Wielkie spowolnienie technologiczne, czyli lata bez przełomów
Pixabay

Wielkie spowolnienie technologiczne, czyli lata bez przełomów

Dzieje się coś dziwnego, ale słabo dostrzeganego: od bardzo, bardzo dawna nie mieliśmy żadnego prawdziwego technologicznego przełomu. Zarazem ułomne i wątpliwe - nawet etycznie - rozwiązania technologiczne, są przyjmowane przez ogromną grupę ludzi całkowicie bezkrytycznie.

Kiedy piszę ten tekst, mój telefon jest wpięty do gniazdka. Jest rano, ładowałem go poprzednio wieczorem, przez noc nieco się rozładował, a że w ciągu dnia mogę nie mieć go gdzie podłączyć, więc chcę, żeby akumulator był pełen. Bateria ma pojemność około 3 tys. mAh, raczej przeciętną. Jest szybkie ładowanie (standard QuickCharge 3.0), są rozwiązania programowe, ułatwiające oszczędzanie energii. Mam włączony średni jego poziom, co sprawia, że część aplikacji nie działa w tle. Cóż, coś za coś. Zegarka tak często ładować nie muszę - mój smartwatch trzyma cztery dni. To nie najgorszy wynik.

ZOBACZ: Nowa broń atomowa. Trwa wojna... na aplikacje

Sytuacja znana wszystkim użytkownikom urządzeń mobilnych. Lecz gdy nasz sprzęt działa na oparach, a w pobliżu ani gniazdka, ani powerbanku, zdarza nam się z rozżaleniem myśleć o czczych obietnicach nowych typów akumulatorów, które naładują się w maksimum 15 minut, a zmagazynują w tej samej objętości dwa, trzy albo i pięć razy więcej energii niż obecnie powszechne w komórkach czy laptopach akumulatory litowo-polimerowe. Ileż to razy można było przeczytać, że takie cudeńka są tuż tuż, że już za moment, że giganci technologiczni nad nimi pracują, że za chwileczkę wejdzie technologia taka, siaka i owaka. I nic.

Bez przełomów

Owszem, wystarczy chwilka poszukiwania w sieci, żeby znaleźć informacje o tym, nad jakimi rozwiązaniami trwają prace. Ale takie wiadomości pojawiają się od lat i nic z nich nie wynika. Bo samo opracowanie jakiegoś rozwiązania w warunkach laboratoryjnych to dopiero początek drogi. Potem trzeba opracować jego wdrożenie, czyli sposób, żeby sprzęt dało się produkować i aby było to opłacalne. To bywa znacznie trudniejsze, bo wiele genialnych pomysłów nie wytrzymuje zderzenia z rzeczywistością. Na to nakładają się jeszcze interesy potężnych firm, nie zawsze zainteresowanych nowymi pomysłami.

Zatem w sprawie tak kluczowej dla nowoczesnej technologii mobilnej (ale też na przykład elektromobilności czy energetyki) jak magazynowanie energii, od wielu lat nie było przełomu - choć to rewolucja najbardziej oczekiwana przez konsumentów. Ostatnią ważniejszą zmianą - ale nie rewolucyjną, bo była to tylko modyfikacja - było wprowadzenie już około 20 lat temu akumulatorów litowo-jonowych (potem litowo-polimerowych), pozbawionych tzw. efektu pamięci, który prześladował ogniwa niklowo-wodorkowe. Te ostatnie wciąż zresztą są w powszechnym użyciu (np. akumulatorki w formacie popularnych baterii AA).

Sztuczna półinteligencja

Nie jestem dziennikarzem technologicznym, ale technologią interesuję się odkąd pochłaniałem jeszcze w drugiej połowie lat 80. numery "Młodego Technika". Dziś widzę, że dzieje się coś dziwnego, ale słabo dostrzeganego: od bardzo, bardzo dawna nie mieliśmy żadnego prawdziwego technologicznego przełomu. Zarazem ułomne i wątpliwe - nawet etycznie - rozwiązania technologiczne są przyjmowane przez ogromną grupę ludzi całkowicie bezkrytycznie.

