Ostatnia deska ratunku dla rodziców. Top 5 gier na tablet
Sonia Nałęcz

Ostatnia deska ratunku dla rodziców. Top 5 gier na tablet

Gry i dzieci - jeden z tematów, który budzi kontrowersję, od kiedy komputery trafiły pod strzechy. Czy maluchom w ogóle wolno wchodzić w świat wirtualnej rzeczywistości, czy to dobre dla ich zdrowia, psychiki i rozwoju? A jeśli zdecydujemy się, by drobne paluszki klikały w tablety, to na jak wiele powinniśmy im pozwolić?

I przede wszystkim kiedy - wyłącznie w sytuacjach wyjątkowych, czy może zgodzić się na swobodny dostęp, licząc, że czasem oderwą się od ekranu? O graniu z synem i najlepszych tytułach na przetrwanie kwarantanny opowiada Radosław Nałęcz, prezenter radiowy i telewizyjny (MUZO FM i Polsat Games) oraz ojciec pięcioletniego Tadzia i trzyletniej Marianny. 

 

Zanim przejdziemy do gier dla dzieci i tego, czy w ogóle powinny do nich zaglądać, zastanówmy się, co widzą na co dzień. Znajomi często z dumą opowiadają, że ich pociecha wcale nie dotyka smartfona. I dobrze, maluch będzie miał szczęśliwe dzieciństwo bez ekranu… ale czy za taką decyzją idzie wzór z góry?

 

Wiadomo, że dzieci najwięcej uczą się obserwując rodziców. Jeśli dorosły kategorycznie zabrania dziecku dotykania swojego telefonu czy tabletu, jednocześnie samemu spędzając przy nim czas, wysyła sprzeczne sygnały. Po pierwsze tworząc świat, do którego nie wpuszcza dziecka, po drugie rysując granicę pomiędzy światem dzieci a dorosłych na ekranie swojego smartfona. Tylko w pewnym momencie dziecko zauważy, że w tym telefonie jest jakaś magia, do której dostępu nie ma, mimo że te czary dzieją się na jego oczach. 

Oczywiste jest, że są strefy, do których dziecko nigdy nie powinno mieć dostępu, bo one w istocie mają zgubny wpływ na jego późniejsze życie. Mam tu na myśli gloryfikujące przemoc brutalne kino lub pornografię, która jest dostępna na każdym kroku. Różnica polega na tym, że rodzice, jeśli nawet interesują się takimi rozrywkami, nie dają się na tym nakryć (a przynajmniej się starają). A teraz niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nie zerka w obecności dziecka na ekran telefonu, celem sprawdzenia co słychać na jego profilu w mediach społecznościowych. 

 

Dzieci nie powinny… zostawać z grą same?

 

- Istnieją dowody na to, że niektóre programy edukacyjne i gry rzeczywiście mogą wspierać  rozwój umiejętności uczenia się i czytania wśród dzieci. Niestety, są również dowody na to, że korzystanie z urządzeń cyfrowych zwiększa ryzyko odbioru przez dzieci treści zawierających przemoc i promujących agresję, co może skutkować problemami wychowawczymi oraz słabszymi wynikami w nauce. Dlatego tak ważne jest, by stale monitorować i kontrolować to, w co dziecko gra i co ogląda podczas zabawy tabletem - powiedziała Justyna Małas, psycholog szkolna. I to, moim zdaniem jest najważniejsze, w temacie dziecko i gry.

 

Jeśli miałbym wymienić największe niebezpieczeństwo, na jakie możemy narazić grające dzieci, byłaby to właśnie niewiedza albo co gorsze ignorancja. Każde jedno kliknięcie dziecka na tablecie, konsoli lub komputerze, powinno być monitorowane przez rodzica. Na rynku dostępne jest oprogramowanie, które pozwala zachowywać nadzór. Kontrola rodzicielska, którą można uruchomić z poziomu systemu operacyjnego lub przeglądarki internetowej utrudnia dostęp do niepożądanych treści. Można również zablokować zakupy, jeśli obawiamy się, że dziecko kliknie tam gdzie nie powinno.

 

Mania i Tadek z tabletemSonia Nałęcz
Mania i Tadek z tabletem

 

 

Oczywiście moje dzieci czasem siedzą same z tabletem, ale mimo to wiem, w co grają, znam te tytuły, bo sprawdziłem je z nimi wcześniej (nie ukrywam, że czasem dobrze się przy tym bawiąc). Wydaje mi się, że zainteresowanie rodzica i chęć poznania tematu gier ma znaczenie kluczowe dla rodziców. Mamy to szczęście, że wielu trzydziestolatków, którzy są rodzicami, grało w młodości, więc jest im łatwiej nadążyć za zmieniającym się dynamicznie światem współczesnych technologii. Jest on kolorowy, atrakcyjny i łatwy w obsłudze, więc nie dziwi, że dzieci są nim zainteresowane.

