Zabójstwa Stachowiaka i Floyda. Dwa oblicza brutalności policji
PAP/EPA/HENNEPIN COUNTY SHERIFF / HANDOUT

Zabójstwa Stachowiaka i Floyda. Dwa oblicza brutalności policji

Morderstwo George'a Floyda wywołało w Stanach Zjednoczonych falę protestów, która błyskawicznie zalała cały kraj. Śmierć Stachowiaka nie wywołała podobnych emocji. Nie powinno nas to dziwić. Brutalność policji w Polsce wciąż jest rzadkością, w Stanach Zjednoczonych jest systemowym elementem nadzoru elit nad biednymi i mniejszościami etnicznymi.

Igor Stachowiak był duszony przed śmiercią w komendzie we Wrocławiu. Policjanci razili go wielokrotnie paralizatorem. Tortury doprowadziło do śmierci mężczyzny. Sprawa skończyła się skazaniem czterech policjantów na dwa lata więzienia za znęcanie się nad Stachowiakiem i przekroczenie uprawnień. Prokuratora właśnie po raz drugi umorzyła śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci. Informacja nie wywołała wielkiego poruszenia w Polsce. Wyjątkiem była wczorajsza pikieta przed Komendą Stołeczną Policji w Warszawie organizowana przez organizacje lewicowe. Brutalność służb porządkowych w Polsce jest dzisiaj szczęśliwie rzadkością. Pokazują to policyjne statystyki. W 2019 roku funkcjonariusze zabili dwie osoby. W Koninie policjant postrzelił osobę, która przy próbie wylegitymowania zaczęła uciekać i nie reagowała na wezwanie do zatrzymania się. W Lipsku policjant zastrzelił mężczyznę, który zaatakował go nożem.

Dla porównania w zeszłym roku we Francji policja zabiła dwadzieścia sześć osób. W samych protestach Żółtych Kamizelek francuskie służby porządkowe zabiły jedenaście osób, pięć osób straciło dłonie od wybuchu granatów, kilkadziesiąt osób straciło całkowicie lub częściowo wzrok, a blisko dwa tysiące zostało rannych. Media informowały o 95 fizycznych atakach policji na dziennikarzy. Doprowadziło to nawet do wszczęcia międzynarodowego śledztwa Organizacji Narodów Zjednoczonych w sprawie łamania praw człowieka.

Pod ochroną aparatu państwa

Polska policja wchodziła w okres po 1989 roku z fatalną opinią. W PRL-u milicja była wykorzystywana do brutalnej rozprawy z opozycją. Zmotoryzowane Oddziały Milicji Obywatelskiej zastrzeliło dziewięciu górników podczas pacyfikacji strajku w kopalni Wujek w 1981 roku, kilkadziesiąt osób zostało zabitych z rąk milicji podczas wydarzeń na Wybrzeżu w 1970 roku. Przed II Wojną Światową policja była wykorzystywana przez władze do krwawej pacyfikacji chłopskich protestów. Strajki były wywołane dramatyczną sytuacją na polskiej wsi.

Chłopi cierpieli wówczas nie tylko ogromną biedę, ale wręcz głód. Sanacyjne władze wykorzystały do tłumienia strajków policję, która strzelała do protestujących z ostrej amunicji. W latach 1932-1937 zginęło z rąk policji około tysiąca osób. Polska była wówczas krajem autorytarnym, który nie radził sobie z szalejącym kryzysem gospodarczym. Policjanci nie musieli bać się konsekwencji swoich zachowań. Wykonywali polecenia władz i mieli pełną ochronę państwa. Była to systemowa przemoc wymierzona w wykluczoną społecznie grupę. Zamiast rozwiązywać problemy ekonomiczne, władza po prostu strzelała do biednych.

Ponad 1000 ofiar

Te wszystkie statystki bledną przy tym, co się dzieje w Stanach Zjednoczonych. W samym roku 2019 policja zabiła 1094 osoby. Nie był to rok wyjątkowy. Tyle osób ginie z rąk stróżów porządku każdego roku. Igor Stachowiak zginął na skutek kilkukrotnego rażenia prądem z paralizatora. W Stanach Zjednoczonych od 2000 roku w ten sposób zginęło ponad tysiąc osób. Czyli średnio pięćdziesiąt osób rocznie! Nawet obowiązkowe kamery, które noszą policjanci na swoich mundurach, nie zmniejszyły liczby zabójstw. Policjanci, którzy zamordowali George Floyda, mieli je na sobie. 