Gdyby zerknąć do dzieł największych mistrzów fantastyki naukowej - daleko nie szukając - do książek Stanisława Lema - doznalibyśmy poczucia dysonansu. "Astronauci" - pierwsza "kosmiczna" powieść Lema - rozgrywa się w 2003 r., gdy "wiele już lat minęło od upadku ostatniego państwa kapitalistycznego". Bohaterowie wyruszają w załogową podróż na Wenus. 17 lat temu! Tymczasem człowiek nie tylko nie dotarł na Wenus czy Marsa, ale ostatni raz chodził po Księżycu 48 lat temu w ramach misji Apollo 17! To już prawie pół wieku.

Mój ulubiony cykl - "Opowieści o pilocie Pirxie" - jest jeszcze lepszym przykładem. Z jednej strony, niektóre technologie są dziś bardziej rozwinięte niż wyobrażał to sobie Lem. Nie mamy na przykład kineskopowych monitorów, a latające w kosmos konstrukcje nie przypominają tych z rysunków Daniela Mroza. Ale człowieka nie ma na innych planetach, najdalej latamy na orbitę, do napędu rakiet nie jest używana energia jądrowa, a na co dzień nie towarzyszą nam człekokształtne roboty w rodzaju Terminusa. Nie mówiąc już o androidach z powieści Dicka "Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?".

Sztuczna inteligencja, która miała nas otaczać z każdej strony, jest raczej sztuczną półinteligencją, przejawiającą się w grach komputerowych albo w postaci niezmiernie irytujących automatycznych konsultantów na niektórych infoliniach, których praktyczna przydatność pozostawia wiele do życzenia, za to łatwo dają się skołować, udzielając wówczas zabawnych, absurdalnych odpowiedzi. HAL 9000 z "Odysei kosmicznej 2001" to to z pewnością nie jest. Przypomnijmy: film Stanleya Kubricka jest z 1968 r., a to, co w nim widzimy, miało mieć miejsce już 19 lat temu. Tymczasem w 2020 r. nawet się do tego nie zbliżyliśmy.

Co nazwać przełomem?

Gdybyśmy nawet zastosowali bardzo łaskawe kryteria dla określenia, co jest technologicznym przełomem - co moglibyśmy wskazać w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat? Z pewnością powstanie mikroprocesora w latach 70., bo dzięki temu mamy dziś urządzenia mobilne. Ewentualnie - choć to już raczej kwestia zastosowania dostępnych technologii - upowszechnienie komputera osobistego w latach 80. Potem z pewnością internet (początek lat 90.), ewentualnie telefonię komórkową w tym samym czasie. Wreszcie - ale to już przy bardzo luźnych kryteriach - jej przejście na transmisję cyfrową z analogowej, czego owocem było połączenie internetu i urządzeń mobilnych. I na tym koniec - a to się działo już około 20 lat temu. Od tego czasu nie wydarzyło się nic nawet w przybliżeniu przełomowego, mamy jedynie kolejne udoskonalenia.

Zarazem wiele pojawiających się rozwiązań okazywało się ślepymi uliczkami. Nie upowszechniły się na przykład wideorozmowy mobilne, choć w jakiejś formie zyskały na popularności przy okazji pandemii. Nie jest to jednak realizacja przewidywań sprzed kilkunastu już lat. Zniknęły telewizory plazmowe. Producenci telefonów próbują dzisiaj na siłę przekonywać nas, że tak naprawdę niepotrzebne i niepraktyczne aparaty ze składanymi wyświetlaczami to jakaś "rewolucja". Zarazem prognozowany lata temu powszechny elastyczny e-papier, w dodatku podłączony na stałe do sieci, pozostaje fantazją z "Raportu mniejszości" według Philipa Dicka (film ma już 18 lat!).

ZOBACZ: Gdzie będą zwolnienia, a gdzie podwyżki pensji?

