"Tydzień Na Świecie Grzegorza Dobieckiego"
"Dzień Na Świecie" na antenie Polsat News codziennie o godz. 22:30

"Tydzień Na Świecie Grzegorza Dobieckiego"

Subiektywna kronika wydarzeń międzynarodowych Grzegorza Dobieckiego, współprowadzącego program "Dzień na Świecie" w Polsat News.

Informacje o zagrożeniu koronawirusem z Wuhan i jego ofiarach były wstrzymywane na szczeblu lokalnym, a potem centralnym. Najpierw odruch bezwarunkowy, później chłodna kalkulacja kazały monopartii uznać lekarzy-sygnalistów za siewców zamętu. Laryngolog Li Wenliang już w końcu grudnia alarmował o epidemii. Podjął się samodzielnie opieki nad zakażonymi. Zmarł 7 lutego. Wieść niesie, że pośmiertnie został bohaterem chińskich mediów społecznościowych, chociaż - włącznie z najbardziej popularnym Weibo - są one cenzurowane przez władze. Przypadek doktora Li miałby tchnąć w setki tysięcy Chińczyków ducha gniewu i buntu, porównywalnego z nastrojami studentów z Placu Tiananmen w 1989 r. W zachodnich mediach pojawił się nawet termin "rewolucja cyfrowa" jako określenie mniemanego wrzenia w chińskim internecie.

 

Laryngolog Li Wenlingan, który już w grudniu mówił o epidemii koronawirusaPAP/EPA/Beijing Thanksgiving Public Welfare Foundation / HANDOUT
Laryngolog Li Wenlingan, który już w grudniu mówił o epidemii koronawirusa

 

 

Cyberbunt miałby sprawić, że Xi Zinping, już osłabiony wojną handlową z USA, spowolnieniem chińskiej gospodarki czy kryzysem w Hongkongu, jeszcze bardziej zachwieje się na szczycie władzy w związku z epidemią. Może nawet z tego szczytu spadnie, gdy na ulice wyjdą chińskie żółte kamizelki... Na razie są to - i długo jeszcze będą - białe maski. Prezydent Xi stanął na czele "wojny ludowej" z epidemią, co tylko umacnia jego pozycję, w Pekinie i w świecie. To pod jego naciskiem WHO zwlekała z ogłoszeniem globalnego alertu. To jego potrzebujemy, by rozbroił u siebie koronawirusa. Boimy się, odwołujemy światowy Salon Telefonii Komórkowej w Barcelonie. Popieramy i poprzemy prezydenta ChRL, nie oglądając się na więzionych Ujgurów, krnąbrny Hongkong, okupowany Tybet czy przebłyski wolnego słowa na Weibo.

 

Macron kusiciel

 

Ludwik XIV mówił: państwo to ja. Obecny prezydent Francji ma większe ambicje. Uważa, że Europa - to on. Unię Europejską widzi jako niezależną siłę środka, równoważącą wpływy USA oraz Chin (symetrysta?) i tylko trochę bardziej zbliżoną do Rosji (asymetrysta?). Liczne międzynarodowe inicjatywy Emmanuela Macrona nie przekładają się jednak na realne sukcesy; często nawet po ogłoszeniu nie mają już żadnego ciągu dalszego. Prezydent traktuje je jak start-upy: warto spróbować, bo może się udać i przynieść zysk, ale też nie warto inwestować za dużo, bo pomysł może nie chwycić. Taki charakter ma jego propozycja przystąpienia do dialogu na temat "europejskiego wymiaru francuskich sił odstraszania atomowego".

 

Prezydent Francji Emmanuel MacronEPA/IAN LANGSDON
Prezydent Francji Emmanuel Macron

 

Po brexicie Francja stała się jedynym unijnym mocarstwem nuklearnym, więc Macron gra tą kartą, by znaleźć chętnych do realizacji szerszego planu - autonomii obronnej UE (konkurencyjnej/komplementarnej wobec NATO - niesłuszne skreślić). Szukał niedawno również w Warszawie. Czy zainteresowani mogliby liczyć na rozpięcie nad ich głowami francuskiego parasola atomowego? Nie wiadomo, jednak i tak chętnych nie widać. Ten start-up pewnie szybko się zwinie.  

 

Skutki uboczne

 

Procedura impeachmentu, niepotrzebnie uruchomiona przez Demokratów, zamiast zmieść Donalda Trumpa z najwyższego urzędu tylko go na nim umocniła. I może mu pomóc w reelekcji. A najbardziej zaszkodziła temu, który w finalnym pojedynku miał wodza Republikanów pokonać: Joe Bidenowi. Były wiceprezydent bardzo mizernie wypadł w pierwszych stanowych prawyborach Demokratów, w Iowa i New Hampshire. Ich zwycięzcy - socjalista Sanders ( dla Trumpa: "Szalony Bernie") i młody Buttigieg ("Pete Burmistrz") - wydali się atrakcyjni, bo są z pobocza politycznego mainstreamu. Jeden radykalnie (jak na USA) lewicowy, drugi nieutytłany w waszyngtońskim bagnie. Obaj nienormatywni w swoich orientacjach, odpowiednio: politycznej i seksualnej. Wszystko jeszcze może się odmienić, może już w marcowy Superwtorek, kiedy do bezpośredniej walki o nominację Demokratów stanie wreszcie miliarder Michael Bloomberg. Ale nastroje w tym plemieniu niektórzy wyczytali z gestu Nancy Pelosi w Kongresie. Możliwe, że podarła kopię prezydenckiego orędzia w odruchu protestu przeciwko bucie i impertynencji Trumpa. Niewykluczone jednak, że był to bardziej gest bezradności i rozpaczy.