Protesty EPA/WILL OLIVER
Protesty "Black Lives Matter" w Londynie

 

Trzech policjantów z Minneapolis przyglądało się biernie, gdy ich kolega przez blisko dziesięć minut dusił kolanem czarnoskórego mężczyznę, który wielokrotnie błagał o litość. Działo się to na oczach wielu mieszkańców, którzy również wzywali policjantów do tego, żeby przestali go dusić. Jego winą miało być to, że próbował zapłacić sfałszowanym banknotem dwudziestodolarowym w sklepie. Nagranie, w którym George Floyd wielokrotnie powtarza, że nie może oddychać, błyskawicznie obiegło całe Stany Zjednoczone i świat. Mimo kamer i świadków policjanci byli przekonani o swojej bezkarności.

Głównym oprawcą był doświadczony oficer Derek Chauvin. W poprzednich latach wpłynęło osiemnaście skarg na jego brutalne zachowanie. Nie przeszkodziło mu to w dalszej karierze. Prokuratorzy bardzo rzadko decydują się na stawianie zarzutów policjantom. W tym wypadku również zwlekali z tym wiele dni. Policyjny raport stwierdzał, że George Floyd stawiał opór przy aresztowaniu, dlatego użyto wobec niego przymusu bezpośredniego. Analiza monitoringu pokazała, że to nieprawda.

ZOBACZ: "Przeminęło z wiatrem" znika z ekranów. Bo w rasistowski sposób przedstawia czarnoskórych

Brak szybkiej reakcji prokuratury doprowadziło do protestów, które błyskawicznie rozlały się na cały kraj. Ruch "Black Lives Matter" (Życie czarnych ma znaczenie) przyciągnęły setki tysięcy ludzi, którzy domagają się radykalnej reformy amerykańskiej policji. Wśród protestujących jest mnóstwo białych i starszych osób. Część polskich komentatorów sprowadza wydarzenia za oceanem do zamieszek i niszczenia mienia. Krzysztof Stanowski napisał w Weszło: "Widzę w relacjach ze Stanów mnóstwo hołoty, która demoluje prywatne mienie, atakuje niewinnych ludzi, plądruje sklepy. To jest ten moment, kiedy im się wydaje, że mogą wszystko, bo tym razem paradoksalnie chroni ich kolor skóry". Świadczy to o dramatycznym braku zrozumienia sytuacji czarnych w Stanach i roli policji w amerykańskim systemie. Czarni padają śmiertelną ofiarą policji dwa i pół raza częściej niż biali. To nie przypadek, ale efekt systemowego rasizmu i wojny z biednymi, które prowadzą amerykańskie elity. Nie jest przypadkiem, że do morderstwa Floyda doszło w Minneapolis, które ma demokratycznego burmistrza, demokratycznego prokuratora stanowego i demokratycznego gubernatora. Black Lives Matter to rzeczywiste ludowe powstania przeciwko oligarchicznym elitom.

"Życie czarnych ma znaczenie"

Kryminalizacja mniejszości i biedy w stanach ma bardzo długą tradycję. W drugiej połowie XX wieku odżyła pod hasłami wojny z narkotykami. Bliski doradca prezydenta Nixona John Ehrlichman, po wielu latach powiedział z rozbrajającą szczerością, na czym ta kampania polegała: "Biały Dom Nixona, miały dwóch wrogów: lewicę antywojenną i czarnych ludzi (…) Wiedzieliśmy, że nie możemy zdelegalizować bycia przeciwko wojnie lub bycia czarnym, ale zachęcając społeczeństwo do kojarzenia hippisów z marihuaną i czarnych z heroiną, a następnie kryminalizując jedno i drugie, mogliśmy uderzyć te społeczności. (…) Czy wiedzieliśmy, że kłamiemy na temat narkotyków? Oczywiście, że tak".

ZOBACZ: Śmierć Floyda. Jeden z policjantów wyszedł na wolność

Politykę Nixona kontynuował Ronald Reagan, a następnie Bill Clinton. Dzięki wojnie z narkotykami policja dostała narzędzie do kontrolowania i represjonowania czarnych społeczności. Stany Zjednoczone mają największą liczbę więźniów na świecie. Blisko jeden procent społeczeństwa jest pozbawiona wolności. Z czego jedna trzecia to czarni. Czyli blisko trzy razy więcej niż wynikałoby to z udziału w całej populacji. W 2019 roku czarni stanowili 24 procent śmiertelnych ofiar policji, podczas gdy stanowią oni jedynie 11 procent amerykańskiego społeczeństwa. Reagan i Clinton byli głównymi orędownikami wojny z przestępczością i neoliberalnych reform gospodarczych.

Droga policja

Służyły one głównie interesom najbogatszych i wielkich korporacji. Stany Zjednoczone cięły wydatki na opiekę społeczną, ale jednocześnie wydawały coraz więcej pieniędzy na policję. W ciągu ostatnich czterdziestu lat urosły one trzykrotnie. W Chicago wydatki na policję stanowią 38 procent całego budżetu miasta! Stany Zjednoczone przypominają coraz bardziej autorytarne państwo, w którym biednych i czarnych trzyma się za twarz dzięki brutalności policji.

