Włoska polityka, czyli chaos i rozczarowanie Europą
PAP/EPA/FABIO FRUSTACI

Włoska polityka, czyli chaos i rozczarowanie Europą

O wirusie, który uderzył nie tylko we włoskie społeczeństwo, ale i politykę i europejską solidarność - pisze Jan Rokita

Kiedy w lutym zaraza z nieoczekiwanym impetem uderzyła w Italię, włoska polityka od razu podzieliła się na wyraźne dwa obozy.  Lewicowy rząd, tworzony przez  Ruch Pięciu Gwiazd  (M5S) oraz starą lewicę zjednoczoną w Partii Demokratycznej (PD), podobnie jak większość europejskich rządów w tamtym czasie, próbował przez dłuższy czas poradzić sobie z wirusem przy pomocy – rzec by można – „środków zwyczajnych”, bez stosowania polityki stanu wyjątkowego. 

Tyle tylko, że  wewnątrz obozu rządowego prędko ujawniły się  nie tylko różnice zdań, ale otwarte konflikty, prowadzące do jednoczesnego podejmowania przez władze sprzecznych decyzji. Może najlepszym tego przykładem był spektakularny konflikt wewnątrz obozu włoskiej lewicy o to, czy i kiedy zamykać szkoły i uczelnie, aby opóźnić ekspansję wirusa. W końcu lutego premier Giuseppe Conte zezwolił samorządom trzech północnych regionów kraju na podjęcie takich decyzji, ze względu na najszybciej postępującą tam zarazę. Ale analogiczne decyzje podjęto także w innych częściach kraju, np. w nadadriatyckim regionie Marchii Ankońskiej, gdzie należący do PD (a więc do partii rządowej) gubernator Luca Ceriscioli zawiesił działalność szkół zaraz po stwierdzeniu pierwszego przypadku zakażenia w swoim regionie. Uznając to za naganną niesubordynację Conte próbował środkami prawnymi zmusić gubernatora do otwarcia szkół. Tyle tylko, że wkrótce zaraza poczyniła na tyle poważne postępy, iż tydzień po rozpoczęciu wojny z Cerisciolim sam premier Conte zmuszony był ogłosić w mediach decyzję o zamknięciu oświaty w całym kraju. Ale tym razem jego telewizyjne obwieszczenie odwołała w parę godzin później... minister edukacji Lucia Azzolina, zaprzeczając w mediach, iżby rząd podjął taką decyzję.

ZOBACZ: Estetyka i empatia. Piotr Zaremba o polityce w czasie epidemii

Łatwo wyobrazić sobie chaos i irytację tysięcy rodziców, którzy 5 marca odbierali dzieci ze szkoły nie wiedząc, czy następnego dnia rano mają one zostać w domu (jak kazał premier), czy też wracać do szkoły (jak poleciła minister edukacji). Trudno  pewnie sobie wyobrazić podobny mętlik decyzyjny w jakimkolwiek – innym niż Włochy – państwie europejskim.

Salvini krok przed premierem

Na drugim biegunie znalazła się włoska prawica, skupiona wokół przywództwa Matteo Salviniego, który od czasu stwierdzenia pierwszych zakażeń, postulował bardziej zdecydowaną strategię walki z zarazą. Od jakichś dwóch lat były minister spraw wewnętrznych, sławny z racji blokowania napływu do Italii statków z imigrantami, jest najpopularniejszą postacią włoskiej polityki, a kierowana przezeń Liga zajmuje niekwestionowane pierwsze miejsce we wszystkich sondażach , z mniej więcej 30-procentowym poparciem społecznym. Jeszcze nim zaraza zebrała w Italii pierwsze ofiary śmiertelne, Salvini nawoływał do zamknięcia granic państwa, zakazania turystyki i wprowadzenia rygorystycznych kontroli ruchu ludzi, tak by – jak twierdził – uchronić w ten sposób Włochów przed transferem chińskiego wirusa.

Matteo Salvini w czase sesji włoskiego parlamentuPAP/EPA/ALESSANDRO DI MEO
Matteo Salvini w czase sesji włoskiego parlamentu

Po pierwszych zgonach, ze znaną dobrze wyrazistą retoryką, pytał retorycznie: „Może teraz w końcu ktoś zrozumiał, iż koniecznością jest zamykać, kontrolować, zabezpieczać, blokować i ochraniać?”  I choć politycy rządzącej lewicy oskarżali Salviniego o niegodziwe prowokowanie konfliktów na tle epidemii, to coraz większa skala zarazy sprawiała, iż premier Conte w gruncie rzeczy postępował w ślad za żądaniami swego politycznego przeciwnika, tyle że czynił to z ociąganiem i  sporym czasowym poślizgiem. Niemniej jednak znane okoliczności sprawiły, że gabinet Contego posunął się w końcu do najbardziej drastycznych posunięć, jakich bodaj nikt nie próbował podjąć w nowożytnej Europie. W sobotę 21 marca powiedział w telewizji: „Zatrzymujemy Włochy”, oznajmiając o zamknięciu fabryk i zakładów produkcyjnych w całym kraju. Prawdę mówiąc, trudno dziś nie stawiać sobie pytania, jak wyglądałby obecny stan Europy, gdyby to Salvini był w lutym szefem włoskiego MSW i korzystając ze swej władzy zamknął wtedy wszystkie granice Republiki Włoskiej.

