Szymon Hołownia i Donald Tusk wieszczami końca Platformy
PAP/Tomasz Gzell

Szymon Hołownia i Donald Tusk wieszczami końca Platformy

Kiedy Jacek Cichocki, zaufany człowiek Donalda Tuska, ujawnił się jako szef kampanii Szymona Hołowni, komentatorom złożyło się to w logiczną całość. Były przewodniczący Platformy, sam na kolejnej bezpiecznej posadzie europejskiej, obstawia cichcem nowe siły. W wersji najbardziej topornej, telewizyjny celebryta jawił się jako agent Tuska do spraw organizowania życia politycznego po zgonie PO.

Przed takimi prostymi interpretacjami przestrzegam. Polityka rzadko bywa przestrzenią klarownych spisków (choć czasem bywa). Częściej dominuje chaos, przypadek , dokonywane po omacku próby i kontrpróby, nim wszystko nabierze kształtów. Niemniej można się było domyślać życzliwości Tuska wobec nowej inicjatywy.

Tusk wychodzi przed szereg

A tu nagle dochodzi między nimi na finiszu kampanii niekampanii do otwartego rozdźwięku. Hołownia  łamiącym się głosem (skądinąd ta emfaza nie opuszcza go codziennie), oznajmia, że Tusk nie ma racji w kwestii bojkotu wyborów. Że trzeba walczyć, a nie oddawać pola PiS-owi i Andrzejowi Dudzie.

ZOBACZ: Polacy nie mają oszczędności na kryzys. A czy budżet państwa ma?

Problem, czy bojkotować wybory, czy stawać do boju w warunkach faktycznie skrajnie niewygodnych, nacechowanych nagięciami prawa i organizacyjnym chaosem, to skądinąd jeden z dylematów dzielących ludzi opozycji. I można by przyjąć, że obaj panowie: Tusk i Hołownia po prostu zajmują tu różne stanowiska. Zdarza się.

Ale można też spojrzeć na to inaczej. Tusk wychodząc przed szereg i ogłaszając bojkot jeszcze przed byłymi prezydentami i premierami, pokazał jak bardzo nie liczy się ze swoją dawną partią. Zrobił jej kłopot. Bo tam pomimo wymuszonej wrażeniem wystąpienia Tuska deklaracji Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, że też będzie bojkotować, nie było pewności jak postąpić. Nie ma jej zresztą dalej. Marszałek Senatu Tomasz Grodzki 10 maja nie chce, choćby jako daty kompletnie nierealistycznej, ale do 23 maja jakby się przychylał.

Miejsce po Koalicji Obywatelskiej

Można oczywiście uznać, że hasło bojkotu to ratunek dla słabnącej w sondażach kandydatki PO. Ale ani Tusk niczego z nikim w Platformie nie uzgadniał, ani nikt go o taki ratunek nie prosił. Więc idźmy dalej. Przecież te wybory, jak bardzo będą groteskowe i warte podważenia, znajdą swój dalszy ciąg. Komu po nich przypadnie okazja do protestów wyborczych i bicia na alarm w Polsce i na świecie? Przegranym kandydatom. Są wśród nich dwaj uważani za dyskretnie podtrzymywanych przez Tuska: Władysław Kosiniak-Kamysz i Szymon Hołownia. Czy to nie okazja dla nich? Do czego? Także do stopniowego zajmowania pola okupowanego do tej pory przez więdnącą Koalicję Obywatelską. Która ostatnio popełnia same błędy, ze wskazaniem mało udanej kandydatki na czele.

ZOBACZ: Praworządność na ołtarzu

Oczywiście Hołownia nie bardzo ma wybór. Gdyby stał się sygnatariuszem zbiorowego bojkotu, jego rola skończyłaby się szybciej.  Ale gdybym wierzył w spiski, pomyślałbym, że stanowisko jego i stanowisko Tuska to coś więcej niż zbiór przypadków.

Naturalnie żadnego gotowego scenariusza „na potem” nie ma. Nie wiadomo nawet, jakie będzie to „potem”.  Nie wiadomo, czy Kosiniak i Hołownia to kandydaci do tworzenia czegoś wspólnego, czy do grania na różnych fortepianach. Różnią się mocno, a poglądów na temat ekologii nie uzgodniliby na pewno. Myślę, że ani oni jeszcze nie wiedzą, co dalej,  ani nie wie tego były przewodniczący rady Europejskiej. Ale ten ostatni może improwizować. I w tych kategoriach  odmienne stanowiska Tuska i Hołowni w przedmiocie udziału w kleconych przez PiS wyborach już tak bardzo nie dziwi.

Hołownia kontra Kosiniak

Czy skądinąd Hołownia jako kandydat na nową jakość sprawdził się? Mam mocno mieszane uczucia. Jechanie na jednej nucie, narastającej histerii, wydało mi się strategią męczącą i ryzykowną. Choć pewien przyrost głosów w finale dało. Był „jakiś”.  Te sondaże są skądinąd spaczone bojkotowymi postawami wielu wyborców opozycji.

ZOBACZ: Telewizja w czasie epidemii

Może to zresztą nie pisany przez kogokolwiek scenariusz, tylko dziennikarz TVN-u  taki  naprawdę jest. O pewnych sprawach mówił, przyznaję,  przejmująco, choćby o kondycji służby zdrowia. Ale adresatem jego tyrad byli jedynie wyborcy przekonani, że PiS trzeba dziś obwiniać o wszystko.  Umiejący jednym tchem oskarżać prawicowy rząd o nadmierne rygory i zbytnią lekkomyślność w obliczu wirusa. Kosiniak jest tu bardziej wielobarwny i przede wszystkim bardziej poważny. Wie to zresztą sztab Andrzeja Dudy i dlatego to na prezesa ludowców przypuścił w ostatnich dniach koncentryczny atak.

Nowa jakość?

Na początku normalnej jeszcze kampanii, można było odnieść wrażenie, że Hołownia jest kimś mało doświadczonym. Kimś kto chętnie wraca do kilku tematów (ekologia i własna apartyjność), a unika tego, co ledwie liznął, z polityką zagraniczną na czele. Ładnie mówił, ale gdyby te jego przemówienia spisać i przeczytać nie było w nim nic konkretnego. Taka to nowa jakość.

ZOBACZ: Czas zmienić zasady wyboru prezydenta. Syska o tym, dlaczego Hołownia nie zostanie głową państwa

No tak, ale jest to nowa jakość na miarę obecnego Donalda Tuska. Bo przecież on sam lata największej świetności ma za sobą. Stał się twitterowym strasznym dziaduniem mnożącym inwektywy i banały. Nie widać, nie czuć jego legendarnego instynktu, wyczucia czego potrzeba Polakom.

Dla Kosiniaka, obdarzonego pewnym społecznym słuchem, wsparcie byłego mogłoby być w przyszłości obciążeniem. Za to do egzaltowanego Hołowni ten nowy Tusk pasuje jak ulał. Tylko gdzie tu coś świeżego w sensie programowym? Czym to miałoby być lepsze od rutyny prezentowanej przez Grzegorza Schetynę, Borysa Budkę i ich rozlicznych współpracowników i harcowników? Wciąż nie wiadomo. 

Komentarze