Dzisiaj poparcie dla protestów wynosi wedle sondaży 74 procent, a 57 procent popiera ruch "Black Lives Matter". Przyczynia się do tego brutalna reakcja policji, która używa gazu łzawiącego i gumowych kul do rozpędzenia protestujących. Przez ostatnie tygodnie doszło do ponad setki fizycznych napaści policjantów na dziennikarzy, a filmy z bicia bezbronnych protestujących obiegają regularnie internet.

ZOBACZ: "Musimy utrzymywać presję". Tysiące protestujących na ulicach Nowego Jorku

Kwestie rasowe nakładają się na problemy ekonomiczne. Szacuje się, że blisko czterdzieści milionów Amerykanów żyje w biedzie. To blisko 14 procent całej populacji, ale wśród czarnych ten odsetek jest dwukrotnie większy. Dzisiaj bezrobocie wynosi prawie 15 procent i jest najwyższe w historii USA od czasów Wielkiego Kryzysu, który wybuchł w 1929 roku. Wśród najuboższych amerykanów aż dwie piąte nie ma pracy! Jest to możliwe dzięki całkowitej deregulacji rynku pracy, która jest marzeniem wielu polskich wolnorynkowców. W Stanach możesz stracić pracę z dnia na dzień. Od czasów Reagana błyskawicznie wzrastają nierówności majątkowe, a możliwość awansu stawały się coraz bardziej iluzoryczne.

Dzisiaj najbogatszy procent Amerykanów ma więcej majątku niż dolne 80 procent. W ciągu ostatnich trzech miesięcy majątek dziesiątki najbogatszych Amerykanów wzrósł o 243 miliardy dolarów. Ekonomiści mówią o największym transferze majątku od biednych do bogatych w historii. Pandemia pokazała okrutne oblicze dzikiego kapitalizmu, w którym koszty kryzysu zawsze ponoszą najubożsi i mniejszości rasowe. Ameryka już przed pandemią była beczką prochu. Wystarczyło zapalić lont.

Z tej perspektywy mogą nas bawić komentarze polskich publicystów, którzy widzą w protestach fanaberię skrajnej lewicy. Więcej emocji wywołuje oblanie pomnika Kościuszki farbą niż nędza i poniżenie, w którym od lat żyje dziesiątki milionów Amerykanów. Kolportowane przez prawicę sceny zamieszek i rabowania sklepów przysłaniają dużo bardziej złożoną prawdę o amerykańskim społeczeństwie. Ludzie, których polskich socjolog Stefan Czarnowski, nazwał "ludźmi zbędnymi", łatwo się radykalizują i sięgają po przemoc. To oni stanowią fundament każdej rewolucji. Czarnowski pisał swoje słowa w przeddzień wybuchu II Wojny Światowej w 1935 roku. Apelował do rządzących o objęcie wykluczonych społecznie grup pomocą i ubezpieczeniami społecznymi. Inaczej grozi nam katastrofa. Elity pozbawione społecznej legitymizacji muszą uciekać się po przemoc, żeby utrzymać się u władzy. Piszę te słowa z przykrością, bo wychowywałem się w podziwie dla amerykańskiej demokracji.

Protesty po śmierci George'a Floyda w KaliforniiEPA/JOHN G. MABANGLO
Protesty po śmierci George'a Floyda w Kalifornii

 

Większość Amerykańskiego społeczeństwa domaga się radykalnych zmian zarówno jeśli chodzi o policję, ale też całą gospodarkę. Reforma policji nic nie zmieni, jeśli nie zmieni się cały system. Dzisiaj wszyscy powinniśmy trzymać kciuki za "Black Lives Matter", jeśli chcemy, żeby Stany Zjednoczone odgrywały pozytywną rolę w międzynarodowej polityce. Amerykanie są gwarantami naszego bezpieczeństwa i wolę ułomną demokrację niż autorytarny chiński czy rosyjski reżim.

Sygnał ostrzegawczy nad Wisłą

Polska policja w porównaniu do amerykańskiej jest łagodna jak baranki. Wypada również korzystnie w porównaniu do francuskiej, hiszpańskiej, czy niemieckiej. Przypadki brutalności zdarzają się, ale nie są elementem systemu. Niskie bezrobocie i transfery społeczne sprawiają, że nie trzeba nikogo pałować, żeby mieć porządek na ulicach. Polska w tym sensie jest krajem znacznie bardziej bezpiecznym, równym i sprawiedliwym niż Stany Zjednoczone.

Nie oznacza to oczywiście, że nie trzeba krytykować polskiej policji. Niskie kary dla czterech policjantów, którzy skatowali Stachowiaka, są dla nas wszystkich sygnałem ostrzegawczym. W kraju prawdziwie wolnym i sprawiedliwym nie ma miejsca na brutalność policji. Powinniśmy domagać się dla niego sprawiedliwości i wznowienia śledztwa w sprawie jego zabójstwa.

Komentarze