System PEGI - na czym to polega? 

Codziennie na całym świecie wydaje się tysiące gier. Łatwo się w tym wszystkim pogubić. Z odsieczą przybywają sami twórcy oraz producenci, którzy wysyłają swoje produkcje do agencji ratingowych, oceniających zawartość np. pod kątem wulgarności.

Od 2003 roku działa PEGI, czyli ogólnoeuropejski system klasyfikacji gier. Ocena składa się z dwóch elementów - pierwszy to ustalenie minimalnego wieku, w którym można sięgnąć po wybrany tytuł, a drugi to opis zawartości, gdzie oznaczane są przemoc, dyskryminacja, erotyka (o ile występuje w produkcie). Ocena ma formę ikonek, a znaczek umieszczony jest na każdym pudełku z grą.

Warto dodać, że system PEGI używany jest w 38 krajach, a od 2009 roku jego oznaczenia są oficjalnie honorowane w Polsce. Rodziców w naszym kraju wspiera również Stowarzyszenie Producentów i Dystrybutorów Oprogramowania Rozrywkowego, czyli SPiDOR, który prowadzi kampanie społeczne: “Graj bezpiecznie”, “Patrz w co gram” oraz “Granie Nauczanie”.

Rodzice każdorazowo przed zakupem gry powinni po prostu sprawdzić oznaczenie na pudełku (lub opis gry w przypadku zakupów w sieci), tak jak czytają etykietę na dowolnym produkcie lub lekarstwach. W żadnym wypadku nie powinni bazować na opinii samego dziecka oraz kierować się jego słowami, że “wszyscy w szkole grają”. Konsumencka odpowiedzialność naprawdę potrafi czynić cuda. 

Jest też nauka

Teraz, kiedy na całym świecie podejmowane są decyzje o izolacji, częściej musimy uśmiechać się do komputerów i liczyć się z tym, że młodzież szkolna będzie przed nimi spędzać więcej czau. Cała szkoła przechodzi do wirtualnej rzeczywistości. Nie wszyscy uczniowie się jednak martwią – w końcu sieć to ich żywioł. A co najbardziej w niej lubią – media społecznościowe. Obecnie powstaje wiele mądrych aplikacji, które pomagają i zachęcają do zgłębiania wiedzy. My korzystaliśmy z Wikipedii, teraz można nie tylko czytać, ale się wiedzą dzielić, np. na brainly.pl. To takie połączenie mediów społecznościowych z encyklopedią i korepetycjami. Warto podczas kwarantanny podsunąć ten adres swoim starszakom.

Radek, ratuj!
Muszę przyznać, że pomysł na ten tekst powstał przy okazji posta na Instagramie, który dodała moja żona. Przyznała się publicznie, że nasze dzieci grają. Spodziewaliśmy się krytyki, a dostałem kilka wiadomości w stylu "Radek ratuj, poleć jakieś gry". 

 

 
 
 
 
