Wybór Bosaka. Między sektą a mainstreamową prawicą
PAP/Leszek Szymański

Wybór Bosaka. Między sektą a mainstreamową prawicą

Kim jest Krzysztof Bosak, kandydat Konfederacji na prezydenta? Najbardziej komunikatywnym politykiem, jaki przytrafił się środowisku, które ja na swój użytek nazywa "prawicą egzotyczną". Czyli próbującą epatować wyrazistością i wiernością historycznym ideologiom. Oceniającą świat poprzez rozmaite prawicowe wzorce z Sevres, także w momentach, gdy wystarczy zdrowy rozsądek - pisze Piotr Zaremba.

A może jest człowiekiem, który, wybrany trochę przez przypadek, niczego temu środowisku nie gwarantuje? Bo jest za młody (zwłaszcza z wyglądu) i zbyt niepoważny, bez osobistego dorobku. Co w prezydenckim starciu przeszkadza szczególnie.

Wieloletni marsz narodowców

Zacząć wypada od tego, że nie wiadomo jakiemu środowisku ma pomóc. Narodowcy z podziwu godną konsekwencją i z personalnymi stratami próbują kontynuować swój wieloletni marsz. W prawyborach Konfederacji wygrali z innymi grupami, choćby z lepiej zdawałoby się rozpoznawalnym, ale miotanym chimerami lidera otoczeniem Janusza Korwin-Mikkego. 

 

Czy byli dużo lepiej zorganizowani od swoich "wolnościowych" koalicjantów? Czy może to tamci padli ofiarą swojej nieporadności? A może wśród przypadkowych zwolenników Konfederacji wygrała stawka na młodość i na normalność? Bo tego ostatniego określenia nie da się skojarzyć ani z Korwin-Mikkem, ani powiedzmy z Grzegorzem Braunem.

Tamci są bardziej malowniczy, prawda. Ale zawsze aktualny będzie syndrom Korwina, który mając szansę na wyborczy sukces, w ostatniej chwili pracował aby go pogrążyć - głównie skrajnymi, ekscentrycznymi wypowiedziami. Braun, choć z jeszcze trochę innej parafii, kojarzy się z podobnymi skłonnościami również.

Poprawny i bez charyzmy

Bosak mówi jak z podręcznika dla normalsów, przynajmniej gdy chodzi o formę. Jest pracowity, nieźle wypada w mediach. Choć oczywiście jego twarz chłopca (ma 38 lat), brak formalnego wykształcenia, niejasna droga zawodowa, raczej świadczą przeciw niemu. Nawet jego sukcesy są kontrowersyjne. Udział w TVN-owskim Tańcu z Gwiazdami w oczach obrażonych na rzeczywistość typowych wyborców prawicy to czasem fircykowanie, a czasem zdrada.

Kiedy zaczął wygrywać prawybory, od razu pojawiły się plotki o możliwym rozpadzie Konfederacji. To że ona trwa jako klub parlamentarny w cztery miesiące po sejmowych wyborach zakrawa na cud, ale nikt nie wróży temu projektowi trwałości na całą kadencję. Tak naprawdę ten kandydat  gra bardziej o przyszłość narodowców niż całego tego zlepku.

I możliwe, że robi to lepiej niż umiałby którykolwiek z jego kolegów. A jednak mamy poczucie, że to nie jest charyzmatyczny lider, personalny sztandar choćby na stabilne 10 procent pozwalające dyktować innym warunki. Że pogrążą go waśnie z innymi liderami Konfederacji, także kłótnie i dezercje z samego narodowego zakątka. Że nie ma w nim nawet ludzkiego rozmachu Romana Giertycha, który zanim zdradził własny ruch, dysponował kanciastą charyzmą. To się ma lub nie. Bosak jest poprawny, czasem rozsądny - w ramach swojej szczególnej ideologii - ale na razie niewiele więcej.

Skądinąd zaś kłopot tego środowiska jest dobrze wyrażony właśnie przez woltę Romana Giertycha. Ktoś, kto nadmiernie obrośnie w piórka na prawej flance, nieuchronnie ma skłonność aby  iść ku kompromisowi z rzeczywistością. Giertych padł ofiarą pokus czysto materialnych i obsesyjnej nienawiści do PiS, więc zawędrował daleko. Normalnie te kompromisy mieszczą się w obrębie bardziej mainstreamowej prawicy. I prowadzą do statusu Adama Andruszkiewicza, przygarniętego na rządową posadę aby PiS mógł mówić: "u nas też są spadkobiercy Dmowskiego".

