Gwiaździste, nocne niebo wydaje się niezmienne. Ale wystarczy mu się uważniej przyjrzeć, żeby zauważyć, że tętni ono życiem - i to nie tylko ze względu na przelatujące samoloty czy satelity. Planety, komety i inne obiekty z naszego Układu Słonecznego wędrują, mijają się, wyprzedzają, a czasami spotykają się na niebie. Te spotkania, chwile, gdy ciała niebieskie wydają się niemal stykać, astronomowie - a przed nimi astrologowie - nazywają koniunkcjami. Na stronie NASA Henry Throop, astronom z Wydziału Nauk Planetarnych agencji, pisze:
Można sobie wyobrazić, że Układ Słoneczny jest torem wyścigowym, a każda planeta to biegacz na własnym torze. My, na Ziemi, jesteśmy na środku stadionu. (...) Z naszego punktu widzenia będziemy mogli zobaczyć Jowisza na wewnętrznym torze, zbliżającego się do Saturna przez cały miesiąc i ostatecznie wyprzedzającego go 21 grudnia.
Leżący o wiele dalej Saturn potrzebuje prawie 30 lat, aby okrążyć Słońce, podczas gdy Jowisz wykonuje jedną orbitę w nieco mniej niż 12 lat. Dlatego właśnie szybszy Jowisz, z perspektywy obserwatora na Ziemi, co 20 lat dogania Saturna. Oczywiście to spotkanie iluzoryczne. Nawet przy największym orbitalnym zbliżeniu, Jowisza i Saturna dzielić będzie 600 milionów kilometrów kosmicznej pustki. To niewiele mniej niż dystans między Jowiszem a Słońcem. Koniunkcja nie pociąga za sobą żadnych fizycznych konsekwencji dla obu planet. Ani, tym bardziej, dla Ziemi, która obecnie znajduje się niemal po drugiej stronie Słońca.
Ostatnio widziana w średniowieczu
Każdego roku na niebie dochodzi do kilku efektownych koniunkcji, ale nie wszystkie są sobie równe. Ta z 21 grudnia będzie absolutnie wyjątkowa.
Nikt nie widział na niebie niczego podobnego od czasu rozbicia dzielnicowego Polski. Ostatnią taką koniunkcję mógł zobaczyć książę Leszek Biały, na rok przed śmiercią. Astronom Patrick Hartingan z Rice University wyjaśnia:
Koniunkcje między tymi dwiema planetami są raczej rzadkie i występują mniej więcej raz na 20 lat, ale ta będzie wyjątkowa ze względu na to, jak blisko siebie będą się wydawać planety. Żeby zobaczyć podobne zbliżenie między nimi, musiałbyś cofnąć się do świtu, 4 marca 1226 roku.
Współcześni zamordowanego księcia zapewne uznali, że niebieskie spotkanie było omenem zwiastującym jego przedwczesną śmierć. Koniunkcje, widoczne gołym okiem zmiany na pozornie niezmiennym niebie, fascynowały astrologów od tysiącleci i od tysiącleci były wykorzystywane do prób przewidywania przyszłości. Wiązano je z powstawaniem i upadaniem imperiów, pojawianiem się proroków i fałszywych proroków, a nawet z apokalipsą.
To ich dotyczą pierwsze znane naukowcom zapiski astronomiczne. Pochodzą sprzed około czterech i pół tysiąca lat, z terenów dzisiejszych Indii. W tamtejszych wedach można znaleźć wzmianki o kometach, ruchach planet i koniunkcjach. Przez kolejne stulecia astrolodzy z Indii, Bliskiego Wschodu czy Europy poświęcali lata na studiowanie ruchów ciał niebieskich… i, nieco przypadkowo, stworzyli podstawy współczesnej astronomii.