 
View this post on Instagram
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Ten post nie spodoba się wszystkim. O grach słów kilka. Nasze dzieci grają, wiedzą, co to jest komputer, Tadek potrafi posługiwać się myszką i touchpadem, ma swoje gry na różnych konsolach i tabletach. Ba! Ma nawet swoje własne konsole. Dlaczego? Bo ich nie oszukujemy. Nie będziemy ściemniać, że gry nie są fajne, skoro grać lubi cała rodzina ( z babcią, wierną fanką #wiedźmin3 , na czele). Nie będziemy kryć się z pasją po kątach, mówiąc, że to nie dla dzieci. @radoslawnalecz nie bedzie ukrywal swojej radości przy otwieraniu kolejnej edycji specjalnej z jakąś figurką (którą mama złośliwie znów nazwie lalką taty). Nie oszukujemy, bo nasze dzieci są częścią naszego universum. I wiecie co? Jesteśmy z tego dumni. Cieszę się, gdy widzę jak Tadek sam buduje swoje plansze, jak rozwiązuje łamigłówki i jak sprawnie porusza się po kolejnych poziomach. Widzę jak z doświadczeniem i wiekiem inaczej pokonuje pewne etapy. Od pierwszego kliknięcia nasze dzieci jednak wiedzą, że to jest świat na niby. Od urodzenia też pokazujemy im jak najwięcjej tej nie na niby rzeczywistości. Zwiedzamy muzea, odwiedzamy centra nauki, planetaria, zamki krzyżackie i latarnie morskie. Czasem wpadamy tylko na moment, czasem spędzamy godziny. Czasem dotykamy, czasem tylko patrzymy. Z gier można wyciągnąć sporo mądrości. Odpowiedzialność polega na tym, żeby wiedzieć, co w nich jest i nie pakować wszystkich do jednego wora. Żeby spojrzeć na nie od tej dobrej strony, pozwolić się dziecku przez nie poprowadzić. I słuchać! Słuchać o bohaterach od samego początku, kiedy jeszcze chcą nam o nich opowiadać. Gdy tę granicę przegapimy, potem nie będą chcieli mówić nic i tylko sapną pod nosem „że i tak nie wiemy, o co chodzi”. Bo prędzej czy później większość grać będzie, ale ten świat zamiast miło połączyć, podzieli skutecznie. Oczywiście dopiero za kilka lat będziemy mogli powiedzieć, czy wybraliśmy dobrą drogę. Czy przeszliśmy level ze wszystkimi bonusami. Słuchając jednak naszych dzieciaków dziś, czuję, że ten quest zaliczymy. . #gramy #granienarodowe #graniezdziećmi #grydladzieci #nintendoswitch #nintendo #switch #mariobros #marionintendo

A post shared by Sonia Nałęcz (@w_mani_stylu) on

 

Czas jest trudny. Minął tydzień kwarantanny, przedszkola i szkoły są zamknięte, a dzieci wariują uwięzione w czterech ścianach. O ile na początku, każdy miał sporo chęci na różne eksperymenty, zabawy i dzieła plastyczne, to jednak chwila oddechu się przyda. Zwłaszcza, jeżeli pracujemy w trybie home office i czasem po prostu potrzebujemy, by dzieci zajęły się czymś cichym w jednym miejscu. 

Oto nasze top 5 gier na tablety
O tym, czy gra zostaje na tablecie, czy staje się śmieciem do usunięcia, decyduje kilka czynników. Po pierwsze oceniamy, co może naszemu dziecku dać - czy czegoś uczy, czy jest tylko bezmyślną „klepanką” w ekran. Druga sprawa, to „pokusy”. Jest wiele gier, które wydają się ciekawe w sklepie, ale potem okazuje się, że są tylko naciągaczami na dodatkowo płatne treści. Nie musi być to wyskakujące okienko - wystarczy ciekawy model auta przykryty charakterystyczną kłódeczką albo kolor, który trzeba dokupić.. Trzecia sprawa to ocena dziecka - czy w ogóle go ten temat interesuje. Jeśli do niego wraca, a dwa pozostałe punkty są na plus, zostawiamy. 

Doktor Panda

Tę serię odkryliśmy bardzo dawno temu, kiedy nie mieliśmy jeszcze dużego pojęcia o grach dla dzieci. Tadek interesował się strażakami, więc szukaliśmy czegoś z wozem strażackim. Trafiła nam się pięknie narysowana ekipa Dr. Pandy, która ochoczo przywdziewa (z pomocą gracza) ochronny strój i swoim wozem rusza na ratunek zwierzętom uwięzionym w płonącym budynku. 

 

Dr. Panda Bath TimeSonia Nałęcz
Dr. Panda Bath Time

Po strażakach przyszedł kosmos, restauracje, basen, a potem życie codzienne - łazienka, sprzątanie domu, robienie zakupów. Większość gier Dr. Panda opiera się na podobnym, prostym schemacie, ale żadna nie jest taka sama. Są to dość krótkie scenki, w których mamy do wykonania jakieś zadanie. Bardzo pomogła nam Dr. Panda Bath Time w nauce korzystania z nocnika - skoro sympatyczny miś siada na toalecie, to i Mania chętnie to robi. Co ważne, nie da się opuścić wc, bez umycia rąk! Bardzo na czasie.

 

Dr. Panda Swimming PoolSonia Nałęcz
Dr. Panda Swimming Pool

Gry ze studia Dr. Panda Ltd. są płatne - tytuł kosztuje około 14 zł, ale podczas samego grania nie mamy ryzyka, że wyskoczy jakaś reklama i dziecko zostanie przeniesione do sklepu, gdzie wyda fortunę. Rodzice, przypominam o ostrożnym dodawaniu karty i ustawieniem hasła wymaganego przy każdej transakcji.