Całkowicie spaliła na panewce koncepcja telewizji 3D. Ta kwestia to zresztą ciekawy przykład. Analitycy są zgodni, że o porażce zdecydowały tu dwa względy. Po pierwsze - brak programów produkowanych w takiej technologii, czyli po prostu nie było czego w 3D oglądać, bo koszty produkcji telewizyjnej wzrosłyby ogromnie. Po drugie - co może nawet ważniejsze - związana z tą technologią niewygoda: telewizory 3D wymagały zakładania specjalnych gogli czy okularów (jak w kinie). I tu mamy następny potężny technologiczny zawód, prawie tak wielki jak ten z bateriami: przez lata oczekiwano (i prezentowano to we wszystkich niemal filmach SF), że powstanie technologia "holowizji", pozwalająca pokazywać programy w trzech wymiarach bez żadnych dodatkowych sprzętów po stronie odbiorcy. Nie powstała.

Bezkrytyczni entuzjaści postępu ekscytują się zatem tym, co jest - na przykład pojazdami autonomicznymi. Tyle że to technologia bardzo wciąż dziurawa, a przede wszystkim przywołująca na myśl wszystkie fatalne dylematy związane z konfrontacją maszyny z człowiekiem, o których pisali i Lem, i Dick, i Asimov. Kto będzie odpowiadał za decyzję, jaką w krytycznym momencie podejmie komputer w autonomicznym samochodzie? Czy komputer zdecyduje, że lepiej przejechać przebiegające przez jezdnię dziecko czy wjechać autem do rowu, ryzykując życie pasażerów?

W opowiadaniu "Rozprawa" z cyklu o Pirxie bohater dostaje zadanie przetestowania - jako dowódca misji - załogi złożonej w części z ludzi, a w części z nieliniowców, czyli androidów będących niemal nie do odróżnienia od człowieka (nawet krwawią, gdy się ich zrani). Pirx nie wie, kto jest, a kto nie jest człowiekiem. Okazuje się, że w krytycznym momencie przelotu przez Szczelinę Cassiniego między pierścieniami Saturna nieliniowiec będący pilotem decyduje się poświęcić ludzką część załogi, byle tylko wykonać misję. Ta opowieść powinna być przestrogą dla wszystkich zachwyconych przejmowaniem decyzji o życiu i śmierci przez algorytmy i programy.

40 lat z punktu widzenia technologii

Popularny amerykański dziennikarz technologiczny Wade Roush rok temu opublikował w "Scientific American" tekst zatytułowany "Wielkie spowolnienie". Zaczął od przypomnienia, że pomiędzy przelotem Charlesa Lindbergha przez Atlantyk bez lądowania w 1927 r. a postawieniem przez człowieka stopy na Księżycu w 1969 r. minęły zaledwie 42 lata. Pomyślmy, co z punktu widzenia technologii działo się 40 lat temu, czyli w 1980 r. W 1981 r. weszły do sprzedaży pierwsze pecety, produkowane przez IBM. Mikroprocesory nie były już nowością. Dwie rzeczy, które od tego czasu nastąpiły, to powstanie i upowszechnienie Internetu oraz mobilna telekomunikacja cyfrowa.

Czy to jednak rewolucje na miarę tego, co się zdarzyło między 1927 a 1969 rokiem? Zdecydowanie nie. A pamiętajmy, że od zapoczątkowania amerykańskiego programu lotów na Księżyc Apollo do momentu, gdy Neil Armstrong zszedł z lądownika "Orzeł" na powierzchni naszego satelity minęło raptem osiem lat! Osiem lat niesamowitego wręcz postępu. Cofnijmy się pamięcią o osiem lat od dziś, do 2012 r. Na czym polega powszechny postęp technologiczny od tamtego czasu - na szybszych procesorach i wprowadzeniu LTE? Bądźmy poważni.

Roush w swoim tekście przywołuje opinię ekonomisty z Uniwersytetu Northwestern Roberta Gordona, który twierdzi - jest w tej ocenie nawet surowszy ode mnie - że już 50 lat temu istniały wszystkie istotne technologie, kształtujące współczesny świat. Oraz, że sto lat do roku 1970 właśnie było czasem wyjątkowym, który się skończył.

Dlaczego tak się stało? Gdzie leżą przyczyny? Jaką rolę grają tu względy biznesowe patentowe, finansowe, a jaką faktyczna technologiczna bariera, na jaką natknęła się ludzkość? To temat na dalsze rozważania.

Tak czy inaczej, na nowe, wielokrotnie pojemniejsze i błyskawicznie się ładujące baterie w telefonach szybko bym nie liczył.

Komentarze