu Dopplera, doskonale znany każdemu, kto słyszał karetkę na sygnale: kiedy pojazd zbliża się do słyszącego, fale dźwiękowe zwiększają swoją częstotliwość, a dźwięk wydaje się wyższy. Kiedy źródło oddala się - zachodzi proces odwrotny i dźwięk obniża się. To oznacza, że sygnał na pewno nie pochodzi z żadnego źródła na powierzchni Ziemi. Ale ciągle nie musi pochodzić od obcych. 

ZOBACZ: Gwiazda Betlejemska znowu na niebie. Pierwszy raz od setek lat

Żeby sprawdzić, czy sygnał nie jest zakłóceniem generowanym przez jakieś urządzenie działające w pobliżu teleskopu, astronomowie odwrócili go po pół godziny od Proximy i skierowali na obiekt odległy o 30 stopni na nieboskłonie. Po pięciu minutach kalibracji, skierowali go na Proximę znowu. Powtórzyli ten manewr pięciokrotnie i pięciokrotnie sygnał był słyszalny wyłącznie wtedy, kiedy antena była skierowana w stronę gwiazdy. W sumie sygnał był rejestrowany przez niemal 30 godzin.

- Wydaje się, że to sygnał pochodzenia technologicznego - mówi Sofia Sheikh z Uniwersytetu Stanu Pensylwania, kierująca zespołem badającym sygnał. - Ale pytanie brzmi: czy to technologia ziemska, czy nie - dodaje.

Astronomowie prowadzący poszukiwania obcych cywilizacji nie mają w zwyczaju informować o każdym "dziwnym" znalezisku, a wszystkie odkrycia są zwykle polane więcej, niż łyżką dziegciu. Zwykli wyliczać powody, dla których sygnał zapewne nie jest obcego pochodzenia, zanim przejdą do tego, co ich w nim zaciekawiło. Nie inaczej jest i tym razem. 

Prof. Andrew Simon, astronom z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley i główny naukowiec szukającego obcych sygnałów programu Breakthrough Listen przestrzega przed nadmiernym, czy choćby ostrożnym optymizmem:

Nasz eksperyment funkcjonuje w morzu nakładających się na siebie sygnałów. Instynkt mówi mi, że okaże się, że ma on źródło antropogeniczne [jest stworzony przez człowieka - red.], ale na razie nie jesteśmy w stanie go wytłumaczyć.

Przekleństwem wszystkich astronomów, którzy próbują wyłowić nadlatujące z kosmosu sygnały radiowe tworzone przez inteligentną cywilizację, jest to, że… żyją na planecie pełnej sygnałów radiowych tworzonych przez inteligentną cywilizację. 

- Sygnały WiFi, wieże komórkowe, GPS, radio satelitarne - one wszystkie w naszych obserwacjach wyglądają dokładnie jak sygnały, których szukamy - tłumaczyła Sheikh w rozmowie z National Geographic. - Odróżnienie sygnału z kosmosu od technologii stworzonej przez człowieka jest bardzo trudne - wyjaśniała.

Sygnały w porze lunchu

I więcej niż raz coś, co wydawało się być epokowym odkryciem, okazało się mieć bardzo przyziemne pochodzenie. Już w 1899 roku legendarny wynalazca Nikola Tesla utrzymywał, że wykrył transmisje radiowe z Marsa. Niestety, żadna z naszych marsjańskich sond nie znalazła do dziś żadnego nadajnika FM na Czerwonej Planecie. Można więc chyba spokojnie założyć, że genialny inżynier się pomylił. 

Twórca współczesnego SETI, czyli programów poszukiwania sygnałów od obcych inteligencji, Frank Drake, usłyszał wyraźny, nienaturalny sygnał już w 1960 roku. Niestety, jego źródłem był tajny, wojskowy eksperyment. W 1997 roku słynna astronom Jill Tarter, pierwowzór głównej bohaterki filmu "Kontakt" namierzyła potencjalny sygnał, który, jak się okazało, faktycznie pochodził ze statku kosmicznego. Ale tym razem kontakt nawiązaliśmy sami z sobą - astronom odebrała transmisje z europejskiego obserwatorium wokółsłonecznego SOHO. 

ZOBACZ: Ziemianie szykują się do obrony planety. "Musimy pilnie przyglądać się tej asteroidzie"

Najbardziej komiczny incydent, w którym ziemskie interferencje zostały - przez chwilę - zaklasyfikowane jako potencjalny sygnał z kosmosu, wydarzył się kilka lat temu w tym samym obserwatorium Parkes, które wypatrzyło najnowsze znalezisko. Kilka lat temu astronomowie namierzyli wyraźny, nienaturalny, powtarzający się sygnał radiowy, który powracał w regularnych odstępach czasu. Dość szybko uświadomili sobie jednak, że te "regularne odstępy czasu" odpowiadały porze lunchu. Sygnał generowała mikrofalówka w stołówce. 