Własne miasto, symulator życia

W Polsce dużą popularnością cieszą się symulatory. Gry typu Sim City pozwalające budować własne miasto lub The Sims, czyli symulator wirtualnego życia opierają się na zamiłowaniu do planowania, urządzania, dekorowania i zarządzania. Jednak są to propozycje dla nieco starszych dzieciaków. Próbowaliśmy z Tadziem prowadzić zoo, ale zbyt dużo komunikatów do czytania utrudniało przyjemność rozgrywki. Na szczęście kreowanie swojego świata można też znaleźć w wersji uproszczonej i to w najlepszym wydaniu. 

Twórcy serii Dr Panda stworzyli także Hoppa City 2 (pierwsza część mniej nas zachwyciła). Maluch nie musi wykonywać skomplikowanych analiz finansowych, żeby jego miasto nie upadło. Może korzystać z różnych atrakcji, ale żeby je wybudować, trzeba odkryć schematy i je zapamiętać. 

 

Hoppa City 2Sonia Nałęcz
Hoppa City 2

 

 

Gdy budynki zostaną raz postawione, pojawiają się w menu ze „ściągą”. Ta gra uczy planowania przestrzeni - parcele oparte są na szachownicy, więc można powtarzać z dzieckiem figury geometryczne - np cztery małe domki ustawione w kwadracie zamienią się w kamienicę. 

 

Przyznam szczerze, że jeśli chodzi o tabletowe tytuły, to nasz top one. Przy rozplanowanych według własnego uznania ulicach (był moment, kiedy u nas powstawały same skrzyżowania) stawia się place zabaw, kina, teatry, restauracje, bary. Miasteczko nie jest puste, a spacerujący mieszkańcy jasno komunikują potrzeby w chmurce nad głowami - np. brak sklepu w okolicy lub przystanku autobusowego. 

Każde zwierzątko można chwycić paluszkami i umieścić w jakimś budynku - może spać w mieszkaniu, pracować w biurze, polecieć samolotem lub pozjeżdżać na deskorolce w skateparku. Resztę odkryjcie sami. Mały tip dla rodziców - przyda się poradnik ze schematem tworzenia budynków. 

Ulubione postacie

Na tablet można ściągnąć gry z ulubionymi postaciami z kreskówek. Nie polecam jednak wersji bez licencji - zwykle są to programy napędzające kliki w reklamy lub mikropłatności. 

Nasze dzieci wracają do trzech gier - z Piżamersami, Psim Patrolem i Peppą. Tadek chętnie robi misje w grze PAW patrol - Rescue Run. Obsługa jest intuicyjna, nie ma pokus między odpaleniem aplikacji, a rozpoczęciem zadania. Samo sterowanie polega na stukaniu w ekran, gdy piesek ma przeskoczyć przeszkodę lub zdobyć kostkę. Pojawiają się też proste zadania poboczne. Ta gra nie wymaga szczególnego zaangażowania szarych komórek, ale można na niej poćwiczyć refleks. Gdy nie pokonamy przeszkody, piesek czeka na nasz ruch, więc nie ryzykujemy żadną traumą spowodowaną utratą życia.

 

PAW patrol - Rescude RunSonia Nałęcz
PAW patrol - Rescude Run

Podobnie zbudowana jest rozgrywka z Piżamersami. W PJ Masks Moonlight Heros wybieramy postać i ruszamy ocalać świat. Tu jednak dziecko może stracić zdrowie w zderzeniu z nieprzyjacielską materią. Jeśli tak się stanie, po prostu powtarza ostatni fragment. 

Młodsza córka jest natomiast zachwycona rysowaniem z Peppą i Georgem. Peppa’s Paintbox to aplikacja z przybornikiem do rysowania w bardzo prostym i miłym dla oka wydaniu. Na początku dziecko wybiera, z kim chce tworzyć dzieło, a potem puszcza wodze fantazji - może malować pędzelkiem zmieniając kolory farby i korzystać z animowanych naklejek. 

Proste, a mądre

Nie potrzebna jest dopracowana grafika, by dziecko zainteresować, o czym przekonaliśmy się, gdy Tadek zaczął grać w Happy Glass. To prosta animacja 2D od Lion Studios. Naszym zadaniem jest nalanie wody do szklanki, ale żeby nie było zbyt prosto, musimy sami odpowiednio skierować strumień za pomocą ołówkowej kreski.