W późnym średniowieczu i renesansie wielkie koniunkcje fascynowały większość astronomów i myślicieli, takich jak Roger Bacon czy Pierre d'Ailly. Wspominali o nich Dante i Szekspir. Koniunkcjami - i ich astrologicznym potencjałem - interesował się wybitny astronom Tycho Brahe, jeden z twórców współczesnej, opartej na matematyce astronomii. Ostatecznie jednak porzucił astrologiczne mrzonki, uwiedziony przez matematykę.
Kandydatka na Gwiazdę Betlejemską
Koniunkcji, także tych wielkich, było wiele. Ale jedna mogła odbić się wyjątkowo silnym echem w historii i kulturze. W 7 roku przed naszą erą, Jowisz i Saturn spotkały się wyjątkowo często. W ciągu 8 miesięcy trzykrotnie znalazły się w odległości jednego stopnia (stopniami liczy się odległości punktów na nieboskłonie) od siebie. Taki widok z pewnością nie umknąłby uwagi bliskowschodnich, wpatrzonych w niebo Mędrców. Jowisz i Saturn mogły więc, wspólnie, być słynną Gwiazdą Betlejemską, niezwykłym zjawiskiem astronomicznym, które miało sprowadzić trzech pielgrzymów ze Wschodu do Betlejem.
Trzeba jednak zaznaczyć, że wielka koniunkcja nie jest tu jedyną kandydatką, bo wśród potencjalnych Gwiazd Betlejemskich jest supernowa z 4 roku p.n.e (zaobserwowana przez chińskich i koreańskich astronomów) czy kometa Halleya, która była widoczna gołym okiem w 12. roku przed naszą erą. Wszystkie te wydarzenia były na tyle niezwykłe, że mogły stać się inspiracją dla historii o betlejemskiej gwieździe.
ZOBACZ: Ziemianie szykują się do obrony planety. "Musimy pilnie przyglądać się tej asteroidzie"
Tegoroczna, największa od 800 lat koniunkcja, także będzie świątecznym prezentem. W zasadzie już nim jest, bo planety zbliżają się do siebie o około 3 stopnie na dobę. Już dziś - i przez cały okres świąteczny - będzie więc można podziwiać ich balet. 21 grudnia, w dniu najbliższego spotkania, Jowisz i Saturn pojawią się tuż po zachodzie słońca, na południowo-zachodnim niebie. Trzeba się spieszyć, by je zobaczyć, bo planety będą dość nisko nad horyzontem i już po około godzinie ich obserwacja może okazać się niemożliwa. Na szczęście planety będą tak jasne, że można je oglądać już o zmierzchu.
Jowisz, największa planeta Układu Słonecznego, jest po Księżycu najjaśniejszym obiektem na niebie. Saturn, mniejszy i o wiele odleglejszy, nie jest aż tak jasny, ale dorównuje najjaśniejszym gwiazdom i świeci wyraźnie złocistym kolorem. Patrząc na nie, możesz zauważyć, że - w przeciwieństwie do migoczących gwiazd - Jowisz i Saturn świecą równomiernie.
ZOBACZ: "Życie to nie cud, to kosmiczna infekcja". Czy jesteśmy sami we Wszechświecie?
"Podczas największego zbliżenia 21 grudnia będą wyglądać jak podwójna planeta, bo będą oddalone od siebie tylko o 1/5 średnicy Księżyca w pełni" - pisze prof. Hartigan. "Przez nawet mały, domowy teleskop, obie planety wraz z największymi księżycami będą w jednym polu widzenia".
Najlepsze warunki do oglądania zjawiska będą w pobliżu równika, ale koniunkcja będzie widoczna w każdym miejscu na Ziemi. Jeśli dopisze pogoda. Jeśli nie dopisze - następna wielka koniunkcja czeka nas już 15 marca… 2080 roku. Potem para zejdzie się na tak małą odległość dopiero w XXV wieku. Warto więc chyba chwilę zmarznąć. Jeśli pogoda dopisze.
***
Zdjęcie główne dzięki uprzejmości FOTOGRAFIA PAWEŁ UCHORCZAK.
Komentarze