Niektóre takie niedoszłe sygnały od obcych przyczyniły się bardzo do poszerzenia naszej wiedzy o kosmosie. W 1967 roku Jocelyn Bell Burnell namierzyła dziwaczny sygnał radiowy, który powtarzał się w odstępach tak regularnych, jakby był sterowany zegarem atomowym. W pewnym sensie był. Burnell odkryła nieznane wcześniej pulsary - gwiazdy neutronowe, które, jak kosmiczne latarnie morskie, omiatają przestrzeń jednym, intensywnym promieniem. 

"Sygnał Wow!"

We wszystkich tych przypadkach naukowcom udało się szybko znaleźć "winnego". Ale to nie oznacza, że wszystkie tajemnice zostały już wyjaśnione. 

Najsłynniejszy z niewyjaśnionych sygnałów został wychwycony w 1977r. przez Jerry’ego Ehmana z Ohio State University. Obserwując grupę gwiazd Chi Sagittarii, zarejestrował trwający 72 sekundy silny sygnał. Na wydruku dopisał obok niego "Wow!" - niewyjaśniony dotąd impuls jest od tej pory nazywany właśnie "sygnałem Wow!". 

- Tym razem było kilka okrzyków wśród kolegów, ale nie usłyszałem, żeby ktoś powiedział "wow"  - opisuje moment odkrycia sygnału z Proximy prof. Siemion. 

Taki sygnał byłby dla astronomów ekscytujący bez względu na to, z którego kierunku by do nas dotarł. Ale fakt, że jego źródłem wydaje się być właśnie Proxima Centauri jest zdumiewający. To nie tylko zdecydowanie najbliższa nam obca gwiazda - jest zaledwie 4,2 lata świetlne od nas. Wiemy już, że okrążają ją co najmniej dwie planety, z których jedna jest podobna, choć nieco większa od Ziemi i znajduje się w tzw. strefie biogennej - czyli okrąża swoją gwiazdę w dokładnie takiej odległości, żeby woda mogła istnieć w stanie ciekłym. Bliżej - i wszystkie morza, jeziora i rzeki wyparowałyby. Dalej - zamarzłyby do dna. Problemem jest to, że Proxima nie przypomina Słońca. To czerwony karzeł o wyjątkowo paskudnym charakterze. Takie gwiazdy wyrzucają z siebie gigantyczne flary, które uderzając w atmosferę planety, mogą ją z czasem po prostu zdmuchnąć. Astronomowie podejrzewają, że planety okrążające takie gwiazdy to zazwyczaj martwe skały bez grama powietrza. 

ZOBACZ: Siostra-bliźniaczka Słońca i dwie niemowlęce planety. Czy możliwe, że znajdziemy tam życie?

Ale już nie raz byliśmy zaskakiwani przez naturę. Poza tym wiemy tylko, że sygnał dochodzi z tamtego kierunku - jest teoretycznie możliwe, że pochodzi z innej gwiazdy, położonej dokładnie w tej samej linii, co Proxima, ale chowającej się przed naszymi oczami za nią. 

Wszyscy astronomowie zaangażowani w badanie sygnału podkreślają: prawdopodobieństwo, że źródłem sygnału okażą się zakłócenia tworzone przez człowieka jest setki razy większe niż to, że odpowiada za niego jakaś obca cywilizacja. Ale potencjał tego odkrycia jest tak monumentalny, że warto podążać za każdym obiecującym tropem. 

Inicjatywa rosyjskiego miliardera

A same poszukiwania nie kosztują ani złotówki podatników któregokolwiek kraju. Obserwacje Proximy prowadzone są w ramach programu Breakthrough Listen - inicjatywy rosyjskiego miliardera Jurija Milnera, która ma na celu zwielokrotnienie wysiłków na rzecz poszukiwania obcych cywilizacji. Inicjatywa, której w 2015 roku swoje błogosławieństwo dał Stephen Hawking, ma do 2025 roku przeszukać w poszukiwaniu sztucznych sygnałów milion najbliższych nam gwiazd. Miliarder przeznaczył na te poszukiwania 100 milionów dolarów. Sygnał z Proximy jest pierwszym nietypowym znaleziskiem, które zostało ujawnione, ale astronomowie pracują podobno nad kilkoma kolejnymi. 

Kiedy dowiemy się więcej? Astronomowie planują powtórzyć poszukiwania sygnału w kwietniu tego roku. Jeśli sygnał ciągle tam będzie, zagadka tylko się pogłębi. 

Komentarze