Drugą drogą jest trzymanie się skraju. Zostawmy rozliczne dylematy moralne z tego wynikające. Wszak to polski Episkopat zarysował sprzeczności między nacjonalizmem i katolicyzmem. Ale to oznacza też użeranie z wariatami, tłumaczenie się z aliansu z ludźmi pokroju Brauna, który dopiero co głosił, że pisowski rząd szykuje kryjówkę dla władz Izraela w Centralnym Porcie Komunikacyjnym (ciekaw jestem, jak Bosak tłumaczy to sam sobie). Wieczne kojarzenie się z działaczami - kibolami, nawet tymi trochę bardziej ogładzonymi. To droga trudna, czasem absurdalna. Można z niej korzystać, ale w cieniu wiecznego ryzyka ześliźnięcia się w niebyt.

Oferta Bosaka

Polaryzacja nieco nadmuchała skrajności wszelkiego typu, ale wbrew mrocznym wizjom dziennikarzy liberalnych portali zapotrzebowanie na realny radykalizm po prawej stronie nie jest masowe. Przedsoborowy katolicyzm plus uprzedzenia wobec obcych to wbrew przestrogom z filmu "Mowa ptaków" Xawerego Żuławskiego nie jest magnes dla polskiej młodzieży. Zawsze pozostanie najwyżej dodatkiem,  ledwie tolerowanym przez szerszą, bardziej mainstreamową prawicę. A przede wszystkim oferta Bosaka i jego kolegów: jesteśmy przeciw Unii, przeciw bliskim relacjom z Ameryką i przeciw Izraelowi budzi wrażenie awanturnictwa. I prowadzi do nieuchronnych pytań: gdzie doprowadziłby Polskę taki marsz.

Podczas gdy liberałowie przedstawiają narodowców jako niesforne "dzieci PiS", oni sami skarżą się, że ten PiS wpycha ich w stereotyp formacji prorosyjskiej. To faktycznie główny argument rządowej propagandy przeciw opozycji z prawej strony. Jest to robione topornie, bo tak wygląda dziś w Polsce język politycznej debaty. Ale logika tych skojarzeń jest oczywista. Na Zachodzie odkryto dowody, że ugrupowania antyeuropejskie są wprost wspierane przez Kreml. My dysponujemy jedynie wrażeniami, ale one wystarczą, aby dla polskiej opinii publicznej zabawa w historyczny nacjonalizm wydawała się nieatrakcyjna.

Bosak naturalnie przegra te wybory, pytanie z jakim rezultatem. I o ile wygra je Andrzej Duda, narodowcy  będą pewnie wraz z całą Polską świadkami narastającego rozłamu między pisowskim rządem i Unią Europejską. Zdarzyć się wówczas może wszystko. Możliwe, że Polacy wystraszą się tego konfliktu i przesuną na zasadzie wahadła w kierunku liberalno-poprawnościowo-euroentuzjastycznym. Co zmieni polskich nacjonalistów z niszy w sektę.

Możliwe też, że  dojdzie do przesunięcia się szerszego prawicowego elektoratu w kierunku niechęci do Europy i Unii. Czy jednak nawet wtedy głównym profitentem okaże się zakon, który "zawsze przestrzegał"?

Bardziej prawdopodobne, że przyspieszy to rozmaite przemiany w samym PiS. Że wzmocni się pozycja Zbigniewa Ziobry, który nie ma geopolitycznych, wciąż prozachodnich skrupułów Jarosława Kaczyńskiego. Możliwe, że doprosi on do tej gry o prawicę narodowców (tych którzy nie sprzedadzą się już wcześniej za miejsca w spółkach skarbu państwa). Ale może przebieranki w historyczne ideologie nie będą mu potrzebne?

Problemy z prawicowym stylem prowadzenia wojenek

Na razie Bosak musi się borykać z odwrotnym problemem. Niby okrąża PiS z prawej, a cały czas jest wpychany w rolę funkcjonalnego sojusznika liberalnej (czy jak kto woli "totalnej") opozycji. Głosuje przeciw ustawie kneblującej sędziów i już sto prawicowych portali i dwieście forów robi z niego lokaja Brukseli, choć motywy  sprzeciwu fundamentalnej prawicy są inne niż  Budki czy Czarzastego.

Przy znanej skłonności pisowskich funkcjonariuszy do kneblowania opozycji skrajniejsza prawica może być w parlamencie skazana na jałowe protesty proceduralne wspólne z "totalsami". Tak było przed wojną w sanacyjnych Sejmach z endekami krzyczącymi czasem  to samo co lewicowcy.

To dodatkowy powód do dyskomfortu utrudniający normalne głoszenie własnych poglądów. Bosak wciąż ma na dokładkę problemy z prawicowym stylem podjazdowych wojenek, gdzie stare obskurantyzmy mieszają się z logiką wirtualnej komunikacji. Już zdążono z niego zrobić w internecie Żyda i geja (nawet ślub na początku kampanii nie pomaga). I trochę mi go żal bo jest sympatycznym, chyba ideowym człowiekiem (samym ideom nie sprzyjam, ale ideowość doceniam). Ale też powiem: "Sam tego chciałeś Grzegorzu Dyndało". Sam pan wybrał ten świat. Pytanie, kiedy pan z niego wyrośnie.

Komentarze