Brzmi banalnie? Nic bardziej mylnego! Na wyższych poziomach trzeba się nieźle nakombinować, dlatego ogromną przyjemność sprawia nam rodzinne granie. To niezły test dla wyobraźni, a duma z rozwiązań Tadka, czasem się we mnie nie mieści. Przy tej grze, często myślę - coś zrobiliśmy dobrze. 

Do dziury, czyli Busy Shapes

Busy Shapes to jeszcze jedna ciekawa produkcja. Zasady zabawy są proste - to gra w kształty oraz kolory. Na każdej planszy pojawiają się różne figury. Musimy tak kombinować, by umieścić poszczególne klocki w odpowiednich dziurach. Z planszy na planszę poziom trudności oraz skomplikowania obiektów rośnie, natomiast satysfakcja jest duża. Gra uczy abstrakcyjnego myślenia, bo często należy omijać porozkładane na mapie “przeszkadzajki”.

 

Busy ShapesSonia Nałęcz
Busy Shapes

 

 

Twórców gry zainspirowały odkrycia szwajcarskiego psychologa i biologa Jean’a Piageta. Wychodził on z założenia, że dzieci są naukowcami, a jego teoria rozwoju poznawczego zrewolucjonizowała sposób patrzenia na dziecięcy umysł.  

Rodzinna zasada - gry są na niby....

W przypadku gier najbardziej zagrożone są dzieci, dla których stają się one całym światem. My nie próbowaliśmy nigdy unikać tego tematu, bo gramy rodzinnie - można powiedzieć, że z pokolenia na pokolenie - zapaloną graczką jest moja teściowa. Wiedźmina 3 przeszła tyle razy, więc ośmielę się stwierdzić, że może o nim wiedzieć więcej, niż sami twórcy (ukłony dla nich).

Gdy urodził się Tadziu, wiedzieliśmy, że jako młodzi rodzice będziemy popełniać masę błędów, ale nie chcieliśmy dopuścić do jednego - sztucznego kreowania siebie. Udawania przed dziećmi, że jesteśmy doskonali, krycia się po kątach z naszymi pasjami. Wydaje mi się, że udało nam się wprowadzić syna w świat gier bardzo odpowiedzialnie (Mania dopiero zaczyna poruszać się w tym temacie). Od pierwszego kliknięcia Tadek wie, że wszystko co na ekranie, jest na niby. Nie istnieje i nie miesza się ze światem rzeczywistym. 

Druga sprawa, to właśnie ten świat rzeczywisty. Bardzo dużo go dzieciom pokazujemy - zwiedziliśmy prawie wszystkie muzea w Warszawie (Tadek okazał się wielkim fanem Rembrandta, którego widział kilka razy na Zamku Królewskim), latarnie morskie w Trójmieście, chodzimy do teatrów, odkrywamy historię rycerzy i zamków krzyżackich, czytamy powieści, słuchamy audiobooków. To ważne bo wydaje mi się, że mimo dostępu do tabletów, nie zamyka nas w szufladce tabletowych rodziców.

… i nie powinny zastępować rodziców

Tu dochodzimy do kluczowej kwestii. Gry nie są złe. Wiele z nich potrafi znakomicie przedstawić historię, a przy okazji “przemycić” wartości - zasady fairplay, zdrowej rywalizacji czy oswoić z myślą, że w życiu nie zawsze się wygrywa. Nie wolno zapominać, że gry służą przede wszystkim do rozrywki, ale przez zabawę możemy się wiele nauczyć.

Gry to również interaktywne światy, gdzie jedynym ograniczeniem jest nasza wyobraźnia. Doskonałym przykładem jest chociażby “Dreams”, czyli cyfrowa platforma, gdzie można np. stworzyć samemu grę, opublikować ją lub bawić się cudzymi produkcjami. Świat gier to również miejsce, w którym odnajdują się na równych prawach osoby pełno i niepełnosprawne, zwłaszcza na arenie esportowych zmagań.

Nasze dzieci coraz częściej będą korzystały z cyfrowych rozwiązań. Wszystko wskazuje na to, że to kierunek jaki obrała ludzkość, a język gier wszedł już dawno do naszego codziennego życia. Należy w nim uczestniczyć, interesować się tym, co robią tam dzieci, starać się rozumieć oraz uczyć zasad.

Gry - bez względu na to jak są doskonale zrobione, zaprojektowane, narysowane nie zastąpią rozmowy twarzą w twarz. Dlatego mimo ich wielu zalet warto czasem wylogować się, wyłączyć komputer i porozmawiać. Poza tym - rodzic może usiąść ze swoim dzieckiem i… spróbować przejść jedną planszę lub dwie. Razem. 

Komentarze