 

Pete Buttigieg w czasie wiecu prawyborczegoEPA/KATHERINE TAYLOR
Pete Buttigieg w czasie wiecu prawyborczego

 

Niepożądane skutki uboczne niewprawnych manewrów politycznych odczuła także niemiecka chadecja – a wraz z nią cały dwupartyjny "układ", z SPD. W Turyngii faktyczny alians wyborczy CDU z AfD, politycznie wyklętą Alternatywą dla Niemiec, doprowadził do potężnego wstrząsu w Berlinie. Przywództwo CDU i szanse na przyszłe kierowanie rządem straciła Annegret Kramp-Karrenbauer, protegowana Angeli Merkel. Ich partię dopadł poważny kryzys przywództwa, ale i tożsamości.       

 

Kebab po sułtańsku

 

Recep Tayip Erdogan eksportuje ostre specjały kuchni tureckiej. Coraz trudniejsze do strawienia, nawet dla zaprzyjaźnionego smakosza, Władimira Putina. Wbrew ustaleniom konferencji berlińskiej Turcja nie wycofała z Libii oddziałów i okrętów wspierających rząd w Trypolisie, z którym walczy armia generała Haftara. Ją z kolei wspomagają - również niewycofane - formacje zielonych ludzików z Rosji (tzw. wagnerowcy).

 

Recep Tayp Erdogan, prezydent TurcjiEPA/TURKISH PRESIDENT PRESS OFFICE HANDOUT HANDOUT EDITORIAL USE ONLY
Recep Tayp Erdogan, prezydent Turcji

 

A na północy Syrii, w prowincji Idlib, tureckie wojsko toczy już regularne bitwy z żołnierzami Asada, czyli także z ich rosyjskimi towarzyszami broni. Specjalna grupa negocjacyjna z Moskwy przyleciała do Ankary, by dojść z Turkami do ładu: wróciła z niczym. Erdogan nie liczył się z NATO, kupując rosyjskie uzbrojenie. Teraz zdaje się nie liczyć z Rosją, kontrując jej zagraniczne interwencje. Przybiera sułtańskie pozy, marzy o nowym Imperium Osmańskim. Kto wie, czy jego sny o potędze nie są groźniejsze dla świata, niż dobijanie się przez reżim Kimów i państwo ajatollahów do klubu nuklearnego.  

 

Wszystko na sprzedaż

 

W ukraińskiej Radzie Najwyższej i przed jej gmachem spierano się zawzięcie o przyszłą ustawę regulującą obrót ziemią. Rząd w Kijowie ("Sługa Narodu") liczy na znaczne wpływy do budżetu z tego tytułu, co usiłuje godzić z nakazami patriotyzmu. Zasadniczo więc ziemi nie mogliby nabywać cudzoziemcy jako osoby fizyczne, ale już jako osoby prawne (firmy) - owszem.

 

Siedziba ukraińskiej Rady NajwyższejWikipedia.org/VADIM CHUPRINA
Siedziba ukraińskiej Rady Najwyższej

 

Obrońcy ojczyzny i ojcowizny ("Batkiwszczyna") wznosili hasła w rodzaju: "sprzedaż ziemi to ludobójstwo popełniane na narodzie". Argumentowali, że kiedy zagraniczni biznesmeni do spółki z rodzimymi oligarchami wykupią ukraińską ziemię, to jej dzieci "będą niewolnikami w swoim kraju", a Ukraina zostanie skolonizowana. Te obawy raczej nie spotkają się ze zrozumieniem postępowej opinii międzynarodowej, chociaż - zachowując wszelkie proporcje - zasługiwałyby na to podobnie jak protesty amazońskich Indian, których z ziemi (puszczy) ojców ruguje prezydent Brazylii.

 

Uwierająca nazwa

 

Merostwo miasta Vichy zwróciło się do paryskiego Memoriału Shoah z wnioskiem, by w swoich publikacjach i ekspozycjach nie wiązał więcej nazwy Vichy z kolaboracyjnym rządem Francji, który w latach 1940-1944 obrał sobie to miasto za siedzibę. Merostwo argumentuje, że decyzja o lokalizacji nie zależała przecież od ówczesnych mieszkańców Vichy, a obecni czują się ofiarami negatywnego kontekstu, w jakim wciąż się ich miasto umieszcza.

 

Ratusz w Vichy, FrancjaWikipedia.org/thbz
Ratusz w Vichy, Francja

 

Dyrekcja Memoriału Shoah uznała wniosek za w pełni uzasadniony, stwierdzając, że "w 80 lat po nastaniu petainizmu (we Francji) nadeszła pora, by zmienić pewne formuły". Memoriał nie będzie już więc używał haseł "reżim Vichy" czy "rząd Vichy", choć jeszcze nie wyjawił, jakimi określeniami zamierza je zastąpić, żeby nie uwierały. Historia uwierać nie przestanie.   

Komentarze