Wirus i podatki

 „W końcu, po wielu straconych dniach, usłyszeliśmy o zamknięciu fabryk” – mówił tamtego dnia przywódca Ligi. „Dobrze, teraz idźmy dalej z naszymi prośbami: maski i ochrona dla wszystkich obywateli, biały rok pokoju fiskalnego dla firm i obywateli, pobudka dla Europy i ponowne otwarcie parlamentu”. W ciągu ostatniego tygodnia cała włoska debata publiczna koncentrowała się wokół tych „próśb” Salviniego. Obie izby parlamentu zebrały się 25 i 26 marca, głównie po to, by wysłuchać dwóch zasadniczych przemówień Contego na temat planowanego na kwiecień dekretu rządowego, przewidującego wart 50 mld euro plan ratowania gospodarki i miejsc pracy. Rządząca lewica stara się o maksymalnie konsensualny tryb prac nad treścią owego dekretu. Minister Federico D’Incà, który z ramienia M5S odpowiada za zaplecze parlamentarne rządu, otrzymał od premiera specjalną misję „stworzenia szerokiego porozumienia” z opozycją, które miałoby umożliwić nie tylko zgodę wokół treści planowanego „dekretu kwietniowego”, ale także stworzyć wspólną koncepcję odbudowy gospodarczej kraju po ustaniu zarazy. Nie będzie to jednak łatwe, bo i w tej sprawie podejście Salviniego jest dość radykalne. Opozycja chce bowiem m.in. zaprzestania poboru podatków    w ciągu całego roku 2020, uważając, że tylko takimi drastycznymi krokami można ratować kraj przed widmem głębokiej recesji. Wygląda na to, że Salvini byłby gotów zaryzykować zapaścią włoskich finansów, licząc na to, że w dzisiejszych warunkach uda się - tym razem skutecznie- powrócić do zablokowanej kilka lat temu, podczas kryzysu finansowego, przez Niemcy projektu tzw. „euroobligacji”.

ZOBACZ: Epidemia w cieniu kwitnącej wiśni. Magda Sakowska o codzienności w USA

Między rządem i opozycją istnieje zresztą zgoda w tej kwestii, a premier Conte miał się domagać takiego rozwiązania podczas tele-szczytu Unii, jaki odbył się w ostatni czwartek 26 marca. Tym razem miałyby to być (wedle określenia premiera) „covid bonds”, ale istota włoskiego pomysłu jest taka sama jak przed kilkoma laty:  doprowadzić do precedensu, w którym Unia automatycznie spłacałaby długi zaciągane przez państwo członkowskie. Jak słychać, stanowisko Niemiec i Holandii stanowczo przeciwne takiemu modelowi nie zmieniło się od lat. A kanclerz Merkel i premier Rutte nie kryli tego ponoć podczas czwartkowego tele-szczytu.

Śpiąca Europa i pobudzona Rosja

To co najmocniej uderza teraz w tonie włoskiej debaty publicznej, to emocjonalne rozczarowanie i niechęć do Europy. Medialną karierę zrobił list  Gianluki Di Feo  - wicenaczelnego socjalistycznej gazety „La Repubblica” , który  zarzuca Unii, iż nie dostarczyła Włochom natychmiast „masek, rękawiczek i urządzeń, jakie okazały się skuteczne w Chinach”, nazywając owo zaniechanie „smutną lekcją, której nie zapomnimy”. Impulsywny tekst włoskiego redaktora opublikowały lewicowe gazety w całej Europie (także „Gazeta Wyborcza”), co jest o tyle paradoksalne, iż te właśnie media zwykły dotąd wykazywać się bezkrytycznym euroentuzjazmem. Taki ton rozczarowania Europą dominował także w debatach parlamentarnych w ubiegłą środę i czwartek.

Transport trumien z ofiarami koronawirusa we WłoszechPAP/EPA/Andrea Fasani
Transport trumien z ofiarami koronawirusa we Włoszech

 Ów antyeuropejski nastrój Włochów kontrastuje z zainteresowaniem i entuzjazmem towarzyszącym chińskiej i rosyjskiej pomocy, przylatującej samolotami do Włoch. O ile jednak Pekin stara się skorzystać (nie tylko we Włoszech) z okazji dla okazania realnej pomocy i stworzenia w Europie społecznego poczucia długu wdzięczności wobec Chińczyków, o tyle Moskwa urządziła spektakularną demonstrację militarną, przy nikłym, albo zgoła żadnym pożytku (jak pisze prasa włoska, m.in. „La Stampa”) dla aktualnej walki Włochów z zarazą. W ubiegłą niedzielę w największej bazie włoskiego lotnictwa w Pratica di Mare (niedaleko Rzymu) wylądowało dziewięć rosyjskich transportowców Ił 76, z których wyjechał długi konwój rosyjskich pojazdów wojskowych, przejeżdżając pół Italii, spod Rzymu aż do Lombardii. Ekspedycją dowodzi gen. Siergiej Kikot, odpowiedzialny w Moskwie za... wojnę bakteriologiczną i będący zarazem specjalistą od wąglika. Konserwatywna prasa włoska atakuje premiera Conte, iż to jego długa rozmowa z Putinem dała przyzwolenie na tego rodzaju rosyjską demonstrację. Najwyraźniej Conte poczuł się na tyle zaniepokojony całą sytuacją, iż w toku czwartkowej debaty w senacie przekonywał parlamentarzystów miłujących Moskwę i Pekin, ale z obrzydzeniem patrzących na Brukselę, że: „geopolityczne alianse Italii nie mogą być uzależnione od doraźnie okazywanej nam pomocy”. Sam fakt tego rodzaju niezwykłej deklaracji premiera jednego z głównych krajów Unii i NATO pozwala jak w soczewce dostrzec kierunek niedobrych politycznych przemian, jakie zaraza uruchomiła właśnie w Italii.

Komentarze